niedziela, 29 czerwca 2014

Chapter XXVI

Waaakacje! Znowu są waaakacje! Na pewno mam rację.... wakacje znowu są!
Tak! Udało się moi drodzy. Przeżyliśmy kolejny rok szkolny, a przed nami dwa miesiące błogiego lenistwa! :D Ah.... Tak długo na to czekałam...
Ok... Nie przynudzam, jednak... zanim całkowicie zatracicie się w rozdziale i błogim lenistwie, dopóki UWAGA CYTUJĘ nic nie zamroczyło Waszej mózgownicy... pragnę poinformować, iż na moim drugim blogu ( o Liamie ) ukazał się pierwszy odcinek, a kolejnego możecie się spodziewać już w przyszłym tygodniu. KLIK Zapraszam do czytania i zostawienia sowich opinii... A... i najważniejsze.
Dołączajcie do obserwatorów! :D


************

     Oparłam głowę na nagłówku za mną, uważnie obserwując drogę przed sobą. Słońce zaszło raptem kilka chwil temu, a już nic nie było widać dalej niż na wyciągniecie ręki. Panie i panowie... Irlandia.
     Palce mocno ściskały kierownicę, kiedy wyprzedzałam kolejne auta. Z chęcią znalazłabym, się już w domu i porządnie opieprzyła Horana za to, że ukrywał przede mną ich wyjazd. Jestem w końcu jego siostrą, wkurwiającą co prawda, ale nadal łączą nas jakieś więzy krwi. Przynajmniej one do czegoś zobowiązują.
     Znudzonym wzrokiem spojrzałam na nowiusieńkie radio, które aż prosiło się, aby je włączyć. Z głośnym westchnięciem wcisnęłam jeden przycisk, a po chwili w całym wnętrzu auta można było usłyszeć pierwsze tonu jakieś piosenki. Po chwili jednak zmieniłam stację, rozpoznając utwór zespoliku mojego braciszka.
- A teraz, na specjalne życzenie fanów- zawołał spiker na kolejnej stacji- You&I One Direction!
- Cholera...- mruknęłam wciskając kolejny guziczek. Znowu to samo. Kolejna piosenka tego dennego zespołu. Na następnej identycznie- Chrzanić to!- krzyknęłam uderzając ręką w kierownicę. Czy cały świat musiał się na mnie uprzeć?
     Zrezygnowałam z szukania jakiejś normalnej stacji, ponownie skupiając się na drodze, a właściwie na ciemności, która wokół mnie panowała. To dziwne. Jechałam ogólnodostępną autostradą, a od paru minut nie minęło mnie ani jedno auto. Jeszcze brakuje tylko tego, aby radio zaczęło trzeszczeć...
     Jak na zawołanie, radio wyłączyło się, a po kilku sekundach rozniósł się ogłuszający szum. Szybko wcisnęłam odpowiedni guziczek, chcąc uciszyć to ustrojstwo. Chwyciłam mocniej kierownicę, wciskając automatycznie gaz. Wolałam znaleźć się jak najszybciej w domu.
     Niepewnie spojrzałam we wsteczne lusterko, dokładnie lustrując drogę za mną. Ciemność. Wszędzie tylko ciemność. Pokręciłam głową, ponownie skupiając się na drodze. I właśnie wtedy... kątem oka coś zobaczyłam.
     To były dosłownie ułamki sekundy. Dziwna postać wyskoczyła na drogę wprost pod moje rozpędzone auto. Gwałtownie wcisnęłam hamulec, nie zważając na to, że pas bezpieczeństwa wpijał się w moje ramię zostawiając na nim ogromny czerwony i piekący ślad.
     Auto z prędkością światła zwalniało, jednak jak dla mnie zbyt wolno. Wiedziałam, że uderzę w osobę przed sobą, więc nie chcąc skończyć w więzieniu, skręciłam kierownicą, wykonując gwałtowny manewr. Okręciłam się wokół własnej osi, w końcu zatrzymując się w poprzek autostrady, z głośno bijącym sercem.
     Powoli ściągnęłam dłonie z kierownicy, odpinając pas bezpieczeństwa i wysiadając z pojazdu. Na chwiejnych nogach podeszłam do leżącej na drodze osoby. Nie miałam pojęcia czy w nią wjechałam, czy też nie. Ciągle przed oczami miałam ułamek sekundy, kiedy wyskoczyła mi przed maskę.
- H...hhej!- krzyknęłam drżącym głosem, zaciskając dłonie w pięści.- Nic ci nie jest? O mało cię nie zabiłam!
      Postać powoli podniosłą głowę, a na jej twarz od razu opadły włosy. Podeszłam bliżej, rozpoznając po sylwetce, że była to kobieta. Niepewnie kucnęłam przed nią i delikatnie położyłam dłoń na jej ramieniu.
- Wszystko OK?- zapytałam odgarniając długie bladoróżowe włosy. Dziewczyna podniosła na mnie swój przerażony wzrok, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że jest cała w siniakach, a z jej wargi leci stróżka krewi. Wzdrygnęłam się na ten widok, jednak nadal nie spuszczałam wzroku z twarzy nieznajomej.- Jak masz na imię?
- Harriet- wyjąkała spuszczając wzrok na swoje dłonie. Pokiwałam głową podnosząc się na nogi i chwytając ją za nadgarstki. Krzyknęła zaskoczona.
- Nie wrzeszcz...-syknęłam w jej stronę opierając dłonie na jej posiniaczonych ramionach. Boże święty, gdzie ona jeszcze je ma?!- Nic ci nie zrobię. Jedziemy do mnie, tam opatrzę twoje rany. 
     Nie starając się być delikatna, pociągnęłam przerażoną dziewczynę w stronę auta, wpychając ją na miejsce pasażera. Jak nietrudno się domyślić, byłam wściekła na nieznajomą osobę, za to, że wyskoczyła na ulicę prosto pod rozpędzone auto. Gdybym nie skręciła kierownicą, jak nic wjechałabym prosto w Harriet i skończyłabym w więzieniu. W sumie... i tak skończę, ale nie chce tam wylądować za zabicie kogoś. 
     Szybko wsunęłam się za kierownicę odpalając ponownie samochód. Nie przejmując się tym, że kilka sekund temu o włos uniknęłam wypadku, a strach nadal ściskał moje gardło, rozpędziłam się do granic możliwości.
- Masz zamiar się odezwać?- warknęłam w kierunku różowowłosej.- Wytłumaczysz mi, po jaką cholerę wjebałaś się prosto pod moje auto?!
     Cisza. Nic. Zachowywała się jakby jej tutaj nie było. Warknęłam sfrustrowana, zaciskając mocniej dłonie na kierownicy i wciskając gaz. Mam w dupie to, że laska obok mnie może się bać. Gdyby nie wkopała się pod moje koła, nie siedziałaby teraz tutaj.
- Czyli co? Masz zamiar udawać, że nic się nie stało?- spojrzałam na nią lustrując ją uważnie wzrokiem. Cała była poobijana, podrapana... wątpię, żeby to był wynik nieprzyjemnej sytuacji na drodze.- Dobra. Nie chcesz to nic nie mów, ale przy...- przerwałam skupiając się całkowicie na drodze.
     Jasne migotanie świateł zwróciło moją uwagę. Jeszcze zanim dojechałam do miejsca, skąd mogłam lepiej widzieć, wiedziałam, że są to syreny policyjne. A skoro stoją na autostradzie... musiał zdarzyć się wypadek. Gwałtownie wcisnęłam pedał hamulca, zmniejszając prędkość pojazdu, nie chcąc dostać mandatu. Policjant, który stał na środku drogi zatrzymał mnie ręką i przepuścił czekające auta po drugiej stronie pasa. A więc dlatego cały odcinek drogi był pusty. Zablokowali dwa pasy.
     Z moich ust wyrwało się ciche jęknięcie widząc jak sznur samochodów powoli zaczyna się przesuwać. Niecierpliwie bębniłam palcami w kierownicę modląc się w duchu, aby glina mnie przepuścił. W końcu podniósł jedną rękę, zatrzymując nią pojazdy, a drugą zaczął machać w moją stronę. Wcisnęłam gaz, powoli ruszając z miejsca.
     Widok jaki rozciągał się kilka metrów dalej, przeraził mnie. Na autostradzie stało... leżało auto, które najprawdopodobniej dachowało. Przednia szyba całkowicie była stłuczona, tak samo jak szyba obok kierowcy. Przednie drzwi, całkowicie zostały wgniecione do środka, a gdzieś gdzie kiedyś najprawdopodobniej było miejsce pasażera... teraz znajdowała się ogromna dziura. 
     Pojazd wyglądał jakby przed chwilą skończył się palić, całe usmolone i czarne od sadzy. Zmrużyłam oczy widząc jak jakiś mężczyzna z ogromnym wężem gasi ogień na ulicy. Benzyna. Musiał wybuchnąć zbiornik. Obok samochodu leżał długi, czarny worek... Nie musiałam zgadywać co tam było. Szczątki kierowcy feralnego samochodu. Najprawdopodobniej kierowca chciał zobaczyć ile jego auto jest w stanie wyciągnąć i stracił kontrolę nad pojazdem. Nieraz widziałam takie sytuacje na wyścigach. Auto momentalnie się zapala... i nie masz szans na przeżycie.
     Kątem oka zauważyłam, jak moja towarzyszka spięła się widząc widok za oknem. Momentalnie przyśpieszyłam chcąc jak najszybciej opuścić miejsce wypadku.
     W dość szybkim tempie podjechałam pod dom. Zostawiłam auto na podjeździe, nie przejmując się ciekawskimi spojrzeniami sąsiadów. Nie mają co robić, tylko podglądać obcych ludzi?!
- Wysiadaj...- rzuciłam odpinając pas i wychodząc na zewnątrz. Podeszłam do nadal milczącej dziewczyny, chwyciłam za ramię i zaciągnęłam na ganek, kopniakiem otwierając drzwi. Od razu przede mną zjawił się zdezorientowany Louis.
- Alison!- Jak dobrze, że nic ci nie jest!- zawołał zamykając mnie w jednym z swoich, specjalnych i mocnych uścisków. Spięłam się momentalnie wyswobadzając się z jego ramion.- Kto to jest?- spojrzał na Harriet nic nie rozumiejąc. 
     Dziewczyna stałą w progu ze spuszczonym wzorkiem, bawiąc się palcami. Wywróciłam oczami chwytając ją za rękę i ciągnąć w stronę schodów.
- Harriet- mruknęłam w stronę szatyna znikając na piętrze. Otworzyłam drzwi do swojego pokoju, każąc dziewczynie usiąść na łóżku. Sama skierowałam się do łazienki, biorąc do ręki apteczkę, ręcznik i miskę z wodą. Tak przygotowana postawiłam to wszystko na podłodze, siadając na obrotowym krześle postawionym przy łóżku. Delikatnie chwyciłam podbródek nastolatki unosząc go lekko. Jej oczy były pełne przerażenia.- No już... Nic nie zrobię. - mruknęłam mocząc ręcznik i delikatnie obmywając jej twarz.- Postaw się na moim miejscu. Też byłabyś mega wkurzona, gdybyś o mało nie potrąciła człowieka. To nawet nie jest mój samochód!
     Znowu się nie odezwała. Czy ona ma język w buzi? Może go sobie odgryzła, kiedy tylko powiedziała swoje imię?
     Odłożyłam ręcznik obok miski, chwytając do ręki wodę utlenioną z wacikiem. Powoli przemywałam jej rany, starając się mocno nie dociskać wacika, aby za bardzo ją to nie bolało. I tak widziałam, że ledwo powstrzymywała się od syków.
- Skończyłam- powiedziałam wrzucając wszystko do miski i wynosząc do łazienki.- Jeżeli chcesz możesz iść wziąć prysznic, świeże ręczniki już tam są. Za chwilę przyniosę ci jakieś ubrania...- dodałam wychodząc z pokoju i schodząc do salonu.- Niall!- krzyknęłam w jego stronę. Odwrócił głowę zaskoczony moim wybuchem.- Do kuchni.- Nie czekając na jego reakcje weszłam do wymienionego przeze mnie pomieszczenia, opierając się o szafkę.- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że za dwa dni wyjeżdżacie?- zapytałam widząc jego sylwetkę na horyzoncie. Zdenerwowany podrapał się po głowie.- Jestem twoją siostrą, powinieneś mi to powiedzieć osobiście, a nie wysługiwać się Louisem!
- Chciałem, okej?- przerwał mi wypuszczając głośno powietrze- Ale za każdym razem coś mi przeszkadzało. Albo uciekłaś do Londynu, albo potem leżałaś w szpitalu, albo ta cała afera z Ingrid... nie chciałem cię bardziej dobijać....- powiedział cicho patrząc w blat stołu.- Naprawdę chciałem ci powiedzieć to wszystko dzisiaj, ale przerwał nam ten mechanik... a Lou, po prostu wykorzystał sytuacje.
     Zamknęłam oczy, przecierając dłonią zmęczoną twarz. Jak na dzisiejszy dzień miałam dosyć atrakcji. Najpierw poznałam ten beznadziejny regulamin w szkole, potem uciekałam przed reporterami niszcząc przy okazji swoje auto... następnie zjawił się Chan proponując mi wyścig, a kiedy się zgadzam daje mi do oswojenia potwora, a nie maszynę... na dodatek dowiedziałam się, że One Direction lada dzień wylatują w trasę koncertową, a ja o mało nie potrąciłam dziewczyny, która teraz prawdopodobnie w tej chwili bierze prysznic. 
     Zachwiałam się delikatnie, ale szybko chwyciłam się blatu, aby nie upaść.
- Al? Wszystko OK?- zapytał zaniepokojony Niall. Skinęłam głową odgarniając włosy z twarzy.
- Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.- mruknęłam wzdychając- Położę się w jednym z gościnnych. Harriet przenocuje u mnie w pokoju.
- Skąd ją znasz?- blondynek zmarszczył brwi. Pokręciłam głową zrezygnowana.
- Nie dzisiaj, Niall...- ucięłam szybko.- Nie mam już na nic siły.
     Wyszłam z kuchni zostawiając zdezorientowanego brata. Wbiegłam po schodach, kierując się do swojego pokoju. Różowowłosej dziewczyny nie było na łóżku, a po szumie wody, doszłam do wniosku, że skorzystała z mojej rady i poszła się umyć. Podeszłam żwawym krokiem do szafy, zagłębiając się w niej i szukając jakiś ubrań dla dziewczyny. Wyciągnęłam jedną z nienoszonych przeze mnie piżam, świeżą bieliznę i skarpetki. Z naręczem ubrań po cichu wsunęłam się łazienki, zostawiając je na najbliższej półce.
     Zrzuciłam z siebie przepocony i brudny już mundurek, kopiąc go obok drzwi. Jeżeli mam w tym gównie iść do szkoły w poniedziałek będę musiała go przeprać. Kto wymyślił te pieprzone zasady? Nawet malować się nie mogę... Ugh!
     Związałam swoje włosy w luźnego warkocza, chwyciłam swoją piżamę i razem z brudnymi ubraniami zniknęłam w sąsiedniej łazience. Miałam ochotę na długą relaksującą kąpiel, jednak musiałam zadowolić się szybkim prysznicem. Musiałam upewnić się, że Harriet niczego nie potrzebuje.
     Kilkanaście minut później wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku, czekając, aż dziewczyna opuści łazienkę. Sekundę później usłyszałam dźwięk uchylanych drzwi, a do pokoju wkroczyła różowowłosa. 
-Będziesz spała tutaj- wskazałam na łóżko.- Ja będę w pokoju obok. Jesteś głodna?- pokręciła głową.- Dobra. Jak czegoś będziesz potrzebować, wiesz gdzie mnie znaleźć- dodałam zabierając od niej jej brudne ubrania i  wychodząc z pokoju. To był cholernie długi dzień... Zbyt długi....

~*~

     Radośnie zeskoczyłam z ostatniego stopnia wpadając do kuchni. Wyrwałam z rąk Harry'ego szklankę z zimnym mlekiem wypijając ją do samego dna.
-Ej!- krzyknął oburzony- To było moje...!
- Sorry Hazza... Dżungla ma swoje prawa- zaśmiałam się siadając na blacie. 
- Ktoś tutaj ma dobry humor!- zaśpiewał Liam wchodząc do pomieszczenia z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Nareszcie nie obudził mnie żaden pieprzony hałas wywołany przez was- wzruszyłam ramionami, machając nogami w przód i w tył. 
     Poranek zapowiadał się wyśmienicie. Obudziłam się koło dziesiątej z doskonałym humorem. Miałam gdzieś to, że jutro będę musiała iść do szkoły i najprawdopodobniej będę rzucona na głęboką wodę. 
     Po cichu wślizgnęłam się do swojego pokoju, zauważając kątem oka, że Harriet nadal śpi. Wygląda na to, że cokolwiek ją wczoraj spotkało, musiało ją nieźle wymęczyć. Podreptałam do szafy, otwierając ją i mierząc spojrzeniem. Pogoda była dzisiaj idealna. Słońce radośnie ogrzewało ziemię kusząc na wyjście na spacer. Uśmiechnęłam się wybierając dla siebie jasne potargane jeansy, luźną białą koszulkę z motywem flagi Wielkiej Brytanii, czerwono-czarny pasek, buty na wysokim obcasie i skórzana kurtkę. Nieśmiało spojrzałam na śpiącą dziewczynę i z cichym westchnięciem chwyciłam bladoniebieskie rurki, łososiową bokserkę i szalik oraz niebieską luźną bluzkę. Położyłam komplet na łóżku, opuszczając pokój.
     Nie miałam pojęcia co się wczoraj wydarzyło, ale mam nadzieję, że wyciągnę coś z niej w drodze do jej domu.
- Hej, może nam w końcu powiesz, kim jest ta dziewczyna?- W pomieszczeniu zjawił się Lou z marchewką w dłoni. Westchnęłam zrezygnowana.
- To jest Harriet. O mało jej wczoraj nie potrąciłam... sama wypadła na autostradę!- dodałam szybko, widząc zaszokowane miny chłopaków.
- Alison, co ty...- zaczął Harry, kiedy przerwał mu głośny wrzask mojego starszego i przygłupawego brata.
- ALISON EVANS! W TEJ CHWILI WIDZĘ CIĘ PRZED DOMEM!- No pięknie. Mogę zacząć szukać trumny.


***********
Odcinek... powiedzmy, że ujdzie... 
Wymyślałam go dzisiaj w kościele, miał się skończyć inaczej, ale jak widać... gdybym dopisała jeszcze to co chciałam... byłby zbyt długi :D
OK.  MAMY WAKACJE! :P
Dobra, dobra.... już... uspokoiłam się ;)

Przypominam o drugim blogu! KLIK
I tutaj BUUM znajdziecie zdjęcie Harriet

MIN 10 KOMENTARZY...-------------> NEXT!


Cieszycie się, że mamy nareszcie wolne? Bo ja jestem jak



I




No i troszeczkę jak...



Hahahha :D

niedziela, 22 czerwca 2014

Chapter XXV

Na początku, bardzo Was proszę o odpowiedź na moje pytanie, które znajdziecie na samym końcu. Dziękuję misie!
******

     Louis ciągnął mnie w kierunku mojego pokoju, mijając po drodze zdezorientowanego Harry'ego. Spojrzałam na niego ukradkiem, ale chłopak wzruszył tylko ramionami, znikając w kuchni, skąd dobiegał mnie radosny śmiech Zayn'a. Cholera. Co jest grane?
     W końcu weszliśmy do pomieszczenia, a ja zaskoczona nagłą reakcją Louis'a usiadłam na łóżku, zakładając nogę na nogę oraz uważnie obserwując bruneta. Podszedł powolnym krokiem do biurka, odsunął krzesło, siadając na nim. Czy on ma zamiar się odezwać?
-Louis?- zaczęłam przekrzywiając głowę.- Powiesz mi co się dzieje?
     Chłopak westchnął, kiwając głową i podpierając podbródek na złączonych dłoniach. Jego oczy uważnie skanowały moje ciało od czasu do czasu patrząc w moje oczy. Pod wpływem jego intensywnego spojrzenia, zarumieniłam się, odwracając zawstydzona głowę. Dlaczego on tak na mnie patrzy?
- Alison...- powiedział cicho, wlepiając wzrok w podłogę. Niepewnie na niego spojrzałam. Wydusi to w końcu z siebie?- My... wyjeżdżamy... w trasę na kilka miesięcy.- wydukał.
     Znieruchomiałam, spoglądając na niego zaszokowana. Jak to jadą w trase? I to kilkumiesięczną?!
-Co..?- wychapałam wstając z łóżka.
- Zaczyna nam się Were We Are Tour...- mruknął, uważnie na mnie spoglądając.- Niall próbował dzisiaj ci to powiedzieć... ale nie zdążył przed przyjściem mechanika.
- Super! Po prostu świetnie- krzyknęłam krążąc po pokoju.- Kiedy jedziecie?-Zacisnął dłonie w pięści i przygryzł usta. Czy on musi mnie tak wkurwiać?!- Louis!- warknęłam- Kiedy jedziecie?!
- Za dwa dni...- usłyszałam. Pokręciłam przecząco głową, gorączkowo przeczesując dłonią włosy. Kiedy mieli zamiar mi o tym powiedzieć?!
- I ja oczywiście, dowiaduje się ostatnia?- krzyknęłam podchodząc do zmieszanego Lou.- Czy wam mózg odjebało?!
- Alison, uspokój się...- usłyszałam jego głos. Jego dłonie natychmiast chwyciły moje nadgarstki, przejeżdżając po bliznach, jakie zostawiły żyletki.- Chcieliśmy ci powiedzieć na samym początku, Niall się zaoferował... ale za każdym razem, kiedy próbował coś wydusić z siebie, ktoś, albo coś mu przeszkadzało, aż w końcu...
- Postanowiłeś, że ty to zrobisz, bo prędzej dowiem się z mediów- przerwałam mu, wyszarpując się z jego mocnego uścisku.- Wiecie co? Pieprzcie się- syknęłam, chwytając torebkę i możliwe jak najszybciej opuszczając pomieszczenie.
    Zbiegłam po schodach, słysząc przeklinania Lou i jego szybkie kroki. Wyminęłam uśmiechniętego Liam'a, wpadając do ogrodu i przechodząc przez bramkę. Żałowałam, że nie mam samochodu i nie mogłam się wyżyć na ulicy.
     Miałam nadzieję, że żaden z chłopaków nie wpadł na genialny pomysł pójścia za mną, bo nie daruje i urwę temu komuś jaja. Nawet jeżeli będzie to Liam.
-Alison!- usłyszałam za sobą czyiś krzyk, więc momentalnie przyśpieszyłam kroku. Cały czas byłam w szkolnym mundurku, za co teraz plułam sobie w brodę, bo gdziekolwiek pójdę, wszyscy będą wiedzieć, że chodzę do miejscowej szkoły i na samym starcie wezmą mnie za nienormalną. Kto zrównoważony psychicznie popierdala w sobotę w środku miasta w szkolnym mundurku? Tylko ja.
     Po kilku minutach nieustającego marszu doszłam w końcu do centrum Mullingar. Byłam wściekła na Niall'a za to, że nie miał odwagi powiedzieć mi o trasie, na Louis'a za to, że postarał się go wyręczyć, a na Zayn'a za to, że przez niego moje auto nadaje się tylko na złom. Wygląda na to, że 3/5 zespołu One Direction mi podpadło.
      Leniwym krokiem, ignorując ciekawskie spojrzenia, skierowałam się w stronę warsztatu, gdzie pracował Chan. Skąd wiedziałam gdzie jest? Może stąd, że gdzie tylko spojrzałam widziałam ogromne reklamy reklamujące ten ''cudowny'' warsztat?
     Przeszłam na drugą stronę drogi, zatrzymując się przed ogromnym garażem, gdzie stały dwa sportowe auta na podnośniku. Rozejrzałam się szukając mojego przyjaciela, jednak nigdzie go nie widziałam.
- Skurwiel- mruknęłam do siebie wchodząc do środka i szturchając pierwszego lepszego pracownika.- Gdzie jest Chan?
     Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i zmierzył wściekłym spojrzeniem.
- A co? Kolejna chce się z nim przelizać?- zaśmiał się kpiącą składając ręce na piersi.
- Zazdrościsz?- warknęłam zwężając oczy. Niech ten gościu mnie lepiej nie wkurwia, bo będzie źle.- Gdzie on jest?
- Spieprzaj laska...- machnął na mnie ręką, odwracając się w stronę naprawianego samochodu. Szybko chwyciłam jego ręką wykręcając do tyłu i zmuszając chłopaka aby uklęknął. Z jego ust wyrwało się ciche przekleństwo.- Kurwa... puść mnie szajbusko!- zawołał
- Najpierw powiedz, gdzie jest Chan...
- W kantorku...- syknął wskazując brodą na drzwi prowadzące do jakiegoś pomieszczenia. Puściłam jego rękę, kierując się w wskazane mi miejsce. Bez pukania otworzyłam drzwi i oparłam się o framugę analizując to co działo się w środku.
     Chan siedział na obrotowym krześle, trzymając w dłoni kubek z parującą cieczą, wpatrując się w jeden z ekranów komputerów. Podeszłam do niego powoli i mocno trzepnęłam w głowę.
- Nie łaska wyjść?- zawołałam siadając obok niego. Japończyk spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Nie... Chciałem zobaczyć jak poradzisz sobie z moim pracownikiem. Moja droga, zwracam honor- ukłonił się.
- Haha... boki zrywać- mruknęłam odbierając od mężczyzny kubek z herbatą.- Jeżeli zgodzę się na wyścig... dasz mi auto?- zapytałam po chwili ciszy.
-Oczywiście. Możesz dostać nawet teraz...- zaśmiał się chwytając do ręki pęk kluczy i wstając.- Chodźmy.
- Ale ja się jeszcze nie zgodziłam!- krzyknęłam biegnąc za nim. Pokręcił głową, wkładając jeden z kluczy w zamek i pchając drzwi. Weszliśmy do wielkiego, ciemnego pomieszczenia, gdzie po chwili zapaliły się światła.- Kurwa...- wymsknęło mi się widząc jego zawartość.
     Znajdowaliśmy się w ogromnym magazynie, gdzie po obu stronach ściany stał rząd równo zaparkowanych szybkich, sportowych samochodów. Na oko była ich tutaj setka. Wiedziałam, że nieraz Chanowi za usługi płacono wozami, ale nigdy żaden z nas ich nie widział. Japończyk chował auto, od razu po dojeździe.
- Człowieku... po ci ich aż tyle?- zapytałam rozglądając się dookoła. - Wiesz ile byś zarobił sprzedając je?!
- Wiem, Alison...- spojrzał na mnie, a po chwili spuścił wzrok na pęk kluczy, które trzymał. Podrzucił je kilka razy w górę, aż znalazł właściwy.- Chodź. Twoje auto już czeka.
     Nieśmiało szłam za Chanem na sam koniec magazynu, gdzie jak podejrzewałam stały najnowsze zdobycze. Zatrzymaliśmy się przed ostatnim samochodem.
- To Bugatti Veyron Grand Sport Vitesse- mruknął podając mi kluczyki. Niepewnie wsunęłam się na miejsce kierowcy i nieśmiałym ruchem pogładziłam kierownicę.- Prawdopodobnie najszybsze auto świata- dodał, a moje oczy automatycznie się rozszerzyły.- Jego rekord to 408,84 kilometrów na godzinę. Osiąga prędkość 100 km/h po 2,6 sekundach jazdy. Demon nie samochód.
- Żartujesz sobie?- wyjąkałam patrząc na niego zaszokowana. - Nie mogę go wziąć.
- Bez dyskusji- warknął mężczyzna zamykając za mną drzwi.- Jedź się z nim oswoić, wyścig jest w piątek o jedenastej wieczorem. Bądź tutaj o dziewiętnastej.
     Pokiwałam głową, wkładając kluczyki do stacyjki. Silnik radośnie zawarczał pode mną, zmuszając mnie, abym mocniej ścisnęła kierownicę. Odetchnęłam głęboko zamykając na chwilę oczy. Chan należy do osób z takim charakterem, którym się nie odmawia. Nie mogłam przyjąć tego auta, ale też nie mogłam go oddać. Kwestie moralne musiałam zepchnąć na drugi plan. Teraz liczył się wyścig... i oswojenie tej maszyny.
     Leniwie wyjechałam z miejsca parkingowego i skierowałam się w stronę otwartego wyjazdu. Japończyk stał obok, uważnie mnie obserwując. Uśmiechnął się do mnie, machając ręką w stronę światła. Westchnęłam głośno i zmieniłam bieg.
     Samochód mocno szarpnął do przodu, momentalnie wbijając mnie w siedzenie. Zacisnęłam zęby wyjeżdżając na ulicę. Pora przetestować to cudo.
     Nie znałam dokładnie Mullingar więc nie miałam pojęcia, czy gdzieś znajduje się jakiś tor, na którym mogłabym sprawdzić umiejętności auta, dlatego chcąc nie chcąc... musiałam zrobić to na ulicy. Zmieniałam poszczególne biegi, czując jak auto z minuty na minutę przyśpiesza. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a ja mogłam poczuć się jak dawniej. Ostatni raz tak szybko jeździłam... podczas wyścigu.
     Licznik wskazywał już ponad 300 kilometrów, kiedy zaczęłam hamować. Auto spisywało się na medal, nie miałam wątpliwości, że wygraną mam już w kieszeni. Włączyłam kierunkowskaz, gwałtownie zawracając i kierując się w stronę domu. Nawet nie zauważyłam, jak zrobiło się późno.

********

- Alison!- zawołałem za dziewczyną wybiegając na ulicę. Blondynka zdążyła już zniknąć.- Kurwa!- odwróciłem się kopiąc w pobliski pojemnik na śmieci.
- Lou... daj spokój.- zza moich pleców wyłonił się Niall.- Jak będzie chciała to wróci.
- Spieprzyłem, Niall- powiedziałem siadając na ganku. - Mogłem to inaczej powiedzieć... walnąłem prosto z mostu! Kretyn!
     Blondynek przewrócił oczami i usiadł obok mnie. Między nami zapadła cisza, każdy z nas chciał uporządkować wydarzenia z ostatnich godzin w głowie. 
     Alison... nie wygląda na dziewczynę, która ma zawsze coś do powiedzenia, raczej... na słodką, kochaną blondynkę. Szczerze powiedziawszy nawet tak myślałem, kiedy Horan przyprowadził ją do nas po raz pierwszy.

*Retrospekcja*

- Chłopaki!- po pokoju rozszedł się donośny wrzask głodomora. Niechętnie podniosłem się z kanapy, gdzie razem z Harry'm leżeliśmy oglądając jakieś durne filmy. Oboje spojrzeliśmy na wejście do salonu. Po chwili zjawił się blondyn, ciągnąc za sobą jakaś dziewczynę. Zmarszczyłem czoło. Kto to jest?- Gdzie Liam i Zayn?- rzucił widząc tylko nas. Wzruszyłem ramionami drapiąc się po karku i skanując wzrokiem nastolatkę. Była wysoka, szczupła, miała długie blond włosy... cholera. Jest strasznie podobna do Horana.- Malik! Payne!- wrzasnął zniecierpliwiony Niall, a po chwili w salonie zjawiła się pozostałą dwójka.
-Czego chcesz wielkoludzie?- warknął Zayn rzucając się na kanapę.- Nie pójdę do sklepu, bo skończył ci się żelki...
     Blondynka, która do tej poty stałą cicho, teraz głośno prychnęła, skupiając na sobie uwagę wszystkich w pokoju. 
- Kim ona jest?- zapytał Liam, uważnie ją obserwując
- To jest Alison Evans. Moja siostra.- zaczął blondynek- I tak.. to jest ta dziewczyna, o której wam opowiadałem- dodał szybko widząc jak otwieram usta by mu przerwać.
     W salonie zapadła krępująca cisza, podczas której wszyscy wpatrywali się w dziewczynę. Wygląda mi na typową blondynkę...
- Ile jest dwa razy dwa?- wypalił nagle Harry patrząc na dziewczynę. Zaśmiałem się cicho pod nosem. Wygląda na to, że nie tylko ja myślałem o ''stereotypowej blondynce''.
- Cztery, małpiszonie- warknęła w jego stronę, mierząc go groźnym spojrzeniem- Chociaż pewnie sądziłeś, że powiem osiem, nie?
     Teraz nie było mowy, abym nie wybuch głośnym śmiechem, widząc zaskoczoną minę Hazzy. Podszedłem do dziewczyny z radosnym uśmiechem na twarzy i wyciągnąłem dłoń.
- Louis Tomlinson. Nie mam pojęcia jak to zrobiłaś, ale nalezą ci się brawa za zgaszenie Harry'ego.
- Oh, to on ma jakieś imię?- syknęła uśmiechając się słodko- Sądziłam, że wołacie na niego ''Pudel''...
     Hazza fuknął zdenerwowany i wyminął dziewczynę. Hmmm... Wygląda na to, że Styles nie będzie miał teraz życia.

*Koniec retrospekcji*

- Louis!- wydarł się Hazza, spychając mnie ze schodów. Jęknąłem głośno podnosząc się z ziemi. Spojrzałem rozzłoszczony na Loczka- Zbieraj dupę, mecz już leci!- zawołał skacząc jak małe dziecko i znikając we wnętrzu domu.
- Styles... Twoje dni są policzone- mruknąłem idąc w ślad za nim. Mam nadzieję, że Alison nic nie jest... Szkoda, że wtedy nie wiedziałem o tym co miało się jej za chwilę przydarzyć...

********
Mamy odcinek! Końcówka totalnie pierdzielona, wybaczcie mi.
A teraz pytanie: Czy będziecie czytać mojego kolejnego bloga o Liamie, kiedy ten się skończy?
To dla mnie jest okropnie ważne, bo jeżeli będzie dużo chętnych, mogę zacząć umieszczać tam notki co dwa tygodnie.
Całusy!

10 komentarzy = next!

O D C I N E K     N I E      S P R A W D Z A N Y !!!!

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Chapter XXIV

Przepraszam! Wiem, odcinek miał być wczoraj, ale nie miałam bladego pojęcia co napisać i wymyślałam go dzisiaj w autobusie. Mądra ja pisałam go dzisiaj, a jutro pisze poprawę 2 sprawdzianów i kartkówki :D 


*******

- Chłopaki!- krzyknęłam wpadając do ogrodu potrącając mokrego Harry'ego. - Jak wyglądam?- obróciłam się wokół, pozwalając im zobaczyć szkolny mundurek, w którym spędzę najbliższy rok.
- A tak bardzo narzekałaś...- wtrącił się Niall, wychodząc z basenu, podchodząc do mnie bliżej.
- Błagam cię, nienawidzę tej szmaty- prychnęłam wbiegając do salonu i ściągając krawat.- Giń w piekle człowieku, który to wymyśliłeś.
     Zrzuciłam z ramion marynarkę, zostawiając ją na podłodze, a w końcu sama opadając na kanapę. Z chęcią pozbyłabym się tego koszmarnego ubrania, ale szczerze powiedziawszy byłam zbyt leniwa, aby wejść po schodach do pokoju i wygrzebać coś innego.
     Nie chciałam, aby poniedziałek nadchodził. To nie to, że bałam się pierwszego dnia w nowej szkole. Przecież znałam już Caleb'a, Nick'a i Justin'a, a z tego co zdążyłam się zorientować, to właśnie oni rządzą szkołą. Jak dłużej się nad tym zastanowić, to nie wyszłam na tym tak źle. Na samym starcie mogę przystawać już z tymi popularnymi i nie martwić się, że sytuacja z Londynu się powtórzy.
     Naciskałam kolejne guziczki na pilocie, zmieniając tym samym kanały, szukając czegoś co będzie w stanie mnie zainteresować. Znudzona, zostawiłam na kanale muzycznym i wsłuchiwałam się w lecące piosenki. Niektóre muszę to przyznać, były nawet ciekawe.
-Alison?- odezwał się za mnie czyiś głos. Odwróciłam głowę mierząc zdziwionym spojrzeniem blondyna. Przewróciłam oczami wracając do oglądania. - Możemy porozmawiać?
     Skinęłam głową, prostując się i ściszając minimalnie dźwięk. Niall podszedł niepewnie do kanapy i usiadł obok mnie splatając palce. Obserwowałam go kątem oka, ciekawa co może mi powiedzieć. Jeszcze nigdy nie był, aż tak zdenerwowany.
- Nie za bardzo wiem, jak ci to powiedzieć.- Zaczął, a ja mimowolnie odwróciłam się w jego stronę. Czekałam, aż wydusi z siebie to co mu leży na sercu.- Alison... bo ja...
-ALISON!- do salonu wpadł zdyszany Liam.- Mechanik przyjechał w sprawie auta...- wysapał opierając się o szafkę. Zmierzyłam przepraszającym spojrzeniem mojego brata, udając się w stronę podjazdu. Niepewnie szarpnęłam za klamkę i stanęłam w oko z oko z... Chanem.
-Chan?!- krzyknęłam zaskoczona rzucając się na szyję Japończyka. Chłopak zaśmiał się głośno okręcając mnie kilka razy wokół własnej osi.- Co ty tu robisz? Miałeś być w Rio!- oburzyłam się.
- Oj moja słodka małą blondyneczka... nic się nie zmieniłaś- powiedział ciągnąc mnie za włosy.- Usłyszałem, że miałaś wypadek... A w Rio byłem pół roku temu... Teraz na oku mam Tokio- szepnął mi do ucha, a ja mimowolnie się zaśmiałam.
-Skretyniały idiota- podsumowałam odwracając się do niego plecami.- Wezmę kluczyki do auta i możemy iść.- zawołałam przez ramię wpadając do salonu i zbierając klucze. Niall'a już tutaj nie było. Ciekawa jestem, co chciał mi powiedzieć? Gdyby nie Li...
     Pokręciłam głową wychodząc ponownie przed dom i chwytając chłopaka za rękę. Zaprowadziłam go w stronę garażu, naciskając jeden z guziczków. Drzwi automatycznie zaczęły się podnosić, a ja nie czekając, aż uniosą się na odpowiednią wysokość, kucnęłam i przeszłam pod nimi. Chan zrobił dokładnie to samo. 
- Na litość boską!- zawołał zauważając moje auto. Niepewnie do niego podszedł oglądając je z każdej strony.- Coś ty z nim zrobiła?!
- Skoczyłam przez most.- wzruszyłam ramionami opierając się o ścianę. Uważnie obserwowałam jak przyjaciel chodzi dookoła auta i niepewnie dotyka wszystkich uszkodzeń. Co jak co, ale wiedziałam, że Chan na pewno naprawi moje autko. To mistrz w swoim fachu. Wszystkie warsztaty w całej Anglii sie o niego biły, jednak on wolał otworzyć własny niż przechodzić do konkurencji. Z racji tego, że brał również udział w nielegalnych wyścigach, a policja siedziała mu na karku- nigdzie nie zatrzymywał się na stałe. Podróżował zwiedzając różne kraje, a z tego co słyszałam jego ostatnim celem było właśnie Rio. Jakim cudem nagle znalazł się w Irlandii? I skąd wiedział, że miałam wypadek?
- Powiedz, ze go naprawisz...- jęknęłam zasłaniając ręką oczy.
-Em... No nie wiem...- rzucił otwierając przednie drzwi. Zawiasy nie wytrzymały... co skutkowało ich całkowitym odpadnięciem. Japończyk spojrzał na mnie z niedowierzaniem.- Radzę ci kupić nowe auto...
     Westchnęłam cicho podchodząc do niego. Wygląda na to, że muszę sprawić sobie nowy wóz... Już nigdy więcej nie skacze przez most!
- A teraz powiedz prawdę... Co robisz w Irlandii?- spojrzałam na niego badawczo. Chłopak podrapał się po karku, siadając na podłodze. Zrobiłam to samo- Chan...
- Zbliża się wyścig.- powiedział w końcu, a mnie oczy otworzyły się z zaskoczenia- Chcę cię wystawić...
     Czy on kurwa mać oszalał?!

*******

     Wściekły wyszyłem na zewnątrz, słysząc radosny krzyk Alison. Nie interesowało mnie, kogo zobaczyła za drzwiami. Bardziej interesowało mnie to, że nie zdążyłem powiedzieć Al, tego co zamierzałem. Miałem to zrobić jeszcze w Londynie, ale... nie było okazji. Albo leżała w szpitalu ratując mnie, albo ledwo wyszła z życiem od Ingrid... Nie chciałem jej bardziej dołować.
     Dzisiaj rano postanowiłem, że powiem jej prawdę, ale oczywiście... Liam musiał nam przerwać. Idealne, kurwa wyczucie czasu!
- Nie powiedziałeś jej...- zauważył Louis podchodząc do mnie.- Może lepiej będzie, ja ja to zrobię...
- Już miałem jej powiedzieć!- zawołałem siadając na krańcu basenu- Ale przylazł Liam i powiedział, że przyszedł mechanik do auta, no i wyszła do niego.
     Szatyn pokręcił głową zrezygnowany siadając obok mnie.
- Wiesz, że Al jest moją przyjaciółką?- zapytał nie patrząc na mnie. Skinąłem głową. Wszyscy wiedzieli, że blondynka najlepiej dogaduje się z szatynem. W sumie... to on nauczył ją grać na fortepianie... i na gitarze. To mogłem być ja... ale oczywiście wszystko spieprzyłem. Jak zwykle.- Niall... Ona musi wiedzieć. Nie daruje ci tego, jeżeli dowie się od kogoś innego. Media o tym trąbią na całym świecie, lada moment i dojdzie to do niej. Wścieknie się.
-Wiem...- szepnąłem mocząc nogi w zimnej wodzie basenu.
- Powiem jej dzisiaj.- zawołał szatyn podciągając się na nogi. - A ty... musisz się zrelaksować.- zawołał popychając mnie. Zsunąłem się z krawędzi basenu wpadając z głośnym wrzaskiem do wody. Zabije cię Louis!

**********

-Chan, nie taka była umowa...- warknęłam chodząc w kółko po garażu.- Nie mogę ryzykować. Jestem siostrą Niall'a Horana! Lada chwila media się o tym dowiedzą, a raczej wątpię, aby byli zadowoleni tym, gdyby dowiedzieli się, że brałam udział w wyścigu.
- Spokojna głowa, mała...- Japończyk podszedł do mnie i mocno chwycił za ramiona.- To będzie naprawdę twój ostatni wyścig. Przysięgam. Nie prosiłbym cię o to, gdyby nie było do zgarnięcia dużej sumy pieniędzy.
-Ile?- zapytałam patrząc prosto w jego ciemne oczy.
- Prawie sto patoli- szepnął, a ja mimowolnie się zachwiałam. Takie stawki zdarzają się raz na kilka lat. Najczęściej są wtedy, kiedy ściga się ktoś ważny.- Zrozum, jesteś najlepsza... Nie chcę wystawiać chłopaków. Prędzej czy później, któryś z nich coś spieprzy, a ty... jako jedyna dasz sobie radę.
     Odwróciłam się do niego plecami, chwytając końcówki swoich włosów. Nie chcę ryzykować. Zbyt dużo mam do stracenia.
- Nie, Chan- odezwałam się.- Nawet nie mam się czym ścigać. - wzruszyłam ramionami spoglądając na mój rozbity samochód. Cholera... szkoda lubiłam do auto. Dostałam go od rodziców i Niall'a. Właśnie... Niall. Wkurzy się, gdy zobaczy co z niego zostało.
- Zastanów się Al...- szepnął Chan.- Pracuje teraz w nowym warsztacie w centrum. Jeżeli będziesz chciała pogadać- tam mnie znajdziesz. Wyścig odbędzie się w piątek.
     Pokiwałam głową na znak, ze zrozumiałam i oparłam się o moje zniszczone auto.
- Co mam z nim zrobić?- westchnęłam cicho, patrząc w podłogę.
-Odholuje go...- zaoferował się chłopak, a po chwili wybiegł z garażu. Oparłam się o maskę, albo o coś co wyglądało jak maska i zamknęłam oczy. Propozycja Chana nie była mi na rękę, ale do zgarnięcia jest sto patoli... Nie mogę odpuścić takiej szansy. Za wygraną, będę mogła kupić sobie nowy samochód... A jeżeli dobrze pójdzie, nikt nie połączy mnie z One Direction.
-Alison! Wszędzie cię szukałem!- usłyszałam głos Lou i momentalnie otwarłam oczy. Przede mną stał szatyn, uważnie skanując moje auto.- Co ty z nim zrobiłaś?!- krzyknął widząc leżące drzwi.
- Chan oglądał czy da się coś naprawić...- mruknęłam kopiąc leżące drzwi- Aż w końcu odpadły. Musze kupić nowe auto...
- Grabisz sobie, grabisz...- zaśmiał się spoglądając na mnie. Przewróciłam oczami mając nadzieję, że w końcu powie, dlaczego mnie szukał.
- Więc? Co chciałeś?- spojrzałam na niego. Momentalnie spoważniał, a radosny uśmiech zniknął z jego twarzy, Zmarszczyłam brwi. Co jest?
- Musimy pogadać...- rzucił w końcu, chwytając mnie za nadgarstek i ciągnąc w stronę domu.




***********
Możecie zacząć mnie zabijać xD
Odcinek nie sprawdzany + za chwilę dodam nowych bohaterów w zakładce ''Bohaterowie''


10 komentarzy = next!

niedziela, 8 czerwca 2014

Chapter XXIII

Małe ogłoszenie. Notki będą się pojawiać teraz tylko RAZ W TYGODNIU. Jest czerwiec, koniec roku, muszę podciągnąć oceny, bo połowa przedmiotów mi odchodzi i to co teraz mi postawią, będę mieć wpisane na świadectwie maturalnym, więc wiecie...  Jeszcze ciągle nie ma mnie w szkole, bo co chwile jestem zwalniania na jakieś wyjazdy i np. z niemieckiego muszę napisać już 3 zaległe kartkówki xD  

*******

   Wpatrywałam się w leżący naprzeciwko mnie strój i modliłam, się aby był to jeden wielki koszmar. Jakim cudem mam chodzić w tym... czymś? To już wygląda okropnie leżąc tylko na łóżku, więc jak będę w tym wyglądać, kiedy te ''ubrania'' będą na mnie?
- Nie ma mowy, abym w tym chodziła...- mruknęłam omijając łóżko i podchodząc do okna. Zgarnęłam z biurka paczkę fajek, zgniatając ją w ręce.- Dlaczego muszę mieć to cholerstwo?- zawołałam, wyglądając przez okno.
     Widok rozciągał się na pokaźnych rozmiarów basen, gdzie pływali teraz wszyscy chłopcy oprócz Lou. Nawet Zayn się pozbierał po naszej małej ''przygodzie''. Nie sądziłam, że tak szybko może wpaść w panikę i krzyczeć jak mała dziewczynka. Widać, że nie przeżył nigdy prawdziwej adrenaliny. Gdyby brał udział w wyścigach, skok przez most byłby dla niego dziecinnie prosty. Praktycznie co drugi wyścig miał taką właśnie atrakcje: skakać nad podnoszącym się mostem. Chyba nie muszę mówić, że niektórzy tego nie przeżyli... To misja samobójcza. Osobiście oprócz dzisiejszej sytuacji skakałam tylko raz.
     Prychnęłam pod nosem, widząc jak Liam stara się podtopić Harry'ego, ale ten zręcznie się mu wymyka. Gdybym ich nie znała nie dałabym im tyle lat ile maja w rzeczywistości. Zachowują się jak dziesięciolatki... Ciekawe jakie to uczucie, wiedzieć, że w każdej chwili może ktoś zrobić zdjęcie, albo napaść stado rozszalałych fanek. 
     Pewnie mogłabym porównywać to do adrenaliny jaką odczuwasz po wyścigu, wiedząc, że trzeba ratować własną skórę. Doskonale pamiętam, jakie uczucia mi towarzyszyły przy mojej pierwszej wygranej i przy pierwszej ucieczce przed policją. 

*Retrospekcja*

     Szybkim ruchem zmieniałam kolejne biegi i wyprzedzałam auta. Co chwilę zerkałam we wsteczne lusterko chcąc upewnić się, czy policja nadal siedzi nam na ogonie. Całe szczęście znajdowali się kilka aut za nami, co dawało nam malutką szansę ucieczkę i zgubienie ich na ruchliwej ulicy.
- Skręć w lewo, pojedziemy obrzeżami.- zawołał Zack wskazując wąską uliczkę między domami, po drugiej stronie autostrady. Bez mrugnięcia okiem zmieniłam bieg i skręciłam gwałtownie kierownicą. Wpadłam na sąsiedni pas, przecinając go i doprowadzając do stłuczek między autami. Zerknęłam w lusterko, chcąc sprawdzić, czy wszyscy są cali i nikomu nic poważnego się nie stało. Z ulgą mogłam stwierdzić, że oprócz poobijanych zderzaków, nikomu nic bardziej poważnego się nie stało.
-Informuj mnie wcześniej, co?- rzuciłam wymijając kolejne przeszkody. Po chwili wyjechaliśmy na obrzeża miasta, gdzie mogłam rozpędzić auto. Za nami nie było na razie nikogo.- Jak dojedziemy do warsztatu? Mogą go obstawić...
- Nie zrobią tego. Nie mają pojęcia, że jesteśmy z nim powiązani...- usłyszałam, ale nie do końca mnie to uspokoiło. Policja nie jest taka głupia. Szybko dodadzą dwa do dwóch i wpadniemy.- Ej, cykasz się?- chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja pokręciłam głową.- Nie kłam... To twoja pierwsza ucieczka przed glinami, musisz mieć pietra...
- Może trochę...- przyznałam wjeżdżając do tunelu.- Moi rodzice są prawnikami, wiesz co by było, gdyby nas złapali?- skrzywiłam się na samą myśl o kazaniu jakie by mi wygłosili, gdyby dowiedzieli się o wyścigach.- Życie jest mi jeszcze miłe...
- Przyzwyczaisz się...- syknęłam cicho i wjechałam na podjazd w warsztacie. Chwilę później na horyzoncie pojawił się wysoki Japończyk. Chan.
- Jak wyścig?- zapytał, gdy Zack pojawił się obok niego. Powoli odpięłam swoje pasy i z cichym westchnięciem na ustach, wysiadłam. Dobrze wiedziałam, że chłopak zdążył już przekazać koledze najważniejsze informacje dotyczące wyścigu.- Al, spisałaś się na medal! Jak tak dalej pójdzie, to będziemy cię ciągle wystawiać.- pochwalił mnie, na co delikatnie się skrzywiłam. Jak na razie nie chcę mieć nic do czynienia z samochodami.
- Chyba cię pogięło...- warknęłam rzucając kluczyki do auta i wyciągając sporą torbę z pieniędzmi z bagażnika.- Wypłata, chłopcy!- zaśmiałam się i wysypałam całą jej zawartość na podłogę.
     Chan kucnął i chwycił kilka banknotów.
- Dla takiego widoku, warto harować w nocy- powiedział wstając.- Ile tego jest?
- Dwadzieścia tysięcy- powiedziałam siadając na masce.- Po pięć dla każdego.
- Moi drodzy...- zawołał Chan zbierając kilka zwitek banknotów.- Tylko nie przepijcie mi tego...
     Pokręciłam głową odbierając od chłopaka swoją część. W sumie dla takiej kasy mogę się poświęcić...

*Koniec retrospekcji*

     Wszystkie pieniądze, które wygrałam przeznaczyłam na dzieci chore w Afryce. Mnie one nie były potrzebne, rodzice zawsze dawali mi tyle pieniędzy ile potrzebowałam. Oczywiście mogłam je gdzieś schować, zostawić na czarną godzinę, zainwestować... ale po co? Wokół mnie wszyscy mieli szajs, więc wiedziałam, że one się nie przydadzą. A w Afryce, akurat były potrzebne...
- Nadal nie przebrana?- usłyszałam głos za sobą. Szybko odwróciłam się w stronę Lou, który stał w progu, opierając się ramieniem o framugę. Spojrzał na moją dłoń i zmarszczył brwi.- Zgaś papierosa, bo Niall się wkurzy.
     Przewróciłam oczami, a papieros po chwili znajdował się już za oknem. Niech blondynek się cieszy, ten jeden raz.
- Nie przebiorę się w to gówno.- mruknęłam zerkając na mundurek. Utrzymany był w ciemnych kolorach, oprócz krawatu, który był wściekle czerwony. Szara spódnica, która mogła sięgać do kolan, biała koszula i czarna marynarka z logo szkoły na piersi. Błagam... To jest okropne.
- Wybacz, Al... Ale musisz to przymierzyć. Nie zmienimy zasad panujących w szkole.- chłopak pokręcił głową podchodząc do łóżka i sięgając po spódnicę.- Wrócę za pięć minut, a ty się przebierz.- powiedział podając mi trzymaną przez siebie rzecz i opuścił pokój. Westchnęłam zrezygnowana, ściągając koszulę. Im szybciej będę mieć to na sobie, tym szybciej to cholerstwo ściągnę.
     Po kilku minutach został do założenia tylko krawat. Jak na złość nie mogłam sobie z nim poradzić. Kto wymyślił to gówno?
- No nie mogę...- zawołałam, kiedy kolejny raz nie udało mi się zrobić supełka.- Jak Boga kocham, zaraz spalę to chujostwo...- warknęłam opuszczając ręce. Zza moich pleców dobiegł do mnie stłumiony chichot.- Śmiej się Lou... 
     Chłopak podszedł do mnie i stanął naprzeciw mnie. Odgarnął moje włosy z ramienia, odrzucając je na plecy. Chwycił krawat, kręcąc głową, zaczął go zawiązywać. Cały czas wpatrywałam się w jego twarz, zdając sobie sprawę z tego, że pierwszy raz widzę ją z bliska.
     Louis był niesamowicie przystojny- tutaj mogę zgodzić się z opiniami fanów. Według mnie śpiewał najładniej z całego zespołu, miał taki delikatny głos, który można byłoby słuchać godzinami i nadal nie mieć dość.
     Wiedziałam, że każda jego fanka chciałaby być na moim miejscu. Chciałby rozmawiać z nim, zobaczyć go obok siebie, poczuć jego obecność... A mimo to, na ich miejscu byłam ja... I Eleanor.
     Nie za bardzo przepadałam za jego dziewczyną. Nie wiem, skąd on ją wytrzasnął, ale według mnie El nie jest taka ''słodka'' za jaką uchodzi. Nieraz się z nią kłóciłam o błahe - według mnie - sprawy. Kiedyś miała do mnie wąty o to, że jadłam razem z Lou lody z jednego pojemnika... Boże, widzisz i nie grzmisz?!

*Retrospekcja*

-Lody!!!- usłyszałam krzyk Louisa wbiegającego do kuchni. Zmierzyłam go zdziwionym spojrzeniem, unosząc do ust łyżeczkę z zimną cieczą. Chłopak uważnie obserwował moje ruchy, nie spuszczając wzroku z lodów.
- Czego chcesz, małpiszonie?- zapytałam zanurzając kolejny już raz łyżeczkę w opakowaniu.
- Lody...- powtórzył, patrząc chciwie na opakowanie. Pokręciłam głową, a wiedząc, że i tak z nim nie wygram, wyciągnęłam jeszcze jedną łyżeczkę i wbiłam w zawartość pudełka.
- Chodź, bo się rozpuszczą...- uśmiechnęłam się do niego przesuwając pudełko, aby bardziej stało na środku. Nie musiałam dwa razy powtarzać. Pasiasty szybko dosiadł się do mnie, a po chwili większa zawartość pudełka znalazła się w jego ustach.- Idiota...- mruknęłam pod nosem, nabierając kolejną porcję lodów.- Gdzie jest El?
     Kiedy tylko przyjechałam do Irlandii na wakacje, Niall ściągnął resztę zespołu, a oni zgarnęli po drodze swoje dziewczyny. Dan, Pierre i Bar już znałam, więc z wielką radością je przywitałam. Całą nasza czwórka zawsze doskonale się ze sobą dogadywała, miałyśmy głupie pomysły, przez które nieraz miałyśmy przerąbane u chłopaków. Tego dnia, Lou pojawił się w towarzystwie ślicznej, szczupłej i wysokiej brunetki. Zaciekawiona podeszłam do chłopaka i przytuliłam go na powitanie.
- Loui!- zaśmiałam się niszcząc jego starannie ułożoną fryzurę. Odsunął się ode mnie szybko i zgromił spojrzeniem.- Gdzie ty byłeś, co? 
- W Londynie młoda- powiedział szczypiąc moje policzki. Fuknęłam na niego oburzona.- No już nie gniewaj się Evans...
- Spadaj Boo Bear...- powiedziałam odsuwając się od jego wyciągniętych rąk. Tylko ja i Harry mogliśmy się tak do niego zwracać. Nie miałam pojęcia dlaczego to nam, przypadł ten przywilej. Przesunęłam wzrok na jego towarzyszkę, która skanowała mnie wściekłym spojrzeniem. Uups. Coś czuję, że się nie polubimy.
- Al, to jest Eleanor.- przedstawił nas sobie blondyn.- Moja dziewczyna. El, to jest Aliosn, siostra Niall'a.
- Miło mi cię poznać- zawołałam wyciągając w jej stronę rękę. Brunetka z niechęcią ją uścisnęła używając przy tym całej swojej siły. Uniosłam zaskoczona brew, ale nie skrzywiłam się. Musisz użyć czegoś więcej niż siły, aby mnie przestraszyć, kochana- pomyślałam.- Chłopcy są w salonie i oglądają mecz, a ja z dziewczynami jesteśmy nad basenem, więc jeżeli chcesz do nas dołączyć, to śmiało.- dodałam szybko, czując jak napięcie między nami powoli wzrasta.
- Dzięki, ale nie skorzystam.- odparła El, a ja wzruszyłam ramionami i znikłam na tarasie. Już nie lubię tej dziewczyny.
     Louis i Eleanor, tak samo jak reszta, zostali u nas na kilka tygodni. Upały dawały się we znaki, więc z dziewczynami ciągle leżałyśmy nad basenem i opalałyśmy się podczas kiedy chłopcy robili spotkania w ''męskim'' towarzystwie. Chcąc nie chcąc El, musiała się do nas dołączyć i o ile do reszty dziewczyn była nastawiona przyjaźnie, na mnie wręcz warczała i gdyby tylko mogła wydrapałaby mi oczy. Kiedy kolejnego dnia, obdarowała mnie nienawistnym spojrzeniem, postanowiłam iść do kuchni i zrelaksować się przy pudełku zimnych lodów, do których przyczepił się również Louis.
- Nie mam bladego pojęcia, ale chyba na basenie.- odparł z pełną buzią chłopak co skutkowało oplucie się zimną mazią.- Cholera.
-Czekaj...- zawołałam śmiejąc się. Oderwałam kilka listków papieru i dokładnie wytarłam jego twarz.- Proszę i znowu jesteś piękny, przystojny i zabójczy- zażartowałam cytując słowa jakieś fanki. Dobrze wiedziałam, że w moim głosie pobrzmiewa sarkazm.
- To ty taka?- zerwał się z miejsca i oplótł mnie ramionami w pasie.- Czas na ŁASKOTKI!
- Nie, proszę, tylko nie to!- krzyknęłam, a po chwili zwijałam się ze śmiechu. Blondyn doskonale wiedział jaki jest mój słaby punkt i zawsze to wykorzystywał.- Louis, przestań! Proszę cię!
- Za całusa w policzek.- powiedział odwracając mnie przodem do siebie. Pokręciłam głową.- Jak tego nie zrobisz, to umrzesz ze śmiechu- zagroził. Przewróciłam oczami, spełniając jego prośbę.- No i o to mi chodziło!
- Przeszkadzam wam?- usłyszałam dobrze znany i znienawidzony mi głos. Szybko odsunęłam się od Lou i spojrzałam na wejście do kuchni, gdzie stała Eleanor.
- Nie- odpowiedziałam poprawiając włosy i zamykając pudełko od lodów.- Idę do dziewczyn.- rzuciłam w stronę pasiastego, wychodząc.
     Szybko minęłam dziewczynę, ale po chwili poczułam jak ktoś chwyta mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z brunetką.
-Jeszcze raz zobaczę, że jecie coś ze wspólnego pudełka, albo jesteście obok siebie, to pożałujesz tego, że w ogóle tutaj jesteś.- syknęła i zniknęła w kuchni.

*Koniec retrospekcji*

-Gotowe- zawołał Lou i odsunął się. Spojrzałam w swoje odbicie, krzywiąc się.
- Mogło być gorzej...- westchnęłam odwracając się na pięcie.- Chodź, muszę się pokazać chłopakom.


******

O D C I N E K     N I E     S P R A W D Z A N Y!
S P R A W D Z O N Y 

10 komentarzy =  next!

Tak czytam ten odcinek jeszcze raz... I nie mam bladego pojęcia jak z jakiegoś głupiego pomysłu, stworzyłam coś co można przeczytać :D Szczerze, to sądziłam, ze wyszedł gorzej.
I na marginesie:
Nowy blog będzie o Liamie! Prolog już jest opublikowany, więc chętne osoby zapraszam! Dołączajcie do obserwatorów! KLIK

niedziela, 1 czerwca 2014

Chapter XXII

Cześć Wam! Jak mija Wam Dzień Dziecka? Ja czekam na nowy telefon, który tata mi zamówił :P A w ramach naszego święta obdarowuje Was nowym rozdziałem.    

********** 
   
    Miliony fleszy oślepiły moje oczy, a ja byłam zmuszona, aby zakryć je rękoma. Z moich ust mimowolnie wyrwał się cichy jęk.
- Jak oni nas kurwa znaleźli?!- rzucił Zayn, starając się ominąć natrętnych reporterów. Raz po raz z jego ust padały przekleństwa pod adresem paparazzi. Schyliłam niżej głowę, mając nadzieję, że nie zdążyli zrobić mi zdjęcia. Nie chciałabym zobaczyć potem swojej twarzy na okładce jakiegoś brukowca.- Z drogi idioto!- ryknął chłopak wciskając klakson. 
     Nie mam bladego pojęcia jak nas znaleźli. Zayn się zamaskował, nikt go nie rozpoznał, kiedy przechodziliśmy korytarzem w szkole... Ujawnił się dopiero w sekretariacie... Ale to nie możliwe, aby to sekretarka zadzwoniła po media... Nie zdążyliby tutaj przyjechać, ktoś musiał ich poinformować wcześniej. O wiele wcześniej. Pytanie tylko kto?
     Po kilku minutach, kiedy Zayn powstrzymywał się od potrącenia któregokolwiek z reporterów, wyjechaliśmy na główną ulicę i mogliśmy w końcu odetchnąć z ulgą.
- Nic ci nie jest?- zapytał zerkając na mnie przelotnie.- Niall by mnie zabił, gdyby któryś cię tknął...
- Spokojnie nic mi nie jest.- odparłam przekładając się w lusterku. Spojrzałam na drogę za nami i momentalnie się zjeżyłam. - Cholera! Jadą za nami!- krzyknęłam odwracając się gwałtownie do tyłu.
     Zayn szybko spojrzał we wsteczne lusterko i zacisnął mocniej dłonie na kierownicy.
- Trzymaj się. Musimy ich zgubić.- warknął wciskając pedał gazu. Gwałtownie wbiło nas w siedzenia, a prędkościomierz wskazywał ponad 160km/h. Zacisnęłam mocniej dłonie, modląc się w duchu, aby Malik nas nie zabił. Dla mnie taka prędkość to nic, w razie wypadku jestem w stanie szybko zareagować, ale dla niego... owszem, Zayn uwielbiał szybką jazdę, ale wątpię, że aż taką.
     Samochody za nami nie dawały za wygraną, coraz bardziej przyśpieszały powodując tym samym, że my również musieliśmy jechać szybciej. W końcu, kiedy auta zostały w tyle o jakieś 30 metrów, postanowiłam to przerwać. Co jak co, ale ja chcę pożyć!
- Zatrzymaj się.- powiedziałam odpinając pas bezpieczeństwa. Chłopak rzucił coś niezrozumiale, jadąc dalej. Kurwa, Malik!- Zatrzymaj się do cholery!- warknęłam. Po chwili zjechaliśmy na pobocze, a ja szybko otworzyłam drzwi.- Wysiadaj.- rozkazałam wysiadając z auta.
-Alison, nie mamy czasu, a ty...- zaczął, kiedy stanął naprzeciw mnie. Pokręciłam głową i machnęłam ręką na siedzenie pasażera sama siadając na miejscu kierowcy. Po kilku sekundach wsunął się na miejsce obok mnie.
- Nie jesteś przystosowany do szybkiej jazdy, Zayn- powiedziałam odpalając auto i ruszając w drogę. Szybko zerknęłam w lusterko, od razu przyśpieszając widząc jak czarne terenowe auta są już za nami.- Gdyby coś się stało, nie zdążyłbyś zareagować, a wolę dojechać w jednym kawałku.- dodałam widząc, jak otwiera usta, aby coś powiedzieć.
     Nie kłopocząc się kierunkowskazem, wyminęłam małe autko, gdzie jechał jakiś starszy pan. Spojrzał na mnie z wyrzutem na co wzruszyłam tylko ramionami. Szybko zmieniłam biegi, znacznie przyspieszając. Chciałam ich wszystkich jak najszybciej zgubić.
     Kiedy kolejny raz wcisnęłam gaz, w moich żyłach zaczęła krążyć adrenalina. Czułam się jakbym wróciła do Londynu, gdzie chłopaki wzięli mnie pod ochronę, nauczyli jak się bronić i jak prowadzić. Do dzisiaj pamiętam, jak wyglądał mój pierwszy poważny wyścig.

*Retrospekcja*

     Delikatnym ruchem pogładziłam kierownicę auta, szykując się psychicznie na to co zaraz nastąpi. Mimo, że wiele razy widziałam jak któryś z chłopaków się ścigał, nigdy nie myślałam, że będę siedzieć za kierownicą jednego z aut i czekać na sygnał startu. A to wszystko tylko dlatego, że Erick się rozchorował i musiałam go zastąpić. Jak tylko wyzdrowieje, wyląduje na ostrym dyżurze. Dobrze wie, że nie chciałam tego robić!
- Dasz radę mała...- usłyszałam cichy głos Zack'a. Spojrzałam w jego kierunku i puknęłam się w czoło.
- Pogięło was?- warknęłam w jego stronę.- Dlaczego to ja mam zastępować tego durnia?
- Bo jesteś najlepsza...- zaśmiał się opierając cały swój ciężar ciała na rękach, które położył na drzwiach mojego samochodu.- Nie daj się tylko złapać, okej? Kasą się nie przejmuj, odbierzemy ją...
- O ile wygram.- skrzywiłam się zaciskając dłonie na kierownicy. Kątem oka zauważyłam jak skąpo ubrana dziewczyna wychodzi na środek, wymachując ręką trzymającą biustonosz. - Fuck...
- Nie daj się...- zawołał Zack oddalając się. Zamknęłam oczy chcąc się wyciszyć przed startem. Mam kilka sekund...
- Gotowi?!- krzyknęła blondynka wymachując częścią bielizny i podskakując w miejscu.
'' Wyjeb się jeszcze na tych szpilach'' pomyślałam obserwując jak ledwo utrzymuje w nich równowagę i co chwile macha ramionami, aby się nie wywrócić.
- Do startu...- Wcisnęłam gaz razem z hamulcem, a po chwili do moich uszu dobiegł gwałtowny krzyk zaskoczenia. Na moich ustach pojawił się delikatny uśmieszek. Tak... chłopaki spisali się na medal. Wciskałam powoli pedał gazu, czekając, aż trzymana przez dziewczynę rzecz opadnie na ziemię, dając nam tym samym sygnał do startu, jednak jak na złość, blondynka podskakiwała w miejscu uśmiechając się sztucznie.
     W moich żyłach płynęła adrenalina, która aż paliła mnie od środka. Z wielką chęcią już bym wystartowała... ale jak widać laska przed nami chce sobie poigrać. Kilka razy widziałam jak to się kończy. W końcu, któryś z kierowców nie wytrzymuje napięcia i rusza, tym samym potrącając osobę, która ma nam zasygnalizować start. Na ogół wszyscy giną.
     Zacisnęłam mocniej dłonie na kierownicy, odliczając od zera do dziesięciu, nie chcąc dołączyć do grona tych szczęśliwców, którym puściły nerwy. W końcu, blondyna uniosła rękę do góry i spojrzała na nas znacząco.
-START!!!- wrzasnęła upuszczając biustonosz. Gdy materiał dotknął ziemi, wcisnęłam gaz i wystrzeliłam z linii startu. Oprócz mnie jechały jeszcze trzy inne samochody, co nie za bardzo mnie martwiło. Dwa z nich zaliczyły stłuczkę na samym początku, tym samym odpadając. Zostałam teraz tylko ja i wściekle czerwone auto.
     Szybko wyjechaliśmy na główną ulicę, wbijając się w ruch uliczny. Nie patrząc na znaki, zmieniłam szybko bieg i wyminęłam gładkim ruchem mojego przeciwnika. Zerknęłam szybko we wsteczne lusterko, a na moich ustach pojawił się cwaniacki uśmieszek. Za nami pędziły auta policjantów.
     Gwałtownie skręciłam kierownicą, omijając zepsutą Pandę, stojącą na środku drogi i wjechałam w jedną z uliczek, skąd ludzie idący spokojnie spacerkiem uskakiwali mi sprzed kół.
- Uups... Wybaczcie.- powiedziałam pod nosem zmieniając bieg i wymijając kolejne przeszkody na mojej drodze. Wykonałam gwałtowny skręt kierownicą i znowu znalazłam się na głównej drodze równoległej do poprzedniej.
     Spojrzałam w lusterko, klnąc siarczyście. Nie dość, że nie zgubiłam czerwonego auta, to za nami nadal podążały psy. I znając życie już zadzwonili po wsparcie.
     Skupiłam swój wzrok na drodze, zajeżdżając drogę autu za mną, za każdym razem, gdy chciał mnie wyprzedzić. Nagle poczułam, jak coś z tyłu we mnie wjeżdża zmieniając kierunek mojej jazdy. Okręciłam się kilka razy wokół własnej osi, wjeżdżając na sąsiedni pas, czemu towarzyszyły dźwięki klaksonu samochodów.
- Kurwa!- krzyknęłam uderzając dłonią o kierownicę widząc jak czerwone auto, obejmuje prowadzenie i jest daleko przede mną.- Tak się bawić nie będziemy...- zawołałam, chwytając ponownie kierownicę i włączając się do ruchu. Policja siedziała mi na ogonie, ale na szczęście miałam jakieś marne szanse na zgubienie ich i pokonanie linii mety jako pierwsza. 
     Łamiąc kolejne przepisy, przyśpieszyłam momentalnie doganiając czerwone Audi. Zrównałam się z nim i wjechaliśmy na ostatnią prostą. Kierowca próbował mnie wyminąć, ale za każdym razem uderzałam w jego bok co zmuszało go do cofnięcia się. W końcu zdenerwowany, zaczął stosować podobną taktykę do mojej. 
- Pięknie... Właśnie oddałeś mi zwycięstwo- zawołałam widząc jak zbliżamy się do mety. Kiedy Audi ponownie się na mnie namierzyło, gwałtownie wcisnęłam hamulec, zatrzymując się w miejscu. Czerwone auto przecięło moją drogę i czołowo uderzyło w ceglaną ścianę obok nas, robiąc przy tym ogromny huk. Zmierzyłam auto wzrokiem i szybko ponownie włączyłam się do ruchu. Psy zostały daleko w tyle, a ja mogłam odebrać swoje zasłużone zwycięstwo.
     Nie obawiając się już nagłych zwrotów akcji, wcisnęłam mały niebieski guziczek na kierownicy z napisem ''N₂O''. Samochód momentalnie przyśpieszył, a moje ciało wbiło się w siedzenie. Kilka ostatnich metrów... I znajdowałam się na mecie.
-Udało ci się!- do moich uszu dobiegł radosny krzyk Zack'a a po chwili znajdowałam się w jego ramionach.- Cholera, młoda! Wygrałaś! Wygrałaś ponad dwadzieścia patoli!
     Zaśmiałam się, oddychając z ulgą. Mój pierwszy wyścig! Wygrałam!
- Gliny!!!- krzyknął ktoś z tłumu, a my nie czekając na nic więcej wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy z piskiem opon w stronę warsztatu.

*Koniec retrospekcji*

- Alison... ALISON!- ze wspomnień wyrwał mnie przerażony głos Zayn'a. Szybko spojrzałam na jego przerażoną twarz.- Most! Kurwa, most podnoszą!!!
     Momentalnie spojrzałam przed siebie. Miał rację. Podnosili most, a ja pędziłam prosto na niego. Za nami zostało tylko jedno terenowe auto, co choć trochę mnie ucieszyło. 
- Trzymaj się.- syknęłam i wcisnęłam gaz do dechy. Malik pisnął przerażony, więc gdybyśmy byli w innych okolicznościach nie zostawiłabym na nim suchej nitki, ale teraz musiałam skupić się na tym, aby przeskoczyć przez most.
     W sumie dobrze zrobiłam, że nie wymontowałam z samochodu butli z podtlenkiem azotu. Teraz miały okazję się sprawdzić. Wcisnęłam niebieski guziczek, czując jak silnik nabiera mocy. Jak mi tego brakowało!
-Tylko nie krzycz jak dziewczyna, Malik...- zawołałam przez śmiech, nabierając prędkości. Kraniec mostu zbliżał się w niemiłosiernie szybko, wywołując u mnie dreszcz podniecenia. Jeszcze kilka metrów...
     Samochód wzbił się w powietrze, przelatując nad wciąż podnoszącym się mostem. Do moich uszu dobiegł głośny i piskliwy krzyk Zayn'a, wywołując u mnie jeszcze większy napad śmiechu. Pokręciłam głową obserwując jak drugi koniec mostu zbliża się w naszą stronę. Chwyciłam mocno kierownicę, przyszykując się do lądowania. Przód samochodu przechylił się nieznacznie do przodu, uderzając zderzakiem o drogę, a nas delikatnie zarzuciło do przodu. Kolejny raz wcisnęłam guzik azotu wyłączając go całkowicie i zwalniając. Nie chciałam, aby Zayn zszedł mi tutaj za zawał. Aż tak dużo wrażeń nie potrzebuje. Zerknęłam na niego i uśmiechnęłam się. 
-Ej, księżniczko...- zaśmiałam się.- Możesz otworzyć już swe oczęta. Jesteśmy po drugiej stronie, a co najważniejsze... reporterzy zostali na moście.
     Mulat pokręcił głową oddychając głęboko. Ej... On nie będzie mi tutaj wymiotował, prawda? Szybko zjechałam na pobocze i odpięłam pasy. Chłopak w tym czasie wyskoczył z samochodu i zwrócił całą zwartość swojego żołądka. Cholera. Nie wiedziałam, że ma aż takie słabe nerwy.
     Wysiadłam z auta i sięgnęłam po plecak, który z sobą wzięłam. Wyciągnęłam z niej butelkę wody i powoli skierowałam się w stronę przyjaciela. Stanęłam niepewnie za nim podając mu butelkę. Bez słowa ją przyjął, wypijając z marszu połowę. Westchnęłam cicho opierając się o maskę.
-Przepraszam...- powiedziałam w końcu zamykając oczy.- Nie sądziłam, że możesz tego nie wytrzymać.
- Nie wytrzymać...? NIE WYTRZYMAĆ?- krzyknął w moją stronę, gwałtownie wstając z miejsca.- JA BYŁEM PEWIEN, ŻE TAM ZGINIEMY! CZYŚ TY OSZALAŁA?! SKAKAĆ SAMOCHODEM PRZEZ MOST! DOBRY BOŻE! O MAŁO NIE ZGINĘLIŚMY!- krzyczał patrząc na mnie wściekłym spojrzeniem. Nie odzywałam się. Pozwoliłam mu wyrzucić z siebie to co czuł. Lepiej, żeby wyżył się na mnie, a nie na którymś z chłopaków.
- Skończyłeś?- zapytałam znudzona. - Doskonale wiedziałam co robię, nic nam by się nie stało, więc już nie mów, ze otarłeś się o śmierć. Wsiadaj do auta, zanim znowu opuszczą most, bo nas dogonią i kolejny raz będę zmuszona do czegoś takiego co było przed chwilą.- zawołałam i nie czekając na jego reakcję, wsiadłam do auta i odpaliłam silnik. Po minucie, chłopak znalazł się obok mnie, a ja już całkiem spokojnie ruszyłam w stronę domu.
     Po kilkudziesięciu minutach, wjechałam do garażu, a Mulat nie zwracając na mnie uwagi wysiadł z pojazdu i trzasnął drzwiami. Dobrze wiedzieć, że już wrócił do żywych... no może prawie. Ciągle był blady na twarzy.
-Jak minęła wizyta w szkole?- zwołał Harry, gdy tylko zobaczył nas na horyzoncie. Pokręciłam głową spoglądając Malika. Jęknął cicho.- Czemu jesteś taki blady?
- Więcej z nią nie jadę samochodem, szczególnie kiedy jest za kierownicą. Życie jest mi jeszcze miłe...- powiedział, chwytając się za brzuch i znikając w łazience. Auć.
- Co mu zrobiłaś?- obok mnie pojawił się Niall, który zmierzył mnie wzrokiem z góry na dół.- Spowiadaj się, już!
- Oj, no... Trochę adrenaliny mu nie zaszkodzi... Gdyby nie to, że ktoś rozpoznał Malika i zadzwonił po brukowce, nie byłoby tej sytuacji...- jęknęłam rzucając kluczyki na stolik.- Muszę zadzwonić po mechanika... 
     Blondyn podniósł pytająco brew, ale nic nie powiedział. Mam nadzieję, że nie będzie drążył w to co się stało...
- Na górze masz mundurek... Idź go przymierz.- powiedział w końcu i skierował się w stronę, gdzie wymiotował Zayn.

**********
Ah, mój ulubiony rozdział :D Na marginesie, założyłam kolejnego bloga, bo historia o Al kończy się :( Ale spokojnie przed nami jeszcze z 10 odcinków ( tak planuję :D ) Link znajdziecie tutaj: KLIK 
100pkt. dla tego kto zgadnie, który z chłopaków z 1D będzie główny bohaterem :D A prolog pojawi się lada dzień, więc wchodźcie i zaglądajcie, czy się nie pojawił :D Jestem również ciekawa, czy ktoś wpadnie na pomysł o czym będzie blog, hmm?
Jak ocenianie rozdział? Co sądzicie o nowej odsłonie Zayn'a? 

O D C I N E K   N I E   S P R A W D Z A N Y !!!!!

15 komentarzy = next! :D