niedziela, 8 marca 2015

Kontynuacja:

II część znajdziecie tutaj:

Podsumowanie

1. Blog założony został:
- 28.01.2014

2. Ilość osób ile weszło:


3. Ilość obserwatorów:


4. W sondach wzięło udział:




5. Największą ilość wyświetleń ma odcinek:


6. Największą ilość komentarzy ma odcinek:

7. Odbiorcy:


8. Ilość wyświetleń na Wattpad:


9. Najwyższe osiągnięcie na Wattpad:


10. Ilość postów na blogu:
- 45 odcinków + prolog i epilog
- wszystkich postów 65

11. Data zakończenia bloga:
- 8.03.15r.
Blog ma 1 rok, 1 miesiąc i 7 dni.

Dziękuję wszystkim za wyświetlenia, komentarze ( te miłe i nie ). Naprawdę nie wiem, gdzie bym była gdyby nie Wy. Mam nadzieję, że zobaczymy się w drugiej części:

LINK DO II CZĘŚCI:




Epilog

KAŻDY OBOWIĄZKOWO KOMENTUJE TEN ODCINEK!
*******
Alison P.O.V.

     Zaciekawiona mocno ściskałam dłoń Louisa, pozwalając mu kierować się w nieznaną  mi stronę. Z samego rana, Tomlinson siłą wyciągnął mnie z łóżka, niemal grożąc mi przy tym zimnym prysznicem, którego starałam się uniknąć. Kiedy zjawiłam się na dole, po wciśnięciu we mnie kilku gofrów, wpakował mnie do samochodu i od tamtej pory nie odezwał się ani słowem.
        -Louis... - mruknęłam kolejny raz - nie żeby coś, ale dzisiaj wyjeżdżacie w trasę koncertową...
        - Doskonale o tym wiem, Ali - głos szatyna ani trochę nie brzmiał jak dawniej. Odniosłam nawet wrażenie, że był strasznie spięty, zdenerwowany.
     Po trzydziestu minutach, chłopak wjechał na parking, obok ogrodzonego terenu. Zmarszczyłam brwi, odpinając pas i opuszczając wnętrze samochodu. Niemal natychmiast zostałam przyciśnięta do boku szatyna, jakby chciał się upewnić, że na sto procent jestem bezpieczna.
     Mocno trzymałam koszulkę chłopaka, w każdej chwili będąc gotową do ucieczki. Nie miałam bladego pojęcia, gdzie jesteśmy, ani co tutaj robimy. Wszędzie był las, co dodatkowo mnie przerażało. A co jeżeli Louis....?
         - Jesteśmy na miejscu - usłyszałam. Uniosłam głowę, rozglądając się i skupiając swój wzrok na wielkim żółtym szyldzie z niebieskim napisem: ''Wesołe miasteczko''
         - Wesołe miasteczko? - zaśmiałam się, radośnie klaszcząc w dłonie. Louis uśmiechnął się, obejmując mnie ramieniem, witając przy okazji strażnika. Zdziwiłam się, kiedy starszy mężczyzna odsunął się, pozwalając nam spokojnie wejść. Czyżby Lou to zaplanował?
        - Jesteśmy tutaj tylko my- powiedział po chwili, prawidłowo rozszyfrowując moją minę - Całe wesołe miasteczko.
     Zagryzłam wargę, chwytając od chłopaka karnet.
        - Więc.... - uśmiechnęłam się, chwytając dłonie Lou i ciągnąc w stronę diabelskiego młyna - Obowiązkowo idziemy na wszystkie kolejki!

********

     Zimne krople deszczu, uderzały o moją rozgrzaną skórę, wywołując nieprzyjemne dreszcze. Chwilę później nad moja głową pojawiła się kurtka Louisa, osłaniając mnie przed kroplami. Szybko przebiegliśmy dróżkę, prowadzącą do krzywych luster, gdzie zamierzaliśmy się schronić przed mżawką.
        - Nienawidzę takiej pogody - mruknęłam wbiegając do środka pomieszczenia i spoglądając na siebie w najbliższym zwierciadle - O matko, ja ja wyglądam! - zawołałam. Makijaż spływał po policzkach, a z włosów kapała woda, tym samym skręcając je. Jęknęłam cicho, wiążąc blond kosmyki i ścierając rozmazany tusz.
        - Wyglądasz przepięknie - ramiona Tomlinsona objęły mnie, przysuwając do klatki piersiowej. Zaśmiałam się, kiedy usta chłopaka zahaczyły o moje lewe ucho, lekko je przygryzając, wywołując przyjemne łaskotki. Zadowolony z siebie chłopak spojrzał na nasze odbicie - zamknij oczy - rozkazał.
     Uważnie zlustrowałam jego odbicie, zauważając, jak niebieskie tęczówki delikatnie pojaśniały. Przekrzywiłam głowę, spełniając jego prośbę, aby po chwili, ramiona chłopaka mocno mnie objęły i poprowadziły w głąb pomieszczenia. Mruknęłam cicho niezadowolona, chcąc je otworzyć, jednak w ostatnim momencie, Louis zakrył je swoimi dłońmi, śmiejąc się cicho.
       - Za chwilę... - szepnął, ustawiając mnie i odsuwając się - poczekaj,.. otwórz oczy.
     Niepewnie uchyliłam powieki, spoglądając przed siebie, dostrzegając przyklejoną czerwoną strzałkę w prawo. Odwróciłam głowę w tamtą stronę, momentalnie szeroko otwierając oczy. Na podłodze,  w kształcie serca ułożono zapalone świeczki. W samym środku serca, utworzono napis ''Kocham Cię'' usypany z płatków róż.
        - Co...?- wyjąkałam, rozglądając się i szukając Louisa. Chłopak stał za mną, uważnie mnie obserwując i czekając na moja reakcję. Niepewnie podeszłam do niego, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy wzruszenia. Czy Louis... czy on właśnie wyznał, że mnie kocha?
        - Alison... ja... cholera - przeklął zamykając oczy na kilka sekund. Powoli wyciągnęłam rękę, dotykając policzka szatyna - Ali zawsze byłaś dla mnie ważna, ale dopiero od niedawna zrozumiałem jak bardzo. Nie potrafię przejść obok ciebie obojętnie, nie potrafię cię ignorować. Jesteś dla mnie cholernie ważna... i chcę, żebyś była szczęśliwa.
        - Louis...- mruknęłam - Ja jestem szczęśliwa - dodałam, kiedy niebieskie tęczówki skupiły się na mojej osobie - Naprawdę...
        - Alison Evans. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że możesz mnie znienawidzić, że możesz nie czuć do mnie tego samego, że po prostu stąd odejdziesz ale ja... musiałem ci to powiedzieć, bo...
     Westchnęłam sfrustrowana, zarzucając ręce na szyję chłopaka i łącząc nasze usta w pocałunku. Zaskoczony, znieruchomiał na chwilę, jednak po kilku sekundach objął mnie, przysuwając mnie bliżej siebie.
        - Przestań tyle gadać. Nie masz się czego bać Louis - westchnęłam odsuwając się - Kocham cię

*******

        - Dasz sobie radę?- Niall spojrzał na mnie mrużąc oczy. Wywróciłam oczami uderzając go w ramię, cicho się śmiejąc.
        - Tak Niall. W razie czego mam do ciebie dzwonić...
     Mocno objęłam chłopaka, ostatni raz wdychając perfumy blondyna. Będzie mi go brakowało. Wyjeżdża na prawie rok...
     Kiedy Niall mnie puścił, jego miejsce zajął Louis, który szybko przyciągnął mnie do siebie. Jego najbardziej będzie mi brakować. Szczególnie po tym co wydarzyło się rano.
        - Uważaj na siebie, mała... - mruknął całując mnie w czoło i ścierając spływające łzy. Skinęłam głową ostatni raz wtulając się w jego klatkę piersiową. - Kocham cię...
        - Ja ciebie też - uśmiechnęłam się spoglądając w jego oczy. Kto wie, kiedy kolejny raz będę się w nie wpatrywać...

*********
Więc oto jest koniec pierwszej części. Pod spodem opis II częściej:

'' Tydzień po rozpoczęciu trasy koncertowej One Direction, świat obiegła wiadomość o zejściu się Louisa i Eleanor. Alison, czując się oszukana przez chłopaka, który zaledwie kilka dni temu wyznał jej miłość, odcięła się od swojego brata i jego przyjaciół.
Rok później Alison wyjeżdża do Londynu na studia. Za dnia jest przykładną studentką literatury i kryminalistyki, a w nocy staje się jedną z najniebezpieczniejszych członkiń nielegalnych wyścigów, ściganą listem gończym w całej Europie.
 Niall, uczulony na punkcie ochrony dziewczyny, zaczyna podejrzewać w jakim środowisku obraca się jego siostra, dlatego kolejny raz stara się jej pomóc. Ale czy tym razem... zdąży na czas?
Seguel ''The future starts today, not to tomorrow'' ''
Link do II części: II CZĘŚĆ

A więc:
a) Za chwilę opublikuję podsumowanie,
b) Jest 58 obserwatorów, dlatego proszę aby każdy, kto przeczytał epilog zostawił komentarz. Nawet jeżeli ma to być kropka. Ilość wyświetleń Was wyda, kochani!

KAŻDY OBOWIĄZKOWO KOMENTUJE!

sobota, 28 lutego 2015

Chapter XLV

PRZECZYTAJ NOTKĘ NA KOŃCU ROZDZIAŁU!!!
****
Alison P.O.V.

        - Alison, telefon!
     Warknęłam cicho pod nosem, wrzucając ostatnią kolorową bluzkę do pralki, nastawiając pranie i wychodząc z łazienki, poprawiając opadające na czoło włosy. Szybko zbiegłam po schodach, chcąc dotrzeć jak najszybciej do aparatu, czego skutkiem było poślizgnięcie się na ciemnej koszulce mojego brata, leżącej zaraz przy wejściu do salonu.
        -Serio, Niall? Nie masz miejsca w szafie, skoro trzymasz ubrania na podłodze?- syknęłam powoli podnosząc się z ziemi i piorunując blondyna wzrokiem. – Nie patrz tak, tylko odbierz- wskazałam głową na wciąż dzwoniący telefon. Chłopak wywrócił oczami, sięgając po urządzenie i przykładając je do ucha, po czym wymownie pokazał mi środkowy palec.
        - Słucham…?- rzucił, odsuwając się ode mnie jak najdalej się dało. – Tak, Alison jest tutaj… na pewno chcesz ją do telefonu? Wiesz, jest nieco… drażliwa.- zmrużyłam oczy słysząc bzdury wypadające z ust brata. Ostrożnie podeszłam do niego i za nim blondyn zdążyłby się zorientować, wbiłam wskazujący palec prosto w jego żebra, wywołując tym samym okrzyk zaskoczenia i bólu.
        - Oddawaj to matole…- zaśmiałam się wyrywając telefon z ręki chłopaka – Kim jesteś i czego chcesz?
        - Cześć Al…- rozbawiony głos Zacka został zagłuszony przez głośny lament mojego brata, za co oberwał poduszką po głowie. – Co się tam dzieje?
        - To Niall… jak zwykle gra utrapionego – wywróciłam oczami siadając na kanapie, automatycznie włączając telewizor.-  Coś się stało, że dzwonisz?
     Kolorowy ekran zamigotał, ukazując program dla małych dzieci. Stłumiłam ciche prychnięcie, przypominając sobie, że ostatnią osobą, która korzystała z tego wielkiego pudła, był Harry z Louisem. Naprawdę nie mam pojęcia co siedzi w ich głowach: raz są poważni i ‘’w miarę’’ normalni jak na swój wiek, a chwilę później zachowują się gorzej niż populacja małp w dżungli, z tą różnicą, że te czarne i na swój sposób słodkie stworzenia, nie rzucają w siebie resztkami jedzenia i napojów. a potem usilnie starają się zrzucić winę na drugiego.
        - Taaak… - westchnął przez co w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Okej, co jest grane?- Pamiętasz… obietnicę, którą ci złożyliśmy z Rickiem w szpitalu?
        - Jasne, że pamiętam. Tego nie da się zapomnieć- mruknęłam prostując się i wbijając spojrzenie w okno naprzeciwko mnie. – Obiecaliście, że zajmiecie się zabójcą Ch…- dodałam, ale w połowie słowa chłopak mi przerwał, wyrzucając z siebie tylko trzy słowa:
        - On nie żyje.
     Zacisnęłam dłonie w pięści, czując jak moje serce zalewa fala ulgi, a chwilę później ogromny strach. Doskonale wiedziałam, co przez tą krotką wiadomość chciał mi przekazać Zack. On i Rick musieli go znaleźć, a potem… zabić.
        - Zack…- wyjąkałam podnosząc się z miejsca i szybko wychodząc z salonu. Wolałam przeprowadzić tę rozmowę gdzieś, gdzie nikt nas nie podsłucha.  Wątpiłam w to czy Niall potrafiłby przejść koło takiej ''informacji'' obojętnie – zabójstwo nie jest przecież rozwiązaniem. I nie ważne jest to, kim była ta osoba, nie zasłużyła na to. Przynajmniej w tej kwestii mieliśmy to samo zdanie. – Powiedz mi, że nie cierpiał. 
     Milczenie po drugiej stronie potwierdziło moje obawy. Kimkolwiek był ten mężczyzna, moi przyjaciele postarali się o to, aby długo umierał i wręcz błagał o śmierć.  ‘’Musiał ponieść konsekwencje tego co zrobił…’’
        - Wiesz, że inaczej nie mogliśmy postąpić…
        - Zwariowałeś?- zawołałam siadając na schodach przed wejściem do domu i zapalając papierosa z paczki Malika, która udało mi się wyciągnąć z jego kurtki – zawsze jest wyjście, jakieś cholerne rozwiązanie! Zabicie kogoś, miało być waszą ostatnią myślą i decyzją! Nie mogliście go pobić, zastraszyć, albo coś w tym stylu? A jeżeli już z góry, tak bardzo chcieliście pozbawić go życia, mogliście przynajmniej skrócić jego męki! - zdenerwowałam się.
        - On zabił Chana, Alison!- chłopak po drugiej stronie telefonu zirytował się. – Należał do naszej rodziny, był naszym przyjacielem… nie mogłem pozwolić żyć komuś, kto najnormalniej w świecie wysadził go w powietrze! I tak nie przeszedł tego co Chan. Zasługiwał na wiele więcej.
     Wypuściłam z rozdrażnieniem dym, wpatrując się w swoje buty. W głębi duszy rozumiałam postępowanie chłopaka – śmierć Chana również była ciosem dla nas wszystkich, ale ja w przeciwieństwie do dwójki pozostałych, nie byłabym w stanie zabić drugiej osoby.  Nie miałabym na tyle odwagi… z resztą wiem, że Chan tego by nie chciał. Zemsta zawsze była ostatnią rzeczą do jakiej posuwał się Japończyk. Najpierw negocjacje, dopiero potem uderzenie.
     Mogłam się spodziewać takiego rozwiązania. Rick, Zack i Chan znali się dłużej ode mnie, przeżyli więcej niebezpiecznych historii i ucieczek przed policją. Byli bardzo ze sobą zżyci, niemal tak samo jak bracia. 
        - Zack…- powiedziałam niepewnie, gasząc niedopałek – Po prostu… martwię się o was. Jeżeli policja was złapie… będę obwiniała o to tylko siebie.
        - Ej, mała nie waż się tak mówić! Gliny nawet się nie zorientują, że facet miał z nami styczność. Upozorowaliśmy to na zwykły wypadek drogowy. Będzie dobrze.
        - Powiesz mi chociaż, kto to był? – wyprostowałam nogi, czekając, aż przyjaciel nabierze odwagi, by wypowiedzieć imię nieboszczyka. Jednak nie tego się spodziewałam.
        -  Bayron.
     Cholera. Czy to był ten facet z wyścigu, który ze mną przegrał?

Niall P.O.V.

     Zerknąłem na kanapę w salonie, spodziewając się, że zobaczę tam siedząca blondynkę, jednak po Alison nie było nawet śladu, co w danej chwili było mi wprost na rękę. Szybko przeszedłem dzielące mnie metru do kuchni, gdzie byli moi rodzice. Musieliśmy porozmawiać o Ali.
        - Mamo…- zacząłem, skupiając swój wzrok na starszej kobiecie – dzwonili do mnie ze szkoły Al. Chcą znać naszą decyzję odnośnie jej dalszej edukacji.
     Mama skinęła głową, zagryzając wargi i wymownie patrząc na tatę. Mężczyzna odchrząknął, składając gazetę, którą właśnie czytał i wskazał mi głową miejsce przy stole, gdzie natychmiast usiadłem, cicho tupiąc nogą, aby rozładować napięcie.
        - Postanowiliśmy, że Alison będzie uczyła się w domu – usłyszałem, przez co niewidzialny ciężar spadł z mojego serca – Nie chcemy dopuścić do kolejnych sytuacji… takich jak wcześniejszych.
     Skinąłem głową doskonale wiedząc co tata miał na myśli. Gwałt, hejty, śmierć przyjaciela… to wszystko wydarzyło się w naprawdę krótkim czasie i miało na dziewczynę wpływ.  Nadal boi się każdego najmniejszego dotyku, ale widać, że chce zapanować nad swoim ciałem i jego reakcjami. Cotygodniowe sesje z psychologiem naprawdę jej pomagały nie tylko z ‘’wypadkiem’’, ale również z szerzącą się nienawiścią do jej osoby. 
        - Postanowiliście z chłopakami, co zrobicie z waszymi fanami?- tata uniósł gazetę pokazując mi ogromne zdjęcie Alison na okładce z podpisem ''Wciąż znienawidzona!'' Przełknąłem ślinę, czując jak poczucie winy powoli zaczyna mnie oblewać.
        - Tak.- skinąłem głową - Ali zostanie przydzielony ochroniarz, a my… zaczynamy przywoływać fanów do porządku – mruknąłem przypominając sobie, wczorajszy Twitlonger Louisa, w którym wyjaśnił sprawę z Eleanor, oraz poprosił, aby hejterzy zostawili w spokoju Alison. Na swój sposób było to nawet śmieszne – kiedy weźmie się pod uwagę fakt, że trzeba tłumaczyć się z każdego swojego ruchu, obcym – tak naprawdę - osobom. – Mam nadzieję, że coś to zmieni. Źle się czuję z myślą, że to wszystko przeze mnie. Mogłem inaczej postąpić...- mruknąłem opierając głowę na ramionach.
        - Niall – mama spojrzała na mnie karcąco – nawet się nie obwiniaj. To nie jest niczyja wina, nie mogłeś przewidzieć reakcji Directioners. Wkrótce się wszystko uspokoi, a Al wróci do normalnego życia. Zobaczysz, tylko... musimy poczekać.
     Oparłem się o krzesło, starając się rozluźnić. Następnego dnia wracaliśmy na trasę koncertową, czego nie mogliśmy już w żaden sposób opóźnić. Za każdy dzień zwłoki obrywała moja siostra, a ja miałem już dosyć patrzenia na tą fale nienawiści, kierowaną w jej stronę. Musieliśmy stawić czoła wszystkim plotkom i stanowczo im zaprzeczyć. Dla dobra Alison.
     Blondynka starała się unikać wszystkich możliwych mediów, nie chcąc być ciągle atakowanym. Rozważała nawet, aby powiedzieć całemu światu prawdę, dlaczego zawiesiliśmy trasę, ale w ostateczności nie chciała ryzykować. Dopiero uwolniła się od myśli, że sprawcy, którzy zaciągnęli ją za budynek szkoły tamtego dnia, mogą ja ponownie skrzywdzić. Podejrzani zostali złapani w Londynie, a kiedy potwierdzono ich DNA z DNA z nasienia, zamknięto ich w areszcie. Za kilka tygodni czeka ich rozprawa sądowa, a potem… mam nadzieję, że zgniją w więzieniu. Zasługują na to.
        - Niall… czy pomiędzy Louisem a Alison… coś jest?- drgnąłem słysząc cichy szept mamy. Zmarszczyłem brwi zastanawiając się nad jej pytaniem. Przecież Louis… traktuje Ali jak własną siostrę… nic do niej nie czuje. Tak mi się wydaje.
        - Nie mamo – pokręciłem głową, wstając. – Nic między nimi nie ma. I nie sądzę, żeby to się zmieniło.

Louis P.O.V.

     Powoli wycofałem się z przedpokoju nie chcąc, aby Niall przyłapał mnie na podsłuchiwaniu.  Nie byłby zbytnio zadowolony faktem, że ‘’niechcący’’ usłyszałem jego prywatną rozmowę z rodzicami.

      ‘’- Niall, czy pomiędzy Louisem a Alison coś jest?
        - Nie mamo. Nic między nimi nie ma. I nie sądzę, żeby to się zmieniło.’’

     Zacisnąłem dłonie w pięści, powoli osuwając się po ścianie. On nie wiedział. Nie miał bladego pojęcia o tym co się dzieje. Nie wiedział o tym co czułem do blondynki, więc nie mogłem mieć mu za złe tego, co powiedział. A jednak... miałem ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz to, jak bardzo jest ślepy. 
     Niall się o nią boi, to przecież jej brat, chce dla niej jak najlepiej. Ty postąpiłbyś identycznie, gdyby to samo spotkało twoją siostrę…
     Uderzyłem tyłem głowy o ścianę za mną, próbując znaleźć odpowiednie rozwiązanie, które byłoby dobre zarówno dla Alison, Nialla jak i dla mnie. Jasne, chciałem być z blondynką, ale byłem pewien, że dziewczyna tak prędko nie zgodziłaby się wkroczenie w nowy związek. Nadal boi się dotyku, a w nocy śnią się jej koszmary przez które krzyczy. Tak bardzo chciałbym jej pomóc uporać się z nimi….
        - Tomlinson wyglądasz jak jedno wielkie nieszczęście – uniosłem głowę, spoglądając w ciemne tęczówki Zayna. Wywróciłem oczami, ignorując jego uwagę, pozwalając sobie jedynie na ciche prychnięcie. – Gadaj, co się dzieje?- zapytał siadając obok mnie i mocno szturchając w ramię.
        - Alison – jęknąłem, wiedząc, że nie muszę nic więcej mówić chłopakowi. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego w jakim położeniu jestem, jeszcze za nim sam zacząłem podejrzewać siebie o jakiekolwiek uczucia w stosunku do naszej przyjaciółki.
     Mulat parsknął śmiechem, prostując nogi i zakładając ręce za głowę. Spojrzał przed siebie, a po chwili oskarżycielko dźgnął mnie w pierś.
        - Kochasz ją?- zmrużył oczy, czekając na moją odpowiedź. Skinąłem głową, nie będąc w stanie wypowiedzieć potwierdzenia na głos. Bałem się… bałem się powiedzieć jednego głupiego tak. – W takim razie Tommo, musisz się postarać. Jutro wyjeżdżamy w trasę- zrezygnowany schowałem twarz w dłonie, żałując, że koncerty zostały ponownie wznowione. Gdybym miał więcej czasu… i pewność co do jej uczuć, może wtedy... – Wstawaj, musimy wszystko przygotować! - warknąłem, kiedy silne dłonie chłopaka chwyciły mnie za ramiona i postawiły do pionu - Nie po to użerałem się z waszą zakochaną dwójką, aby teraz patrzeć jak powoli się wykańczacie – krzyknął energicznie mną potrząsając – Tylko to spieprz Louis… to osobiście cię wypatroszę i powieszę za jaja.

*********
1) Bardzo dziękuje KIDemiLovato za sprawdzenie rozdziału oraz bycie moją betą ;)
2) Odcinek ma 4 strony w Wordzie
3) Jest to OSTATNI ODCINEK. ZA TYDZIEŃ OPUBLIKUJĘ EPILOG
4) Miałam tego nie robić, ale... powstaje II część opowiadania. Link do bloga: Perdu
Jeszcze nie ma tam nic.
5) Dziękuję za 58 (!) obserwatorów *.*
6) Dziękuję za 9,2K wyświetleń na Wattpad i za zajęcie 41 miejsca w #opowiadanie :D
7) Proszę, aby następny odcinek ( epilog) skomentowali WSZYSCY.

niedziela, 22 lutego 2015

Chapter XLIV

********
Rick P.O.V.

     Niecierpliwie stukałem palcami w kierownicę, powstrzymując się od wyjścia z samochodu i skierowania się w stronę domu mężczyzny, który zabił Chana. Westchnąłem sfrustrowany, kiedy strugi deszczu ponownie zasłoniły mi widoczność, leniwie obracając pokrętło, dzięki czemu wycieraczki zaczęły odgarniać znajdująca się na szybie wodę. 
        - Uspokój się Rick - głos mojego brata rozniósł się echem po wnętrzu samochodu, rozpraszając tym samym panującą w około ciszę. Warknąłem cicho pod nosem, starając się dać upust panującym we mnie emocjom. - Czekamy, aż zostanie sam. Już się nie wywinie.
        - Co powiesz Alison?- zapytałem ignorując jego słowa. Doskonale wiedziałem jaki mamy plan, ale o ile dobrze znam blondynkę, tak wiem, ze nie przypadnie jej do gustu wizja ponownego morderstwa. I nie ważne w tej chwili było nawet to, że ten mężczyzna zabił naszego przyjaciela - morderstwo według niej nie było rozwiązaniem problemów. Ale według nas, już tak. - Wkurzy się, kiedy dowie się o tym co zrobiliśmy.
        - Jeżeli się dowie - rzucił, zaciskając dłoń w pięść. - Ja jej nie powiem o tym w jaki sposób ten facet ''zniknął''. Powiadomimy ja tylko,. że zabójca Chana, jest już skończony.  
      Prychnąłem, słuchając idiotycznego planu Zacka. Alison nie jest głupią i stereotypową blondynką, od razu zorientuje się, że coś jest nie tak. Zna nas, na tyle dobrze, że wie, ze nie odpuścimy, jeżeli chodzi o chronienie naszej ''rodziny''. Wszyscy są dla siebie ważni, każdy stara się chronić słabszego; więc to było jasne, że każdy z nas chciał ochronić Alison najbardziej jak się tylko da. Była... naszym oczkiem w głowie, maskotką, której nikt nie chciał narażać na niebezpieczeństwo. 
     Ruch na podjeździe przed nami, zwrócił ponownie moją uwagę. Bayron - wysoki, dobrze zbudowany blondyn - właśnie wyszedł ze starego i upadającego budynku, kierując się w stronę swojego auta. Uniosłem się na siedzeniu, kładąc dłonie na kierownicy, w każdej chwili gotowe do odpalenia silnika i ruszenia za mężczyzną. 
        - Kim on jest, tak w ogóle?- zapytałem nie spuszczając wzroku z chłopaka. 
        - Bierze udział w nielegalnych wyścigach i handluje bronią. Od dawna miał na celowniku Chana - był dla niego zbyt dużą konkurencją. Po ostatnim wyścigu, kiedy Alison wygrała, miał dosyć i chciał się pozbyć Japończyka najszybciej jak tylko można.
     Skinąłem głową, włączając się do ruchu i zachowując możliwie jak najmniejszą odległość. Plan był prosty: mieliśmy zatrzymać blondyna na jakimś zaułku... i się nim zająć. Jakkolwiek to brzmi.
        - Gotowy?- Zack spojrzał na mnie, kiedy zbliżaliśmy się do granicy lasu.  Skinąłem głową, wrzucając bieg i przyspieszając. Tył czarnego auta Brayna, zbliżał się do nas w zastraszającym tempie, aż w końcu, mocno w niego uderzyłem. Zacisnąłem zęby, czując szarpnięcie, do przodu, powoli wycofując auto i ponownie namierzając się na bagażnik Alfy Romeo. 
     Samochód przed nami, przyśpieszył, chcąc nas zgubić, jednak wcisnąłem gaz i wyminąłem go, gwałtownie uderzając w jego bok, przez co kierowca stracił panowanie nad kierownicą. Chwilę później mogliśmy podziwiać podwozie pojazdu, oraz efektownie zbite szyby. Jak na kogoś kto brał udział w wyścigach samochodowych, chłopak miał strasznie słabą orientację w terenie.
        - Poszło nam szybciej niż myślałem.- mruknąłem zatrzymując samochód i wysiadając. Zack poszedł w moje ślady, wcześniej wyciągając  z schowka pistolet. Powoli zbliżyliśmy się do dymiącego samochodu, skąd usłyszałem ciche jęki. - Proszę, proszę... kogo my tu mamy?- zaśmiałem się, szarpiąc za drzwi i siłą wyciągając ze środka mężczyznę.- Brayan... po co ci to było, co?
        - Kim ty jesteś? Czego chcecie?- blondyn uniósł głowę, wściekle lustrując naszą dwójkę wzrokiem.- Czy wy zdajecie sobie sprawę z tego, kim jestem?- splunął krwią, podnosząc się.
        - Tak. Jesteś zabójcą Chana Song, a my - Zack uniósł pistolet na wysokość twarzy przerażonego blondyna - jesteśmy jego przyjaciółmi.
     Pistolet wystrzelił trafiając w prawy bark mężczyzny, wywołując u niego okrzyk bólu. Zachwiał się, opierając się o zniszczony samochód.
        - Zapamiętaj jedno - powiedziałem podchodząc do niego i wymierzając mu mocny cios w brzuch. Ciota, nawet nie potrafiła się obronić, tylko upadła na kolana, wypluwając ślinę, wymieszaną z krwią. Na bank ma krwotok wewnętrzny. - Nigdy nie zadzieraj z naszymi przyjaciółmi, cwelu. 

~*~

        - Zwijamy się - sapnąłem, wsiadając za kierownicę i jak najszybciej odjeżdżając z miejsca ''wypadku''. Kilka sekund później, auto zostawione za nami na poboczu, eksplodowało, rozszarpując na części nieprzytomnego mężczyznę siedzącego w środku w opłakanym stanie. Nie miał szans tego przeżyć. - Plan uległ zmianie.
        - Nie było wyboru. Facet musiał zapłacić za to co zrobił. Nikt nie będzie krzywdził naszej ''rodziny''. Dla Alison zrobiłbym to samo.
        - Skoro o niej mowa...- mruknąłem, mijając nadjeżdżające radiowozy.- Skubańcy, szybcy są. Trzeba jej powiedzieć. Jak najszybciej.

Alison P.O.V.

     Opadłam na kanapę, tępo wpatrując się w włączony telewizor. Louis siedział obok, obejmując mnie ramieniem i przełączając pilotem kanały, szukając czegoś interesującego. Prąd włączono godzinę temu, więc mogłam jakoś ogarnąć dom i wstawić pranie, aż w końcu zrelaksować się przed grającym pudłem.
        - Czekaj, cofnij!- krzyknęłam, kiedy przez kilka sekund na ekranie zamigotało moje zdjęcie. Szatyn posłusznie cofnął kanał na serwis informacyjny.
''Louis Tomlinson i Eleanor Calder zerwali! Winna Alison Evans?''
        - To są jakieś jaja...- wyjąkał Louis wpatrując się z niedowierzaniem w ekran.- Jak oni mogą obwiniać o to ciebie?
        -...społeczność fanów obwinia o zaistniałą sytuację, młodszą siostrę jednego z członków zespołu, Alison Evans. Na Twitterze zapanowało oburzenie, a główny zainteresowany w tej sprawie Louis Tomlinson, nie wyjaśnił dotąd tej sytuacji. Miejmy nadzieję, że to tylko  zwykłe nieporozumienie, a domniemany romans Tomlinsona z Evans jest czystą plotką.- ekran z prowadzącą zmienił się na wiadomości zamieszczone na Twitterze. Wszystkie... miały jednakową treść. Każdy mnie nienawidził.- Jak Państwo mogą zobaczyć, fani wyrażają swoje zdanie na ten temat na portalu Twitter i niekoniecznie są to pochlebne słowa dla siostry Nialla Horana. Na jej miejscu nie pokazywałabym się ludziom na oczy - nie wiadomo do czego są teraz zdolni. Swoja drogą dziewczyna sama jest sobie winna- gdyby nie stanęła między Louisem i Eleanor, nie byłoby zaistniałej sytuacji. Fani argumentują swoją nienawiść do dziewczyny faktem, że One Direction zawiesił trasę koncertową, również z  jej powodu. Jakie są zamiary dziewczyny? Nikt nie jest pewny, ale będziemy państwa o nowych informacjach na ten temat.
    Jęknęłam, kiedy program dobiegł końca i schowałam twarz w dłonie. Cały świat mnie nienawidził i obwiniał o rozstanie Lou i El. Boże, dlaczego ja?
        - Ali....- Louis szybko przyciągnął mnie do swojej piersi i objął.- Nie słuchaj ich. Oni nie mają o niczym pojęcia, a sprawę z El sam załatwię.
     Zamknęłam oczy powstrzymując się od rozpłakania się. Powinnam przyzwyczaić się myśli, że kiedy świat dowie się o moim istnieniu, nie zostanę ciepło przyjęta przez fanki chłopaków, ale mimo wszystko nadal to bolało.
     Drzwi gwałtownie otworzyły się, a w progu stanął Niall z Barbarą. Chłopak uśmiechał się promiennie, ale kiedy zauważył wyraz naszych twarzy i program, który był włączony, zmrużył oczy.
        - Oskarżają Alison o przerwanie trasy.- stwierdził wchodząc do środka i wyciągając telefon z kieszeni.- Dosyć tego. Trzeba to przerwać. Teraz.

*****
Spieprzyłam końcówkę, przepraszam :( Przepraszam również za to, że nie było odcinka w zeszłym tygodniu, ale w niedziele za dużo się działo, a w tygodniu się rozchorowałam... Postaram się to nadrobić w tygodniu!
Przepraszam za błędy!

20 komentarzy next!

niedziela, 8 lutego 2015

Chapter XLIII


*********

     Moje palce kolejny raz zanurzyły się w miękkie włosy Louisa, mierzwiąc je i układając w różnych kierunkach. Zaśmiałam się cicho, kiedy jeden z kosmyków nie opadł, a jedynie ułożył się na czole chłopka, w bliżej nieokreślonym kształcie. Uniosłam dłoń, delikatnie go odgarniając, nie chcąc, aby coś przeszkodziło szatynowi w kontynuowaniu jego głębokiego snu.
     Westchnęłam czując na swoim brzuchu ciężar głowy BooBeara i jego krótkie oddechy. Gdyby nie to, że bałam się go obudzić, już dawno zastąpiłam swoje ciało poduszką i robiła w kuchni śniadanie, plując sobie w brodę za wczorajszy, nocny pocałunek.
     Nie miałam bladego pojęcia na jakim etapie jesteśmy z Louisem. Nie rozmawialiśmy wczoraj o... tym incydencie. Po prostu... po dość długim pocałunku, oderwaliśmy się od siebie, pocałował mnie w czoło i ułożył na swojej piersi, szepcząc, że nie pozwoli mnie już nikomu skrzywdzić.
     Wierzyłam mu. To własnie jego obdarzyłam pełnym zaufaniem po... zdarzeniu które miało miejsce pod szkołą, zaufałam mu szybciej niż własnemu bratu. Oczywiście nadal na każdy męski dotyk wzdrygałam się, a moje ciało przechodziły dreszcze, jednak starałam się nad tym zapanować. Przecież nikt z One Direction mnie nie skrzywdzi, chłopcy nie pozwolą, aby cokolwiek mi się stało. Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że minie sporo czasu, zanim będę w stanie normalnie funkcjonować, ale mam nadzieję, że z pomocą Nialla i Louisa uda mi się przez to przejść.
     Jęknęłam, kiedy wielka dłoń chłopaka, powędrowała pod moje plecy, przyciskając mnie mocniej do swojego ciała. Ponownie odgarnęłam z czoła brązowe kosmyki włosów, lekko za nie ciągnąc, aż z ust Lou wyrwało się ciche mruknięcie.
     Zadowolona z uzyskanego efektu, powtórzyłam gest, uważnie obserwując wybudzającego się ze snu Tomlinsona. Po kilku sekundach zacisnął mocniej oczy, a po chwili uchylił je ukazując swoje piękne i zaspane, niebieskie tęczówki.
        - Ali...- westchnął ponownie zamykając oczy i mocniej wtulając się w mój brzuch. Zaśmiałam się, kiedy poczułam delikatne łaskotki, jednak nadal nie przestawałam ciągnąc chłopaka za włosy.- Skarbie, nawet nie masz pojęcia jakie to przyjemne uczucie...- wymruczał uśmiechając się.
        - Ciągnięcie cię za włosy czy budzenie się na moim brzuchu?- uniosłam brew, zanurzając dłoń w gęstej czuprynie.
        - I jedno i drugie. - usłyszałam. Chwilę później uniósł się na rękach i zbliżył do mojej twarzy- Dzień dobry, mam nadzieję, że panienka się wyspała? - zapytał całując mnie za uchem. Jęknęłam w odpowiedzi, co wyraźnie usatysfakcjonowało szatyna. - Biorę to jako odpowiedź twierdzącą.
     Jeżeli wcześniej miałam wątpliwości co do tego, że nasz nocny pocałunek był zwyczajnym przypadkiem, chłopak skutecznie je rozwiał, ponownie wpijając się w moje usta. Zarzuciłam na jego szyje swoje dłonie, przez co pocałunek pogłębił się.
        - A panu jak się spało?- wyspałam, kiedy powoli oderwaliśmy się od siebie. Widzieć zaspanego Louisa, z nieułożonymi włosami, w samych bokserkach... to było coś co chciałam oglądać do końca swojego życia.
        - Dobrze, ale poranek był o wiele lepszy - poruszył brwiami, na co wybuchłam śmiechem. - Nie zgodzi się pani ze mną?- zmrużył oczy, robiąc z ust smutną minkę, która jeszcze bardzkiej mnie rozbawiła. Przecząco pokręciłam głową, ciekawa do czego to doprowadzi.- Osz ty...- zawołał odsuwając się i wstając z łóżka - Foch - rzucił unosząc wysoko głowę i powoli kierując się w stronę wyjścia z pokoju.
     Długo nie myślałam, kiedy zsunęłam się z łóżka i szybko podbiegłam, ostatecznie wskakując  na plecy Louisa. Szatyn jedynie się zaśmiał, chwytając moje uda i wychodząc z pokoju. 
        -Czego życzy sobie księżniczka na śniadanie?- zapytał, kiedy znaleźliśmy się w kuchni. Zeskoczyłam z Boo, podchodząc do lodówki i otwierając ją. Światełko nadal się nie świeciło, co upewniło mnie w przekonaniu, że prądu w dalszym ciągu nie ma. - Gdyby tylko działały telefony, zadzwoniłbym do energetyki i zapytał ile to jeszcze potrwa.- mruknął zaglądając mi przez ramię.
        - Skoro nie ma prądu, musimy wrócić do starożytnego systemu karmienia.- powiedziałam wyjmując mleko i płatki - Czekoladowe czy cynamonowe?
        - Cynamon - oczy Lou zaświeciły się z ekscytacji, kiedy tylko zobaczył pudełko płatków z cynamonem na opakowaniu. Spojrzałam na niego nic nie rozumiejąc, jednak po chwili schowałam pudełko za siebie.- Co?
        - Już ja dobrze wiem co ci chodzi po głowie- mruknęłam odwracając się i wsypując malutkie kwadraciki do dwóch misek.- Masz pecha Lou, Niall cię uprzedził. Za pomocą płatków cynamonowych nie zadławisz się w taki sam sposób jak samym cynamonem.- dodałam przypominając sobie zbolałą minę mojego brata, kiedy z rozczarowaniem stwierdził, że nie osiągnął zamierzonego efektu.
     Chłopak prychnął rozczarowany, kiedy położyłam przed nim niebieską miseczkę wypełnioną po brzegi mlekiem i płatkami. Nie zdążyłam się odwrócić, kiedy dwie dłonie owinęły się wokół mojego brzucha, szybko ciągnąc przez co wylądowałam na kolanach Lou. 
        - Będzie ci niewygodnie.- powiedziałam, kiedy jedną dłonią chwycił łyżkę, a drugą, objął mnie w pasie, pilnując abym nie spadła.
        - Wcale nie - pokręcił głową, nakładając na łyżkę płatki i przystawiając mi do ust.- Otwórz buzie.- zaśmiał się.
     Otworzyłam szerzej oczy, uważnie obserwując twarz szatyna. Po wczorajszym smutku nie było nawet śladu, teraz wręcz tryskał radością. Przyłożyłam swoją dłoń do jego czoła, sprawdzając czy przypadkiem nie ma temperatury, ale z rozczarowaniem stwierdziłam, że temperatura czoła Louisa jest taka sama jak mojego. 
        - Alison, otwórz buzie- uśmiechnął się, powoli wymachując łyżką.
        - Dobrze się czujesz?
        - Czuję się wyśmienicie Al, a teraz...- przerwał wkładając łyżkę z płatkami do moich lekko uchylonych ust.- Cudownie.
     Wywróciłam oczami, decydując się zagrać z Lou w jego grę. Wzięłam od niego łyżkę, a po chwili skierowałam ja w kierunku jego twarzy. Idę o zakład, że gdyby Niall wpadł w tej chwili do kuchni, dostałby zawału serca na nasz widok. Z boku na pewno wyglądaliśmy jak... para? Tak, chociaż rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej.
     Wiedziałam, że ja i Louis nie stworzymy razem związku. Zaledwie kilka godzin temu, dowiedział się, że jego dziewczyna go zdradza, a ja byłam dla niego... tylko odskocznią od rzeczywistości. Czytałam o tym. Mężczyzna po zdradzie, szuka czegoś, dzięki czemu może zapomnieć o upokorzeniu, jakie go spotkało i najczęściej jest to alkohol. W tej sytuacji nie miałam pojęcia, czy mam się cieszyć z tego, że to JA jestem odskocznią Louisa czy żałować, że nie wybrał alkoholu. Gdybym jeszcze nic do niego nie czuła, ale... jest wręcz przeciwnie. 
     Po skończonym śniadaniu, wstałam z kolan szatyna i wrzuciłam obie puste miski do zlewu. Przeciągałam się, stając na palcach i dziękując Bogu za to, że miałam na sobie krótkie spodenki. Nie chciałam, aby Tomlinson zobaczył moją bieliznę.
     Dzwonek do drzwi, przerwał panująca w domu ciszę, a ja niepocieszona tym, że ktoś postanowił zakłócić nam błogie lenistwo, w które zapewne zaraz oboje byśmy wpadli, skierowałam się w kierunku wyjścia. Chwyciłam brązową gałkę, zmuszając drzwi do otwarcia się i ukazania nieproszonych - w danej chwili - gości.
        - Dzień dobry- starszy mężczyzna uśmiechnął się do mnie, przykładając do czoła dwa złączone place - Główny komisarz Spark. Prowadzę pani sprawę odnośnie gwałtu.- powiedział prostując się. - Chcemy zadać pani kilka pytań.- dodał wskazując na swojego towarzysza.
     Znieruchomiałam, szeroko otwierając oczy ze zdziwienia. Przecież powiedziałam już wszystko co mogłam, czego w takim razie chcą?
        - Alison, wszystko w porządku?- koło mnie pojawił się Louis, ubrany w dresy i czarną koszulkę, wyciągnięte z szafy Nialla. Zmierzył szybkim wzrokiem stojących w progu policjantów i chwycił mnie za rękę.- Niech panowie wejdą...
     Policjanci skinęli głową, omijając mnie i Lou i kierując się w stronę salonu. Szatyn szybko zamknął drzwi, a potem złożył krótki pocałunek na moim czole, szepcząc uspokajające słowa. Niepewnym krokiem skierowałam się do salonu, gdzie zaraz koło okna stali mundurowi.
        - Chcieliśmy pokazać pani pewne zdjęcia - powiedział starszy kładąc na stole kilka fotografii.- Mówiła pani, że wie, kto dopuścił się gwałtu, ale nie chciała ich wskazać.- kątem oka widziałam jak Louis marszczy w zdziwieniu brwi.- Z próbki nasienia, udało nam się dojść kim była ta osoba, potrzebujemy tylko pani potwierdzenia.
     Spojrzałam na fotografie, ukazującą kilku mężczyzn. Oglądałam dużo filmów o pracy CSI i FBI więc, byłam stuprocentowo przekonana, że czekali aż wskaże jedną fotografię, specjalnie oznaczoną i w ten sposób potwierdzę ich podejrzenia. 
     Od razu zauważyłam twarze Justina i Nicka. Ten pierwszy miał w rękach czarno-białą tabliczkę więzienną. Wygląda na to, że miał już swoje za uszami.
        -Ten - wskazałam na okropną twarz Justina - a ten był jego wspólnikiem- dodałam po chwili wskazując drżącą ręką fotografię jego kolegi. 
     Policjanci skinęli głowami, zbierając zdjęcia i szybko się żegnając. Louis odprowadził ich do drzwi, a kiedy te głośno trzasnęły za nimi, objął mnie mocno i przyciągnął do swojej piersi.
     - Ciii, kochanie, nie płacz - powiedział, kiedy moim ciałem wstrząsną cichy szloch.-  Już po wszystkim, zamkną ich na długie lata, obiecuje ci to.

*************
Bardzo przyjemnie pisało mi się ten odcinek. Myślałam, że będzie dłuższy, a tu taka niespodzianka.
Miała być jeszcze jedna scena, ale przypomniało mi się < w ostatnim momencie z resztą > że oni nie mają prądu :(
Jak myślicie Alison jest taką odskocznią Louisa?
Zanim Was pożegnam dwa krótkie ogłoszenia.
1) Chcecie aby 1D zagrało koncert w Polsce? To w takim razie KAŻDY OBOWIĄZKOWO wchodzi TUTAJ, czyta dokładnie i robi wszystko zgodnie z poleceniem. Proste, prawda?
2) Mam dla Was zwiastun ''Contract'':


I to tyle :)

15 komentarzy = next!

niedziela, 1 lutego 2015

Chapter XLII cz. II

********

Louis P.O.V.

     Wyświetlacz mojego telefonu zaświecił się, pokazując kolejny raz migający obrazek rozładowanej baterii. Zmrużyłem oczy, chcąc dostrzec godzinę zanim ekranik ponownie zgaśnie i prawdopodobnie nie zapali się więcej.
        - Północ - mruknąłem odkładając urządzenie na półkę i kładąc się na łóżku w pokoju Nialla. 
     Alison spała już od pół godziny, jednak ja nie mogłem zamrużyć oczu i zapaść w błogi sen, którego na daną chwile potrzebowałem. Cały czas myślałem o blondynce oraz o tym co ja spotkało. Policja nadal nie znalazła osoby, która zgwałciła Al, jednak maja podejrzanych. nasienie, które znaleziono na ciele dziewczyny, doprowadziło ich do dwóch chłopaków, których nie było w Mullingar. Opuścili miejscowość w dym samym dniu, w którym znaleźliśmy Alison za szkołą.
     Cały czas interesuje mnie, dlaczego to zrobili. Jak w ogóle można skrzywdzić dziewczynę? Gdyby, któraś z moich sióstr była na miejscu Evans, chłopak, który to zrobił już dawno leżałby zakopany pod ziemią. Nie pozwolę nikomu skrzywdzić mojej rodziny. Jasne, stosunki między nami są... dziwne, ale to nadal moi najbliżsi. 
     Niall chciał na własną rękę, znaleźć gnoja, który... skrzywdził jego siostrę, jednak ostatecznie postanowił zaufać policji. Poprosił tylko, aby nie mówili mu o podejrzanych, doskonale wiedział, że gdyby tylko ich znał, zaraz do nich pojechałby i... nie wiadomo co by zrobił.
     Westchnąłem, przykrywając się kołdrą i wpatrując w sufit.  Alison powoli dopuszczała do siebie Nialla i pozostałych, jednak nie mogłem pozbyć się uczucia, że dziewczyna ufa najbardziej mi. Nie chciałem w to wierzyć, aby nie narobić sobie nadziei. Nadziei na coś co nie może się spełnić.
        - Tomlinson, ogarnij się. - powiedziałem na głos, chcąc zagłuszyć swoje myśli.- Alison nic do mnie nie czuje, przestań o niej myśleć.
     Nie miałem pojęcia, kiedy zacząłem czuć coś do Ali. Zawsze była dla mnie ważna, świetnie się z nią dogadywałem, była moja bratnia duszą. Owszem na początku była chamska i opryskliwa, ale kiedy bliżej się ją pozna, można zobaczyć jaka jest na prawdę: uczuciowa, słodka, miła.... 
''Może Zayn miał racje? Może faktycznie coś do niej czułem od samego początku, tylko nie chciałem w to uwierzyć?''
     Jedno wiedziałem na pewno. Nie chciałem patrzeć na jej łzy i smutek wymalowany na twarzy, dlatego razem z chłopakami musimy zrobić coś, aby nasi fani przestali ją hejtować. I to jeszcze za nim na światło dzienne wyjdzie moje zerwanie z Eleanor. Jeszcze tego brakuje, aby całą winę zrzucili na Ali.

~*~

     Gwałtownie poderwałem się z łóżka, rozglądając się zdezorientowany.dookoła. Nasłuchiwałem przez kilka sekund, a następnie wypuściłem głośno powietrze z ust.
'' Mogło mi się to przyśnić, ale zdawało mi się, że słyszałem...''
     Kolejny raz po domu rozniósł się głośny, dziewczęcy krzyk. Wpatrywałem się przez kilka chwil w jeden punkt, aby po chwili wyskoczyć z łózka i wybiec na korytarz. Wiedziałem kto krzyczał, oprócz mnie w domu była jeszcze jedna osoba: Alison.
     Nacisnąłem klamkę, wchodząc do pokoju i zapalając światło. Alison leżała na łóżku, szarpiąc się z kołdrą i co chwilę krzycząc. Niall mówił, że od czasu gwałtu co noc ma koszmary, ale nie sądziłem, że aż takie.
        -Alison- powiedziałem podchodząc do łóżka i chwytając dziewczynę za nadgarstki.- Alison, obudź się!- potrząsnąłem nią delikatnie.

Alison P.O.V.

     ''Puścił mnie, jednak szybko chwycił moje nadgarstki, unieruchamiając je jedną ręką i łącząc nasze usta. Druga ręka, chwyciła moją bluzkę, rozrywając ją na strzępy. Szarpnęłam się, próbując wyrwać się z mocnego uścisku chłopaka, jednak ten przycisnął mnie do ściany, bawiąc się ramiączkiem mojego biustonosza. W kilka sekund pozbył się go, a usta przycisnął do jednej z nagiej piersi. Nabrałam w usta powietrze chcąc, krzyknąć jak najgłośniej, jednak Justin w ostatniej chwili zasłonił moje usta ręką.
        - Zamknij się... będzie mniej bolało- wycharczał, ściągając ze mnie spódnicę razem z rajstopami i bielizną. Zagryzł wargę, pozbywając się spodni i wchodząc we mnie gwałtownie i mocno. Sapnęłam czując jak całe moje ciało ogarnia niesamowity ból, który rośnie z każdym ruchem chłopaka. Z oczu trysnął potok łez, a z moich ust co chwilę było słychać cichy szloch i jęki bólu. Błagam niech się to już skończy...
     Minutę później poczułam jak Justin dochodzi z głośnym jęknięciem, a jego sperma rozlewa się po moim organizmie. Całkowicie obolała upadam na zimę, ciesząc się, że to wreszcie koniec. Odsuwam się od chłopaka chowając się kącie brzydząc się siebie samej dotknąć. Na całym ciele czułam jego dotyk, dotyk jego okropnych palców...
        - To nie koniec...- cichy syk, dociera do mnie, a następnie zostaję brutalnie podniesiona na nogi i zmuszona do uklęknięcia. Duża dłoń chłopaka, chwyta tył mojej głowy i zbliża do swojego naprężonego penisa. Odwracam głowę, nie chcąc ulec woli ciemnowłosego. - Ty mała kurwo...- syczy, chwytając mnie za podbródek i otwierając siłą moje usta. Porusza moją głową w przód i w tył, nie zwracając uwagi na moje krztuszenie się czy odruchy wymiotne. Dla niego liczyła się tylko przyjemność.
      Zaciskam mocno oczy, kiedy słonawy płyn wlewa się do moich ust.- Połknij.- warczy, a ja przerażona spełniam jego prośbę, marząc o śmierci. Chciałam zniknąć i nigdy więcej nikomu nie pokazywać się na oczy...- Jeszcze raz....
     Sytuacja powtarza się, a ja modlę się o szybką śmierć.  Chciałam to zakończyć. Justin wyciągnął swój penis z moich ust, kilka sekund przed wytryskiem. Biała ciecz ląduje na moim ciele, twarzy i włosach. Kiedy mnie odpycha upadam na ziemię zwijając się w kłębek i cicho płacząc.
        - Nick, zwijamy się- usłyszałam krzyk, a po chwili odgłos oddalających się kroków. Zamknęłam oczy nie mając siły na nic. Nawet na podniesienie głowy.
        - Szkoda, Alison... mogło być tak pięknie- rozpoznałam głos Nicka. Nim zdążyłam podnieść oczy i spojrzeć na chłopaka, poczułam jak coś ciepłego ląduje na moim brzuchu, nogach i niebezpiecznie zbliża się do twarzy. Towarzyszył temu okropny odór.
     Mocz.''
        - ALISON!- próbowałam się wyrwać, kiedy poczułam, jak ktoś łapie mnie za nadgarstki. ''Proszę, zostawcie mnie...'' - Alison obudź się!
     Otworzyłam oczy przerażona, skupiając swój wzrok na zdezorientowanej twarzy Louisa. Chłopak przypatrywał mi się z lękiem w oczach, nadal mocno trzymając mnie za nadgarstki. Syknęłam cicho.
        -Przepraszam - powiedział natychmiast mnie puszczając. Szybko odrzuciłam kołdrę, wdrapując się na jego kolana i chowając twarz na piersi Lou. Chciałam, aby mnie przytulił, aby mnie objął i powiedział, że nic mi się nie stanie, że jestem już bezpieczna...
     Silne ramiona chłopaka, natychmiast mnie objęły i mocno przytrzymały, w razie gdybym chciała się ześlizgnąć. Z moich ust wyrwał się cichy szloch, który starałam się stłumić, jednak cisza panująca wokół uniemożliwiła mi to.
- Ali...- szatyn pogładził mnie po plecach, a kiedy wyczuł, że drżę, wślizgnął się pod kołdrę i mocno mnie nią okrył. - Co ci się śniło?
- O-on-ni c-chcie-eli m-mnie...- wystękałam, czując jak ramiona chłopaka napinają się. Chwilę potem usłyszałam ciche przekleństwo, ale mój zamroczony umysł nie mógł wyłapać jakie konkretnie padło.- P-proszę z-z-ost-tań z-ze m-mną.
- Zostanę- powiedział przyciskając mnie do swojej piersi i opierając głowę na ramie łóżka. - Nie płacz. - podniósł mój podbródek, ścierając z mojego policzka łzy. Spojrzał w moje oczy, delikatnie gładząc zarys mojej twarzy, co powoli mnie uspokajało. Uśmiechnęłam się mrużąc oczy i zerkając w niebieskie tęczówki Louis'a. Szatyn czule się uśmiechnął, dokładnie skanując moją twarz, a po chwili, powoli nachylił się, przez co nasze usta się zetknęły.
     Zaskoczona znieruchomiałam na chwilę, po czym gwałtownie stałam i mocniej objęłam szyję szatyna.
''Całuje się z Louisem Tomlinsonem!''

*************

Teraz tez krótko. Poratowałam się skopiowaniem fragmentu z poprzedniego odcinka, ale ciiii!

Okej:
1)  Poproszono mnie o wystawienie opinii na temat tego FF KLIK
Pierwszy raz robię coś takiego, ale dobra.
Kto kocha Zayn'a Malika- to opowiadanie dla niego. FF jest naprawdę dobre, miałam ochotę usiąść i czytać, czytać, czytać... aż tu nagle... koniec. Czytałam wieczorem i całe szczęście, że nikogo w domu nie było, bo takiego krzyku oburzenia jeszcze nikt nie słyszał. Moja reakcja: '' DLACZEGO TO JEST KONIEC, CZEMU NIE MA CIĄGU DALSZEGO, JA SIĘ TAK NIE BAWIĘ, GDZIE JEST KOLEJNY, NIE RÓBCIE MI TEGO, BŁAGAM NIEEEE!!!''
Tak więc... teraz wiem jak się czujecie, kiedy czytacie moje FF :D
Kto zainteresowany Zayn'em - zapraszam :)

2) Blog o Dan został nominowany do bloga miesiąca ( moja pierwsza nominacja xo ) więc, jeżeli znajdzie się jakaś dobra duszyczka i zagłosuje w sondzie... Szukajcie pod ''Baby let me find out your secret...'' tutaj: KLIK
Nie mam pojęcia kim jest ta osoba, która mnie zgłosiła - ale z całego serca dziękuję!

3) Na wattpadzie opowiadanie o Alison jest na 43 miejscu w kategorii ''opowiadanie''. Kursuje z miejsca 41 na 43, chociaż dwa dni temu było na 61. Dziękuje Wam :D

4) Urodziny Harry'ego.
Jezu, to dzisiaj?!  On a ma już 21 lat?!
Kieeedy to zleciało?!

piątek, 30 stycznia 2015

PIERWSZA ROCZNICA BLOGA!

     O matko, całkowicie zapomniałam o rocznicy! Dziękuję Maddie za jej długi komentarz i przypomnienie o tym wydarzeniu. Przy okazji- przyjmij spóźnione życzenia urodzinowe. Wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, spotkania 1D i... ZOBACZENIA ONE DIRECTION W POLSCE! :)

     Hmmm... nie mam pojęcia, kiedy zleciał ten rok. Mam wrażenie jakbym wczoraj wgrywała szablon i pisała prolog. Nie mam dla Was zupełnie nic, jestem nieprzygotowana :( Ooo uraczę Was uroczą historyjką jak powstał ten blog i jak zaczęła się moja przygoda z One Direction - może Was zainteresuje :)

     One Direction zaczęłam się interesować na początku stycznia zeszłego roku. Ciekawił mnie fakt, że dużo fanów Tokio Hotel pisało opowiadania o naszych chłopakach, chciałam zobaczyć jak to będzie pisać o kimś zupełnie innym niż czwórka magdeburczyków. Irytował mnie też fakt, że każde opowiadanie na jakie trafiłam, było niedokończone i przerwane w połowie. Dlatego pewnego razu, wpadłam na pomysł założenia bloga. Pomysł nagły, spontaniczny - ale z doświadczenia wiem, że takie pomysły w moim wykonaniu są najlepsze. Napisałam prolog, nie mając bladego pojęcia o One Direction, co gorsza - byłam święcie przekonana, że w skład boysbandu wchodzi 4 chłopców, a nie 5. Wiecie kogo pomijałam? LIAMA. Jak ja mogłam, no? ;(
     To wszystko działo się przed 29 stycznia. Do tego dnia, zdążyłam obejrzeć This Is Us i całkowicie- możecie mi wierzyć - zmieniłam o nich zdanie. Wstyd się przyznać, ale zanim ''poznałam'' chłopaków, myślałam, że to rozpieszczone gwiazdeczki, nie mające własnego zdania, a wszystko mają podane jak na tacy. Cholera, źle ich oceniałam. Zrozumiałam, że musieli o wszystko walczyć od samego początku, a dzięki temu, że trzymają się ze sobą, zaszli tak daleko. Wiadomo kolorowo nie było; najpierw odrzucenie Liama we wcześniejszej edycji, a potem długa walka o zostanie w programie, aż w końcu zajęcie trzeciego miejsca.
     Na początku bałam się przyznać, że lubię 1D, bałam się, że ludzie mnie wyśmieją, tak jak było wtedy, kiedy ogłosiłam, że słucham Tokio Hotel. Aż w końcu powiedziałam ''dość'' i przyznałam się otwarcie i wiecie co? Nikt mnie nie skrytykował.
     Wchodząc do fandomu Directioners nie miałam bladego pojęcia co mnie czeka. Dużo słyszałam - wtedy jeszcze - na Wasz temat i ocieniałam kilka tysięcy ludzi po zachowaniu jednej osoby. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam jak to wszystko wygląda od wewnątrz. W tym fandomie jest zupełnie inna atmosfera niż w fandomie Aliens. Wiadomo, tam również się wspieramy, rozmawiamy, ale u Directioners zobaczyłam coś jeszcze. Tą bardziej ''nienormalną'' stronę :) Ciągłe akcje na tt, śmieszne przeróbki, śmianie się z wpadek chłopaków na scenie - to było to, czego nie doświadczyłam przy Tokio Hotel.  Myślę, że to przez to, że przeciętny wiek fanów TH wynosi już coś koło 20/21 lat, więc... trochę poważni jesteśmy ;)
     Nie żałuję, że jestem teraz jedna z Directioner, jednak jeżeli mogłabym cofnąć czas, chciałabym zmienić swoje zdanie na temat chłopaków, zanim ich poznałam. nawet nie macie pojęcia jak sobie pluje w brodę za te wszystkie słowa jakie padały w ich kierunku z mojej strony.
     Z Tokio Hotel się wychowałam, dorastałam, a One Direction pomaga mi spełniać marzenia i nabierać odwagi. To dziwne jak te dwa zespoły zmieniły moje życie. 
     W końcu 31 stycznia zeszłego roku, w ten sam dzień kiedy wyszedł teledysk do MM, przyznałam się przed samą sobą, że jestem Directioner. Moi znajomi wiedzieli to już wcześniej, a ja głupia nie chciałam tego przyjąć do wiadomości.
     A jak było z tym blogiem? Nagła decyzja- tak jak pisałam wcześniej- i chęć poznania chłopaków z tej innej strony, zadecydowały o powstaniu tego opowiadania. Nie myślałam, że spodoba się ona aż tylu osobom, sądziłam, że będą może z trzy osoby, które będą to czytać -  taką ilość czytelników miałam przy blogach o TH, więc wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy zaczęło Was przybywać. Nadal nie mogę w to uwierzyć.
     Prowadząc bloga, zawsze trzymam się jednej, żelaznej zasady: jeżeli zaczynam jakąś historię, muszę ja dokończyć. Nie ważne, że miałabym pisać na siłę, miałabym ochotę to rzucić i nie wrócić - MUSZĘ dokończyć opowiadanie. Według mnie to jest w porządku wobec czytelników, bo porzucenie historii i nie wracanie do niej - dla mnie jest pokazaniem braku szacunku dla tych, którzy spędzają kilka minut i to czytają.
     Dlatego nie martwcie się, to opowiadanie, tak jak każde inne, które będę pisała - będzie doprowadzone do samego końca. Musiałabym umrzeć < odpukać > aby tego nie zrobić.

     Więc tak wygląda moja historia, bardzo okrojona, bo gdybym napisała tutaj wszystko- siedzielibyśmy tutaj do jutra :) Pewnie już wiecie do czego piję: 31.01. obchodzę swoją pierwszą rocznicę bycia Directioner, więc jest co świętować :)

A teraz dwie informacje:
1) Odcinek jest napisany do połowy, miał się pojawić wczoraj < jak zwykle spóźniony> ale się nie wyrobiłam < znowu>
2) Zostałam poproszona o polecenie jednego FF i wystawienia o nim opinii, więc to również pojawi się pod następną notka :)
A, jeszcze jedno:
- przeglądnę komentarze, bo wiem, że większość z Was nominowała mnie do konkursów, prosiła o wpadnięcie na bloga i wyrażenie opinii, ja to pamiętam- i obiecuję, że usiądę i to zrobię! < od czego są ferie :P >

Tak na marginesie, chciałabym się już podzielić z Wami Contractem, ale nie mogę :( Musze czekać do marca.... jeszcze caaaaały miesiąc!
A w sumie.... potraktujcie to jako prezent na rocznicę: Spalę się w piekle za to, że to Wam udostępniam...
Znajdziecie tam opis...bohaterów... i tyle.
P.S. To jest mój jedyny blog, który dotrwał rocznicy. Zawsze pisałam je przez 9 miesięcy :)

Jeszcze raz dziękuje Maddie! ( uratowałaś mój tyłek dziewczyno ) 

Za błędy przepraszam!
Ch.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Chapter XLII cz. I

*********
Alison P.O.V.

     Różowa pianka radośnie wpadła do kubka z gorącą czekoladą, aby po chwili zacząć musować i powoli się rozpuszczać. Zagryzłam wargę biorąc do ręki tubę z bitą śmietaną, wyciskając z niej biały krem na różową papkę i przyozdabiając dodatkowo napój wiórkami czekolady. Zadowolona z siebie chwyciłam drugi kubek, z identyczną zawartością, kierując się w stronę salonu, gdzie miał przebywać Louis.

     Chłopak siedział na dywanie przed kominkiem z gitarą Niall’a w ręce i cicho coś nucąc. Bo niedawnym załamaniu nie było już na całe szczęście śladu, a bezbronny i zraniony Louis odszedł w niepamięć. Powoli podeszłam do niego, kładąc dwa kubki na stoliku za nim, i klękając obok miejsca, gdzie siedział.

        - Napisałem to dla El…- mruknął skupiając swoją uwagę na strunach gitary.- Miała wchodzić w skład piosenek do następnego albumu- dodał po chwili odkładając instrument i przecierając rękoma zmęczoną twarz.- Jak widać… szkoda zachodu.
     Westchnęłam cicho przybliżając się do szatyna i siadając na jego kolanach. Powoli zdjęłam ręce z jego twarzy, zmuszając go, aby spojrzał w moje oczy. Uważnie skanowałam jego twarz, delikatnie gładząc jego policzki, wywołując tym samym cichy jęk z ust chłopaka.
        -Al…- zaczął.
        -Ciii- przerwałam mu uśmiechając się delikatnie.- Nie przejmuj się Eleanor. Nie teraz. Nie w tej chwili.
     Duże dłonie chłopaka objęły mnie mocniej w pasie, przysuwając mnie do jego torsu, dzięki czemu mogłam się w niego wtulić. Nie miałam pojęcia co się z nami działo. Byłam zdezorientowana, ponieważ z jednej strony pragnęłam bliskości tego chłopaka, a z drugiej strony, pragnęłam schować się pod łóżko i nigdy stamtąd nie wychodzić. Chciałam, aby mnie dotykał, obejmował, całował… 

     Czułam coś do Louis’a. Był dla mnie cholernie ważny i nie chciałam go stracić, co na pewno by się stało, gdyby dowiedział się moich uczuciach. Wolałam trzymać to w tajemnicy. Nie afiszować się zbytnio. Przecież dla niego, nasze uściski nic się nie liczą. Potrzebuje tylko kogoś kto go pocieszy po Eleanor, i niestety – ale jestem to ja.

     Nigdy nie myślałam, że zakocham się w kimś, kto nie będzie odwzajemniał moich uczuć. Louis kocha Eleanor, to ciągle po nim widać – szczególnie w jego oczach.  Musze pogodzić się z myślą, że ja i on… nigdy nie będziemy razem. Dla niego zawsze będę tylko młodszą siostrą przyjaciela.
        - Alison…?- zmrużyłam oczy, odsuwając się od ciepłej i bardzo przyjemnej do leżenia piersi chłopaka, spoglądając na jego twarz.- Możesz mi powiedzieć…- zmarszczył brwi – dlaczego… tak boisz się Zayn’a?

Erick P.O.V.

     Przekrzywiłem głowę wpatrując się w ogromna willę po drugiej stronie ulicy. Niecierpliwie stukałem palcami w kierownicę uważnie obserwując drzwi i czekając na jakikolwiek ruch.
        - Rick, masz coś?- głos mojego brata wydobywający się z mojego telefonu, przerwał niczym niezmąconą ciszę- Czy ten skurwiel nadal tam siedzi?
        -Tak.- rzuciłem poprawiając się na siedzeniu. Tkwiłem tutaj już kilka godzin, a mężczyzna na którego czekałem, nie pojawił się.- Jesteś na sto procent pewny, że to on?

        - Na więcej niż sto. Przeszukałem warsztat Chana, ten skurwiel mu groził.- warknął w odpowiedzi- Chciał się dobrać do Alison, ale Chan w porę zainterweniował i się zajął nim.

     Wywróciłem oczami, naciskając nasadę nosa, przeciągle ziewając. Potrzebowałem kofeiny. I to naprawdę dużo.
        - Wytrzymaj jeszcze dwie godziny, potem przyjadę i cię zmienię.- usłyszałem. Skinąłem głową, chociaż wiedziałem, że Zack mnie nie zobaczy i zakończyłem połączenie. Rzuciłem telefonem na sąsiednie siedzenie, opierając głowę o zagłówek, starając się za wszelką cenę nie zamknąć oczu.
Wichura panująca za oknem nie sprzyjała wyjściu z domu, dlatego sądziłem, ba, byłem święcie przekonany, że podejrzany o zabójstwo Chana, nigdzie dzisiaj się nie ruszy. Próbowałem nawet przekonać Zack’a, abyśmy odpuścili cały tydzień- czyli tyle ile miała trwać beznadziejna pogoda – i zając się typem po wszystkim, jednak brat nie chciał tego słuchać, co skutkowało moim bezczynnym siedzeniem w samochodzie.
     Znudzony uchyliłem powieki, prostując się gwałtownie i odpalając silnik auta. Wyciągnąłem rękę, ciągle wpatrując się w podjazd przede mną, chwytając do ręki dopiero co rzucony telefon. Katem oka znalazłem numer Zack’a dzwoniąc do niego.
        - Właśnie wyjeżdża…- mruknąłem schylając się, kiedy czarne auto przejechało obok mnie. Chwilę później ruszyłem za nim zachowując stosowną odległość, aby nie nabrał podejrzeń. Nasz plan był prosty. Miałem  zaatakować go dopiero w drodze powrotnej.

Louis P.O.V.

        - Czekaj, mówisz poważnie?- zaśmiałem się, kiedy Alison radośnie pokiwała w górę i w dół. 
        - To nie jest śmieszne, Louis.- rzuciła, uderzając mnie w ramię.- Nie moja wina, że Zayn jest podobny do… Brandona- wyszeptała cicho.
     Momentalnie przestałem się śmiać, widząc przestraszoną minę blondynki. Bez zastanowienia przysunąłem ją bliżej siebie, wyzywając się w myślach od najgorszych za wyśmianie jej. Nie mogłem poradzić nic na dziwne urojenie Al. Widziałem Brandona, według mnie nie przypominał w żadnym stopniu Zayn’a, ale jeżeli według Alison tak było…. Nie dziwię się, że tak bardzo uciekała przed Malikiem.
        - Przepraszam Al, nie powianiem się śmiać…- powiedziałem, delikatnie gładząc jej plecy. Dziewczyna przestała się trząść i zrelaksowała się w moich ramionach, przez co poczułem się… inaczej. Zależało mi na blondynce, chciałem widzieć ja szczęśliwą, patrzeć na jej uśmiech, trzymać ją blisko siebie, wiedzieć, że jest gdzieś koło mnie… i najważniejsze: chciałem, żeby była moja. Tylko moja.
Tomlinson, zakochałeś się.
     Miarowy oddech dziewczyny, uświadomił mnie, że Al musiała zasnąć. Zerknąłem na wiszący niedaleko nas zegar ścienny, który wskazywał pierwszą w nocy. Wziąłem delikatnie dziewczynę na ręce i najostrożniej jak tylko mogłem skierowałem się do jej pokoju, gdzie położyłem ją na łóżku. Musiała być naprawdę zmęczona.
     Przez chwilę wpatrywałem się w jej spokojną twarz, bijąc się z własnymi myślami, aż w końcu poddałem się i złożyłem na jej czole delikatny pocałunek, bojąc się, że to ją może obudzić.
Jest taka cudowna… przecież nie zwróci na mnie uwagi. Jestem tylko przyjacielem jej brata.

*******
Jestem i nigdzie się nie wybieram! :D
Odcinek bo dosyć długiej przerwie- udało mi się w końcu pozbierać ;)
Dziękuję z całego serca wszystkim, którzy przez ten czas pisali naprawdę miłe komentarze- nie macie nawet pojęcia jak bardzo mi to pomogło ;)
Odcinek jest króciutki, dalsze rozwinięcie będzie w kolejnej części.
Iiiii..... do końca historii o Al zostało około 6/7 odcinków i epilog T.T ( oczywiście te dwie części tego odcinka liczę jako jedno ) Kiedy to tak zleciało?!
Co moje oczy widzą?!
Zgon *.* Dziękuje Wam bardzo!

101,463

Obiecywałam, że jeżeli będzie 100,000 wyświetleń będzie niespodzianka:

Tyle w temacie.

10 komentarzy = next

niedziela, 4 stycznia 2015

Chapter XLI

Alison P.O.V.

     Zarzuciłam na swoje ramiona ciepły sweter, siadając na podłodze zaraz obok stukającego palcami w podłogę szatyna.  Jego wzrok wbity był w trzaskający w kominku ogień, co chwilę niepewnie przenosząc go na moją osobę. Nie poruszył się, odkąd zaszokowana jego nagłym wyznaniem, odskoczyłam od niego, chcąc upewnić się, że nie żartował.- Louis…-mruknęłam cicho odgarniając włosy na plecy i wbijając w niego swój wzrok. Chłopak nieprzytomnie odwrócił się w moim kierunku, zaraz spoglądając na moje gołe i sine z zimna stopy. Westchnął przeciągle, ciągnąc mnie za jedną z nich i zmuszając mnie w ten sposób,  abym usiadła na jego kolanach. Odchylił się do tyłu sięgając po zrzucony przez nas, kilka minut temu koc, a następnie szczelnie nas nim przykrywając. Zaskoczona  oparłam głowę o jego klatkę piersiową, rozkoszując się przyjemnym ciepłem oraz bliskością chłopaka. Chciałabym, aby zostało tak już na zawsze.
     Spiął się, kiedy objęłam jego dłoń swoimi, zaczynając się bawić palcami. Zamknął na chwilę oczy, przekrzywiając głowę i cicho wzdychając.  Drugą dłonią, powoli robił kółka na moim biodrze, raz po raz zagryzając wargi i mrużąc zabawnie oczy. Gdyby nie sytuacja w której się znajdowaliśmy, pomyślałabym, że szatyn najnormalniej w świecie zaczyna się ze mną droczyć.
       - Jeżeli nie chcesz… nie musisz…- zaczęłam, powoli czując jak ogarniają mnie wyrzuty sumienia.
       - Nie, Alison.- przerwał mi, gwałtownie otwierając szerzej oczy.- Ja chcę… ja muszę… muszę powiedzieć ci wszystko. Tylko ty… mnie zrozumiesz. – wyjąkał mocniej przeciskając mnie do siebie. Skinęłam głową, kładąc ją na ramieniu Louisa i cierpliwie czekając, aż chłopak zacznie mówić.
     Na zewnątrz było całkiem ciemno, a jedyne światło, które nam towarzyszyło, pochodziło od wesoło migającego ognia w kominku. Żadne z nas się nie odzywało, ciszę przerywał tylko odgłos trzaskającego co jakiś czas palonego drewna. Ten wieczór byłby idealny, gdyby Louis tak bardzo nie był przybity po rozstaniu z El. Zagryzłam usta, siłą powstrzymując się od rzucenia na głos kilku przekleństw pod wpływem brunetki. Z chęcią powiedziałabym jej co o niej myślę, jednak powstrzymuje mnie myśl, że to sprawa pomiędzy Lou a Eleanor. To oni muszą rozwiązać to wszystko między sobą, a ja nie mam prawa się w to wtrącać… chociaż mam na to ogromna ochotę.
       -Skróciłem swój pobyt u rodziców, ponieważ chciałem się szybciej zobaczyć z Eleanor.- odezwał się nagle, tym samym wyrywając mnie z transu. Poprawiłam się w jego objęciach, uważnie wsłuchując się w głęboki głos chłopaka. – Kiedy przyjechałem,  jeszcze jej nie było, dlatego usiadłem w salonie, wiedziałem, że to właśnie tam skieruje się zaraz po wejściu do domu.

Louis P.O.V.

*Retrospekcja*

     Radosny śmiech mojej ukochanej, odbijał się echem od ścian w całym domu. Uśmiechnąłem się pod nosem, domyślając się, że brunetka jest w wyśmienitym humorze. Nie chciałem, aby dziewczyna smuciła się faktem, że jestem w trasie koncertowej z daleka od niej, albo tym, że zamiast wrócić do Londynu po ogłoszeniu przerwy, ja czym prędzej czmychnąłem do Irlandii, zajmując się Alison. Chciałem jej to dzisiaj wynagrodzić, zabrać na romantyczną kolację i przypomnieć, że jest najważniejszą kobietą w moim życiu.
       - Daj spokój Max- zmrużyłem oczy, słysząc imię przyjaciela mojej dziewczyny.- Louis się nie dowie.
       - A jeśli?- zaciekawiony podniosłem się bezszelestnie ze swojego miejsca na kanapie i uważnie stawiając kroki , skierowałem się w stronę holu, skąd dobiegała rozmowa. Co takiego ukrywają, że nie mogę tego wiedzieć?- Ja go nawet lubię. – zajęczał- Jak dowie się o tym, że się pieprzyliśmy kilka razy, to mi jaja urwie.
     Momentalnie zatrzymałem się, szeroko otwierając oczy. Czułem jak moje ciało zaczyna ogarniać złość oraz obrzydzenie. Nie miałem pojęcia, czy bardziej miałem ochotę na zwymiotowanie na myśl, że ktoś obcy dotykał moją dziewczynę za jej zgodą, czy na wyładowaniu swojej złości na tej dwójce.
       - Oj Max…- po cichu wyłoniłem się zza rogu salonu, uważnie obserwując parę stojącą przede mną. Eleanor zrzuciła z siebie czarną skórzaną kurtkę i objęła chłopaka za szyję.- Nie dowie się. Siedzi teraz w Irlandii, razem z tą wywłoką Alison. Nie musisz się martwić, skarbie- stanęła na palcach, składając na ustach Max’a pocałunek. Zniesmaczony odwróciłem wzrok próbując zapanować nad swoim gniewem. Lada moment mogłem na nich wyskoczyć z pięściami.- Wiem co ci pomoże…- szepnęła. Podskoczyła, oplatając chłopaka nogami w pasie, zaczynając całować jego szyję. Ręce bruneta wylądowały na jej pośladkach, zaciskając się w pieści.- Chcę cię poczuć w sobie…
       - Może zaprowadzę was do pokoju?- wysyczałem, zaciskając mocno dłonie w pięści. Cały gniew, który zaczął we mnie rosnąć, od chwili, kiedy Max wypowiedział magiczne słowa ‘’pieprzyliśmy się’’ skumulował się, grożąc ogromnym wybuchem. - Ale zgaduje, że Max już wie, gdzie był NASZ pokój, prawda Eleanor?- dodałem.
     Dziewczyna znieruchomiała w ramionach swojego ‘’przyjaciela’’ szybko zeskakując na podłogę i odwracając się do mnie ze strachem wymalowanym w oczach. Zmrużyłem oczy, starając się nie wybuchnąć, jednak, doskonale zdawałem sobie sprawę, że od bójki dzielą nas tylko sekundy. Przynajmniej z mojej strony.
       -Louis… Jak ty tu…?
       - Chciałem zrobić ci niespodziankę, więc pojawiłem się wcześniej.- warknąłem patrząc na nią.- Ale jak widzę, masz już inne plany.- zmierzyłem wściekłym spojrzeniem jej towarzysza.- Jak długo to trwa?- skrzyżowałem dłonie na piersi, wyczekująco wpatrując się w brunetkę. Pisnęła przestraszona, kiedy ruszyłem w jej kierunku i schowała się za plecami Maxa, który czujnie obserwował każdy mój ruch. Zdawał sobie sprawę z tego, że w każdej chwili mogę się na niego rzucić. – Ostatni raz pytam, ile to trwa?!- krzyknąłem, mierząc się spojrzeniem z zdezorientowanym chłopakiem.
       - Rok- wyjąkała gdzieś zza jego pleców dziewczyna. Powoli wychyliła się, intensywnie nad czymś myśląc.- Louis…
       - Rok?- uśmiechnąłem się, pocierając kłykcie- Świetnie. Więc nie będę miał wyrzutów sumienia, kiedy zrobię to – powiedziałem, a sekundę później moja pięść wylądowała na twarzy zaskoczonego mężczyzny. – Świetnie się pieprzyło moja dziewczynę, śmieciu?!- zawołałem.
       - Max!- przerażony krzyk Eleanor, odbił się od ścian, kiedy mocno pchnąłem chłopaka i ponownie go uderzając. Zatoczył się na stojącą  nieopodal komodę, uderzając w nią mocno i zsunął się na podłogę, trzymając się za prawdopodobnie złamany nos- Louis! Przestań proszę!- zrozpaczona dziewczyna chwyciła mnie za ramię, odsuwając od zbierającego się z podłogi Maxa. Chłopak syknął cicho, a po chwili zamachnął się, celując w mój żołądek. Skuliłem się, wypuszczając z ust parę przekleństw, a następnie wyprostowałem się i zanim chłopak zdążył ponownie mnie uderzyć, mocno chwyciłem go za poły kurtki i przywarłem do ściany.
       - No i co teraz zrobisz szczeniaku?- syknąłem, mocno zaciskając dłonie na jego ramionach.- Fajnie się zatapiało w Eleanor? Ile razy ją przeleciałeś, co? Pięć, dziesięć razy?- krzyczałem z satysfakcją obserwując jak twarz tego gnojka robi się cała czerwona- Może powinienem ci wpieprzyć tyle razy ile ją pieprzyłeś? Albo jeszcze więcej?!
       - Louis, przestań!- brunetka mocno do mnie przywarł, próbując oderwać moje dłonie od ciała jej kochanka.- Zabijesz go!
     Zmrużyłem oczy, puszczając brązowy materiał, a ciało chłopaka z łoskotem upadło na ziemię. Uniosłem nogę, kopiąc go w podbrzusze, jednocześnie wyrywając się z uścisku Eleanor.  Odwróciłem się na pięcie, ponownie chodząc do salonu i chwytając swoją kurtkę, szybko ją na siebie zakładając. Katem oka zauważyłem stojąca na kominku naszą wspólną fotografię. Jednym ruchem zrzuciłem ją z podwyższenia, obserwując jak delikatne szkło pęka na milion kawałeczków.
       - Gdy wrócę ma cię tutaj nie być- splunąłem przechodząc obok klęczącej Eleanor.- Mam w dupie to, że nie masz gdzie się podziać. TWOICH rzeczy ma tutaj nie być.
     Wyminąłem przerażoną dziewczynę i głośno trzasnąłem drzwiami. Stanąłem na ganku, wyciągając z kieszeni papierosy i telefon. Z białą rurką między ustami, wybrałem dobrze znany mi już numer, w głowie odliczając kolejne sygnały.
       - Lot do Irlandii, najszybciej jak tylko możesz. Koniecznie dzisiaj.- rzuciłem, kiedy po drugiej stronie odezwał się długo wyczekiwany przeze mnie głos.

* Koniec retrospekcji *

       - Pieprzyli się w moim domu, moim pokoju i moim łóżku- wyrzuciłem z siebie, chowając twarz w włosach dziewczyny. Nie chciałem, aby zobaczyła, jaki ból sprawiała mi myśl, że osoba, którą kochałem była w stanie tak mnie wykorzystać.
     Byłem głupi wierząc Eleanor, że Max jest tylko jej przyjacielem. Przyjaźnie damsko-męskie nie istnieją, a jeżeli już, to bardzo szybko przeradzają się w miłość. Gdybym zareagował wcześniej… może dzisiaj nie siedziałbym załamany w Irlandii z Alison na kolanach. Może ja i Eleanor dawno byśmy zerwali, a ja miałbym nową dziewczynę, albo wspólnie zrobili wszystko, aby uratować nasz związek…
     Drobne dłonie, nieśmiało oplotły moją szyję, delikatnie gładząc mój kark, przez co zaczynałem się powoli uspokajać. Nie chciałem słuchać wyzwisk skierowanych pod adresem Eleanor, nie chciałem, aby ktoś wmawiał mi, że wszystko będzie dobrze. Chciałem, aby ktoś mnie wysłuchaj i utwierdził w przekonaniu, że to co zrobiłem, było słuszna decyzją.
       - Boo…- szept blondynki zagłuszył panującą wokoło głucha ciszę.- Proszę nie rób mi tego…
Uniosłem powoli głowę, patrząc w niebieskie tęczówki Al, które łudząco przypominały oczy Niall’a. Gdybym miał wybierać między nimi, zdecydowanie sklasyfikowałbym oczy dziewczyny za te piękniejsze.
       - Czego nie robić?- zmarszczyłem brwi nic nie rozumiejąc.
       - Nie skrywaj przede mną swoich uczuć- wyjąkała zaciskając oczy.- Powiedz mi co czujesz, nie zamykaj tego w sobie, Boo…
     Jęknąłem przyciągając dziewczynę bliżej siebie i chowając twarz w jej włosy. Jak mogłem powiedzieć jej co czuję, kiedy sam nie miałem o tym bladego pojęcia? Kochałem Eleanor, nadal ją kocham. Boli mnie to, że brązowowłosa nadużyła mojego zaufania i przez dłuższy czas wodziła za nos. Cały czas sądziłem, że grzecznie siedziała na uczelni, zliczała egzaminy, stawałem na głowie, aby nie czuła się samotna, kiedy wyjeżdżałem w trasy. Wysyłałem jej prezenty, kwiaty, codziennie dzwoniłem, pisałem SMSy, robiłem wszystko, aby nie odczuwała mojego braku obecności, chciałem aby wiedziała, że może do mnie zadzwonić o każdej porze dnia i nocy. Chroniłem ja przed fankami, byłem na każde jej skinienie… gdyby zadzwoniła w nocy z płaczem, bez zastanowienia wsiadłbym w samolot i do niej przyleciał, nie zważając na konsekwencje… Zrobiłbym dla niej wszystko. Podczas, kiedy ja zachodziłem w głowę jak umilić jej czas rozłąki,  ona najnormalniej w świecie pieprzyła się ze swoim przyjacielem w MOIM domu.
     Schyliłem głowę, kiedy poczułem jak po moim policzku spływa pojedyncza łza. Płakałem, bo zraniła mnie dziewczyna. Płakałem bo byłem słaby. Płakałem… bo potrzebowałem bliskości, zrozumienia, a to mogła dać mi tylko Alison.
       - Boże, Louis, ty płaczesz…- usłyszałem, a chwile później ktoś starł z policzka słoną kroplę.- Boo… proszę… nie płacz z jej powodu. Naprawdę nie warto.


********
Macie prawo być źli. Odcinek jest b. e. z. n. a. d. z. i. e. j. n. y.
Tydzień temu nie było odcinka, ponieważ najnormalniej w świecie straciłam chęci do prowadzenia tego bloga. Zaczęłam go czytac od początku i załamałam się ilością błędów. Myślę, że to troszeczkę podcięło mi skrzydła. Mam nadzieję, że uda mi się ogarnąć bo nie chce pisać odcinków, które mają wyglądać jak ten.
Limitu komentarzy nie ma - ile osób skomentuje tyle będzie. Dziękuję 53 obserwatorom!
Odcinek o Danielle dodam jutro, tak samo jak gify i muzyke, przepraszam x
LINK DO ANGIELSKIEJ WERSJI FF: KLIK