niedziela, 30 listopada 2014

Chapter XXXIX

*****

Alison P.O.V.

     Promyki słońca opadły na moją dłoń podłączoną do kroplówki. Przede mną na łóżku leżał talerz z nadal nietkniętym śniadaniem, które Louis usilnie próbował we mnie wmusić... Jak na razie -  z marnym skutkiem.
      - Alison, proszę cię...- zajęczał przybliżając się do mnie z błagalną miną.- Słońce musisz coś zjeść, jeżeli chcesz, aby ci to wyjęli- wskazał palcem na igłę wbitą w moją żyłę. Skrzywiłam się wpatrując się w to samo miejsce co on. Pokręciłam głową spuszczając wzrok na kołdrę i zaczynając się bawić jej końcem. Natarczywy wzrok chłopaka strasznie mnie dekoncentrował przez co nie mogłam się na niczym skupić, a to, że próbował wmusić we mnie jedną z kanapek – nie pomagało. Nie miałam ochoty na jedzenie.- Ali... chociaż jedną- zaproponował biorąc do ręki największą kromkę jaka znajdowała się na talerzu i wpatrując się we mnie wyczekująco, wyciągnął dłoń w moim kierunku. Westchnęłam ostatecznie się poddając. Odbierałam ją od chłopaka i pod czujnym spojrzeniem szatyna wgryzłam się w nią.
     Tomlinson naprawdę starał się pomóc mi wrócić do normalności. Nie odstępował mnie na krok, ciągle zagadywał abym tylko ponownie się w sobie nie zamknęła albo nie przypominała ostatnich wydarzeń. Wiedziałam, że chciał abym opowiedziała mu wszystko z dnia, kiedy znalazł mnie z Niall'em, albo zgłosiła sprawę policji, ale nie byłam na to w pełni gotowa. Nie wyobrażałam sobie siebie mówiącej komukolwiek o tym co mnie spotkało. Wstydziłam się? Oczywiście, że tak. Jaka dziewczyna na moim miejscu by się nie wstydziła? Opowiedziała obcemu człowiekowi, że ktoś ją dotykał…poniżał, zniszczył wiarę w siebie…
     Niall i Louis nie naciskali. Omijali ten temat, kiedy siadali obok mnie i rozmawiali. W sumie to oni więcej mówili, a ja udawałam, że słucham, nie chcąc sprawiać im przykrości. O wiele bardziej wolałabym być sama, zwinięta pod kołdrą i zapominania przez wszystkich, ale jak widać… nie mogłam sobie na to pozwolić.
     Zacisnęłam dłonie w pięści, kiedy przypomniałam sobie ostatnią rzecz jaką pamiętałam z gwałtu. Myślałam, że po tym jak Justin mnie wykorzystał do swoich celów, odejdą i mnie zostawią. Sądziłam, że Nick miał pełnić rolę pewnego ubezpieczenia, aby upewnić się, że nikt im nie przeszkodzi… a on… najnormalniej w świecie… Kim do diabła trzeba być, aby na dopiero co zgwałconą dziewczynę, oddać mocz, poniżając ją jeszcze bardziej?!
       - Alison…- słowa Lou wyrwały mnie z gorzkich wspomnień. Uniosłam wzrok na chłopaka obserwując na jego twarzy lekkie zdezorientowanie. Powoli wyciągnął rękę i starł z moich policzków spływające łzy. Wzdrygnęłam się ten dotyk natychmiastowo odsuwając się. Byłam zła na siebie, że moje ciało samo reagowało na męski dotyk strachem, a ja nie miałam na to żadnego wpływu. – Ali…
     Przybliżyłam się bardziej do wezgłowia łóżka, natychmiastowo oplatając nogi rękoma. Chciałam być sama… nie chciałam patrzeć na to jak ranię Louisa tym, że go od siebie odsuwam. Nie zasłużył na to, on chciał mi tylko pomóc, a ja… nie byłam w stanie otworzyć się na jego dotyk. Na męski dotyk.
     Chłopak westchnął cicho chwytając talerz z kanapkami i odstawiając go na biurko. Podniósł z niego biały kubek kładąc go na szafkę nocną obok mnie, po czym wyszedł z pokoju milcząc. Zdawałam sobie sprawę z tego, że go zraniłam, ale nie byłam w stanie powstrzymać swoich odruchów.  Jeszcze nie teraz…

Louis P.O.V.

     Zeskoczyłem z ostatniego schodka wciskając w ręce przechodzącego Liam’a talerz. Skierowałem się w stronę wyjścia z domu, w drodze wyjmując z kieszeni kurtki Zayn’a paczkę fajek i zniknąłem na ganku. Usiadłem na schodach, odpalając nikotynę i powoli się nią zaciągając. Nie przejmowałem się tym, że przywłaszczyłem sobie obce papierosy, bardziej obchodził mnie stan psychiczny Alison.
     Kiedy w nocy się obudziła i wręcz błagała mnie, abym jej nie opuszczał, przez chwilę myślałem, że obejdzie się bez wizyty specjalisty, który miał uporządkować psychikę Alison na tyle, aby mogła normalnie funkcjonować. Ubłagałem Niall’a aby odłożył pierwszą wizytę, wierząc, że uda mi się dotrzeć do blondynki na tyle, że pomoc psychologa nie będzie potrzebna. Jak widać… myliłem się.
     Nie mam bladego pojęcia co się stało tego dnia po szkole, jednak cokolwiek to było, miało niewyobrażalnie silny wpływ na dziewczynę i nie pozwalało jej ruszyć dalej. A wiem, że chce. Zacisnąłem dłonie w pięści, wyobrażając sobie pochylającego się nad zapłakaną Alison chłopaka, gotowego do… zgwałcenia jej.
     Syknąłem chwytając dolną partię swojego brzucha, czując rozprzestrzeniający się po nim ból. Zawiodłem. Na całej linii. Nie ochroniłem Alison przed tym co jej się przydarzyło. Nie było mnie przy niej kiedy mnie najbardziej potrzebowała, kiedy potrzebowała kogoś, kto jej pomoże, ochroni…
     Zgniotłem niedopałek nikotyny, wyciągając kolejną białą rurkę z pudełeczka i podpalając ją. Jeżeli papieros miał mnie uspokoić… musiałem wypalić tego świństwa naprawdę dużo.
       - Mogłem się domyślić, że to ty zwinąłeś mi nową paczkę- usłyszałem. Po chwili właściciel głosu usiadł obok mnie, wyciągając papierosa z mojej dłoni i mocno się nim zaciągając. – Jak bardzo jest źle?
       - Za bardzo- mruknąłem wplatając ręce w włosy i ciągnąc za pojedyncze kosmyki.- Myślałem, że jest dobrze… powoli zaczynała rozmawiać, aż… cholera, przypomniała sobie coś z tamtego dnia i kurwa znowu. Znowu się zamknęła!- jęknąłem z bezsilności. Chwyciłem najbliżej znajdujący się kamień i cisnąłem nim przed siebie najmocniej jak potrafiłem. Musiałem się uspokoić. W takim stanie nie pomogę Al.
       - Nie wiadomo który sukinsyn to zrobił…- dodał po krótkiej ciszy Zayn.- Policja nie może nic zrobić, dopóki sama Alison nie złoży zeznań. Bez tego nie maja podstaw…
       - Gówno mnie obchodzą te ich głupie podstawy!- ryknąłem zrywając się z miejsca i wyrzucając w akcie desperacji ręce w powietrze.- Ktoś kurwa zgwałcił Alison! Psy mają obowiązek odnaleźć winnego i wsadzić gnoja za kratki! 
       - Tommo posłuchaj, chodzi mi o to…
       - Sama Alison się nie zgwałciła!- dorzuciłem ignorując słowa przyjaciela. Byłem naprawdę zdenerwowany.- Powinni się tym zainteresować, skoro zgłoszenie nadał Niall Horan, a Louis Tomlinson był świadkiem. Powinni…- przerwałem czując pieczenie na prawym policzku. Uniosłem zdezorientowany wzrok na uniesioną rękę Zayn'a, a następnie na jego twarz.- Co ty do chuja odpierdalasz, co?!
       - Uspokajam cię!- warknął chwytając mnie mocno za ramiona.- W ten sposób nie pomożesz Alison. Gliny zainterweniują, kiedy tylko Alison złoży zeznania. Do tego czasu musimy czekać, rozumiesz?
       - Pojebało cię…- zaśmiałem się wyrywając się z uścisku.- Al, nigdy ich nie złoży! Nie widziałeś jej wyrazu twarzy, kiedy coś sobie przypomina. Nie widziałeś tego obłędu w jej oczach, kiedy budzi się w nocy z krzykiem na ustach. Myślisz, że po czymś takim…- machnąłem rękoma zataczając nimi koło- ona najnormalniej w świecie  opowie o tym obcej osobie? Nie chce powiedzieć tego nawet Niall’owi! Swojemu bratu!
       - My jej nie pomożemy- zawołał za mną.- Louis, nie oszukujmy się, nawet jeżeli bardzo byś chciał- nie pomożesz jej. Nie dasz rady. To nie jest gra na instrumencie, że kilka razy będziesz coś pokazywał, a ona to powtórzy, nie. Tutaj chodzi o jej psychikę! Pozwól się temu zająć specjalistom, Louis.- powiedział podchodząc do mnie i patrząc w moje oczy. Westchnąłem, w duchu przyznając mu rację. Wygląda na to, że poległem. I już nie wstanę.- Louis. Wiem, że ci na niej zależy, nawet jeżeli sam tego jeszcze nie wiesz.- podniósł rękę do góry widząc jak chcę coś powiedzieć.- Nie oszukujmy się, nie traktujesz jej jak siostry swojego kumpla. Nie widzisz tego, ale ja tak. Ona nie jest ci obojętna.
       - Mam dziewczynę- powiedziałem automatycznie. Ja… czułem coś do… Alison? Co…?
       - Nie pierdol, doskonale wiemy, że do Eleonor nic nie czujesz. Jesteś z nią, bo dobrze wygląda na zdjęciach, zresztą jej obecność bardzo nam pomogła w promocji. Zastanów się Louis do kogo i co właściwie czujesz…- rzucił, przygniatając niedopałek butem i znikając we wnętrzu domu, zostawiając mnie z jeszcze większym mętlikiem w głowie niż wcześniej.
Pieprzony Malik.

Alison P.O.V.

     Ciemność z moich oczu powoli znikała, a ja z dumą mogłam stwierdzić, że nie poddałam się ponownym wspomnieniom. Nie chciałam aby obrazy z… wypadku przysłoniły mój zdrowy rozsądek i odebrały resztki samokontroli. Nie. Chcę być silna. Dla Louisa.
     Drzwi otworzyły się, a po chwili do pokoju wszedł wysoki i dobrze zbudowany blondyn. Nieśmiało uśmiechnął się do mnie biorąc krzesło spod biurka i siadając na nim obok łóżka. Zmarszczyłam brwi czując, że blondynek będzie chciał powiedzieć mi coś ważnego. I to nie będzie dla mnie coś miłego.
       - Alison…- zaczął skupiając na mnie swój wzrok.- Wiem, że… możesz czuć się zagubiona tym wszystkim co ostatnio się stało… razem z rodzicami postanowiliśmy ci pomóc…- mówił. Przechyliłam głowę mrużąc oczy, czekając aż chłopak dojedzie do sedna sprawy.- Jutro zaczynasz dwugodzinne sesje z psychologiem- wykrztusił.
     Zamarłam modląc się w myślach, aby był to jeden z głupich żartów Niall’a. Nie jestem obłąkana, aby dostać psychologa!
       - Nie jestem chora… nie jestem obłąkana- zajęczałam odsuwając się od brata na kraniec łóżka- nie potrzebuje lekarza…
Ali… psycholog nie jest po to, aby ci zaszkodzić- rzucił patrząc na mnie błagalnie- pomoże ci, uporać się z ostatnimi wydarzeniami. I wiemy Alison, że nie jesteś obłąkana, jesteś całkowicie zdrowa.- dodał po chwili chcąc mnie uspokoić.
     Pokręciłam głową zagryzając mocno wargi, aż po kilku sekundach poczułam metaliczny posmak krwi. Warknęłam cicho, wycierając usta, ciągle wpatrując się w przed siebie. Nie rozumiałam po jaką cholerę mam mieć te pieprzone sesje. Przecież… wziąwszy pod uwagę ostatnie dni, nastąpiła poprawa w moim zachowaniu. Nie leżałam już jak kłoda, podatna na wszystkie bodźce. Powoli zaczynałam rozmawiać i wykazywać podstawowe emocje na twarzy, więc dlaczego mam… mieć spotkania z psychologiem?!
     Oni się o ciebie martwią. Doskonale wiesz, że bez ich pomocy nie wrócisz do normalności…
       -… przy tobie.- zakończył blondyn, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałam na niego tępo tym samym dając mu do zrozumienia, aby powtórzył.- Ogłosiliśmy kilkutygodniową przerwę, aby pobyć z tobą i złapać tego gnojka, który…- zawahał się- … ci to zrobił.
       - Żartujesz sobie?- mruknęłam unosząc brwi w zdziwieniu. Jeszcze tego mi brakowało. Przecież fanki mnie zlinczują, bo przeze mnie ich idole musieli tutaj zostać i ogłosić przerwę!- Zabiją mnie! Przeze mnie tutaj siedzicie i one… musicie jechać, musicie kontynuować trasę, nie możecie…- wyrzucałam z siebie zdania nie mające ze sobą sensu. Byłam zdezorientowana.
       - Alison…- Niall zbliżył się powoli do mnie i położył dłonie na łóżku- Nasi fani czy tam fanki nic ci nie zrobią. Nie pozwolę im na to, aby cię krzywdzili, rozumiesz?
Kurwa Horan… Nawet nie masz pojęcia w co właśnie mnie wpakowałeś…

*****
4 strony w Wordzie! < dziki taniec>
Okej, sprawa z tłumaczeniem- załatwiona, kiedy tylko dostanę link- udostępnię go Wam :D
Jest 00:06 więc idę spać. Cały tydzień przeleżałam w łóżku, a od PN ponownie do szkoły :( 
Dobranoc i….
20 komentarzy = next!
P.S. Stwierdzam, że te 4 strony nie jest zadowalającą długością, która jest dla mnie minimum. Będę pisać chyba aż do 5 stron... w razie konieczności do 6
P.S.2. Zdajecie sobie sprawę jak trudno jest znaleźć gif albo zdjęcie na którym Niall będzie poważny?!
P.S.3 Za chwilę obok będziecie mogli wybrać odpowiednią nazwę dla Lou i Alison!

niedziela, 23 listopada 2014

Chapter XXXVIII

*****
+18

Alison P.O.V.

     Uchyliłam powieki przenosząc swój wzrok na otwarte okno przede mną. Wiatr łagodnie poruszał firanką odchylając ją, przez co mogłam zobaczyć kawałek ściany i znajdującego się tam okna. Zamrugałam chcąc wyostrzyć obraz, jednak po chwili zrezygnowałam i na nowo je zamykając.
     Od kilku dni, nikt nie wchodził do mojego pokoju, chyba, że po to, aby przynieść jedzenie, które i tak nietknięte zabierają z powrotem. Nie patrzyłam na osoby, które przychodzą. Słyszę, że coś do mnie mówią, jednak nie mam siły, ani chęci na to, aby zrozumieć poszczególne słowa. W końcu zrezygnowani sami wychodzą...
     Wiem, że kilka razy był tutaj wysoki blondyn o niebieskich oczach. Podświadomie czuję, że nic mi nie zrobi, że jest dla mnie ważny, jednak nie potrafię się przełamać i skupić na nim swojej uwagi. Często siedzi na skraju mojego łóżka i... milczy. Wpatruje się we mnie, a ja wpatruje się w ścianę obok mnie. Wydaje mi się, że czeka aż się ''obudzę''. Problem w tym, że nie chcę się budzić. Tutaj czuję się bezpiecznie, tutaj nikt mnie nie skrzywdzi... tutaj ONI mnie nie znajdą.
     W pokoju robi się ciemno, co uświadamia mnie, że mija kolejny dzień. Kolejny dzień bez mojej reakcji. Drzwi cicho się otwierają, a do moich uszu dobiega strzępek rozmowy.
-... jeść. Zgodziłem się na pańską prośbę, ale muszę ją podłączyć do kroplówki. Inaczej... umrze z głodu.
- Czy jest jakaś szansa, że się odezwie?
- To może stwierdzić jedynie psycholog. Przykro mi.
     Otwieram przymknięte oczy, kiedy czuję, czyiś mocny uścisk. Szarpię ręką, próbując się wyrwać nieznanej mi osobie. Uchwyt znika, a jego miejsce zastępuje ciche westchnięcie pełne rezygnacji.
- Proszę zawołać pańskiego kolegę. Tego samego, który ją tutaj przyniósł po mojej ostatniej wizycie.- mówi mocny i zachrypnięty głos należący do mężczyzny. Drzwi wydają z siebie ciche kliknięcie a ja spanikowana uświadamiam sobie, że zostałam sama. Z nieznajomym.
     Do oczu napływają mi łzy, staram się oddychać głęboko, jednak to nie ochrania mnie przed paniką. Zaciskam mocno ręce, a ciało zaczyna drzeć... Błagam zabierzcie mnie. Nie pozwólcie mu mnie skrzywdzić...
     Drzwi ponownie się otwierają, a ja mogę zgadywać, że w pokoju znajdują się teraz trzy osoby. Trzy całkowicie obce mi osoby.
- Zaczyna wpadać w panikę, proszę ją przytrzymać za ręce.- odzywa się ten sam mocny głos. Kroki zbliżają się do mnie, a po chwili zauważam wysoką i szczupłą sylwetkę szatyna. Niebieskie oczy chłopaka przepełnione są bólem i zmęczeniem. Jego twarz, jest całkowicie szara i wyprana z wszelkich emocji. Uśmiecha się do mnie smutno i powoli podnosi rękę.
- Alison...- mówi cicho, podchodząc. Gwałtownie szarpię się do tyłu, chcąc być od niego jak najdalej. Z moich ust wydobywa się cichy pisk przerażenia. Chłopak wzdycha opuszczając rękę i przygryzając dolną wargę. Jego oczy zaczynają lśnić, jednak po chwili z powrotem wracają do swojego wcześniejszego wyglądu.- Przepraszam- szepta.
     Sekundę później podchodzi do mnie i chwyta mocno za nadgarstki. Krzyczę przerażona, a do moich oczu napływają łzy. Próbuję wyrwać się chłopakowi, jednak ten mocno przyciska mnie do swojego torsu i oplata ramionami. Jedną z rąk chwytają dwie inne dłonie, a po chwili czuję jak coś ostrego wbija mi się w przedramię. Mój krzyk zwiększa swoje nasilenie i zaczynam cała drżeć. Za wszelką cenę próbuję wyrwać się z uścisku szatyna, który pomimo moich krzyków, uspokajająco gładzi mnie po plecach i szepta coś do ucha. 
     Ręka zostaje po chwili puszczona, a ja przyciągam ją do siebie, bojąc się, że ponownie coś z nią zrobią. Uchylam powieki widząc ja z dłoni wystaje długa, wąska i przezroczysta rurka. Pociągam nosem a z moich ust wydostaje się głośny szloch. 
- Ali... proszę...- słyszę szepty chłopaka, jednak nie reaguje na nie. - Nie, Niall... zostanę z nią.- odpowiada. Nie odwracam głowy, aby sprawdzić do kogo mówi. Ciągle jestem przerażona.
     Mój oddech nadal jest przyśpieszony, a z moich ust co chwilę słychać coraz słabszy szloch. Szatyn ciągle mocno mnie trzyma, kołysząc swoim ciałem w przód i w tył, co mimowolnie mnie uspokaja. Serce przestaje bić w zastraszająco szybkim tempie, a oddech normuje się.- Alison... proszę wróć do mnie...
     Pojedyncza, zimna kropla spada na mój policzek. Unoszę wzrok, napotykając zapłakane oczy chłopaka, który mnie przytula. Marszczę brwi, nic nie rozumiejąc. Dlaczego on płacze? Dlaczego ten piękny chłopak płacze?
     Louis...

~*~

     Moje plecy zaliczają bliskie spotkanie ze ścianą. Jęczę z bólu, kiedy Justin ponownie sięga do moich włosów, mocno za nie szarpiąc.
- Jak długo chciałaś ukrywać przed nami fakt, że jesteś siostrą Horana, co?!- warknął mierząc mnie wściekłym spojrzeniem. Zaniepokojona zamykam oczy, nie chcąc aby cokolwiek mi zrobił. Po chwili moja głowa gwałtownie się odwraca, a do uszu dochodzi głośny plask. Chwytam się za bolący i zaczerwieniony policzek, czując jak łzy zaczynają spływać po bolącej twarzy.- Co by tutaj z tobą zrobić, co?- pyta, popychając mnie na ścianę.
     Opieram się na jednej ręce, drugą zasłaniając usta, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Nie mam pojęcia, co mogliby mi zrobić, jednak podejrzewam, że to nie będzie nic miłego...
     Wyciągam drżącą ręką telefon chcąc zadzwonić do Nialla, jednak zanim zdążę, chociażby go odblokować, urządzenie brutalnie zostaje wyrwane z mojej dłoni i kopnięte kilka metrów dalej.
- Ty suko...- słyszę, a po chwili czuję jak unoszę się w powietrzu. Ręce chłopaka zaciskają się na mojej szyi, przez co nie mogę złapać oddechu. Chwytam rękę napastnika, próbując go od siebie odepchnąć, jednak nie udaje mi się to. Był zbyt silny. - Ciekawe co się stanie... kiedy twój braciszek zobaczy cię tutaj... powiedzmy... zgwałconą?- zaśmiał się, widząc w moich oczach przerażenie.
     Puścił mnie, jednak szybko chwycił moje nadgarstki, unieruchamiając je jedną ręką i łącząc nasze usta. Druga ręka, chwyciła moją bluzkę, rozrywając ją na strzępy. Szarpnęłam się, próbując wyrwać się z mocnego uścisku chłopaka, jednak ten przycisnął mnie do ściany, bawiąc się ramiączkiem mojego biustonosza. W kilka sekund pozbył się go, a usta przycisnął do jednej z nagiej piersi. Nabrałam w usta powietrze chcąc, krzyknąć jak najgłośniej, jednak Justin w ostatniej chwili zasłonił moje usta ręką.
- Zamknij się... będzie mniej bolało- wycharczał, ściągając ze mnie spódnicę razem z rajstopami i bielizną. Zagryzł wargę, pozbywając się spodni i wchodząc we mnie gwałtownie i mocno. Sapnęłam czując jak całe moje ciało ogarnia niesamowity ból, który rośnie z każdym ruchem chłopaka. Z oczu trysnął potok łez, a z moich ust co chwilę było słychać cichy szloch i jęki bólu. Błagam niech się to już skończy...
     Minutę później poczułam jak Justin dochodzi z głośnym jęknięciem, a jego sperma rozlewa się po moim organizmie. Całkowicie obolała upadam na zimę, ciesząc się, że to wreszcie koniec. Odsuwam się od chłopaka chowając się kącie brzydząc się siebie samej dotknąć. Na całym ciele czułam jego dotyk, dotyk jego okropnych palców...
- To nie koniec...- cichy syk, dociera do mnie, a następnie zostaję brutalnie podniesiona na nogi i zmuszona do uklęknięcia. Duża dłoń chłopaka, chwyta tył mojej głowy i zbliża do swojego naprężonego penisa. Odwracam głowę, nie chcąc ulec woli ciemnowłosego. - Ty mała kurwo...- syczy, chwytając mnie za podbródek i otwierając siłą moje usta. Porusza moją głową w przód i w tył, nie zwracając uwagi na moje krztuszenie się czy odruchy wymiotne. Dla niego liczyła się tylko przyjemność.
      Zaciskam mocno oczy, kiedy słonawy płyn wlewa się do moich ust.- Połknij.- warczy, a ja przerażona spełniam jego prośbę, marząc o śmierci. Chciałam zniknąć i nigdy więcej nikomu nie pokazywać się na oczy...- Jeszcze raz....
     Sytuacja powtarza się, a ja modlę się o szybką śmierć.  Chciałam to zakończyć. Justin wyciągnął swój penis z moich ust, kilka sekund przed wytryskiem. Biała ciecz ląduje na moim ciele, twarzy i włosach. Kiedy mnie odpycha upadam na ziemię zwijając się w kłębek i cicho płacząc.
- Nick, zwijamy się- usłyszałam krzyk, a po chwili odgłos oddalających się kroków. Zamknęłam oczy nie mając siły na nic. Nawet na podniesienie głowy.
- Szkoda, Alison... mogło być tak pięknie- rozpoznałam głos Nicka. Nim zdążyłam podnieść oczy i spojrzeć na chłopaka, poczułam jak coś ciepłego ląduje na moim brzuchu, nogach i niebezpiecznie zbliża się do twarzy. Towarzyszył temu okropny odór.
     Mocz.
     Przełknęłam ślinę, podświadomie czując, że zostałam tutaj sama. Poniżona, zgwałcona, upokorzona...

~*~

- ALISON!- czyjś głosy krzyk wdarł się do mojej głowy, ale mimo to nadal krzyczałam. - Alison, proszę!- ktoś trzymał mnie za ramiona i mocno mną potrząsał.- Obudź się!
     Gwałtownie otworzyłam powieki, obserwując przestrzeń dookoła mnie. Klatka piersiowa unosiła się miarowo w górę i w dół, próbując złapać świeże powietrze. Wdarli się nawet do moich snów...
- Ali...
     Podniosłam wzrok na leżącego obok mnie Louisa. Jego oczy były przerażone, a jego twarz wykrzywiona w grymasie bólu i smutku. Mój Louis...
- Nie zostawiaj mnie...- wyjąkałam.
     To był mój pierwszy raz, kiedy odezwałam się od czasu gwałtu. Kiedy odważyłam się z tym walczyć.


*******
Okej, krótki? Bardzo. Tandetny? w pewnym sensie. Opis gwałtu? Na minusie. 
Wybaczcie mi, ale nie potrafię pisać takich scen :(

Zadanko dla Was: Jaką nazwę przypisalibyście Alison i Louisowi? Mam trzy propozycje, czekam na kolejne, a za tydzień z prawej strony bloga znajdziecie ankietę, gdzie będziecie wybierać najlepszą nazwę :D
Alison+ Louis = ???

To chyba wszystko... zapraszam na bloga o Liamie! ( spokojnie szablon się zmieni :) )
BLOG O LIAMIE

Hmmm... Chyba koniec. Na marginesie dodam, że jestem chora więc... :)

18 komentarzy =  next!

sobota, 22 listopada 2014

Ważna informacja ( przeczytaj do samego końca )



Witajcie moi drodzy! 
Mam do Was ogromną sprawę... Chodzi o to, że dostaję ( od jakiegoś czasu ) wiadomości od czytelników z USA, UK i innych państw, z prośbą o udostępnienie tego bloga w języku angielskim. Owszem po prawej stronie jest opcja ''Tłumacz'' ale wszyscy się raczej zgodzą, że jeżeli chodzi o wujka Google Tłumacz - nie można do końca na nim polegać.
Moje pytanie skierowane jest do wszystkich:
  Czy znajdzie się tutaj jakaś dobra duszyczka, która podejmie się  tłumaczenia bloga o Alison na język angielski? 
Wiem, że to jest trudne, wiem że potrzeba na to wszystko czasu, naprawdę... Sama nie dam rady - niestety mój angielski jest godny pożałowania...Mam nadzieję, że znajdzie się osoba, która się tego podejmie. 
Jeżeli jesteście zainteresowani tłumaczeniem napiszcie w komentarzu, albo jeżeli znacie jakąś osobę, która mogłaby się czegoś takiego podjąć - zostawcie na nią namiary. Rozsyłajcie również moją prośbę po Waszych blogach ( jeżeli możecie ), stronach, może znajdzie się ktoś, kto będzie chętny :)
Dziękuję, za każdą możliwą pomoc!
Kocham Was!
x

P.S. Odcinek ''praaaaaaawie'' gotowy ;)

niedziela, 16 listopada 2014

Chapter XXXVII

NOTKA SPECJALNIE JEST KRÓTKA! :D
I PROSZĘ... NIE ZABIJAJCIE MNIE :)
****

Louis P.O.V.

     Bezradnym wzrokiem przyglądałem się mężczyźnie w białym kitlu, który wchodził do pokoju Alison. Zacisnąłem dłonie w pięści, kiedy pomyślałem o tym, że jakiś chuj ją skrzywdził... jeszcze w TEN sposób. Moją małą, drobną i kochaną Al...
     Stanąłem pod drzwiami, wahając się czy wejść do środka, czy jednak poczekać na korytarzu, aż podstarzały doktor opuści pokój i powie nam o swojej diagnozie. Westchnąłem cicho, decydując się jednak otworzyć drzwi i dotrzymać Niall'owi towarzystwa jak i wesprzeć go na duchu.
     Cicho wsunąłem się do sypialni, a mój wzrok od razu spoczął na kruchej postaci jaką była blondynka. Leżała na łóżku z szeroko otwartymi, martwymi oczami nie wykonując żadnego ruchu. Nie reagowała na bodźce, nie odpowiadała na pytania... była jak szmaciana lalka, która przestała działać. Jedynym dowodem na to, że jeszcze żyła, były spływające po jej policzkach łzy i unoszenie się klatki piersiowej przy każdym jej oddechu.
     Lekarz powoli podszedł do dziewczyny, wyciągając przed siebie dłoń, aby móc ją zbadać. Kiedy tylko dotknął jej ręki, siostra Nialla zerwała się z miejsca krzycząc i zanim zdążyliśmy zareagować, wybiegła z pokoju. Odwróciłem się na pięcie wpadając na korytarz i biegnąc za wciąż krzyczącą Alison, chcąc ją złapać, zanim zrobi sobie krzywdę.
-Łapcie ją!- wydarłem się do stojących na dole chłopaków. Zayn zatarasował dziewczynie drogę ucieczki, chwytając ją mocno w objęcia i nie wypuszczając. Evans zaczęła się szarpać, za wszelką cenę chcąc wyrwać się chłopakowi w tym samym czasie wyrzucając z siebie kolejne słowa, które z trudem szło zrozumieć.
- Zostawcie mnie, nie dotykajcie!- krzyczała, kiedy podbiegłem do niej i unieruchomiłem jej nadgarstki, aby nie zrobiła sobie, albo Zaynowi krzywdy. W jej oczach dostrzegłem przerażenie pomieszane z szaleństwem. Znieruchomiałem. Co oni jej zrobili?!- NIE! ZOSTAWCIE MNIE!
- Trzymajcie ją!- zawołał lekarz podbiegając do nas ze strzykawką w ręku i wbijając igłę w ramię dziewczyny. Nastolatka wierzgała i krzyczała przez kilka sekund, próbując się nam wyrwać, aż w końcu padła nieprzytomna na podłogę.- Zanieście ją na górę. Muszę ją zbadać zanim się obudzi.
     Malik podniósł Alison i zaniósł ją do pokoju, podczas kiedy ja walczyłem z zawrotami głowy. Jeszcze nigdy nie widziałem tak przerażonej dziewczyny. Wpadła w histerię, kiedy lekarz tylko ją dotknął, jakby bała się dotyku... męskiego dotyku.
     Spojrzałem na bladego z przerażenia Nialla, stojącego koło schodów i mocno trzymającego się poręczy. Podszedłem powoli do niego, zaglądając w jego udręczone, niebieskie oczy. 
- Nigdy tego nie zapomnę.- wyszeptał po chwili łapiąc mnie za ręce.- Nigdy nie zapomnę widoku jej twarzy, kiedy ją znaleźliśmy... Nigdy.
     Znieruchomiałem, kiedy przywołałem w umyśle obraz leżącej dziewczyny w krzakach. Ten widok był przerażający i Niall miał rację. Nigdy go nie zapomnę.

* Retrospekcja*

,,- Gdzie ona jest?- zawołał Niall kolejny raz próbując się dodzwonić do swojej siostry. Ta jednak nie odbierała telefonu, za każdym razem włączała się poczta głosowa. Kiedy ponownie usłyszeliśmy mechaniczny głos kobiety, blondyn ze złością rzucił telefon na stolik i zrozpaczony usiadł na kanapie.- Co jeżeli coś jej się stało?
- Niall daj spokój. Znasz Alison- rzucił Zayn spoglądając na swojego przyjaciela. Westchnąłem zrezygnowany. Alison uwielbiała doprowadzać Nialla, a przy tym również i nas do białej gorączki.- Znowu gdzieś poszła i wyłączyła telefon.
     Horan pokręcił głową, kładąc głowę na rękach opartych na jego kolanach. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad czymś.
- Zayn ja czuję, że coś jest nie tak. Rano było dobrze, nie była zła... a co jeżeli napadły na nią nasze fanki?- zapytał podnosząc się na nogi i robiąc rundkę dookoła kanapy. - Jadę do jej szkoły. Może tam się czegoś dowiem.- poinformował wychodząc z salonu. Westchnąłem głośno podnosząc się z swojego miejsca i przeczesując ręką włosy.
- Jadę z nim. Jeszcze popełni jakieś głupstwo- mruknąłem i szybkim krokiem skierowałem się w ślad za przyjacielem. Chwyciłem swoją jeansową kurtkę, wybiegając z willi i podchodząc do odpalonego już auta. Wsiadłem na miejsce pasażera, wyciągając telefon i ponownie wybierając numer jego siostry. Bez słowa ruszyliśmy w stronę budynku, gdzie kilka godzin temu przebywała dziewczyna.
-... wybrany numer nie odpowiada, prosim...- warknąłem naciskając na czerwoną słuchawkę. Zacisnąłem dłonie w pięści układając w głowie słowa jakie powiem nastolatce, kiedy tylko ją znajdziemy. 
     Po kilku minutach znaleźliśmy się przed jasnożółtym budynkiem liceum, gdzie uczęszczała Alison. Powoli skierowaliśmy się w stronę wejścia, jednak drzwi ani drgnęły. Były zamknięte.
- Nie może jej tu być- mruknąłem rozglądając się w koło. Zmrużyłem oczy wpatrując się w błyszczący przedmiot leżący na drodze, który przykuł moją uwagę. Kucnąłem, biorąc go w ręce natychmiast rozpoznając w nim pierścionek Al, który dostała od Niall'a. Nigdy się z nim nie rozstawała i wpadała w histerię, kiedy nie miała go przy sobie.- Niall!
     Chłopak pojawił się przy mnie, zaglądając przez moje ramię, blednąc. Wyciągnął drżącą rękę, a po chwili srebro leżało na jego dłoni.
- Coś się jej stało... ona nigdy go nie gubi.- zawołał zaciskając w pięść dłoń z pierścionkiem. Podniosłem się z kucek rozglądając się dookoła. Słońce powoli zachodziło, mamy mało czasu na poszukiwania. Coś czułem, że Alison gdzieś tutaj jest.
- Rozejrzę się wokół budynku. Zrób to z drugiej strony- wskazałem palcem na przeciwległy róg budynku, a po chwili ruszyłem w stronę trawnika prowadzącego za budynek szkoły. Stawiałem uważne kroki, nie chcąc czegoś przeoczyć, czegoś co mogło zasugerować, gdzie była Alison.
     Serce przyśpieszyło swoje tętno, kiedy dotarła do mnie myśl, że ktoś mógł ją skrzywdzić. Moją małą księżniczkę... owszem, przyznaję się bez bicia, Alison była i jest dla mnie bardzo ważna. Nie zniósłbym myśli, że ktoś ją skrzywdził, albo sprawił jej ból. Zabiłbym tą osobę na miejscu...
     Wyjrzałem za róg budynku, wpatrując się w okolicę swoich stóp. Zatrzymałem się, kiedy ujrzałem szkolną torbę dziewczyny, rzuconą na ziemię z zerwanym uchwytem. Zmarszczyłem brwi, podnosząc materiał i zaglądając do środka. Książki były na swoim miejscu, tak jak jej zniszczony telefon. Dlatego nie odbierała...
     Uniosłem wzrok, spoglądając na przestrzeń przede mną, sztywniejąc. Moje serce przestało na moment bić, a ja czułem jak moje ciało oblewa przejmujące zimno. Na kilka sekund zapomniałem jak się oddycha i porusza. Stałem w miejscu wpatrując się w leżącą przede mną postać. To była Alison.
     Torba dziewczyny z głośnym łoskotem upadła na ziemię, kiedy zerwałem się i podbiegłem do jej ciała, krzycząc na cały głos imię Nialla. Upadłem na kolana obok dziewczyny odgarniając z jej twarzy włosy. Z przerażeniem patrzyłem na jej poszarpane i zakrwawione ubrania, dziurawe rajstopy i rozdartą spódnicę od mundurka. Jej twarz cała była spuchnięta od licznych siniaków, a jej włosy sklejone były białą mazią.
     Delikatnie uniosłem głowę dziewczyny, kładąc ją na swoich kolanach i sprawdzając jej puls. Odetchnąłem z ulgą, kiedy wyczułem, że dziewczyn jeszcze żyje. Przejechałem dłonią po jej włosach, zgarniając na palce odrobinę białej mazi i uważnie jej się przyglądając... 
- Sperma...- wykrztusiłem, ze strachem i przerażaniem patrząc na nieprzytomną blondynkę. Chwilę później przybiegł do mnie Niall upadając na kolana obok mnie i delikatnie klepiąc swoją siostrę po policzkach. 
- Alison, obudź się... proszę obudź się...- załkał kiedy, nie doczekał się żadnej reakcji. Spojrzał na mnie zrozpaczony, a potem na moją dłoń. Jego oczy rozszerzyły się widząc maź na moich palcach.- Louis... ona...
- Ktoś ją zgwałcił...- wyszeptałem cicho, zerkając na ciało blondynki. Nasienie gnoja, który ją skrzywdził znajdowało się wszędzie, nawet na jej ubraniach. Zemdliło mnie na myśl, co ta osoba mogła zrobić z moją Al. Uniosłem głowę blondynki, przytulając ją do swojej piersi, a po chwili z moich ust wyrwał się głośny szloch. Ja, Louis Tomlinson płakałem.
- Lou, musimy ją stad zabrać...- wyszeptał Niall, kładąc ręce na moich ramionach. Pokręciłem głową, ciaśniej oplatając wiotkie ciało jego siostry.- Louis, musi zobaczyć ją lekarz...
     Najdelikatniej jak tylko mogłem podniosłem dziewczynę i chwiejnym krokiem skierowałem się w stronę samochodu. Położyłem ją na tylnym siedzeniu, siadając obok niej i gładząc jej skroń. Łzy spływały po moich policzkach, a ja nawet nie starałem się ich ścierać. Nie miałem na to siły.
     Z piskiem opon ruszyliśmy w stronę domu,a Niall wyciągnął telefon dzwoniąc do chłopaków, aby wezwali lekarza. Cały czas wpatrywałem się nieruchome ciało nastolatki modląc się w duchu, aby się obudziła.
- Alison... kochanie, proszę cię... obudź się- załkałem do jej ucha przyciskając ją do swojego ciała i kołysząc się w przód i w tył. Potoczny obserwator mógł wziąć mnie za uciekiniera z psychiatryka, jednak w tej chwili miałem to gdzieś. Chciałem aby dziewczyna się ocknęła.- Przepraszam... to moja wina, powinienem cię chronić...- wyjęczałem patrząc w jej wciąż zamknięte oczy.- Proszę, wróć do mnie...
     Auto gwałtownie się zatrzymało,a ja szybko wyskoczyłem z samochodu, biorąc Alison na ręce. Z ulgą stwierdziłem, że jej oczy zaczynają powoli drżeć. Budziła się.
     Niall otworzył drzwi wejściowe, skupiając na sobie wzrok chłopaków i lekarza. Skierowałem się do pokoju dziewczyny, delikatnie kładąc ją na łóżku. Jej oczy były otwarte, jednak pustka jakie je wypełniały przerażały mnie. Moja dawna Alison- odeszła.''

* Koniec retrospekcji*


******
Okej. Hejty za... 3...2...1...

TYLKO MNIE NIE ZABIJAJCIE!
P.S. W zakładce ''zwiastun'' znajdziecie nowy zwiastun na bloga! ( masło maślane wyszło :P)
Przypominam, że TUTAJ:  Charlie_Aliens znajdziecie spojlery do nowych odcinków :D

15 komentarzy = next!
Dacie rade! Kocham Was!

niedziela, 9 listopada 2014

Chapter XXXVI

*******

Alison P.O.V.

- ALISOOOON!
     Gwałtownie podniosłam się z łóżka, rozglądając dookoła. Zachwiałam się delikatnie, a po chwili runęłam na podłogę razem z kołdrą, robiąc przy tym ogromny hałas. W tym samym czasie, drzwi do pokoju otwarły się w progu stanął zdenerwowany Niall, zezując na mnie zaskoczonym spojrzeniem.
- Nigdzie dzisiaj nie idziesz...- rzucił szybko, podchodząc do mnie i pomagając wstać. Zdziwiona uniosłam jedną brew do góry, pukając braciszka w czoło. Chyba zgłupiał.
- Mam szkołę, idioto- westchnęłam, wymijając chłopaka, biorąc do ręki mundurek i zamykając się w łazience. Po kilku sekundach mogłam usłyszeć jak blondynek ze złością uderza w drewnianą powłokę- Opanuj się Niall. Dlaczego niby mam nie iść do szkoły, co?- krzyknęłam starając się zagłuszyć szum wody.
- Ponieważ dzisiaj powiem światu, że jesteś moją siostrą!- zawołał, uderzając ręką w drzwi. Zakręciłam wodę w kranie,wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Tego się nie spodziewałam. Mój braciszek w końcu postanowił ujawnić moje istnienie całemu światu? - Alison... jesteś tam?- zawołał, kiedy nie usłyszał ode mnie prawdopodobnie oczekiwanej odpowiedzi.
     Westchnęłam opierając ręce na umywalce i oddychając ciężko. Kiedyś, kiedy kariera One Direction dopiero się rozkręcała, marzyłam o tym, aby w którymś z wywiadów napomknął o moim istnieniu, jednak, zawsze wspominał tylko o Gregu. Nie przyjeżdżał na moje urodziny - dzwonił, składał życzenia, wysyłał drogie prezenty, obiecując, że nie długo się zobaczymy. Nie potrafiłam mu wtedy powiedzieć, że nie chciałam z od niego dostać biżuterii z najwyższej półki, ubrań świeżo od projektantów, czy własnej gwiazdy, którą podarował mi rok temu. Najnormalniej w świecie chciałam aby usiadł obok mnie, z talerzem tortu w ręce i oglądając durne kreskówki jak to było w naszym zwyczaju. Potem poszlibyśmy na długi spacer po okolicy, wstąpili do kawiarenki i znowu opychali się słodyczami, poszlibyśmy na plac zabaw, gdzie Niall dostałby napadu głupawki na widok huśtawek i zjeżdżalni... gdy wrócilibyśmy do domu, zorganizowana by była impreza ze wszystkimi znajomymi i rodziną... A tak, swoje urodziny spędzałam co roku w klubie, zapijając się do nieprzytomności w towarzystwie Ingrid. 
- Alison...- usłyszałam cichy szept obok mojego ucha. Drgnęłam przestraszona, uświadamiając sobie, że nie słyszałam, kiedy Niall wchodził do łazienki.- Alison... powiedz coś...- delikatnie dotknął moich ramion obracając mnie przodem do siebie i mocno przytulając. Wtuliłam twarz w jego koszulkę, powoli ją mocząc. Cholera. Czemu ja płaczę?!
- Dlaczego...?- rzuciłam cicho, wczepiając się mocniej w barki Nialla. Albo mi się zdawało, albo ostatnio sporo przypakował na siłowni.- Czemu dopiero teraz...?
- Nie chcę tego dłużej ukrywać.- westchnął głaszcząc mnie po głowie. Zamknęłam oczy, czując jak ten nic nie znaczący gest powoli mnie uspokajał.- Źle zrobiłem, że nie powiedziałem o tobie już na samym początku, ale chciałem cię chronić. Głupi, sądziłem, że oszczędzę ci bólu, a jak widać... tylko go pogorszyłem.
     Westchnął, sfrustrowany przeczesując dłonią włosy. Zamrugałam szybko oczami, chcąc pozbyć się nieproszonych łez i odsuwając się od brata. Okej, może faktycznie miał wyrzuty sumienia po tym co się stało w naszej przeszłości, ale żeby tak nagle, teraz wyrzucać stare brudy na światło dzienne?
- Naprawdę chcesz to zrobić?- zapytałam wpatrując się uważnie w jego oczy. Blondyn zmarszczył brwi, przygryzając wargę i głośno wzdychając. Cholera, teraz wiem, dlaczego te wszystkie dziewczyny mdleją na jego widok, a Barbara ma miękkie nogi. Hmmm... gdybym nie była jego siostrą...
- A ty nie chcesz?- rzucił opierając się barkiem o ścianę za sobą.
- Nie wiem...- nie kłamałam. Nie miałam pojęcia czy chcę, aby ktoś dowiedział się o tym, że ja i Niall jesteśmy rodzeństwem. Nie, nie chodzi mi o to, że się go wstydzę, tylko boję się, że wszyscy będą się mi podlizywać. ''Wiecie, to ta siostra Horana...!'' Brrr...
- Nie mogę tego dłużej ukrywać. To wręcz cud, że papsy jeszcze nic o tobie nie napisały, chociaż mają mnóstwo twoich zdjęć.- mruknął poprawiając koszulę. Wzruszyłam ramionami chwytając szczoteczkę do zębów i nakładając na nią pastę.- Z reguły wszyscy huczą o tym już następnego dnia. Mają twoje zdjęcia sprzed szpitala, kiedy wychodziliśmy, sprzed szkoły, gdzie byłaś z Zaynem i prawdopodobnie kilka zdjęć z naszego domu.... Mogli wszystko połączyć w całość...
     Wywróciłam oczami, wypluwając pastę z ust i dokładanie je płukając.  Dla mnie to lepiej, nie muszę zajmować się tymi koszmarnymi ludźmi, wręcz błagającymi o zdjęcie do gazety, bo nie dostaną wypłaty. Ich problem nie mój.
- Dobra rozumiem... nie da się mnie już ukryć, proste- szybko zrzuciłam z ramion górę od piżamy zakładając białą koszulę od mundurka. Nie, nie wstydziłam się przebierać się przy Niallu. To był w końcu mój brat, a od zaspokajania jego żądz seksualnych była Barbara.
     Przejrzałam się w lustrze poprawiając włosy i nakładając na usta błyszczyk. Niech sobie w dupę wsadzą te pieprzone zasady.
- Zrobimy tak- odezwał się nagle blondyn, przez co drgnęłam przestraszona. Znowu.- Dzisiaj mamy ogłosić tygodniową przerwę, jeżeli któryś z papsów zapyta się o ciebie- powiem prawdę. Jeżeli nikt nic o tobie nie wspomni- będę siedział cicho, stoi?- zapytał podchodząc do mnie z wyciągniętą ręką. Zmierzyłam go spojrzeniem, uśmiechając się. Jak za dawnych dobrych czasów.
- Stoi- mruknęłam, plując na swoją dłoń. Niall powtórzył mój gest, a po chwili, jego o wiele większa ręka, trzymała w mocnym uścisku moją.- Fuuuj.- skrzywiłam się- musimy wymyślić nowy uścisk...
- Zgadzam się.- rzucił puszczając moją dłoń i myjąc je pod wodą.- W takim razie... zrobię ci śniadanie.- powiedział zrezygnowany opuszczając łazienkę. Niepewnie podążyłam za nim, zgarniając z łóżka torbę z książkami. Odwróciłam się, chcąc wyjść z pokoju, jednak wpadłam na plecy Nialla. Chwyciłam się mocno jego koszulki, odzyskując równowagę i zerkając na niego zaciekawiona.- Pamiętam, kiedy zrobiono to zdjęcie...- zawołał podnosząc ramkę z zdjęciem moim, Nialla i Grega, kiedy byłam mała. Staliśmy, w sumie to ja stałam w maleńkim basenie dla dzieci, a na trawie obok mnie siedzieli Niall i Greg grając w chińczyka. Wesoło uśmiechałam się do aparatu, podnosząc rękę, aby odgarnąć z twarzy włosy. Miałam wtedy chyba... pięć lat.
- Taaa... ja też.- mruknęłam, wpatrując się w zdjęcie.- Tego samego dnia, wrzuciłeś do pralki mojego misia, a ona się skurczył...- sapnęłam.
- Hahaha, pamiętam- zaśmiał się odkładając zdjęcie na półkę i wychodząc z pokoju.- Oberwało mi się od mamy, oj oberwało...

~*~

     W szkole głównym tematem był wybuch domu na obrzeżach miasta, oraz spłonięcie mężczyzny, który się w nim znajdował. Nie musiałam nikogo pytać o czym mówią, doskonale znałam przebieg wydarzeń- w końcu byłam przy tym. Na szczęście do nikogo nie doszła wiadomość, że na miejscu znajdowała się jeszcze jedna osoba, mogłam podejrzewać, że szybko dowiedzieliby się o tym kim ona jest. A wtedy... nie miałabym spokoju.
- Nie uwierzycie co się stało!- usłyszałam piskliwy głosik jednej z przyjaciółek Harriet. Wywróciłam oczami, uświadamiając sobie, że za chwilę zostanę poinformowana o najnowszych plotkach jakie krążyły po szkole.- Na matematyce stary Foster poruszył sprawę tego gościa, który spłonął.- zawołała uradowana siadając przy stoliku i biorąc do ręki moją wodę.- Powiedział, że ten facet musiał być alkoholikiem, skoro wysadził siebie id om w powietrze...
     Zacisnęłam dłonie w pięści, chcąc się uspokoić. Zanim skończyłam z moim ''dawnym'' życiem, zostałam dogłębnie poinformowana o tym jak jest oficjalna wersja. Policja musiała rozpuścić plotkę, że Chan był pijakiem, który wysadził siebie i dom. Nie mogli powiedzieć, że groźny przestępca, poszukiwany w kilkunastu krajach, został zamordowany, ściągnęliby tylko federalnych, a nikt nie chciał zamieszania wokół tego zdarzenia.
- I co w związku z tym? Facet nie żyje, trudno- Harriet wzruszyła ramionami, wgryzając się w swoją bułkę.- Policja zrobiła swoje i tyle.
     Prawda jest taka, że policja nie ma zamiaru znalezienia tego, kto mógł podłożyć ładunek wybuchowy w domu mojego przyjaciela. Dla nich liczy się to, że groźny przestępca nie żyje. Koniec. Wiem, że Erick i Zack będą szukać rozwiązania na własną rękę i zapewne uda im się odnaleźć tą osobę i się  na niej zemścić. Gdybym nie postanowiła tego wszystkiego zostawić, pewnie teraz zamiast w szkole, byłabym w warsztacie Chana szukając jakieś wskazówki.
     Warsztat Japończyka, został na razie zamknięty. Zack wywiózł stamtąd wszystkie samochody, jakie były i ukrył w domu w lesie, aby policja nie mogła ich znaleźć. gliny wiedziały, że Chan brał udział w nielegalnych wyścigach, mieli na to dowody, jednak samochody, które wygrywał Chan, nie były tylko jego. Były tam również nasze, z którymi nie wiedzieliśmy co zrobić. Gdyby policja znalazła te auta, bez problemu mogą mnie wsadzić do wiezienia. Na kierownicy są moje odcinki palców, a to im wystarczy.
     Dzwonek przerwał moje rozmyślania, a ja z cichym westchnięciem chwyciłam plecak i udałam się w stronę wyjścia. Muszę dotrwać ten dzień do końca.

Niall P.O.V.

     Nerwowo bawiłem się pacami wsłuchując się w kolejne pytania reporterów. Ogłosiliśmy tygodniową przerwę w koncertowaniu, wywołując tym samy zdziwienie naszych fanów. Irytowało mnie to, że niektórzy zapominali o tym, że my też jesteśmy ludźmi i potrzebujemy odpoczynku. Nie jesteśmy robotami, nie możemy pracować non stop, to niezdrowe.
- Niall- rudowłosa reporterka wstała z swojego krzesła patrząc na mnie badawczo.- Od kilku dni, przy waszym boku widzimy pewną dziewczynę- mruknęła, a ja mogłem poczuć jak całe moje ciało sztywnieje.- Wysoka, szczupła blondynka. Była z wami, kiedy Niall był w szpitalu- uśmiechnęła się kpiąco- ale również była w Irlandii, z Zaynem, przed budynkiem publicznej szkoły. Mamy również kilka zdjęć, kiedy przebywa w domu twoich rodziców, Niall- wskazała na jedno z zdjęć, które wyciągnęła z torebki.- Może powiecie nam, kim ona jest?
     Zamknąłem oczy, starając się ułożyć sobie wszystko w głowie. Nie miałem pojęcia jak mam i wszystkim wyjaśnić, że przez cztery lata ich okłamywałem i twierdziłem, że mam tylko jednego brata. Patrz co zrobiłeś, Niall...
- I tak byście się dowiedzieli- odparłem z zrezygnowaniem w głosie.Właśnie kopię własną trumnę- Ta dziewczyna to... Alison Evans- przełknąłem ślinę, czując jak zaczyna zbierać mi się jej nieznośnie dużo- To.... moja siostra.- dodałem po chwili wywołując głośne zamieszanie.Flesze aparatów momentalnie rozbłysły, a krzyki reporterów zagłuszały moje własne myśli. Pokręciłem głową, uciszając wszystkich ręką i przeczesując nią włosy.- Alison to moja rodzona siostra, o której, nikt oprócz chłopaków i Paula- nie wiedział.- rzuciłem zezując na chłopaków.- Nie chciałem, aby Al dorastała w blasku fleszy, co wiedziałem, że ją czeka. Chciałem, aby żyła jak normalna nastolatka, jednak... nie udało mi się. Zrozumiałem swój błąd, powinienem powiedzieć o niej na samym początku, a ja mimo to szedłem dalej w zaparte oszukując wszystkich. Źle postąpiłem, za co przepraszam.- zakończyłem odsuwając mikrofon od ust. 
     Reporterzy na nowo zaczęli się przekrzykiwać, jednak wywiad dobiegł już końca. Zmęczony zszedłem z sceny, opierając się o ścianę. Nareszcie czułem się... wolny.

Alison P.O.V

     Wyprostowałam ramiona, schodząc po schodach na szkolny dziedziniec. Słońce radośnie grzało moją twarz, sprawiając, ze mój humor znacznie się poprawił. Nawet wizja powrotu na piechotę do domu, nie była już taka straszna jak na samym początku. Samochodem nie mogłam na razie jeździć. Jest... zbyt nowoczesny i za bardzo ''wyścigowy''. Muszę go sprzedać, jeżeli nie chcę, aby policja mnie przyskrzyniła.
     Radośnie kroczyłam przez dziedziniec, kiedy poczułam mocne szarpniecie za rękę i siłą zostałam odwrócona twarzą do natarczywego osobnika. Zmarszczyłam brwi rozpoznając starszego brata Harriet- Justina i jego kolegę- Nicka.
- Co jest?- zapytałam starając się uwolnić rękę z mocnego uścisku chłopaka, jednak Justin trzymał mnie za mocno.- Justin...!
- A więc, jesteś siostrą Horana, tak?- zaśmiał się zacieśniając swój uścisk jeszcze mocniej. Syknęłam cicho czując rozpływający się po moim ciele ból. Spanikowana rozejrzałam się dookoła szukając osoby, która mi pomoże, jednak po chwili uświadomiłam sobie, że wszyscy już dawno opuścili budynek szkoły.
- Justin...- jęknęłam czując jak do moich oczu powoli napływają łzy.- Puść mnie... to boli.
     Chłopak zaśmiał się gardłowo, puszczając moją rękę i natychmiast łapiąc mnie za włosy. Pisnęłam zaskoczona, kiedy przyciągnął mnie do siebie i spojrzał w moje przestraszone oczy.
- To dopiero początek...


**********
Ta bum tsss....
Nie chcę zapeszać, ale chyba wróciłam do formy :D
Okej pewnie roi się od błędów- za co przepraszam, ale po prostu oczy mi się już zamykają, więc korektę zostawiam na jutro.
Zamówiłam nowy zwiastun na bloga- miałam go dostać dzisiaj, ale jakoś nie wyszło... Nadal dostanę go dzisiaj ( chyba ) więc, jeżeli już będę go mieć w swoich dłoniach jak najszybciej go wam udostępnię.
Akcja się rozkręca, nie ?
Okej, teraz prośba: KTO PRZECZYTAŁ OBOWIĄZKOWO KOMENTUJE!!!

10 komentarzy = next!!!
( wiem, że to potraficie )

+ witam nowych czytelników! Przypominam, że jeżeli ktoś chce być informowany o nowych odcinkach- zostaw swoje namiary w zakładce ''Informowani''

Dodane 10.11.
DOSTAŁAM ZWIASTUN!!! <fanfary>
Ja sama... zakochałam się w nim :o
Mam nadzieje, że się Wam spodoba ;)



niedziela, 2 listopada 2014

Chapter XXXV

Kryzys twórczy mi nie pomaga... wręcz dołuje :(

*****

Alison P.O.V.

- Nie macie prawa!- krzyknęłam, kiedy mundurowi wyprowadzili mnie z pokoju, skutą kajdankami. - Nic nie zrobiłam! Nie ścigałam się!- mocno szarpnęłam ręką, w ten sposób wyrywając się z uścisku policjantów. - W tej chwili macie mnie rozkuć. Pozwę was za to do sądu!- warknęłam wpadając do salonu, gdzie przebywali chłopcy. Niall momentalnie zerwał się z miejsca widząc moje skrępowane nadgarstki i wchodzących za mną gliniarzy.
- Co do kurwy...?- zaczął, ale przerwał widząc zdenerwowanych policjantów- Co to do cholery ma znaczyć?!- wskazał na mnie, a ja mimowolnie się skuliłam. 
- Proszę Pana... pańska siostra zostaje zatrzymana za udział w nielegalnych wyścigach...- odezwał się jeden z nich, mierząc mnie znudzonym spojrzeniem.
     Blondyn zacisnął dłonie w pięści zdając sobie sprawę z tego w jakie kłopoty wpadłam. Nie miałam pojęcia co zrobi, abym wykaraskała się z więzienia, ale byłam stu procentowo pewna, że w ej chwili w jego głowie rodzi się jakiś plan chronienia mnie.
- Za jakie wyścigi?- wiedziałam. Będzie udawał, że nic takiego nie robię. W sumie dobra taktyka, tylko szkoda, że gliny na to nie pójdą- Ona się nie ściga, do cholery!- podszedł do policjantów, mierząc ich wściekłym spojrzeniem. Musiałam coś wymyślić, coś dzięki czemu psy uwierzą w to, że się nie ścigałam. Z pewnością będą chcieli zobaczyć mój samochód...
- Louis...- odwróciłam się w stronę szatyna, w jednej chwili zderzając się z nim- wyjmij moje klucze do auta. Są w kieszeni.- rzuciłam szybko zezując na rozmawiających policjantów. Nie chciałam, aby coś zobaczyli. Po chwili poczułam jak smukłe palce chłopaka, powoli wyciągają moje klucze i lądują na jego dłoni. Świetnie, pierwsza część planu jest gotowa.- Daj mi swoje.
- Co?
- Louis, daj mi swoje klucze od samochodu, szybko...- mruknęłam patrząc na teraz kłócących się policjantów i Nialla. Na szczęście nikt nie zwracał na mnie uwagi. Tomlinson wsunął swoje klucze do kieszeni odsuwając się ode mnie i kręcąc głową. Później mu to wyjaśnię, teraz nie ma na to czasu.- Mam pomysł- krzyknęłam zwracając na siebie uwagę wszystkich w salonie.- Pokaże wam mój samochód i sami zobaczycie, że nie biorę udziału w wyścigach.- dodałam po chwili, uważnie mierząc się spojrzeniem z policjantami. 
- Dobra...- po krótkiej chwili i wymianie spojrzeń zgodzili się, a jeden z nich, wyciągnął z kieszeni kluczyki, uwalniając mnie.- Jeden zły ruch... a znowu w nich skończysz- syknął.
     Wywróciłam oczami, wychodząc z salonu i ciągnąc za sobą Niall'a. Jak nie uda mi się wymigać spod wizji więzienia, lepiej żebym zdążyła przekazać komuś mój plan awaryjny... a Niall wydaje się odpowiednią osobą do tego.
     Pchnęłam drzwi przede mną, wpadając do środka garażu, macając ścianę na około, szukając włącznika światła. Za każdym razem wkurzało mnie to, że nie mogłam go znaleźć, a znajdował się praktycznie obok drzwi. Po kilku sekundach, mała lampka zapaliła się nade mną, oświetlając wszystkie zaparkowane auta, jakie tylko mieliśmy. Moje, Louis'a, Harry'ego, Zayn'a, Liama i Niall'a. Swoją drogą kiedy oni zdążyli je tutaj przewieść?! Wyprzedziłam blondyna, kierując się do auta Lou, naciskając po drodze przycisk blokady. Auto radośnie zamigotało na pomarańczowo i wydało charakterystyczny dźwięk odblokowania. Otworzyłam drzwi, gestem zapraszając do środka mundurowych. Niech sprawdzają co tylko chcą.
- Co ty wyprawiasz?- Niall zbliżył się do mnie obserwując mężczyzn badających samochód- To auto Tomlinsona.
- Myślisz, że nie wiem?- warknęłam zezując na niego. Jego oczy ciskały błyskawice w stronę nieznajomych i z uwagą śledziły każdy ich ruch.- Ratuje swoją dupę.

Anonymous P.O.V.

- Nic tu nie ma...- mruknął mój towarzysz zaglądając pod tapicerkę.- Czyste. Zwykłe, sportowe i drogie auto.
- Nie...- warknąłem kręcąc głową.- Ta dziewczyna ma coś wspólnego z wyścigami. Słyszałeś naszego świadka? Dokładnie ją nam opisał i podał jej imię. To musi być ona.- skrzywiłem się, kiedy uderzyłem głową w dach samochodu.
- Może kłamał?- mój kompan zamyślił się na chwilę, skanując całe pomieszczenie wzrokiem. Blondynka stała za nami oparta o inny wóz i z ciekawością obserwowała nasze poczynania. Była nawet ładna... gdybym nie był policjantem i akurat na służbie....
- Zamykamy sprawę. Dziewczyna jest czysta- nie ma nic wpisane do kartoteki. Jej samochód nie jest przystosowany do wyścigów- gość wpędził nas w maliny. Musimy ją przeprosić i po sprawie- usłyszałem. Nie... nie możemy...- Najmocniej przepraszamy- rzucił głośniej podchodząc do dziewczyny i jej brata. Czy on czasami nie był tym sławnym Niallem Horanem?- Wprowadzono nas w błąd... obiecujemy, że nie będziemy już państwa nachodzić.
     Skrzywiłem się opuszczając garaż i wsiadając do radiowozu. Po chwili dołączył do mnie mój towarzysz wesoło pogwizdując. Zamknąłem oczy opierając głowę o nagłówek pozwalając odpłynąć moim myślom. Zabójstwem tego mężczyzny, przyjaciela Alison, zajmę się potem.

Alison P.O.V.

     Szybkim krokiem wbiegłam do domu, rzucając Louisowi kluczyki do auta i wybiegając na zewnątrz, gdzie powinna znajdować się torba z pieniędzmi. Rozejrzałam się dookoła uważnie lustrując przestrzeń i zauważając moją zgubę w krzakach. Mocnym i stanowczym ruchem wyciągłam ją z zarośli zaglądając do środka. Cała suma z wyścigu znajdowała się w środku, a ja nie miałam ochoty na nią patrzeć, albo co gorsza - wydawać. Zdawałam sobie sprawę z tego, że są to ostatnie pieniądze jakie zarobił Chan w swoim życiu, co dodatkowo mnie dołowało.
- Alison.
     Odwróciłam się w stronę chłopaka stojącego kilka metrów przede mną. Zayn. Zmrużył oczy skupiając swój wzrok na torbie i robiąc kilka kroków do przodu.
- Nie mam teraz czasu, Zayn- westchnęłam starając się go ominąć, jednak Mulat chwycił mnie za łokieć i przytrzymał.- Zayn... proszę cię.
- Alison- powtórzył zacieśniając palce na moim łokciu- doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że brałaś udział w wyścigu, pomimo tego, że Niall ci zabronił- syknął.- Policja była tutaj bo miała podejrzenia, że tam byłaś, prawda?
     Westchnęłam, podnosząc głowę i patrząc w wściekłe oczy Malika. Po co mam kłamać?
- Masz rację- jęknęłam zaskakując tym chłopaka. Pierwszy raz przyznałam mu rację.- Ktoś im powiedział, że tam byłam- nie wiem kto. Musze pozbyć się wszystkich dowodów, wymontować butle z samochodu i pozbyć się pieniędzy za wyścig- wskazałam na torbę leżącą pod moimi stopami.- Więc proszę cię... puść mnie. Chce to już wszystko zakończyć, szczególnie teraz, kiedy Chan...- przerwałam starając się unormować swój oddech i powstrzymać łamiący się głos.
     Chan był moim przyjacielem. To on wprowadził mnie w wyścigi, zaraził pasją do motoryzacji...Był moim starszym bratem, którego mi wtedy tak bardzo brakowało. Ciężko jest pogodzić się z jego śmiercią.
     Mulat puścił moje ramię, ścierając płynące po moim policzku łzy. Podrapał się po brodzie, a po chwili mocno mnie objął i przytulił.
- Al... cholera. Nigdy nas tak nie strasz.- szepnął w moje włosy- Niall odchodził od zmysłów, nie wiedząc, kiedy masz ten wyścig. A kiedy wasza mama zadzwoniła z informacją, ze się pocięłaś.... obiecaj mi, że nie weźmiesz już nigdy udziału w tych bzdetach. Obiecaj- powiedział odsuwając mnie na długość swoich ramion. Skinęłam głową, odwracając wzrok i podnosząc czarny materiał z ziemi.
- Musze się tego pozbyć.
- Jak chcesz to zrobić?
- Oddam ją chłopakom- rzuciłam kierując się w stronę wejścia do domu. Zignorowałam zaciekawione spojrzenie Harry'ego oraz zaniepokojenie Niall'a. Chciałam jak najszybciej pozbyć się tych pieniędzy i zapomnieć o całej sprawie. 
     Otworzyłam drzwi auta, wrzucając na tylne siedzenie torbę, sama zajmując miejsce kierowcy. Obniżyłam kierownicę, odsunęłam fotel, a następnie położyłam dłoń na kluczyku tkwiącym w stacyjce. Westchnęłam cicho, zdecydowanym ruchem przekręcając go i odpalając auto, czemu towarzyszył znajomy ryk silnika. Mimowolnie na moich ustach pojawił się uśmiech zadowolenia i satysfakcji. Chyba trudno będzie mi się pozbyć przyzwyczajeń do szybkiej jazdy.
     Okręciłam się spoglądając na podjazd i otwartą bramę, delikatnie wciskając pedał gazu, aby wycofać auto. W tym samym momencie drzwi od strony pasażera otwarły się, a na siedzenie obok mnie wskoczył Zayn. Wcisnęłam gwałtownie hamulec mrużąc oczy i spoglądając na niego.
- No co?- wzruszył ramionami- obiecałem Niallowi, że będę cię pilnował.- rzucił, podciągając rękawy kurtki aż do łokci. Wywróciłam oczami mamrocząc pod nosem obelgi skierowane w stronę brata, ale już bez zbędnych komentarzy wycofałam auto i wyjechałam na drogę, wciskając gaz. - Cholera, zapomniałem że jeździsz jak wariatka- jęknął chłopak zamykając oczy.
     Szybkim ruchem zmieniałam biegi, chcąc jak najszybciej znaleźć się w miejscu, gdzie podejrzewam mogli być Zack i Erick. Nie mam pojęcia czy bagna będą odpowiadać Zaynowi... w sumie sam się w to wpakował wsiadając ze mną do auta.
     Po pół godzinie wjechałam do lasu, odczuwając zmianę położenia. Z gładkiego asfaltu wtoczyliśmy się na błotnistą ścieżkę, prowadzącą tylko do jednego miejsca. Do dobrze ukrytego domu. Nikt nie wiedział o jego istnieniu... oprócz naszej grupy i teraz Zayn'a.
- Piśniesz komuś słówko na temat tego domu, to urwę ci jaja- mruknęłam, kiedy zza drzew wyłaniała się spora rozmiarów willa. Muszę przyznać, że Zack- do którego dom należał- nie krył się z tym, że ma kupę kasy. 
     Zaparkowałam na podjeździe, szybko wyskakując z auta i zgarniając torbę. Podeszłam obok Zayna, chwytając go za rękę i ciągnąć w stronę frontowych drzwi. Lekko je pchnęłam wchodząc do środka od razu rozglądając się po pomieszczeniu.
- Erick! Zack!- krzyknęłam w głąb korytarza, a po chwili usłyszał głośny odgłos zbliżających się kroków, a następnie zza rogu wyłonił się Zack.
- Alison!- zawołał podchodząc do mnie i mocno ściskając- W końcu cię wypuścili... A to jest...- dodał spoglądając na mojego towarzysza.
- Zayn- powiedziałam, wchodząc do salonu, gdzie na kanapie siedział Ercik. Rzuciłam na jego kolana torbę, nie kłopocząc się z jej otwieraniem. Mężczyzna uniósł w zdziwieniu brwi, powoli odpinając zamek i wysypując z niej całą zawartość.- Sto tysięcy- rzuciłam odpowiadając na jego nieme pytanie. Podeszłam do niego, wyciągnęłam z jego ręki otwarte piwo a następnie usiadłam na fotelu naprzeciw zaszokowanych przyjaciół.- Kasa za wyścig. Możecie ją wziąć, mnie nie będzie potrzebna- mruknęłam zanurzając usta w ziemnej cieczy.
- Żartujesz sobie?- zawołał szatyn klękając obok leżących na podłodze plików banknotów.- Za jaki wyścig tyle płacą?
- Nie wiem. Chan nie zabrał swojej części. Zostawił wszystko, mimo, że wyraźnie powiedział, iż jego część została odłożona.
     Mężczyźni spojrzeli na mnie z zaskoczeniem, a ja zażenowana spuściłam wzrok na dłonie trzymające butelkę. Co miałam im powiedzieć? Że Chan coś podejrzewał? Że specjalnie nie wziął swojej części, wiedząc o tym co się stanie? To jest niemożliwe. 
     Odłożyłam butelkę na stolik, popychając ją w stronę właściciela i wstałam z fotela. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie w którym każdy z nas mógł się zatrzymać, gdyby coś się stało. To była nasza jedyna miejscówka, o której gliny JESZCZE nie widziały...
- Odchodzę.- powiedziałam cicho, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że wszyscy w pokoju mnie usłyszą.- Nie będę już się ścigać. To miał być ostatni wyścig, miałam zgarnąć kasę dla Chana i to zrobiłam. Zróbcie z nią co chcecie.- spojrzałam na nich biorąc do ręki jeden banknot- Wiecie gdzie mnie znaleźć, będziecie mogli zawsze do mnie przyjść, abo zadzwonić gdy będziecie potrzebowali pomocy, ale proszę... nie dzwońcie i nie informujcie mnie o kolejnym wyścigu, Skończyłam z tym. Już na dobre.- odrzuciłam papierek, odwracając się do niech plecami.
     Zacisnęłam dłonie w pięści, chwytając Zayna pod ramię i opuszczając dom przyjaciół. Trzeba zacząć żyć od nowa, na zupełnie nowych zasadach.


*****************

Okej, a więc:
1) PRZEPRASZAM ZA TAK DŁUGĄ ZWŁOKĘ- jaki powód? Przeczytajcie ostatnią notkę.
2) Dziękuję moim hejterom- mimo, że na początku czytając wasze wiadomości poczułam się ''jak śmieć'', to daliście mi niezłego kopa i zastrzyk energii. Chciałam Wam pokazać, że tak łatwo się nie poddaję ;)
3) Dla uspokojenie wszystkich: od samego początku wyznaję zasadę, że MUSZĘ dokończyć opowiadanie, które piszę, więc NIGDY nie zostawię go na jakimś odcinku bez zakończenia. Musiałoby się coś naprawdę stać abym tego nie zrobiła...
4) Zdaję sobie sprawę, że ten odcinek nie jest najlepszy- przynudza- i to strasznie. Obiecuję, że to ostatni z serii tak nudnych. W następnym... zbliżamy się do akcji, która chodzi po mojej głowie od samego początku, czyli od prologu :D
5) Postaram się dodać już odcinki w miarę regularnie, czyli co weekend ( sobota albo niedziela)
6) Jesteśmy na prawie końcu bloga. Może zostało jakieś 10-15 odcinków, nie jestem pewna- akcja będzie teraz przyśpieszać, a nie wlec się... wolniej niż żółw :)
7) Dziękuję wszystkim tym, którzy pozostali ze mną i cierpliwie czekali. Nie będę składać Wam obietnic, bo pewnie już zauważyliście, że często się z nich nie wywiązuję. Musze to zmienić :)
8) Miłego czytania! ( albo rozmyślania- bo jesteście już po :P )