środa, 28 maja 2014

Chapter XXI

Nawaliłam. Znowu :(

*****

     Jeszcze za nim otworzyłam oczy wiedziałam, że leżę w swoim łóżku w Mullingar. Niechętnie uchyliłam jedno oko, a następnie drugie. Miałam rację - jestem w Irlandii. 
     Chwyciłam leżący na komodzie obok telefon sprawdzając godzinę. Odruchową wykręciłam numer do Ingrid, kiedy... przypomniało mi się to co zrobiła. Szybko się rozłączyłam modląc się w duchu, aby dziewczyna nie zauważyła mojego połączenia. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Już nie.
     Z głośnym jęknięciem zsunęłam się z łóżka i rozprostowałam kości, w między czasie podchodząc do szafy. Nie miałam na dzisiaj żadnych planów, ale znając życie Niall już coś wykombinował i jak zwykle będę musiała się do niego dostosować. Po kilku minutach beznamiętnego wpatrywania się w szafę wybrałam beżowo-białą bluzkę z długim rękawem, szarawe rurki, beżowy komin i czarne Conversy. Włosy rozczesałam i spięłam w luźnego warkocza.
     Wychodząc z pokoju, do moich uszu dobiegł radosny śmiech chłopaków. Przewróciłam oczami schodząc po schodach. Zachowują się jak małe dzieci... Nawet gorzej.
     Kuchnia na moje szczęście była pusta. Żaden z tych debili nie postanowił zadomowić się w tym pomieszczeniu tylko jednogłośnie zajęli salon. Cicho nucąc pod nosem jakąś piosenkę, otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej mały kubeczek jogurtu. Jak ja kocham śniadanie!
- To wszystko?- usłyszałam za sobą głos. Drgnęłam przestraszona, a kubeczek wyślizgnął mi się z dłoni, lądując na ziemi z całą jego zawartością. Jęknęłam zrezygnowana, odwracając się w kierunku chłopaka.
- Zayn...- mruknęłam biorąc do ręki papier i kucając- Przez ciebie zmarnowałam swoje śniadanie...
- To miało być twoje śniadanie?- uniósł wysoko brwi z zaskoczeniu, kręcąc głową.- Pozwól, że coś ci przyrządzę. Kobieto, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia!- zawołał łapiąc z półki chleb. Przewróciłam zrezygnowana oczami, opadając na wolne miejsce przy stole. Nie miałam najmniejszej ochoty, aby się z nim kłócić... Ciekawe, co Pan Jedz Śniadanie mi przyrządzi... Mam nadzieję, że będzie to w miarę jadalne...
- Mogłeś mnie obudzić.- odezwałam się w końcu. Wiem, że Zayn zaniósł mnie do mojego pokoju, kiedy zasnęłam podczas podróży. To było... hmm miłe z jego strony, ale nie zmienia to faktu, że mogłam sama dojść do pokoju. Kaleką nie jestem.
- Daj spokój. Nie warzysz tony, abym musiał cię budzić, a poza tym sen był ci potrzebny- wzruszył ramionami.
-Co tam u Pierre?- rzuciłam wpatrując się w widoki za oknem. Miałam ochotę popływać dziś w basenie, ale niestety... pogoda nie dopisała.- Czy ona czasami nie jest teraz w trasie?
- Tak, jest...- westchnął zalewając herbatę. Co jak co, ale zapachy są nieziemskie. Co on tam zrobił?- Kazała cię pozdrowić i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia. - mrugnął do mnie kładąc na stole talerz z tostami i herbatę. Czy on nie za bardzo mnie rozpieszcza?
-Dziękuję...-mruknęłam wgryzając się w pierwszą kanapkę.- Chyba muszę przeprosić Danielle. Wiesz... narobiłam jej ogromnego stracha...
     Wiem, że dziewczyna Liam'a, chciała powiedzieć mi o Niall'u, ale jej to uniemożliwiłam. Sama wysunęłam błędne wnioski i nic z tego dobrego nie wyszło. Napędziłam jej tylko niezłego stracha. Nie zasłużyła na to.
- Daj spokój, Dan nie jest na ciebie zła.- zaśmiał się Malik.- Rozumie cię, więc wie jak mogłaś się wtedy poczuć. Jak zjesz, przyjdź do salonu, jedziemy do szkoły.- powiedział opuszczając pomieszczenie. Zmarszczyłam brwi. Po cholerę mamy jechać do szkoły? Lekcje i tak się już dawno zaczęły.
      Starałam się przedłużać jedzenie najbardziej jak się dało, mając nadzieję, że zniechęci to Mulata, ale niestety... nie udało mi się. W końcu, kiedy na talerzu zostały same okruszki, podniosłam się z miejsca i szybko pozmywałam naczynia. Wytarłam ręce w suchą szmatkę i idąc jak na skazanie skierowałam się do salonu.
     Chłopcy siedzieli rozwaleni na kanapie i oglądali jakiś denny program w telewizji co chwila wybuchając śmiechem. Ciekawe, czemu nie siedzą w studiu? Albo nie przygotowują się do trasy? Przecież wszyscy wiedzą, że za niedługo jadą w kilkumiesięczną trasę koncertową... Wszystkie media o tym trąbią.
- Jestem gotowa Zayn...- mruknęłam cicho, mając nadzieję, że mnie nie usłyszy. Znowu się przeliczyłam. Jak zwykle zresztą.
- Dobra, zbieramy się.- zawołał łapiąc do rąk kluczyki od swojego auta. Pogięło go? Nie będę jechać w jego autem!
- Przystopuj kolego!- krzyknęłam zagradzając mu drogę.- Nie pojadę twoim samochodem.- warknęłam zakładając ręce na piersi. On chyba nie myśli poważnie.
- Alison, nie kłóć się ze mną. Co masz przeciwko mojemu autu?- zapytał nic nie rozumiejąc. Czy ja naprawdę muszę znać tych debili? Przecież nawet największy idiota świata wie, że to jest niemożliwe, aby  teraz jeździć autem, na widok którego KAŻDA nastolatka na świecie dostanie zawału i zacznie wrzeszczeć jak opętana. Czy oni czasami myślą?
- Do twojego auta mam to, że wasi fani doskonale wiedzą jakimi samochodami jeździcie. Jak myślisz, jak zareagują, gdy zobaczą auto Zayn'a Malika na parkingu pod szkołą? Ja chce żyć!
     Mulat zmarszczył brwi zastanawiając się nad moimi słowami. Czy on naprawdę jest takim idiotą, czy takiego udaje?
- Jedziemy moim autem- powiedziałam kierując się w stronę wyjścia z domu. Niech nawet nie sądzi, że dam mu prowadzić! Nikt nie może tego robić, nawet Niall...- Idziesz czy nie?- zawołałam w kierunku wejścia do salonu widząc, że chłopak nie ruszył się z miejsca. Zamrugał szybko oczami, a po chwili znajdował się już obok mnie.
     Nacisnęłam guzik na pilocie i patrzyłam jak drzwi od garażu unoszą się, a naszym oczom ukazuje się moje piękne auto. Mimowolnie uśmiechnęłam się na jego widok, kierując się na miejsce kierowcy. Malik niepewnie wsunął się za mną.
- Gdzie mam jechać?- rzuciłam zapinając pas i odpalając auto. Odprężyłam się. Zapowiada się ciekawy dzień.
- W stronę miasta.- odpowiedział, a ja nie czekając na nic innego, wcisnęłam pedał gazu i już po kilku sekundach znajdowaliśmy się za bramą. Kątem oka spojrzałam na Zayn'a mając nadzieję, że ostry start trochę go przeraził. Siedział jednak znudzony w fotelu obok i bawił się telefonem. Chyba go to nie ruszyło. Szkoda, liczyłam na zobaczeni jego przerażonej buźki.
- Po co jedziemy do szkoły?- zapytałam wpatrując się w drogę przede mną. Nie opłacało się jechać dzisiaj na lekcje. Nie mam planu, szafki, a poza tym ominęły mnie już z trzy lekcje.
- Musimy odebrać twój plan lekcji, szyfr do zamka, a dyrektor chce cię zapoznać z regulaminem.
     Przewróciłam oczami znudzona. Czemu nie mogę zrobić tego w poniedziałek? Mimo tego, że jest piątek, ja nie mam zamiaru pokazywać się w szkole. A co jeśli trafię akurat na przerwę? Nienawidzę jak wszyscy się na mnie patrzą, to takie... dziwne uczucie.
     Po kilkudziesięciu minutach jazdy, podczas których ścigałam się z każdym napotkanym samochodem, wjechałam na szkolny parking. Jęknęłam cicho widząc jak przy jednym z samochodów stoi grupka dziewczyn, a na masce siedzą chłopcy, którzy rozmawiali między sobą. Bez problemu mogłam domyślić, że to oni ''rządzą'' szkołą.
     Zayn wysiadł jako pierwszy. Naciągnął na głowę kaptur i wsunął na nos okulary. Jego inteligencja mnie przeraża. A raczej jego brak. Nadal ktoś może go rozpoznać!
     Z głośnym westchnięciem wysiadłam z auta i skierowałam się w stronę wejścia do budynku starając się ignorować ciekawskie spojrzenia. Pewnie już i tak wszyscy wiedzieli kim jestem. Malik nieśpiesznie szedł obok mnie, przyczepiając do swojej twarzy jeden ze swoich firmowych uśmieszków. Widziałam jak prawie każda dziewczyna wlepia w niego swój wzrok i wzdycha rozmarzona. Czy one sądzą, że on też będzie chodził do szkoły?
-Przestań- syknęłam cicho, otwierając drzwi.- Lada chwila, a wszystkie padną trupem.
-Zazdrosna?- spytał z chamskim uśmieszkiem przybliżając się do mnie i chwytając w pasie. Czy on jest normalny?
- O ciebie?- prychnęłam odsuwając się od niego i wchodząc do budynku.- Żeby jeszcze było o co...
     Zdawałam sobie sprawę z tego, że Mulat zemści na mnie za moje słowa w najbliższym czasie, ale na daną chwilę cieszyłam się, że jesteśmy w miejscu publicznym i nie może mi nic zrobić. Chyba.
     Chłopak pokręcił głową i chwycił moją rękę ciągnąc mnie w stronę jakiś drzwi. Domyślam się, że to tam jest sekretariat. Niepewnie wsunęłam się za nim do pomieszczenia dokładnie skanując je wzrokiem. Pokój miał bardzo surowy wygląd, zero obrazów, zero książek, tylko biurko, radio i szafa z różnymi teczkami. Czy oni nie słyszeli o czymś takim jak kolory? I ekspres do kawy?
- Dzień Dobry. Nazywam się Zayn Malik.- Czarnowłosy odezwał się do kobiety siedzącej za burkiem. Blondynka, na oko  30 lat, ubrana w czarną marynarkę i ołówkową spódnicę. Spojrzała na nas, znacząco patrząc na kaptur i okulary. Chłopak szybko je z siebie zrzucił. - Niall Horan zapisał tutaj... swoją siostrę- Dodał po chwili.
     Kobieta skinęła głową, podnosząc się z miejsca i biorąc do ręki jedną z tysięcy teczek. Uśmiechnęła się do mnie blado.
-Alison Evans?- zapytała, a ja skinęłam głową. Chcę stąd wyjść.- Dobrze... Twój brat zapisał cię do klasy przyrodniczej. Czy chciałabyś to może zmienić?- spojrzała na mnie. Skąd Niall wiedział, do jakiej klasy mnie zapisać? Nikomu nie mówiłam, że uwielbiam biologię, a chemię wręcz ubóstwiam... Chociaż... wiedział o tym Lou... A niech to! Niech go tylko dorwę!
- Nie, ta klasa mi odpowiada.- rzuciłam cicho wpatrując się w swoje buty. Nie chciałam, aby zauważyli jak na mojej twarzy pojawił się rumieniec.
-Dobrze. Nasza szkoła ma obowiązkowe mundurki- dodała szybko zapisując coś na kartce. Wzdrygnęłam się na tę myśl. W poprzedniej szkole dyrektor fascynował się Japonią, więc nie trudno zgadnąć na jakie byliśmy skazani. Cieszę się, że trafiłam na szare, a nie na zielone, różowe, albo żółte.- Mundurek jest obowiązkowy, jeżeli w nim nie przyjdziesz, zostajesz dwie godziny po lekcjach i sprzątasz klasy.
     Super. Widziałam, już te... ubrania. Są beznadziejne.
- Czy te szma... mundurki- poprawiłam się szybko widząc srogie spojrzenie Malika. Jezu, koleś wieź wyluzuj- Można nie wiem... jakoś  ozdobić?
- Oczywiście. - Blondynka uśmiechnęła się.- Ważne, aby była marynarka, spódnica i krawat. Proszę... To twój szyfr do szafki- podała mi małą karteczkę z rzędem numerków.- I plan lekcji. Niestety, dyrektora nie ma, więc mogę powiedzieć jedynie tyle, że w tej szkole nie palimy, nie wagarujemy, nie rozprowadzamy narkotyków, macie przychodzić na czas na lekcje odpowiednio przygotowani i najważniejsze... Nie można się malować.
     Otworzyłam szeroko oczy. Nie dość, że muszę nosić ten obciachowy mundurek, to mam zakaz malowania?! Czy to na pewno jest szkoła?!
- Słucham?- wyjąkałam.- Jak to nie można się malować?
- Jedyny makijaż jaki jest dopuszczalny to mydło i woda. Nic więcej, przykro mi.- powiedziała zamykając teczkę i odkładając na miejsce.- W poniedziałek ktoś cię oprowadzi po szkole.-rzuciła siadając ponownie na krześle i wystukując coś do komputera. Wygląda na to, że moja ''rozmowa'' dobiegła właśnie końca.
     Spojrzałam zaskoczona na Zayn'a. Wzruszył ramionami, kolejny raz się maskując i otwierając drzwi. Westchnęłam zrezygnowana wychodząc z pomieszczenia bez pożegnania. Niech wiedzą, że ze mną nie będzie tak łatwo jak myślą.
- Ta szkoła jest do dupy...- wyjąkałam rzucając chłopakowi kluczyki. Nie ma siły, aby prowadzić.- Wyślijcie mnie do wojska, na to samo wyjdzie.
- Oj, już nie narzekaj.- zaśmiał się Mulat odpalając auto i wyjeżdżając z parkingu.- W domu czeka na ciebie już nowiusieńki mundurek. Zobaczysz, nie będzie tak źle...
     Jeżeli skocze z mostu, to ominie mnie chodzenie do tej przeklętej szkoły? Albo... nie wiem co jeszcze mogę wymyślić.
- O kurwa...- Zawołał nagle chłopak, wciskając hamulec. Szarpnęło, ale na szczęście nie mocno. Spojrzałam zdezorientowana na niego, a potem przeniosłam wzrok na punkt w który się wpatrywał. Czułam jak po moich plecach przechodzi dreszcz przerażenia...

*********

czwartek, 22 maja 2014

Chapter XX

Hej! Wiem, miałam mały poślizg... :D Notka dzisiaj będzie krótka, bo oprócz tego co ma się stać w pokoju Ingrid - nic nie wymyśliłam, więc z góry przepraszam za zjebane zakończenie :P
******
 
Powoli przechyliłam głowę w drugą stronę nie chcąc patrzeć na widoki za oknem. Lot samolotem nadal mnie przerażał, jednak ta podróż różniła się od poprzedniej. Wcześniej siedziałam zaciskając mocno dłonie w pięści, a teraz... leżałam wtulona w klatkę piersiową Nialla.
- W porządku?- zapytał spoglądając na mnie. Niepewnie skinęłam głową zamykając ponownie oczy.- Będzie dobrze...- szepnął i mocno mnie objął. Dobrze jest mieć starszego brata. Wkurzającego, ale brata.
     Wracaliśmy do Irlandii, gdzie mam nadzieję pozostać jak najdłużej. Nic już mnie nie trzyma w Londynie. Rodzice nie odzywają się do mnie od pamiętnej sytuacji na komisariacie, nawet nie pokazali się w szpitalu! A Ingrid... Właśnie Ingrid... Nigdy się sądziłam, że byłaby do czegoś takiego zdolna...

*Retrospekcja*

     Drzwi z hukiem odbiły się od przeciwległej ściany, zwracając na mnie uwagę wszystkich osób w pomieszczeniu. stałam w progu z szeroko otwartymi oczami, mając nadzieję, że to co widzę to jeden wielki koszmar. Niestety... To była rzeczywistość.
-Ingrid?- rzuciłam cicho niepewnie robiąc krok do przodu.- Co to ma znaczyć?
     Rudowłosa siedziała na podłodze w swoim pokoju w otoczeniu kilku małych woreczków z białym proszkiem. Nie była sama. Byli tam też oni... Ci przez których zaczęłam się ciąć. I wylądowałam w szpitalu.
     ''Przyjaciółka'' podniosła na mnie swój wzrok i zaśmiała się szyderczo. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Ile bym dała, aby Zayn był tutaj ze mną... Chłopak pewnie stoi przed domem i czeka na mnie. Może, kiedy długo nie wyjdę, zaniepokoi się na tyle, że postanowi mnie poszukać?
-Alison jak się czujesz?- zawołała podnosząc się z miejsca i podchodząc do mnie.  Zrobiłam kilka kroków w tył.- Oj, nie bój się mnie skarbeńku...
     Pokręciłam głową. Co było w tych woreczkach, wiedziałam na sto procent. Nie byłam za to pewna, czy Ingrid czegoś nie wzięła. Nigdy nie miałam do czynienia z narkomanem.
- Odejdź...- syknęłam odpychając napierającą na mnie dziewczynę.- Ingrid, kurwa!- krzyknęłam czując jak tracę resztki cierpliwości. Jeżeli nie chciałam zrobić nic złego dziewczynie, musiała się ode mnie odsunąć.
- Ali, Ali, Ali...- zironizowała. - Jesteś taką głupiutką blondyneczką...- zaśmiała się. Spojrzałam w jej oczy. Źrenice miała nienaturalnie rozszerzone, prawie zakrywały ich zielony odcień. Wzdrygnęłam się. Teraz nie miałam już wątpliwości, że coś brała.- Tak łatwo było cię oszukać...- zachwiała się niebezpiecznie.
- O czym ty mówisz?- rzuciłam chwytając dziewczynę mocno za ramiona, aby nie upadła. Gorączkowo rozejrzałam się dookoła. Gdzie jest Zayn, kiedy jest potrzebny?!
     Nastolatka wybuchnęła śmiechem, wyrywając mi się. Powoli weszła do pokoju i usiadła obok Tiny. Niepewnie wsunęłam się za nią, zostawiając szeroko otwarte drzwi. Gdzie jest tej pojeb, Zayn?!
- O czym ja mówię?- sapnęła rozrywając jeden z woreczków. Biały proszek wysypał się na stół, a po chwili został wciągnięty przez małą rurkę do nosa przyjaciółki.- Mówię o tym, że nabrałaś się. Udawałam twoją przyjaciółkę przez cały ten czas.- zaśmiała się szyderczo. Czułam jak krew powoli odchodzi mi z twarzy. Nie...- cały czas spiskowałam z nimi. Wiedziałam, że cię biją, popychają, upokarzają... I wiesz co? Cieszę się z tego. Szkoda, że nie widziałaś swojej miny, za każdym razem, kiedy od któryś z nich obrywałaś.
     Zamknęłam oczy czując jak napływają do nich łzy. Nie pokażę im jak bardzo mnie zranili. Nie dam im tej satysfakcji.
- Byłaś mi potrzebna tylko po to, aby rodzice niczego nie wyczuli- kontynuowała.- Chyba wiesz, co to jest?-zapytała wskazując na woreczki. Skinęłam głową.- Jako, że się z tobą ''przyjaźniłam'' byłam po za podejrzeniami o handel, więc mogłam robić co chcę bez obaw, że mnie złapią. Ale ostatnio...- przerwała podchodząc do okna i wyglądając przez nie.- Ty leżałaś w szpitalu, i oczywiście... Opowiedziałaś swojemu braciszkowi o tym co ci się przytrafiło w szkole. A on nie zamierzał tego tak zostawić. Wiesz co zrobił?
     Nie zwracałam uwagi na pozostałych, dlatego kiedy Sean pojawił się nagle przede mną, drgnęłam przerażona. Chwycił mnie za rękę i zasłaniając mi usta posadził na kanapie. Drugą ręką trzymał mocno moje nadgarstki, więc nie mogłam się wyrwać. Czułam się jakbym wróciła do szkoły. Jakby znowu spotykało mnie to samo.
-Twój kochany braciszek i jego kumple, przyszli do ich domu- Wskazała głową na Tinę i Seana.- Kazali nam cię zostawić, bo jeżeli nie... Skończy się to dla nas źle. Naruszyli pewną granicę, za którą ty teraz musisz zapłacić.- warknęła odwracając się w moim kierunku. Czułam jak powoli tracę grunt pod nogami. Jej spojrzenie... nie wyrażało żadnych uczuć. Było puste.- Sean... wiesz co robić.
     Chłopak pstryknął palcami, a po chwili obok nas pojawiła się Tina z strzykawką w dłoni. W środku znajdował się przezroczysty płyn. Szarpnęłam się.
-Spokój!- warknął w moją stronę, odbierając od swojej dziewczyny przedmiot. Zacisnęłam mocno oczy, wpadając nagle na genialny pomysł. Otwarłam szybko usta i najmocniej jak tylko mogłam ugryzłam rękę blondyna. Podziałało. Natychmiast mnie puścił.
-ZAAAAYN!!!- Wydarłam się kopiąc w kolano dziewczynę. Syknęła i upadła.- ZAAAYN! NIALLL! POMOCY!
     Sean starał się mnie uciszyć, ale szarpałam się na wszystkie strony, aby tylko mu się wyrwać. Ingrid szybko podbiegła do mnie i chwyciła leżącą na podłodze strzykawkę. Spojrzała na mnie.
- Zapłacisz za to... Zoba...- przerwała i wylądowała na przeciwległej ścianie. Czułam jak ktoś odrywa ode mnie chłopaka, a ja mogłam szybko wybiec z pokoju. Gdy tylko minęłam próg pokoju, ktoś ponownie chwycił mnie za ramiona. Krzyknęłam przerażona.
-Ciii...- Usłyszałam szept Lou. Szybko odwrócił mnie w swoją stronę.- To tylko ja. Nic ci nie jest?- zapytał uważnie mnie obserwując.
- Zabierz mnie stąd...- wyspałam mocno do niego przywierając. Chłopak skinął głową i mocno mnie obejmując wyprowadził z domu. Otworzył drzwi auta, a następnie posadził na jednym z siedzeń.
- Masz szczęście, że Zayn wszedł do mieszkania...- Powiedział ściągając z siebie bluzę i narzucając na moje ramiona. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że drżę.- Kiedy usłyszał twój krzyk, szybko nas zawołał, a sam pobiegł do pokoju Ingrid jak burza. Co się tam działo?
     Pokręciłam głową czując jak ze zmęczenia opadam z sił. Chcę stąd wyjechać. I nie wrócić... 
     Po kilku minutach z domu wyszła reszta zespołu. Niall od razu do mnie podbiegł i mocno przytulił. Cholera. Dlaczego dopiero w jego ramionach czuję się tak naprawdę bezpiecznie? Może dlatego, że wiem, że nigdy mnie nie skrzywdzi?
- Wszystko gra?- spytał obserwując moją twarz. Skinęłam głową i mocniej naciągnęłam na siebie sweter Lou.
-Jeźdźmy już stąd. Mam dość tego pieprzonego Londynu.- mruknęłam odsuwając się od chłopaka.
-Jasne. O nich już nie martw. Policja już tutaj jedzie...- rzucił pakując się za mną do samochodu. Westchnęłam głęboko i oparłam głowę o ramię chłopaka. Coś czuję, że ten pech w moim życiu będzie dalej mnie prześladował...

*Koniec retrospekcji*

-Alison, obudź się...- usłyszałam czyiś głos nad swoim uchem. Niechętnie otworzyłam oczy i spojrzałam na osobę stojącą nade mną. Niall. - Za minutę lądujemy...
     Skinęłam głową podnosząc się i zapinając pas. Nawet nie mam pojęcia kiedy zasnęłam. Musiałam być naprawdę zmęczona. Leniwie obserwowałam jak samolot dotyka płyty lotniska, aż w końcu zatrzymuje się i możemy wysiąść. Tym razem również lecieliśmy prywatnym samolotem One Direction. Nie mówcie nikomu, ale ten sposób jest strasznie wygodny.
     Odprawa przeszła w błyskawicznym tempie, dlatego po kilku minutach siedzieliśmy wszyscy wygodnie w czarnym samochodzie i odjeżdżaliśmy spod budynku lotniska. Na szczęście nikt nie wiedział o powrocie 1D więc nie musieliśmy uciekać przed fankami i reporterami.
     W samochodzie kolejny raz musiałam zasnąć, bo kiedy na chwilę się ocknęłam zauważyłam Malika, który mrugnął do mnie, a chwilę później wylądowałam w jego ramionach. Policzę się z nim później.


*******
Możecie mnie zabić z kilku powodów:
1) Nie było odcinka o czasie
2) Jest straaaaasznie krótki
3) Jest do dupy

Więc jedno wielkie: PRZEPRASZAM!
P.S. Na zawodach zajęliśmy dopiero 5 miejsce :( Ale... Mieliśmy JEDEN trening, który trwał GODZINĘ dzień przed ZAWODAMI. Więc możemy być z siebie dumni :P Mamy chociaż to 5 miejsce :D
P.S.2. Obok znajdziecie ankietę pt. ,,Z kim powinna być Alison'' Zapraszam do udziału :D I tak... Wiem, że Niall to jej brat... Chociaż... Kto wie?

ODCINEK NIE SPRAWDZANY!

sobota, 17 maja 2014

Chapter XIX

Dobrze, a więc... Wiem, że notka miała być w środę, ale jak na złość, mama uczepiła się czegoś i dała mi JEDNODNIOWY szlaban na komputer. Całkowicie zabrała mi laptopa, a mój telefon niestety nie ma opcji zalogowania się na blogspot i pisania odcinka, a szkoda :( Przepraszam wszystkich tych, którzy czekali na notkę, a się nie pojawiła :(
 Jednakże, wczoraj postanowiłam umilić Wam wieczór i na tt opowiadania, opublikowałam ONE SHOT z Lou w roli głównej, więc jeżeli chcecie go przeczytać link znajdziecie na dole pod notką :)
******

- Niall, zrozum w końcu, że ja muszę mieć ze sobą samochód!- Powiedziałam wywracając oczami. Od kilku minut próbowałam przekonać mojego równie upartego jak ja brata, abyśmy zabrali do Irlandii moje auto. Jak na razie... Nie chce się zgodzić.
- Alison, wytłumacz mi, do czego potrzebny ci samochód?- Zapytał siadając na krześle i zakładając ręce na piersi. Nadal przebywałam w szpitalu, co nie do końca mnie cieszyło. Już dawno uciekłabym stąd, gdyby nie to, że któryś z chłopaków zawsze przy mnie siedzi i pilnuje, jak małe dziecko.- To Irlandia, dziewczyno. Tam nie będzie wyścigów, więc nie wiedzę powodu, aby go ze sobą zabierać.
- Wiem, że na tym totalnym zadupiu jakie jest z Mullingar, nie będzie żadnych wyścigów.- Jęknęłam- Ale nie o to mi chodzi, a po za tym, mówiłam już że z tym skończyłam. To było dawno...
-Więc po co ci auto?- Uniósł jedną brew.
-A jak myślisz idioto?- Warknęłam. Ta jego niewiedzą zaczyna mnie denerwować.- Jakoś muszę się dostać do szkoły, tak? Autobusem nie mam zamiaru jechać, aż tak nisko nie upadłam. I nie chcę, aby któryś z was mnie tam zawoził, bo potem nie mam zamiaru odganiać się od ludzi, którzy chcą się ze mną zaprzyjaźnić, tylko dlatego, że znam One Direction.
     Blondyn uważnie mnie obserwował, a po chwili z jego ust wyrwało się ciche westchnięcie. Przejechał dłonią po zmęczonej twarzy, a drugą wyciągnął telefon. Szybko wybrał potrzebny mu numer i przyłożył aparat do ucha. Obserwowałam go z zaciekawieniem. Co on robi?
-Zayn...- Rzucił od niechcenia.- Podjedźcie do domu Alison i zabierzcie jej samochód.... Tak, bierzemy go do Irlandii. Niech się cieszy, przynajmniej nie będzie mi zrzędzić nad uchem...- Zaśmiał się.
-Ej! Ja nie zrzędzę!- Krzyknęłam łapiąc poduszę do rąk i rzucając nią w brata. Niestety, przewidział mój ruch i zdążył się uchylić.- Jak ja cię nienawidzę...- Powiedziałam odwracając wzrok i patrząc za okno. 
     Fani One Direction nadal stali pod szpitalem. Za każdym razem, kiedy pozwalano mi chodzić po sali, podpierając się na którymś z chłopaków, podchodziłam do okna i obserwowałam to, co dzieje się na dole. Było mi szkoda wszystkich osób, bo mimo, że Niall był cały i zdrowy, oni ciągle myśleli, że nie mógł się ruszyć z łóżka i nie wiadomo czy przeżyje. Gdybym ja tutaj nie leżała, ich by tutaj nie było.
- Znowu myślisz o fanach na dole...- Usłyszałam. Niepewnie odwróciłam wzrok i spojrzałam na blondyna siedzącego w rogu mojego łóżka i bawiącego się telefonem.- Mówiłem już, abyś się tym nie przejmowała. Nic im nie będzie...
-Ale to nie jest w porządku, Niall- Przerwałam mu.- Oni tam są dla ciebie. Nie dla mnie. Źle się czuję z tym, że musieliście kłamać z mojego powodu.
- Mała...- Rzucił siadając prosto i chwytając moją dłoń.- Była umowa, jasne? Aby cię chronić, muszę udawać, że nadal tutaj leże. Ja też nie jestem szczęśliwy z tego, że ich okłamałem, ale dla ciebie jestem w stanie zrobić wszystko. A jutro już wychodzisz, więc oni też się rozejdą i po krzyku.- Uśmiechnął się, dźgając mnie środkowym palcem w brzuch. 
     Pokręciłam głową delikatnie się uśmiechając. Nadal uważałam, że to wszystko było nie w porządku, ale nie chciałam się z nim kłócić. Dopiero się pogodziliśmy...
- Witam uroczą pacjentkę!- Do sali wszedł lekarz, w białym kitlu i z uśmiechem na twarzy.- Jak samopoczucie?
- Nie narzekam.- Odparłam przewracając oczami. Serio? Każdy będzie się mnie teraz o to pytał?
     Doktor spojrzał na moje wyniki, a na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech. Co jest grane?
- Mam dobrą wiadomość. Twoje wyniki są rewelacyjne, więc jeżeli chcesz opuścić szpital jeszcze dzisiaj, radzę pośpieszyć się po wypis.- Zawołał odczepiając moje kroplówki. 
- Ale... jak to?- Wyjąkałam. Mogę już opuścić szpital? Na zawsze?
- Wszystko z tobą jest w porządku, nie ma żadnych powikłań po operacji, więc nie widzę powodu, aby cię tutaj dłużej trzymać- Mrugnął do mnie i opuścił salę. Spojrzałam na Nialla, który zaczynał się podnosić z miejsca.
- Tak wiem...- Zawołał śmiejąc się zanim zdążyłam otworzyć usta. Doskonale wiedział o co mi chodziło.- Idę po twój wypis i dzwonię po chłopaków, aby przyjechali. A ty się nie ruszaj, nawet na krok!- Zagroził, a po chwili opuścił pomieszczenie.
     Z moich ust wyrwał się radosny pisk, który szybko stłumiłam dłońmi. Nie chciałam, aby do sali wbiegła jakaś pielęgniarka zaniepokojona moim nagłym wybuchem. Mimo zakazu Nialla, szybko wstałam z łóżka i chwyciłam swoją torbę z ubraniami, którą któregoś razu przyniósł Liam. Wcześniej nie zaglądałam do niej, więc nie mam pojęcia co w niej może być. A znając chłopaków... To dosłownie wszystko.
     Otworzyłam drzwi łazienki, którą na szczęście miałam w sali, nie musząc przy okazji jej z nikim dzielić i weszłam pod prysznic. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz go brałam, ale jestem pewna, że śmierdziałam na kilometr, a chłopcy są na tyle mili, że nic mi nie powiedzieli. Wolałabym, aby powiedzieli mi to prosto w twarz, a nie ukrywali ten jakże istotny dla mnie fakt. Porządnie namydliłam swoje ciało jak i włosy czując ulgę, że w końcu mogłam poczuć zapach cytrusowego szamponu. Nie sądziłam, że mogę za tym zatęsknić.
     Po kilkudziesięciu minutach, zakręciłam wodę i szybko okryłam się ręcznikiem, nie chcąc zmarznąć. Niepewnie podeszłam do torby i powoli, jakby miało coś z niej wyskoczyć, uchyliłam ją.
     Nie mam bladego pojęcia jak oni to zrobili, ale w torbie znajdowało się pełno nowych ciuchów, których na sto procent nie było w mojej walizce. Zmarszczyłam brwi, próbując wyobrazić sobie, któregoś z chłopców w sklepie z damską bielizną, ale niestety na darmo. Dam sobie rękę uciąć, że na zakupy poszły Pierre, Danielle i Barbara. Tylko one są w stanie uzupełnić moją garderobę.
     Po krótkim namyśle zdecydowałam się na czarne rurki z wysokim stanem, czarno-bordową bluzkę z siatką na samym dole, skórzaną kurtkę i torebkę, a do tego wysokie buty na obcasie. Szybko ubrałam wybrane ubrania, zapięłam torbę i przeczesałam ręką włosy. Zdążyły mi wyschnąć, więc nie musiałam już nic z nimi robić, wyglądały wręcz idealnie. Chwyciłam w dłonie torbę z ubraniami, ostatni raz spojrzałam w lustro i opuściłam łazienkę.
-Czego nie rozumiesz w zdaniu: ''Nie ruszaj się nawet na krok''?- Rzucił Niall, kiedy pojawiłam się w zasięgu jego wzroku. Rozejrzałam się po sali zauważając, że chłopcy już przyjechali i co gorsza: zdążyli mnie spakować.
-Daj spokój Niall...- Westchnęłam rzucając torbę na łóżko i podpierając się o nie.- Musiałam się umyć, a czekać na was nie miałam zamiaru. Wyluzuj, nic nie może mi się stać w łazience! Lepiej powiedz mi, czy masz ten wypis i czy mogę w końcu opuścić to miejsce- Jęknęłam odgarniając włosy z twarzy.
- Tak wszystko jest już załatwione. Jest tylko jeden mały problem- Powiedział wstając i zabierając torbę, którą dopiero co rzuciłam na łóżko.- Wychodzimy głównym wejściem, więc trzymaj się któregoś z nas, jasne?
     Skinęłam głową marząc, aby jak najszybciej opuścić ten budynek i nigdy tutaj już nie wrócić. Wyszliśmy z sali, kierując się w stronę windy,a po kilku minutach zatrzymaliśmy się przed głównym wyjściem ze szpitala, gdzie można było zobaczyć tłum ludzi stojących na zewnątrz. Czułam jak powoli ogarnia mnie panika. Nie byłam pewna co teraz się będzie działo. Pierwszy raz wychodzę w tłum fanów razem z One Direction.
-Spokojnie. Jestem tuż za tobą- Usłyszałam cichy szept Harry'ego. Ledwo zauważalnie skinęłam głową i zamknęłam oczy, chcąc przygotować się psychicznie na to wszystko.
     Drzwi otworzyły się, a pierwszym który przez nie wyszedł był Zayn. Piski fanek momentalnie się nasiliły, prawie mnie ogłuszając. Poczułam jak ktoś delikatnie pcha mnie do przodu, więc zrobiłam kilka kroków. Na plecach czułam oddech Harry'ego.
- Jest dobrze- Rzucił zanim wkroczyliśmy w rozszalały tłum. Z każdej strony otaczały mnie obce osoby, które krzyczały, piszczały i płakały. Odszukałam wzrokiem Malika i skierowałam się w jego stronę. Chłopak szedł spokojnie, nie zwracał uwagi na robione mu zdjęcia, czy krzyki fanów, po prostu kierował się przed siebie. 
     Opuściłam głowę, pozwalając moim włosom na to, aby zakryły moją twarz. Nie chciałam, aby ktoś zrobił mi zdjęcie, a potem umieścił w gazecie, albo na jakieś stronie plotkarskiej. Poczułam jak palce Harry'ego delikatnie oplatają mnie w pasie, dając chociaż trochę poczucie bezpieczeństwa. Szybkim krokiem przemierzaliśmy drogę prowadzącą do dużego, czarnego, sportowego auta. Chciałam już się w nim znaleźć i odciąć od tego wszystkiego.
-Harry, to twoja nowa dziewczyna?- Krzyczał jakiś reporter, robiąc nam zdjęcia.- Co się stało z Kendall?
-Harry, Harry proszę spójrz na mnie!- Zawołała jakaś dziewczyna machając rękoma jak szalona.- Harry, KOCHAM CIĘ!!!- Wydarła się, kiedy koło niej przechodziliśmy. 
     Wiedziałam, że największe zainteresowanie swoją osobą wzbudził Niall. Dziękowałam Bogu za to, że nie szłam teraz koło niego. Pewnie byłabym jeszcze bardziej przerażona niż teraz.
     Po kilku sekundach, które wydawały się dla mnie wiecznością, stanęliśmy pod autem. Szybko wsiadłam do środka i usiadłam na miejscu obok Zayn'a. Koło mnie wylądował Harry.
-Jak wrażenia?- Rzucił Mulat uśmiechając się. Pokręciłam głową, wiedząc, że nie jestem w stanie nic teraz powiedzieć. Strach dalej ściskał moje gardło.- Ej, mała co jest?- Zapytał odwracając mnie do siebie przodem. Spojrzał w moje oczy, gdzie nadal było widać wszystkie emocje jakie mi towarzyszyły.- Jej, spokojnie... Już jest OK, nie musisz się już bać...- Szepnął przytulając mnie do siebie.
     Powoli oddychałam starając się unormować oddech jak i bicie rozszalałego serca. Czułam jak całe napięcie uchodzi ze mnie, a ja się uspokajam. Coś czuję, że nie prędko pokaże się fanom, jeżeli mam tak na nich reagować.
-Co jej jest?- Do auta wsiadł Liam i uważnie na mnie spojrzał.- Jezu, kobieto! Jesteś cała blada.
-Przeraziła się tym tłumem- Wyjaśnił Harry. Odwróciłam wzrok powoli odsuwając się od Zayn'a. Uspokoiłam się na tyle, aby nie wpaść w panikę. To musi mi wystarczyć.
-Wszyscy są?- Rzucił Lou wskakując do samochodu. Za nim wsunął się Niall z ogromnym bananem na twarzy. - No to jedziemy!
     Auto odpaliło, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że za kierownicą siedzi Paul. Odwiedził mnie raz w szpitalu, chcąc wiedzieć jak się czuję. To miłe z jego strony. Praktycznie się nie znamy, ale martwił się o mnie.
-Plan jest taki.- Powiedział Niall rozsiadając się na siedzeniu.- Jedziemy do twojego domu, gdzie się zatrzymałaś, pakujesz się, jedziemy do Ingrid, abyś się z nią pożegnała i spadamy na lotnisko. Jakieś pytania?- Rzucił patrząc na nas. Wszyscy pokręcili głowami.- Świetnie.
     Droga ze szpitala do domu Jasona nie była długa. Po pięciu minutach Paul zaparkował na podjeździe, a ja szybko opuściłam pojazd i wbiegłam do mieszkania. Swoją drogą nie zdziwiło mnie to, że Jason i jego chłopak nie przyszli mnie odwiedzić, kiedy leżałam w szpitalu, bo za bardzo się nie znamy, ale nie sądziłam, że tak postąpi Ingrid. Miałam nadzieję, że pewnego dnia wpadnie do mnie na salę i mocno uściska, wrzeszcząc jak to narobiłam jej strachu, ale nic takiego się nie stało.
-Jason?!- Krzyknęłam w głąb mieszkania. Wbiegłam po schodach na piętro i skierowałam się do pokoju chłopaka.- Jason!- Otworzyłam jednym ruchem drzwi. 
     Chłopcy siedzieli na łóżku ze słuchawkami na uszach i słuchali jakieś muzyki. To jest o wiele lepsze, niż to co mnie obudziło po imprezie dzień przed wypadkiem Nialla. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym wkroczyła do pokoju w połowie ich... aktu miłości.
-Jason!- Zawołałam, podchodząc do blondyna i ściągając z jego głowy słuchawki. Spojrzał na mnie nieprzytomnie.- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale wracam do Irlandii. Przyszłam się spakować i pożegnać.
- Co tak szybko?- Zapytał podnosząc się z łóżka.- Myślałem, że pobędziesz tutaj z kilka tygodni, a tu nawet tydzień nie minął.
-Wiem, ale sytuacja się pokomplikowała.- Westchnęłam poprawiając włosy. Kątem oka zauważyłam jak Mike staje obok Jasona.- W każdym bądź razie, dziękuje za przetrzymanie mnie przez kilka dni i w ogóle...- Machnęłam ręką zataczając koło. - A no i dziękuje, za zaopiekowanie się mną, kiedy... Byłam schlana.- Dokończyłam nieśmiało.
     Chłopcy zaśmiali się i mocno mnie przytulili. Naprawdę cieszę się, że ich poznałam.
- A jak się czujesz? Chcieliśmy do ciebie wpaść do szpitala, ale... Nie mieliśmy kiedy- Rzucił Mike.
- Dobrze, już wszystko OK, więc... Mam nadzieję, że prędko nie zobaczę kolejnego szpitala, a znając moje szczęście to tak się stanie... Wiecie może co z Ingrid?- Zapytałam. Może oni wiedzą co się z nią działo przez kilka ostatnich dni.
- Ingrid, jak to Ingrid. Imprezuje.- Usłyszałam. Super. Dobrze wiedzieć, że moją przyjaciółkę, tak bardzo obchodzi mój los. Skinęłam głową, oddałam chłopakowi klucze do domu i pobiegłam się spakować. Nie miałam z tym dużo roboty, bo nic nie wyciągałam z torby więc, wystarczyło ją tylko zapiąć.- Trzymaj się, mała!- Zaśmiałam się, przytulając ich po kolei na pożegnanie i wyszłam przed dom. Jeżeli mogę być szczera, nie miałam zbytnio ochoty jechać do rudowłosej. 
- Dłużej się nie dało?- Rzucił Lou, poprawiając okulary na nosie.- Zayn zdążył wypalić trzy papierosy.- Poskarżył się. Nie odpowiedziałam, tylko wyciągałam komórkę i wybierałam numer do Ingrid, mając cichą nadzieję, że odbierze. Tak się jednak nie stało. Podobnie jak z poprzednimi próbami skontaktowania się z nią. 
     Kiedy stanęliśmy przed jej domem, wysiadłam z auta z lekką obawą. Nie miałam zupełnie pojęcia czego się po niej spodziewać. Skoro chodziła na imprezy, Bóg jeden wie z kim się tam szwenda. Niepewnie zadzwoniłam do drzwi, zdając sobie sprawę z tego, że chłopcy uważnie mnie obserwują. Czułam się jak małpa w zoo.
     Po kilkunastu minutach czekania, drzwi nadal były zamknięte. Nacisnęłam klamkę, ale nie ustąpiły. Westchnęłam i odwróciłam się w stronę auta.
-Zayn!- Zawołałam.- Musisz mi pomóc!- Czy ja właśnie poprosiłam o pomoc największego bufona we wszechświecie? Halo! Gdzie ja mam mózg?!
- Co jest?- Zapytał podchodząc do mnie z papierosem w ręku. A jakżeby inaczej.
- Otwórz mi te drzwi.- Warknęłam podając mu jedną z wsuwek. Mulat spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale posłusznie uklęknął i wsunął w zamek spinkę. Po chwili usłyszałam znajome kliknięcie i nie czekając, aż chłopak się odsunie, wbiegłam do mieszkania.
- Ingrid!- Zawołałam.- Wyłaź, zanim cię znajdę i porządnie przetrzepię dupę!- Jeżeli miałam nadzieję, że rudowłosa pojawi się w salonie, to się myliłam. Zmrużyłam oczy, jeszcze bardziej wściekła i jak strzała wbiegłam po schodach kierując się do jej pokoju. Z hukiem otworzyłam drzwi i to co tam zobaczyłam kazało zatrzymać mi się w miejscu.

*******
Kocham Was zostawiać w niepewności :D Jak myślicie, co zobaczyła Alison?
BTW. Mam wrażenie, że za dużo użyłam słów typu: ,,Powiedział, rzucił, krzyknął, spojrzał, popatrzył...''
ODCINEK NIE BYŁ SPRAWDZANY WIĘC MOGĄ BYĆ BŁĘDY, ZA KTÓRE PRZEPRASZAM!
Kocham Same Mistakes, słucham jej ostatnio na okrągło :P
Link do OH o Lou: KLIK

10 komentarzy = next!
PS. Jeżeli chcesz być na bieżąco z informacjami ode mnie, zapraszam tutaj: KLIK gdyby zaszły jakieś zmiany, tak jak w środę, będę tam informować.
PS2. Jeżeli chcesz, abym cię informowała o nowych odcinkach na tt zostaw swój username ;)

sobota, 10 maja 2014

Chapter XVIII

No i jak? Na koncercie nic się nie stało, a chłopcy są cali i zdrowi :D
******    

 Dni spędzane w szpitalu dłużyły się niemiłosiernie. Personel nie był dla mnie tak wyrozumiały jak w stosunku do Nialla i nie chcieli wypuścić mnie wcześniej. A z racji, że byłam jeszcze niepełnoletnia wypisanie się na własne żądanie nie wchodziło w grę. Błagam blondyna, aby mnie jak najszybciej stąd wypisał, ale stwierdził, ze woli poczekać te kilka dni, aż lekarze uznają, że nic mi nie grozi i sami mnie wypuszczą. Przy okazji wdałam się z nim w małą kłótnię. On sam zażądał swojego wypisu, a mnie już nie można? Gdzie tu sprawiedliwość na tym świecie?! 
     Fanów pod szpitalem ciągle przybywało, więc chłopcy byli zmuszeni, do powiedzenia ''po części'' prawdy. Kilka dni temu podczas konferencji prasowej, na której zabrakło tylko Nialla, ogłosili światu, że stan Horana się poprawił i jest już całkowicie zdrowy, jednak musiał zostać w szpitalu na dodatkowe badania. W ten sposób moja obecność tutaj, jak również mój stopień pokrewieństwa z Horanem nadal utrzymany był w głębokiej tajemnicy, o której wiedział tylko personel medyczny. Na szczęście lub nie, Paul wkroczył do akcji i poinformował samego dyrektora szpitala, że jeżeli ktoś z jego podwładnych piśnie choćby słówko o tym, że Niall jest już zdrowy i przebywa na oddziale tylko ze względu na siostrę- poniosą surowe konsekwencje. Podobno mężczyzna zapewnił managera, że jeżeli to się stanie, on sam poniesie za to wszelkie konsekwencję, a osoba, która to zrobiła momentalnie straci pracę. Nie za bardzo uśmiechał mi się ten układ. Nie chcę, aby z mojego powodu, personel medyczny miał stawiane jakieś warunki od których zależy ich przyszłość i praca.
     Pomimo tego, że doskonale wiedziałam, że to wszystko było robione specjalnie po to, aby mnie chronić oraz nie miała na karku wrzeszczących fanek chłopców i paparazzi, miałam cichą nadzieję, że Niall przerwie te kłamstwa i powie prawdę. Nie chciałam, aby te wszystkie osoby, które stoją przed budynkiem i modlą się o zdrowie swojego idola, były okłamywane. Próbowałam już kilka razy, przemówić wszystkim do rozsądku, ale ucinali pogawędkę jednym słowem i więcej do niego nie wracali. 
-Alison!- Do moich uszu dobiegł radosny głos Harry'ego. Spojrzałam na chłopaka, który bezceremonialnie wpakował się do sali i usiadł na krześle, które zwykle byłe zajmowane przez mojego brata, albo ''niańkę'' jak w myślach przezywałam Zayn'a. Mimo, że obiecałam wszystkim, że wrócę do Irlandii, jak przystało na grzeczną dziewczynkę, to uparli się, że musi być ktoś kto będzie miał mnie ciągle na oku i upewni się, że nic nie kombinuję. Codziennie na kilka godzin wpadał, któryś z chłopców, potem wychodził i zastępował go inny. Z racji tego, że jest wcześnie rano, nie spodziewałam się tutaj nikogo przynajmniej do dwunastej. Jak widać, pomyliłam się.
- Co jest Pudlu?- Zapytałam opierając głowę o poduszki i podciągając kolana do góry. Harry nienawidził, kiedy przezywałam go ''Pudel'', a według mnie uroczo wyglądał kiedy się złościł. Tak było i tym razem. Z satysfakcją obserwowałam jak na jego policzki wkrada się delikatny rumieniec.
- Nie wkurwiaj mnie dziewczyno...- Warknął kręcąc głową. Jego włosy radośnie podskakiwały przy każdym jego ruchu.- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej...- Mruknęłam zamykając oczy. Wczoraj wieczorem lekarz wziął mnie na dodatkowe badania i okazało się, że moje złamane kilka lat wcześniej żebro, źle się zrosło. Od razu poinformował o tym fakcie Nialla i pozostałych chłopaków. Mieli zabrać mnie na salę operacyjną i... Zrobić wszystko, aby żebro się na nowo zaczynało zrastać. Jak? Nie miałam pojęcia, do czasu, aż usłyszałam urywek ich rozmowy. Podadzą mi lek usypiający, a kiedy zasnę, na nowo połamią kość i nastawią ją tak, aby mogła się bez przeszkód zrosnąć. Brzmi przerażająco, pocieszam się faktem, że będę pod silną narkozą i nie będę nic czuć. Czy tylko ja mam takiego pecha w życiu, że przychodząc do szpitala ratować własnego brata, zostaję zakażona przez czyjąś durną nieuwagę, a potem w wynikach wychodzi mi, że po mojej przeszłości pozostał mały ślad? - Boję się...- Szepnęłam mając nadzieję, że chłopak tego nie usłyszy.
-Będzie dobrze. Nic nie poczujesz...- Powiedział. A jednak, usłyszał. - Nie mogę uwierzyć w to, że nikomu nie powiedziałaś o tym co się działo w szkole...
- To pogorszyłoby sprawę Harry...- Otworzyłam oczy wpatrując się w niego. - Gdyby ktoś się o tym dowiedział, nie miałabym życia. Wszystko obróciłoby się przeciwko mnie. Liam już wam wszytko tłumaczył.
     Liam jako jedyny z całej piątki, rozumiał przez co musiałam przechodzić. Wiedział jak się czułam... Starał się tłumaczyć pozostałym dlaczego prześladowana osoba, nie jest w stanie powiedzieć o tym komukolwiek, ale nie mam pojęcia, czy któryś z chłopców coś zrozumiał, a tym bardziej zapamiętał. Mimo wszystko byłam mu ogromnie wdzięczna.
- Tak wiem...Zapędzeni w kozi róg nie widzą drogi ucieczki.- Zacytował słowa swojego przyjaciela, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
     Nagle drzwi otworzyły się i weszła przez nie pielęgniarka z igłą w ręce. Wiedziałam co to oznacza. Nadszedł czas na moje żebro. Chwyciłam szybko dłoń chłopaka i ścisnęłam mocno, zamykając oczy. Nie chciałam tego widzieć. Kobieta nie patrząc na mnie chwyciła, moją drugą rękę i po chwili czułam jak wbija mi igłę w ramię. Byłam pewna, że lada chwila, a połamię rękę Harry'emu- tak mocno ją trzymałam.
- Za kilka minut przyjedzie lekarz i zabierze cię na salę.- Usłyszałam, a po chwili kobieta wyszła. Lek zaczynał działać niemal natychmiast. Czułam jak moje powieki robią się ciężkie. Chwile później odpłynęłam...

*****
     Widziałem jak Alison odpływa. Gdy bylem już pewny, że dziewczyna zasnęła, delikatnie wyswobodziłem swoją dłoń z jej uścisku i przywróciłem jej krążenie. Lou coś wspominał, że Al panicznie boi się igieł, ale nie sądziłem, że aż tak. Wyszedłem na korytarz zaczepiając idącego lekarza i upewniając się, że operacja nadal będzie trwać tyle czasu o jakiej byliśmy poinformowani.
     Opuszczając szpital, uśmiechnąłem się do krzyczących fanów. Nieśmiało pomachałem w ich stronę i szybko skierowałem się w stronę mojego samochodu, aby po chwili wyjechać z parkingu z piskiem opon. Kierowałem się w stronę hotelu, gdzie wszyscy się zatrzymaliśmy. Po tym jak Alison zmusiła Nialla do powrotu do hotelu i odpoczynku, nie ruszył się stamtąd nawet na krok. Ze szpitala wychodził tylnym wyjściem i tak samo wchodził. Za budynkiem zwykle czekało już na niego auto, do którego wsiadał i jechał do hotelu. Jak na razie, nikt go nie przyłapał. 
     Sprawnym ruchem zmieniałem kolejne biegi, chcąc znaleźć się jak najszybciej w pokoju i omówić jeszcze raz nasz plan. Kiedy blondyn opowiedział nam, co działo się w szkole Alison, postanowiliśmy, że wszystkie osoby, które tak bardzo skrzywdziły blondynkę muszą za to odpowiedzieć. Paul, po długich prośbach zdobył ich adresy więc mogliśmy zacząć działać.
-Harry, jesteś wreszcie!- Zawołał Lou, widząc mnie wchodzącego do salonu. - Ile ma trwać operacja?
- Bez zmian - dwie godziny, wyrobimy się?- Zapytałem reszty, a Niall skinął głową.
- Dobra, ogółem macie cztery osoby. Jeżeli się pośpieszycie, zdążycie wrócić do szpitala zanim Ali się obudzi...- Mruknął. Ciągle był zły, ponieważ zabroniliśmy mu jechać z nami. Nie mogliśmy ryzykować, że ktoś go zobaczy na ulicy, kiedy cały świat wie, że ''leży w szpitalu''. W tym czasie, kiedy my mieliśmy odwiedzić ''przyjaciół'' Al, on miał być w szpitalu i czekać, aż Alison się obudzi.
- Zbieramy się.- Rzucił Zayn i chwycił swoją kurtkę, zarzucając ją na ramiona. Po kilku minutach, każdy z nas rozjeżdżał się w swoją stronę.

********

     Budząc się wiedziałam, że Niall siedzi obok mnie i uważnie się mi przypatruje. Powoli uchyliłam powieki, chcąc się upewnić, że się nie myliłam. Miałam rację. Kiedy tylko jego niebieskie tęczówki, zarejestrowały, że się ocknęłam i wpatruję się w niego, na jego ustach pojawił się radosny uśmiech.
- Wszystko OK?- Zapytał wciskając obok mojego łóżka guzik, który miał przywołać pielęgniarkę. Skinęłam głową. W kącikach oczu, ciągle czułam działanie narkozy, ale dzielnie walczyłam z tym, aby nie zasnąć.
- Chcę stąd iść...- Wyszeptałam cicho, zamykając na chwilę oczy.
-Wiem... Postaram się załatwić, aby wypuścili cię jak najszybciej.- Usłyszałam. Uśmiechnęłam się. Może już niedługo opuszczę to miejsce?
     Po chwili drzwi uchyliły się, a do środka powolnym krokiem wszedł lekarz. Uważnie zmierzył mnie wzrokiem i zapisał coś na kartce powieszonej w nogach mojego łóżka.
- I jak się czujemy?- Zapytał, podchodząc do mnie i świecąc małą latarką po oczach.- Boli cię coś?
- Nie...- Pokręciłam głową.- Chcę już stąd wyjść.
     Mężczyzna uśmiechnął się i odłączył mnie od jednej maszyny.
- Jeżeli, żebro zacznie się poprawnie zrastać... Za dwa dni, cię wypuścimy...- Mrugnął do mnie i wyszedł. Odetchnęłam z ulgą. Muszę wytrzymać jeszcze te głupie dwa dni.
- Widzisz? Nawet nie musiałem nic robić- Blondyn zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami. Niepewnie rozglądałam się wokół. Pomieszczenie w którym leżałam nie przypominało mojej starej sali. Wygląda na to, że przewieźli mnie do innego pokoju. Coś czuję, że Niall maczał w tym palce.
     Nagły nieznany mi dźwięk, skupił moją uwagę na blondynie. Zmarszczył brwi wyciągając z kieszeni kurtki telefon i odblokowując go. Chyba dostał wiadomość. Uważnie obserwowałam jak zmienia się jego mimika twarzy. Uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej o ile to możliwe. Spojrzał na mnie przelotnie.
-Chłopcy już tutaj jadą.- Oznajmił chowając urządzenie. Coś mi tutaj nie gra. Czy Niall cieszyłby się tak bardzo z powodu przyjazdu chłopaków? Aż boję się pomyśleć co mój braciszek wykombinował. Ostatnim razem nie skończyło się to tak dobrze...

*Retrospekcja*

     Leżałam w sali przeglądając na laptopie różne strony internetowe. Dzięki Bogu, udało mi się ubłagać Nialla, aby przyniósł mi komputer. Nie mam pojęcia co bym zrobiła, gdyby jedyna moja rozrywka leżałaby w domu i się kurzyła.
     Właśnie przeglądałam twittera, kiedy drzwi sali otworzyły się, a w nich stanął blondyn z zabandażowanym palcem. Za nim widziałam resztę zespołu- każdy z nich miał chociażby jedną część ciała zabandażowaną.
-Co wam się stało?- Zapytałam momentalnie zamykając laptop i kładąc go koło szpitalnego łóżka. Chłopcy wymienili między sobą zdezorientowane spojrzenia i nieśmiało weszli do sali. - No już, gadać!
- No my... Tak jakby...- Zaczął się plątać Louis.- Mieliśmy mały wyścig...
     Zmarszczyłam brwi. Jaki znowu wyścig?
-Możesz jaśniej?- Rzuciłam poprawiając się. 
- No... Wzięliśmy wózki inwalidzkie i zrobiliśmy sobie wyścig.- Wyjaśnił Harry siadając na krześle.
     Czy oni właśnie powiedzieli, ze ścigali się na wózkach inwalidzkich?! Przepraszam bardzo, czy ja na pewno jestem w szpitalu, czy zostałam przewieziona do zakładu psychiatrycznego?!
- TUTAJ W SZPITALU?!- Ryknęłam, płosząc tym chłopaków. - CO WAM DO KURWY NĘDZY WYJEBAŁO?
     Mierzyłam ich wściekłym wzrokiem, dziękując Bogu za to, że jestem podłączona do kroplówki, bo inaczej zerwałabym się z miejsca i porządnie przetrzepała im głowy. Jak można być tak głupim?! Przecież na korytarzach są chorzy ludzie, a oni najzwyczajniej w świecie robili sobie wyścig?!
- Tak wyszło... Nie gorączkuj się młoda. - Powiedział Niall uśmiechając się szeroko. - My też musimy się wyszaleć...
     Pokręciłam głową. Czasami zastanawiam się czy na pewno jestem z jednym z nich spokrewniona. 

*Koniec retrospekcji*

     Nie musieliśmy długo czekać. Po niecałych dwudziestu minutach, do sali wpadli chłopcy, taszcząc ze sobą wielkiego pluszowego miśka. Oczy mimowolnie mi się rozszerzyły, kiedy ich zobaczyłam.
- Co to jest?- Wyjąkałam wskazując na pluszaka. Liam uśmiechnął się i posadził go w kącie pokoju.
- Mały prezent. Wiadomo kiedy wyjdziesz?- Zapytał delikatnie mnie do siebie tuląc.
- Za dwa dni, jak dobrze pójdzie...
     Za dwa dni opuszczam Londyn. Muszę się przyzwyczaić do tej myśli.

*****
Hmm... Myślałam, że wyszedł mi gorzej, ale po kilku poprawkach, nadaje się do pokazania :P
Zaznaczę jedną ważną rzecz: To nie ja wpadłam na pomysł z wyścigami na wózkach inwalidzkich, tylko Tatiana  ( Jej blog: LINK  )
Nudne jak flaki z olejem :) Może w następnym odcinku będzie się coś dziać? :P
A więc... 

10 komentarzy- nowy odcinek!

środa, 7 maja 2014

Chapter XVII

Coś na poprawę humoru :P Jak nastroje przed jutrem? Grunt to pozytywne myślenie, chłopcom nic się nie stanie!
******

     Miarowe pikanie maszyny upewniło mnie, że Alison nadal jest wśród żywych. Delikatnie gładziłem kciukiem jej dłoń obserwując jak czerwony płyn powoli przedostaje się do ciała dziewczyny. Szpital najszybciej jak tylko mógł, przetransportował krew i podał ją blondynce, która już dwa razy byłą na pograniczu życia i śmierci.
     Lekarzom nie spodobał się fakt, że całe dnie przesiadywałem przy jej łóżku, zamiast leżeć grzecznie w swojej sali jak na porządnego pacjenta przystało. Na początku próbowali zaciągnąć mnie tam siłą, ale kiedy do akcji wkroczyli chłopcy i Paul, który zjawił się w budynku najszybciej jak tylko mógł, postanowili po gruntownych badaniach wypisać mnie z oddziału. Nic mi już nie dolegało, nie skarżyłem się na ból, więc nie mogli mnie już przetrzymywać.
     Za to Alison ciągle była nieprzytomna. Blada skóra, wtapiała się razem z pościelą i gdyby nie jej blond włosy, które rozrzucone były wokół jej głowy jak aureola, nie miałbym pojęcia, że tutaj w ogóle jest. Schudła... W każdym bądź razie była bardziej szczuplejsza niż ostatnio, kiedy ją widziałem. Jednym słowem, wyglądała jak... trup. Jakby już była martwa.
-Niall...- Drgnąłem, kiedy ciszę przerwał cichy szept mojej dziewczyny.- Już późno. Musisz odpocząć i coś zjeść...- Delikatnie pogładziła mnie po ramieniu. Westchnąłem cicho. Nie chciałem zostawiać Alison samej. A co jeżeli się obudzi?- Niall...- Dziewczyna stanęła przede mną. Chwyciła w swoje dłonie moją twarz i zmusiła, abym spojrzał w jej oczy. Widziałem w nich ból, tęsknotę i troskę.- Posłuchaj mnie. Lekarz wypisał cię pod warunkiem, że będziesz odpoczywał i zdrowo się odżywiał. Wiem, że nie chcesz jej zostawić, ale musisz też pomyśleć o sobie. Chcemy was stąd zabrać jak najszybciej, a nie pomożesz nam, jeżeli lekarze zamkną cię w pokoju obok, bo nie słuchasz ich zaleceń. Pół godziny i jesteśmy z powrotem. Obiecuję.- Powiedziała uważnie mnie obserwując. 
     Niepewnie spojrzałem na moją siostrę. Oddychała miarowo i spokojnie więc nic się na razie nie dzieje. Może Barbara ma rację? Za pół godziny tutaj wrócę, a w między czasie, kiedy mnie nie będzie posiedzi z nią Liam. 
-Dobrze...- Powiedziałem cicho, podnosząc się z miejsca. Złapałem wyciągnięta dłoń Barbary i wyszliśmy razem z sali. Na korytarzu, siedziała reszta chłopaków. Żaden z nas nie opuścił tego miejsca od samego początku. Każdy chciał, wiedzieć co się dzieje z Alison. 
     Liczba fanów pod szpitalem rosła z dnia na dzień, Wszyscy ciągle byli przekonani, że jestem nieprzytomny. Jak na razie nie chciałem nikomu się pokazywać. Dzwoniłem do mamy, aby ją uspokoić i obiecać, że gdy Al poczuje się już lepiej, wrócimy pierwszym samolotem.
- Liam... Wejdziesz do niej?- Zapytałem patrząc błagająco na przyjaciela. Skinął głową i po chwili zniknął za drzwiami, a za raz po nim weszła tam Dan. Uśmiechnąłem się. Alison jest w dobrych rękach...

*******

     Koło mojego ucha rozległo się głośnie pikanie, jakiegoś urządzenia. Pokręciłam głową chcąc odsunąć się od źródła dźwięku, ale nic to nie dało. Cholerny budzik!- Pomyślałam, powoli otwierając oczy i chcąc namierzyć to ustrojstwo, które nie dawało mi spokojnie spać. Zamrugałam kilkakrotnie i zmarszczyłam brwi. To nie był mój pokój w Anglii, ani w Irlandii. Gdzie ja jestem?
    Przekręciłam głowę w bok i zauważyłam wpatrującą się we mnie Danielle. Otworzyłam usta, aby zapytać się gdzie jestem, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Coś mi przeszkadzało... Co ja miałam w gardle? Dotknęłam ręką ust, znaczy próbowałam ich dotknąć. Opuszki palców zamiast opaść na moje usta, dotknęły zimny plastik, który je zakrywał. Co jest grane? Gdzie ja jestem?
-Alison, spokojnie...- Dan podeszła do mnie i chwyciła za drżącą rękę. Wyczuła, że spanikowałam.- Jesteś w szpitalu... Pamiętasz co się stało?- Zapytała ściskając delikatnie moje palce. Pokręciłam przeczącą głową. Co ja robię w szpitalu?- Liam poszedł po lekarza za chwilę tutaj będą, wtedy ci wszystko opowiem. Postaraj się, może sobie coś w tym czasie przypomnisz.- Rzuciła uśmiechając się smutno w moją stronę.
     Przekręciłam się z powrotem na plecy i wpatrywałam w sufit. Mogłam rozpoznać to miejsce. Często przychodziłam do szpitala, kiedy w szkole mnie...dopadli. Zawsze przyjmowała mnie miła Pani doktor, która bez słowa opatrywała moje rany, a potem zapraszała na kawę i ciastko. 
     Zmarszczyłam brwi, próbując przypomnieć sobie jak się tutaj znalazłam. Chwila... Uciekłam do Londynu, gdzie Niall mnie znalazł, pokłóciłam się z nim, potem Ingrid krzyczała, że blondyn leży w szpitalu, pobiegłam do niego, wydarłam się doktora, który nie chciał pobrać ode mnie krwi dla niego... Potem pamiętam transfuzję... i koniec. Niall... NIALL!
     Szybko zerwałam się z miejsca, wyrywając ze swojego ciała igły. Maszyna obok, która mnie obudziła, zaczęła w szaleńczym tempie piszczeć. Szybko wstałam z łóżka.
-Niall... Co z nim?!- Krzyknęłam w kierunku Dan. Przerażona wpatrywała się we mnie i kręciła przecząco głową. Otworzyłam oczy szeroko ze zdumienia.- Nie... Dan powiedz mi, że on żyje... Dan!- Rozpłakałam się opadając na kolana. 
     Drzwi gwałtownie otworzyły się, a w progu stanął lekarz, kilka pielęgniarek i Liam. Chłopak szybko podbiegł do swojej dziewczyny, a lekarz starał się mnie uspokoić.
-Proszę się uspokoić panienko Horan...- Powiedział zbliżając się do mnie.- Pani bratu nic nie jest, żyje i ma się dobrze.- Chwycił delikatnie mój nadgarstek.
-Musze do niego iść...- Powiedziałam zrywając się z miejsca.- Muszę...
-Wszystko w swoim czasie, Alison...- Rzucił lekarz przytrzymując mnie siłą.- Proszę wrócić do łóżka...
-Nie! JA MUSZĘ GO ZOBACZYĆ!- Ryknęłam próbując się wyrwać mężczyźnie. Nagle poczułam jak ktoś wbija mi coś w ramię, a po chwili zaczęłam osuwać się na podłogę.- Niall...- Szepnęłam walcząc, aby obraz przed moimi oczami się nie rozmazał. Pokręciłam głową, chcąc odgonić mroczki sprzed oczu, ale poczułam się jeszcze gorzej.- Ja muszę... Niall...- Zawołałam. 
     ''Proszę opuścić salę!'' dobiegło do moich uszu. Kto ma ją opuścić? Ja chcę do Nialla...!
-Niall...- Wydobyłam z siebie resztkami sił i kolejny raz zapadła ciemność...

***********

     Już z daleka czułem, że coś jest nie tak. Przyśpieszyłem kroku, ciągnąć za sobą Barbarę, która była w tym samym stopniu co ja zaniepokojona. Ona i Alison doskonale się dogadywały. Miały wspólne tematy do rozmów, chodziły razem na zakupy...Zżyły się z sobą. 
     Szybko wbiegłem do windy i zacząłem tupać nogą, zniecierpliwiony, czekając, aż zatrzymamy się na odpowiednim piętrze. W końcu, drzwi widny rozsunęły się, a my wybiegliśmy z maszyny. Musiałem się upewnić, że nic nie jest Ali. Wyszyłem zza zakrętu i... zamarłem.
     Pod ścianą stał Zayn obejmując ramionami płaczącą Pierre, a Liam razem z przerażoną Dan opuszczali salę blondynki. Harry i Lou wpatrywali się w wbiegających sanitariuszy, obejmując swoje dziewczyny. Nieświadomie ścisnąłem mocniej dłoń Bar. Czułem jak serce zaczyna mi szybciej bić z przerażenia. Co się stało?!
- Zayn co się stało Alison?- Zawołałem podchodząc do Mulata, kątem oka obserwując prace mężczyzn w białym fartuchu. Przyjaciel spojrzał na mnie i spuścił wzrok.- Zayn?!
-Alison się obudziła...- Wydusił z siebie, a ja uśmiechnąłem się. Obudziła się. Nareszcie! W końcu będę mógł porozmawiać z moją małą siostrzyczką!- Kiedy zobaczyła, że ciebie nie ma obok niej wpadła w szał.- Ciągnął dalej.- Lekarze musieli podać jej leki uspokajające, aby się uspokoiła. Opatrują ją...- Spojrzałem na niego pytająco.- Wyrwała z swojego ciała wszystkie igły... 
     Zamknąłem oczy i oparłem się o ścianę. Alison wpadła w szał? To mnie akurat nie dziwi. Zawsze miała wybuchowy temperament, ale dlaczego tak bardzo się zdenerwowała, kiedy mnie obok niej nie było? Ponieważ martwi się o ciebie, debilu!
     Drzwi do sali otworzyły się i wyszedł z nich zmęczony lekarz z dwoma sanitariuszami i pielęgniarkami. Spojrzał na mnie i westchnął.
-Niech Pan tam wejdzie. Lepiej będzie, kiedy się obudzi i Pana zobaczy.- Powiedział poklepując mnie po ramieniu. Dwa razy nie musiał powtarzać. Szybko wbiegłem do sali i zająłem miejsce na krześle obok łóżka. Bałem się spojrzeć na Al, ale w końcu przełamałem się. 
     Czułem jak po moich policzkach spływają łzy. Lewa ręka była cała zabandażowana, prawa tak samo tylko od łokcia do ramienia. Igły, które ponownie jej wbito zostały przyklejone kilkoma plastrami, aby nie zostały wyrwane. Na policzku znajdował się duży plaster, spod którego widziałem ranę, powstałą zapewne przez igłę. Jednak to nie to mnie tak zaszokowało i sprawiło, że pozwoliłem łzom płynąć. Alison była skrępowana czarnymi, grubymi pasami. Jeden z nich szedł przez jej brzuch, oplatając również nadgarstki. Drugi przytrzymywał jej nogi, a kolejny ramiona. Jakby chcieli ją chronić przed samą sobą.
     Z moich ust wyrwał się cichy szloch. Jak oni mogli ja tak potraktować?! Przecież... Ona nie jest niebezpieczna. Wpadła w szał bo prawdopodobnie myślała, że nie żyję... Spuściłem głowę i pozwoliłem łzom swobodnie płynąć. Chciałem ją jak najszybciej stąd zabrać. Zabrać do domu, do Irlandii... Tam będzie w końcu bezpieczna. 
-Alison...- Mruknąłem cicho, łapiąc ją za rękę.- Proszę nie opuszczaj mnie... Ja wiem, że popełniłem ogromny błąd, nie przyznając się w wywiadach do ciebie, nie dzwoniąc... Zachowałem się jak ostatni dupek, ale proszę nie odtrącaj mnie. Mogę ci pomóc, tylko błagam... Zaufaj mi... Obiecuję, że tym razem cię nie zawiodę...- Mówiąc to czułem się jak idiota. Rozmawiałem z nieprzytomną osobą, ale... Co jeżeli mnie słyszy? Słyszałem o takich przypadkach...
     Zamknąłem oczy i oparłem głowę o róg szpitalnego łóżka. Błagam Boże, jeżeli mnie słyszysz, spraw, aby Ali się obudziła... I pozwoliła mi na nowo stać się jej bratem...

~~*~~

     Otwarłem oczy, czując jak ręka zaczyna mi drętwieć. Wyprostowałem się i przeciągnąłem. O matko, ale mnie wszystkie kości bolą... Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wokół mnie panowała ciemność, a za oknem świeciły już gwiazdy. Zerknąłem na zegarek, który wskazywał dopiero drugą w nocy. Skrzywiłem się. Nie ma szans, abym ponownie zasnął.
     Spojrzałem na moją siostrę. Leżała spokojnie na łóżku patrząc w moją stronę z niepokojem. Uśmiechnąłem się chcąc dodać jej otuchy... Chwila. MA OTWARTE OCZY!
-Alison!- Szepnąłem zrywając się z miejsca i klękając przed jej łóżkiem.- Obudziłaś się...
- Niall...?- Zapytała dotykając niepewnie mojej twarzy.- Ty... naprawdę tu jesteś. Ty żyjesz...?- Jedna samotna łza spłynęła po jej policzku. Podniosłem dłoń, ścierając ją. Spojrzałem głęboko w jej oczy.
-Tak, żyję... Dzięki Tobie- Uśmiechnąłem się i delikatnie pogładziłem ją po policzku.- Jak się czujesz?
    Wzruszyła ramionami i spojrzała na pasy, które przepasały jej ciało. Widziałem jak jej oczy rozszerzają się z przerażenia. Czułem jak zaczynała się trząść.
- Ciii... Spokojnie, to dla twojego bezpieczeństwa.- Powiedziałem zbliżając się do niej i delikatnie ja obejmując.- Kiedy się obudziłaś, a mnie obok ciebie nie było, wpadłaś w szał i wyrwałaś z siebie wszystkie igły. Zrobili to, abyś tego już nie powtórzyła...- Delikatnie gładziłem jej plecy, próbując ją chociaż trochę uspokoić.
- Niall... Ja ich nie chcę... Proszę, odepnij mnie...- Usłyszałem jej przerażony i cichy głos. Westchnąłem cicho i zacząłem odpinać pasy. Po kilku minutach dziewczyna była wolna, jednak nadal się trzęsła. Wiedziałem, że to musiał być dla niej szok. Obudzić się w nocy, na dodatek skrępowanym...
- Cicho, nie płacz już, jestem tutaj...- Szepnąłem i położyłem ją na łóżku, ciągle trzymając jej dłoń. W oczy od razu rzuciły mi się jej blizny po cięciach. Przejechałem po nich delikatnie palcami, a dziewczyna syknęła.- Al... Wiem, że jestem kretynem, ale... Proszę daj mi szansę... Chcę na nowo odzyskać twoje zaufanie...- Powiedziałem patrząc w jej oczy.- Proszę... Co się działo, kiedy mnie nie było? Dlaczego tak reagujesz na czyiś dotyk?
     Chciałem, aby powiedziała mi wszystko. Jeżeli mam jej pomóc, muszę wiedzieć, dlaczego za każdym razem, gdy któryś z nas ją dotyka, spina się i odsuwa. To nie jest normalne...
     Po kilkunastu minutach ciszy, kiedy byłem już pewny, że mi nie odpowie, ścisnęła mocniej moją rękę i powoli zaczęła:
- W szkole w Londynie byłam popychadłem.- Szepnęła cicho- W mojej klasie było dwóch takich chłopaków... Mieli ciągle do mnie o coś wąty. Dokuczali mi, obrażali, popychali... Potem dołączyła do nich Tina i Brandon, najpopularniejsze osoby w szkole. Często byłam zatrzymywana przez nich po lekcjach, poniżana i...- Zawahała się. Ścisnąłem mocniej jej dłoń, dodając jej otuchy.-... bita.- Dodała cicho. Zamarłem. Ktoś bił moją siostrę?! I ja nic o tym nie wiedziałem?!- Raz... Urządzili mnie tak bardzo, że miałam połamane żebra. Przyszłam tutaj do szpitala, a lekarka mnie opatrzyła. Chciała zadzwonić do rodziców, ale ubłagałam ją, żeby tego nie robiła. Zaczęłam się ciąć, aby jakoś odreagować. Rodzice nic nie wiedzieli, byli zapracowani, rzadko mnie widzieli...
     Pewnego dnia, gdy wychodziłam ze szkoły Tina zaszła mnie od tyłu, zasłoniła oczy i wywiozła na jakieś pustkowie. Byli tam już wszyscy. Zaczęli mnie kopać, bić, aż w końcu straciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam nikogo nie było, a całe ciało mnie okropnie bolało... 
     Wtedy najbardziej potrzebowałam, aby ktoś powiedział mi, że mam się tym nie przejmować. Ingrid wyjechała na wymianę na rok, a ciebie... nie było. Byłeś w trasie, koncertowałeś, udzielałeś wywiadów... Czułam się jak śmieć. Nawet nie masz pojęcia jak moja samoocena spadła. W końcu, kiedy Ingrid wróciła, zauważyła, że coś jest nie tak. Wyciągnęła mnie na jakiś wyścig jej kolegów. Tam poznałam chłopaków, którzy nauczyli mnie prowadzić auto, tak aby nikt mnie nie dogonił oraz jak mam się sama obronić. Startowałam w wyścigach, uzbierałam trochę kasy, którą wydawałam na imprezy, alkohol... Potem wpadłam z policją i postanowiłeś mi pomóc... Wpadłam w błędne koło, aż postanowiłeś je nieświadomie przerwać, zabierając mnie do Irlandii. Dlatego boję, się kiedy ktoś mocno mną szarpie, albo mocno trzyma. Automatycznie przypomina mi się to co działo się w szkole...
     Zacisnąłem dłonie mocno w pięści. Kiedy Alison mnie potrzebowała, mnie przy niej nie było, był za to ktoś zupełnie dla niej obcy, kto podał jej dłoń. Jak mogłem...? Tak nie zachowuje się rodzeństwo, nie... Nie mogę być jej bratem, kiedy zachowywałem się jak świnia. Jak mogłem nie zauważyć tego, że Al cierpi?!
- Nie powonieniem do tego dopuścić...- Szepnąłem ciągnąć się za włosy.- To moja wina... Gdybym przy tobie był...
- Niall, to nie jest twoja wina.- Szepnęła łapiąc mnie za ręce.- Dużo osób jest prześladowanych w szkole. Ja milczałam, bo się bałam. Bałam się tego, co będzie, gdy się to rozniesie. Zapytaj się Liama, jak się czuł, kiedy przez to samo przechodził. On zaczął trenować boks, a ja szłam na imprezy. Każdy z nas musi jakoś to odreagować... Niall...- Zawołała , patrząc w moje oczy.- Teraz, kiedy już wiesz o wszystkim rozumiesz mnie, dlaczego cię odpychałam? Nie chciałam, abyś się o tym dowiedział. A co do wybaczenia... Już dawno ci wybaczyłam.
     Łzy płynęły po moich policzkach, spadając na białą pościel nastolatki. Objąłem ją mocno, chcąc chronić ją przed całym światem.
- Wróć ze mną do Irlandii... Obiecuję, że nic ci się tam nie stanie...- Szepnąłem. Dziewczyna mocniej do mnie przywarła. Czułem jak jej ciałem wstrząsa dreszcz. Płakała.
- Wrócę...- Powiedziała chowając swoją twarz na mojej piersi. 
     Obiecuję, że ci którzy cię skrzywdzili zapłacą za to...


********
Hmm... Odcinek jest do dupy, według mnie. Nie wyszedł taki jaki chciałam. Szkoda, bo miałam cudowną wizję, ale jak zwykle... Spieprzyłam to :D
Ocenę zostawiam Wam!
A skoro odcinek jest do dupy i zupełnie powinien się schować gdzieś głęboko... Obniżam limit komentarzy ;)
P.S. Dziękuję za 22 obserwatorów! 

5 komentarzy = next!

niedziela, 4 maja 2014

Moja teoria związana z ''MR X''

Ok, więc postanowiłam napisać Wam moją teorię dotyczącą naszego wspólnego znajomego: MR X
Na wstępie zaznaczę, że nie każdy musi się ze mną zgadzać, to tylko MOJA teoria, ktoś inny może mieć własną.
Ale, żeby to wszystko ogarnąć, muszę zacząć od samego początku:
****

     Kilka dni temu po twitterze, zaczął krążyć tweet pt: ''MR X WRÓCIŁ!'' Na profilach Directioners ten tweet pojawiał się w bardzo szybkim tempie, a ci którzy nie byli z One Direction od samego początku, albo dołączyli po 2012roku nie mieli pojęcia o co chodzi. Na wszelki wypadek wyjaśnię:
     W 2012 roku, kiedy chłopcy mieli dać koncert w Nowym Jorku na największej scenie świata, Madison Square Garden, do internetu trafiła wiadomość, z której wynikało, że niejaki ''MR X'' chce zrobić krzywdę chłopcom, właśnie na MSG. Wiadomość od niego była długa, ale Directioners zaniepokoił jeden fragment: 

" Harry umrze gdy nastanie ciemność, Lou spadnie że sceny, Zayn zostanie postrzelony, Niall będzie płakał ale nikt go nie usłyszy, Liam przetrwa. 
Klatka jest ciasna nie pomieści 5 ptaszków 4 umrze jeden zyska czyli jest na odwrót  " 
''Kiedy zgasną światła, patrzcie na znaki''


     Wynikało z tego, że ktoś chce postrzelić/zabić One Direction. Nie za bardzo wiem, jak na to zareagowali sami chłopcy, ale na 100% ochrona została w tym dniu wzmocniona.

     Po zapadnięciu ciemności, ochrona złapała jedną z dziewczyn (Samanta Xavier), której udało się wnieść broń na halę, chowając ją w torebce. Dziewczyna została złapana, kiedy celowała w... Nialla Horana. Natychmiast wyprowadzono ją z koncertu... i cisza. Nie wiadomo co z nią zrobiono ( przynajmniej ja nie słyszałam). Kilka dni temu, kiedy pisałam na tt z jedną z Directionerek, napisała mi, że PODOBNO powtarzam PODOBNO Samanta wylądowała w zakładzie psychiatrycznym.
     Tak własnie wygląda sprawa z ''MR X'' z 2012 roku. Ja sama nie należałam do Directioners w tym okresie, zakładam, że nawet nie wiedziałam o ich istnieniu, więc wszystko to co wiem, to wynik poszukiwań w internecie i rozmów z osobami, które w 2012 roku to przeżywały.
     Wydawać by się mogło, że sprawa z ''MR X'' została już ostatecznie zamknięta. Jednak... Pojawiła się nowa wiadomość i zapowiada się na powtórkę z 2012.
     Na górze podałam link do TL, gdzie jest przetłumaczona wiadomość od ''MR X'', ale o tym za chwilę.
     Czytając o koncercie na MSG w 2012 i sprawie z MR X natknęłam się na TL, gdzie była zmieszczona rozmowa z ,,Nieznajomym''LINK ). Według mnie niektóre z tych ''faktów'' są naciągane, nie możemy przykładowo udowodnić, że chłopcy z 1D znali się przed X-factorem. To jest nierealne.
     Szczególnie zainteresował mnie fakt związany z... Jamsem Arthurem. Trochę nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że JEŻELI te osoby miały rację, mamy do czynienia z... dwoma MR X. 
     Tak wiem, trochę to nierealne, ale popatrzcie. MR X zostawia nam wskazówki dotyczące chłopaków ( mówię tutaj o tym ''dobrym'' MR X). Kiedyś widziałam wiadomość ( niestety nie mogłam jej znaleźć ) od niego zawierającą same liczby, które odpowiadały kolejnym literom alfabetu. Po wypisaniu wszystkich liter, utworzyło się hasło odnośnie Larrego. Takich wiadomości od niego było jeszcze kilka.
     Szczerze, kto waszym zdaniem jest zdolny do tego, aby z jednej strony wysyłać nam wiadomości, które mają nam w jakiś sposób pomóc, a z drugiej strony grozić chłopakom śmiercią i przyprawiać nas o zawał? No chyba, że to ktoś kto ma schizofrenię, ale nie wnikam.
     Według mnie to mogą być dwie całkowicie różne osoby. Jeżeli tak jest naprawdę, to... Gdzie on teraz jest? Jeżeli jednak rozmowa ( a to bardzo prawdopodobne ) jest najzwyczajniej w świecie zmyślona- wtedy mamy jednego MR X, kogoś kto chce skrzywdzić chłopaków.
     Nie musicie się ze mną zgadzać w tej kwestii, jeżeli sądzicie, że to nie jest możliwe, to OK. Ja sama mam małe wątpliwości co do dwóch ''MR X'', ale uznałam, że warto się z tym z Wami podzielić.
     Pora teraz wrócić do nowej wiadomości od ''MR X''
     Pozwolę sobie skopiować już przetłumaczoną wiadomość:

"Prawdziwa nowa wiadomość od Mr X: Cześć
Nie wierzysz mi? Nawet nie przejmujesz się tym?
Mr X wrócił. Tak, to ja. 
Nie byłem w więzieniu. 
Zostałem wykopany z koncertu. 
Wróciłem. O tak, lepszy i silniejszy.
Założe się, że plan będzie pracował (chodzi o to, że się uda... mam nadzieje że rozumiecie). (Nie wiedziałam jak przetłumaczyć to zdanie "the clues you may want will help you" ale chyba chodzi o to, że będą potrzebować naszej pomocy czy coś, znam tłumaczenie każdego słowa, ale nie umiem ułożyć tego w zdanie, mam nadzieje,że zrozumiecie ;P). Pięćdziesiąt słów, punktualnie 20:00, pójdziemy kiedy zgasną światła. Sektor 1. Rząd 2. Sektor 103. Rząd 5. Drzwi sceniczne (w sensie do sceny no wiecie xd). Żadnej ochrony, żadnych kamer. Będziemy czekać na ich tour busy. W końcu dwóch chłopców pójdzie. Krótko w serce. Pięć chłopców umrze. Czerwone ubrania, czarne czapki. Uważaj, Mr X wrócił. 8 Maj, 2014, Rio De Janeiro. To data do zapamiętania, rozpowszechnij na świecie, i spróbuj zapamiętać ten dzień. Tweetnij to, podziel się tym na instagramie, cokolwiek, gdzie chcesz, to zrób. Tylko bądź gotowy i powodzenia wam wszystkim. X wrócił. Wrócił dla zemsty, nikt nie spodziewał się tego powrotu nigdy. Tick Tock, twój czas ucieka. Uratuj idoli. Miłej zabawy- X #mrxisback #mr.x"


     Po pierwsze: Dziewczyna która to tłumaczyła opuściła jedno zdanie ( pisałam już o tym w małej informacji pod ostatnim rozdziałem) Po Pięćdziesiąt słów, punktualnie 20:00 jest coś jeszcze: 3 will go when the lights go out. Całkowicie zapomniała o tej 3, a ona zmienia znaczenie. Teraz będzie: 3 z nas pójdzie, kiedy zgasną światła. Inaczej brzmi? Inaczej, zresztą sami porównajcie.

     Po drugie: Miała również problem z przetłumaczeniem jednego zdania: "the clues you may want will help you". Wystarczyło wrzucić zdanie do google tłumacz, aby uzyskać tłumaczenie. Na wszelki wypadek popytałam się koleżanki, która ma 6 z angielskiego, jak przetłumaczy to zdanie i google się nie pomylił. Brzmi ono: Oto wskazówki, które Ci pomogą.
      Dwa małe błędy, które zmieniają całkowicie znaczenie wiadomości. Sami porównajcie:

"Prawdziwa nowa wiadomość od Mr X: Cześć
Nie wierzysz mi? Nawet nie przejmujesz się tym?
Mr X wrócił. Tak, to ja. 
Nie byłem w więzieniu. 
Zostałem wykopany z koncertu. 
Wróciłem. O tak, lepszy i silniejszy.
Założe się, że plan będzie pracował.Oto wskazówki, które Ci pomogą: Pięćdziesiąt słów, punktualnie 20:00, 3 z nas pójdzie, kiedy zgasną światła. Sektor 1. Rząd 2. Sektor 103. Rząd 5. Drzwi sceniczne. Żadnej ochrony, żadnych kamer. Będziemy czekać na ich tour busy. W końcu dwóch chłopców pójdzie. Krótko w serce. Pięć chłopców umrze. Czerwone ubrania, czarne czapki. Uważaj, Mr X wrócił. 8 Maj, 2014, Rio De Janeiro. To data do zapamiętania, rozpowszechnij na świecie, i spróbuj zapamiętać ten dzień. Tweetnij to, podziel się tym na instagramie, cokolwiek, gdzie chcesz, to zrób. Tylko bądź gotowy i powodzenia wam wszystkim. X wrócił. Wrócił dla zemsty, nikt nie spodziewał się tego powrotu nigdy. Tick Tock, twój czas ucieka. Uratuj idoli. Miłej zabawy- X #mrxisback #mr.x"


     I jak? Zupełnie inaczej brzmi, prawda? Dobra to teraz analiza każdej wskazówki i informacji, którą zostawił dla nas MR X może celowo, albo przez przypadek.

1) Nie byłem w więzieniu. 
Zostałem wykopany z koncertu. 
Wróciłem. O tak, lepszy i silniejszy.
     Co to znaczy? Wiecie? Nie byłem w więzieniu. Zostałem wykopany z koncertu.  Hej! Kolego! Jakim cudem uniknąłeś więzienia i tylko cię wyrzucili z koncertu? Buuum. Mam odpowiedź! Czy widzieliście KIEDYKOLWIEK i GDZIEKOLWIEK jakieś wzmianki w gazecie o próbie zamachu na 1D? Nie? Bo ja też nie. Jeżeli już coś było to takie małe, że się wierzyć w to nie chce. Szczerze, gdybyście to Wy pracowali w jakieś gazecie i doszłaby do Was informacja, że jakiś szaleniec o mało nie zabił najpopularniejszego zespołu na świecie, co byście zrobili? Oczywiście, umieścilibyście DUŻY artykuł na kilka stron i na 100% byłoby wielkie zdjęcie One Direction na okładce z dopiskiem: ,,Cudem uniknęli śmierci'' albo coś podobnego. Dlaczego tego nie było? Hmm... Myślę, że Modest! nie chciał rozgłosu i załatwili to po cichu. Samanta wylądowała w zakładzie psychiatrycznym, a media ( według mnie) dostali ''w łapę'' aby siedzieli cicho i nie rozgłaśniali sprawy.
      Wróciłem. O tak, lepszy i silniejszy.  Jeżeli to Samanta jest na nowo ''MR X'' miała dwa lata, aby wszystko dokładnie zaplanować. I nie jest sama. ( O tym za chwilę ) Nie wiadomo z kim miała kontakt, gdy była w psychiatryku, ale możliwe, że ktoś jej pomógł zaplanować to wszytko, ktoś zgodził się z nią to zrobić.
2) Oto wskazówki, które Ci pomogą: Pięćdziesiąt słów, punktualnie 20:00, 3 z nas pójdzie, kiedy zgasną światła. Sektor 1. Rząd 2. Sektor 103. Rząd 5.
     Pięćdziesiąt słów tutaj nie za bardzo wiem o co może jej/jemu chodzić. Podejrzewam, że jest 50 osób, które wie o tym wszystkim, 50 osób, które są w to zamieszane.
punktualnie 20:00, 3 z nas pójdzie, kiedy zgasną światła. Sektor 1. Rząd 2. Sektor 103. Rząd 5.
     To już było łatwe. O godzinie 20:00 na hali zgasną światła. Dlaczego? Support. Prawdopodobnie One Direction 8 maja w Rio będą mieć support. Wykluczam, że to ICH koncert się wtedy zacznie, bo po co X miałby potem iść do drzwi scenicznych, jeżeli koncert ma trwać kilka godzin, a chłopcy stoją właśnie na scenie? Wykluczam również koniec koncertu, wtedy światła się zapalają a nie gaszą. Dobra to już wiemy, teraz dalej
     3 z nas pójdzie, kiedy zgasną światła. Światła zgasły... I trzy osoby wyjdą z hali. Skąd wyjdą? Z jakiego rzędu i sektora? Sektor 1. Rząd 2. Sektor 103. Rząd 5. Wyjaśnione. Mamy wszystko co chcemy wiedzieć.
3) Drzwi sceniczne. Żadnej ochrony, żadnych kamer. Będziemy czekać na ich tour busy.
      Tu już zaczynają się schody. Na początek dodam, że ktoś powiedział mi, że każda hala koncertowa jest zbudowana tak samo, albo podobnie jeżeli chodzi o wyjścia. Dlaczego? Ponieważ w razie dyby zdarzył się jakiś wypadek, gwiazda, która ma wystąpić może się w ewakuować nie czekając na nikogo, bo wie jak ma stamtąd wyjść.Gdyby jednak w Rio hala była inaczej zbudowana MR X prawdopodobnie zna rozłożenie korytarzy, pomieszczeń budynku, gdzie chłopcy będą grali koncert. No bo jak inaczej ma dostać się na parking i do drzwi scenicznych?
      Wiedzieliście film TIU? W pewnym momencie pokazano jak chłopcy opuszczali scenę i w tym samym momencie halę koncertową. Mieli mało czasu, przebierali się w biegu. I... UWAGA! Ich tour bus stał zaraz obok tylnego(?) wejścia. Mieli mały kawałek do przejścia po parkingu. Zaledwie kilka metrów. Teraz mogę się mylić, ale nikogo z nimi tam nie było. Byli oni i ludzie, którzy kręcili film. Gdzie byli ochroniarze? Na hali. Co się dzieje po i przed koncertem? Tłum fanów chce za wszelką cenę dostać za kulisy, aby zobaczyć chłopców. Ochrona jest tam, aby ten tłum powstrzymać. To jest jedna część ochrony. Druga, rozstawiona jest na korytarzu prowadzących do wyjścia, a zaledwie kilku, a być może SAM Paul jest już w tour busie. Co może się stać chłopcom, kiedy przechodzą tylko kilka metrów po parkingu?
     Kamer tam też nie ma. Podajcie mi chociaż jeden parking, gdzie przy tylnym/bocznym wyjściu z parkingu jest kamera. Nie ma. Są przy głównym. Czemu? Bo tylne i boczne drzwi mają być zawsze zamknięte.
     Uwaga. Przyjeżdżają chłopcy i ich tour busy. Prawdopodobnie przed koncertem będą mieli sesję, wywiad, albo najzwyczajniej w świecie odpoczną w hotelu. Przyjeżdżają chłopcy i wysiadają.... Co dalej? Ochrona jest w tour busie, i na hali. Na parkingu NIKOGO NIE MA.
4) W końcu dwóch chłopców pójdzie. Krótko w serce. Pięć chłopców umrze.
     Dopiero dzisiaj rano zrozumiałam co oznacza W końcu dwóch chłopców pójdzie . Oznacza to, że z tych 3 osób, które będą o 20 czekać, pójdą dwie, a jedna z nich będzie prawdopodobnie pilnować, czy nikt nie idzie i im nie przeszkodzi. To te dwie osoby będą strzelać. Krótko w serce. Pięć chłopców umrze.  Nie muszę chyba nic tutaj wyjaśniać. Wiadomo co się stanie.
5) Czerwone ubrania, czarne czapki.
     ''MR X'' zdradził jak ich rozpoznać. Będą ubrani w czerwone ubrania i czarne czapki.
6)  Uważaj, Mr X wrócił. 8 Maj, 2014, Rio De Janeiro. To data do zapamiętania, rozpowszechnij na świecie, i spróbuj zapamiętać ten dzień. Tweetnij to, podziel się tym na instagramie, cokolwiek, gdzie chcesz, to zrób. 
     ''MR X'' chce, aby to się rozniosło po całym świecie. Chce sławy, prościej mówiąc. Oczekuje również, że się w to zaangażujemy. Czemu tak myślę?
7) Tylko bądź gotowy i powodzenia wam wszystkim. (..) Tick Tock, twój czas ucieka. Uratuj idoli. Miłej zabawy- X 
     Czarne na białym X- kimkolwiek on jest, chce, abyśmy go powstrzymali. Chce abyśmy rozwiązali wskazówki i coś z tym zrobili. To jest gra. A chłopcy są pionkami. Niestety.

     Taka jest moja teoria. Myślałam nad tym całe popołudnie i szczerze powiedziawszy trochę mnie to zaszokowało. Nie wiem, czy gdzieś nie popełniłam błędu, czy gdzieś coś źle zrozumiałam. Wiem jedno na sto procent. X nie jest głupi. Na 100% zmienią swoją ''pozycję'' na koncercie. Sokoro załóżmy wie o tym 50 osób, mają do wyboru 50 miejsc na całej hali, w różnych sektorach. On nie da się tak łatwo złapać.
     Podejrzewam, że również kolory ubrań będą inne. Możliwe, że będzie na odwrót: czarne ubrania, czerwone czapki...
     Modest! pewnie już o wszystkim wie. Kim dla nich są chłopcy? Żyłą złota... Przykro mi, ale muszę to powiedzieć. Dla nich liczy się tylko kasa jaką przez nich zdobędą, dlatego nie pozwolą, aby stracili grube miliony, bo komuś zachciało się strzelać do chłopaków. Jeżeli Modest! jest taki mądry, z pewnością rozgryzł już wszystkie wskazówki i wie co ma robić. Na pewno ochrona będzie wzmocniona, nie zdziwię się, jak każdy przed wejściem na koncert będzie przeszukiwany...
     ''MR X'' nie działa już sam. Ich jest więcej. Skoro Samanta miała dwa lata, aby wszystko dokładnie zaplanować, musiała się upewnić, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
     Na koniec dodam jedno. Czytając to wszystko od samego początku zdałam sobie sprawę, że oni będą przy drzwiach scenicznych, ale potem będą musieli przejść. Why? TIU. Przed każdym koncertem, kiedy chłopcy mieli wyjść na scenę, za kulisami było PEŁNO OSÓB. Technicy, ochrona, makijażyści i itp...

     Jaka jest wasza teoria? I co sądzicie o mojej? Nie każdy musi się z nią zgadzać, od razu mówię :D