niedziela, 28 września 2014

Urlop

Taaak. Zapewne czekacie na nowy odcinek. Chapter XXXV nie pojawi się dzisiaj, za co bardzo Was przepraszam. Chyba wszyscy zauważyli, że odcinki stają się krótsze, bardziej nudne... Dlatego, chcąc uchronić Was przez całkowitym zaśnięciem w trakcie czytania:
ZAWIESZAM BLOGA NA DWA TYGODNIE.

Wiem, ja też tego nie chcę, ale muszę odpocząć przez chwilę, nabrać jakiś nowych pomysłów i zacząć patrzeć na bloga tak samo jak na początku. Mam nadzieję, że nie odejdziecie, że poczekacie te 14 dni. 
W ciągu tych dwóch tygodni, znajdziecie mnie na blogu o Taylor ( Tokio Hotel), gdzie opublikuję epilog, oraz na blogu o Nieznajomym ( do końca zostały tam już tylko dwa odcinki). Kiedy tutaj wrócę, będę prowadzić już TYLKO dwa blogi, a nie jak teraz pięć.
See you soon i mam nadzieję, że zobaczymy się w tym samym gronie.
Kocham Was, i jeszcze raz przepraszam.
Zawieszenie to okropne słowo, nie lubię go używać, ani widzieć na jakimkolwiek blogu, dlatego... nazwę to inaczej. Biorę dwutygodniowy urlop :D O. I od razu inaczej brzmi... tak bardziej... pozytywniej.
Ch.
P.S. Blog znajdziecie również na Wattpad: KLIK

poniedziałek, 22 września 2014

Chapter XXXIV

******

Aliosn P.O.V.

     Z okrzykiem radości rzuciłam się na łóżko wypuszczając ze świstem powietrze. W progu pokoju, z uśmiechem na ustach stał Louis, ciągle trzymając moją torbę ze szpitala. Szatyn nie zgodził się na to,  abym niosła swoje rzeczy,  tłumacząc się tym,  że nikt nie chce widzieć mnie ponownie podpiętą do różnych maszyn. Wdałamsię z nim w małą kłótnie,  jednak mimo to nie udało mi się nic wskórać, a Louis został moim chłopcem na posiłki.
     Chłopak odłożył ją koło drzwi i pomału podszedł do mnie, a chwilę później leżał już na pościeli z rękami pod głową, wpatrując się w sufit. 
- Jak się czujesz?- zapytał przenosząc swój wzrok na mnie. Zażenowana przewróciłam oczami, uświadamiając sobie, że podczas ostatnich kilka minut ciągle słyszę to samo pytanie. Na samym początku zapytał się mnie o to Niall, potem Liam, Zayn, nawet Harry wykazał zainteresowanie moim stanem zdrowia. W domu, oczywiście rodzice, rzucili ten sam tekst, więc miałam nadzieję, że Louis odpuści. Jak widać...  Nie ma mowy. 
- Bardzo zabawne, wiesz?- rzuciłam podnosząc się i kładąc głowę na jego torsie. Jego ręka automatycznie powędrowała do moich włosów, bawiąc się jednym kosmykiem. Odkąd pamiętam, zawsze gdy leżeliśmy razem obok siebie, to była właśnie nasza pozycja. Na samym początku chłopcy myśleli, że jesteśmy parą, jednak po kilku razach, zdążyli się już przyzwyczaić do naszych zachowań. Gdyby jakiś postronny obserwator widział nasze zachowanie, na sto procent wziąłby nas za parę, wnioskując to z samego leżenia i obejmowania.
- No weź...- zaśmiał się przez co jego klatka piersiowa lekko zadrżała. - uwielbiam cię wkurzać...- dodał po chwili.
- Spadaj...- wymamrotałam, wpatrując się w sufit.- Louis... wyciąłeś torbę z mojego bagażnika?- zapytałam poprzypominając sobie o pieniądzach. Szatyn podniósł się, przez co natychmiast opadłam na łóżko. Obserwowałam jak podchodzi do szafy, otwiera ją, a po chwili na środku pokoju ląduje ogromna szara torba z pieniędzmi z wyścigu.
     Poderwałam się i upadłam na kolana obok torby, jednym szybkim ruchem otwierając zamek. Chwyciłam materiał, odwracając go do góry nogami, a po chwili do moich uszu dobiegł szelest spadających pieniędzy. Zmrużyłam oczy, widząc, że jest tego trochę za dużo.
- Nie... to niemożliwe- wyjąkałam szybko przeliczając gotówkę. Po kilku minutach zamknęłam oczy, chowając głowę w ramionach- Chan, ty idioto...
- Alison? Co jest?- usłyszałam głos Lou, a następnie poczułam jak przyciąga mnie do siebie.
- Chan nie zabrał swojej części...- wyjąkałam.- Zostawił mi całą wygraną... całe sto tysięcy.
     Chłopak delikatnie gładził mnie po ramieniu, wpatrując się w wysypane pieniądze. Cały czas zastanawiałam się, dlaczego Chan zostawił mi wszystko, nie zabierając swojej i chłopaków działki. Nie taka była umowa....
     Westchnęłam odsuwając się kolejny raz od ramion Tommo, niepewnie podchodząc do okna i wyglądając przez nie. Na podjeździe stał niebieski samochód z światłami na dachu. Policja. Cholera.
- Kurwa...- jęknęłam podbiegając do dywanu i z zawrotną prędkością, pakując pieniądze do torby.- Psy tutaj są... Schowaj ja gdzieś, nie mogą tego zobaczyć.
     Rzuciłam chłopakowi materiał, biegnąc w stronę łóżka i siadając na nim. Louis rozglądał się przez chwilę po pokoju, poczym szybko przeszedł do okna, otworzył go i wyrzucił torbę na zewnątrz. Przez chwilę nie było nic słychać, jednak po sekundzie do moich uszu dobiegł głośny plusk i krzyk zaskoczonego Harry'ego.
- Ej!- wrzasnął. Zaciekawiona podeszłam do chłopaka spoglądając w dół.- Co to było?
- Kopnij ją pod ścianę, nikt  nie może jej zobaczyć...- syknął, zamykając okno i odwracając się do mnie przodem. Z korytarza dobiegły do mnie kroku kilku osób. Już tu idą.- Alison... przepraszam za to.- rzucił, spoglądając na mnie.
     Zdezorientowana spojrzałam na chłopaka, kiedy nagle szybko zostałam przyciągnięta do niego, a nasze usta... zetknęły się. Zaszokowana odwzajemniłam pocałunek, a po chwili Louis podniósł mnie i oparł o ścianę. Instynktownie wsunęłam swoje ręce w jego włosy, przyciągając go bliżej siebie. O matko. Czy ja własnie całuję się z Louisem Tomlinsonem?
     Do naszych uszu dobiegło głośnie chrząkniecie, więc szatyn niechętnie odsunął się ode mnie, pozwalając mi stanąć na własnych nogach. Spojrzałam w stronę drzwi, gdzie zauważyłam dwójkę policjantów i zdezorientowanego Nialla.
- No... ja... - wyjąkał patrząc raz na mnie, raz na Lou.- Tomlinson musimy wyjść... pogadać.
     Louis westchnął, całując mnie w czoło i opuszczając mój pokój razem z blondynem. Zostałam sama z policjantami.
- Alison Evans, prawda?- Zapytał jeden z nich nieznacznie się uśmiechając. Skinęłam głową, podchodząc o łóżka i siadając na nim.- Chcemy panią przesłuchać w sprawie zabójstwa Chana Song. Czy jest nam pani w stanie odpowiedzieć na kilka pytań?
     Skinęłam głową, biorąc do ręki jedną z poduszek. Wygląda na to, że czeka mnie długi ranek.

Louis P.O.V.

     Cicho zamknąłem drzwi do pokoju Alison, schodząc po schodach do salonu. Na karku czułem ciepły oddech Horana, a po jego krokach mogłem wywnioskować, że jest wściekły. Rozumiałem go, na jego miejscu również bym był, gdybym przyłapał moją siostrę na całowaniu się z jakimś kolesiem, albo z jednym z moich przyjaciół. W sumie to cud, że nie rzucił się na mnie już w pokoju blondynki.
     Pewnym krokiem wkroczyłem do salonu i usiadłem na kanapie obok rozwalonego Zayna. Wyrwałem mu z dłoni piwo, odlewając sobie część do stojącego obok kubka. Mulat nawet nie drgnął, był przyzwyczajony, że alkohol, dość długo nie postoi w jego posiadaniu, kiedy znajdujemy się w tym samym pomieszczeniu. 
- Louis...- spojrzałem na stojącego przede mną Nialla.- Co to do cholery było?
     Wzruszyłem ramionami, przykładając szklankę do ust. Co miałem mu powiedzieć? Doskonale wszystko widział, więc nawet zaprzeczyć nie mam jak.
- Do diabła!- krzyknął podchodząc do mnie.- Powiedz mi po jaką cholerę całowałeś się z moją siostrą, kiedy masz dziewczynę?!
     Zaskoczony Zayn oderwał wzrok od telewizora, spoglądając na mnie i na Nialla. Westchnąłem cicho uświadamiając sobie, że nie mogę powiedzieć mu prawdy, skoro sam jej nie znałem. Nie miałem pojęcia dlaczego pocałowałem Alison... zresztą miałem ochotę uczynić to już od kilku dni.
     Uświadomiłem sobie w szpitalu, kiedy siedziałem obok niej i obserwowałem jej pocięte nadgarstki, że ta dziewczyna jest dla mnie cholernie ważna. Nie jak siostra, czy przyjaciółka. Inaczej... tak trochę... jak dziewczyna.
- Chwila, chwila, chwila...- zawołał Mulat, podnosząc się na równe nogi.- Czy ja dobrze usłyszałem? Tomlinson całował się z Evans?- zaśmiał się klaszcząc w dłonie.- Niall cię zapierdoli, Tommo.
- Zamknij się Zayn- warknąłem w jego stronę , skupiając swój wzrok na Horanie. Złożył ręce na piersi i wpatrywał się we mnie ze złością wymalowaną w oczach. Spuściłem wzrok na trzymany przez ze mnie kubek z alkoholem, nagle tracąc na niego chęć. Odstawiłem go na stolik, zaciskając dłonie w pięści. Do diabła. Czy ja zawsze muszę się w coś wpakować?
- Musisz powiedzieć o tym Eleanor...- blondyn westchnął siadając obok mnie.- Nie mam pojęcia co się wydarzyło, tam na górze, ale według mnie El, powinna o tym wiedzieć. Gdyby ona całowałaby się z innym, na pewni by ci o tym powiedziała.- dodał po chwili.
- Wiem... ale Niall... zrozum, ja... nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłem.- wymamrotałem gubiąc się.- Ja... Niall, nie mów nic Eleanor. Wkurzy się jak to usłyszy i ucierpi na tym Al, dobrze wiemy że się nawzajem nie lubią...- wystękałem patrząc błagalnie na przyjaciela. Blondynek po namyśle, skinął głową, a ja mogłem odetchnąć z ulgą. Eleanor nie dowie się moim wyskoku... mam nadzieję.
- Louis!- do salonu wpadł zdenerwowany i mokry Harry. W ręku trzymał torbę, którą wyrzuciłem z pokoju Alison. Kurwa.- Co to miało być?
- Cholera Harry...- jęknąłem zrywając się, biorąc torbę i wybiegając do ogrodu. Podbiegłem do najbliższego krzaka, gdzie wrzuciłem materiał wypchany mokrymi pieniędzmi.- Czego nie zrozumiałeś, w zdaniu: ''przesuń to pod ścianę''?- warknąłem w kierunku zdziwionego moim zachowaniem przyjaciela.
- Skąd masz tyle forsy?- zapytał, olewając moje pytanie. Zacisnąłem usta, rozglądając się dookoła.- Tam jest co najmniej ze sto tysięcy.
- Wiem...- warknąłem podchodząc do niego.- To jest kasa Alison. Policja nie może jej znaleźć.
- I dlatego wrzuciłeś torbę pełną pieniędzy do basenu?
     Wyminąłem chłopaka, wchodząc z powrotem do salonu. Czemu ja tak właściwie pomagam Al?

Alison P.O.V.

- Gdzie pani była w nocy, kiedy zginął pani przyjaciel?- padło pierwsze pytanie. Zacisnęłam zęby, żałując, że obok mnie nie było Lou... właśnie. Dlaczego mnie pocałował? Przecież... ma dziewczynę i to nie byle jaką. Piękna, szczupła, zabawna... fani ją uwielbiają... no przynajmniej ta część, która wierzy, że Louis nie jest gejem, a jest ich zdecydowanie mniejszość*. W sumie nawet niektóre Larry Shippers, nie mają nic do zarzucenia El, oprócz tego, że ''podobno'' jest brodą dla Lou i Harry'ego. Uwielbiam oglądając ich filmiki o wielkiej miłości Larry'ego na Youtube. Te dziewczyny są naprawdę genialne...- więc?
     Spojrzałam na policjanta kręcąc głową. Cholera, musiałam odlecieć.
- Zadzwonił do mnie w nocy i poprosił o spotkanie. Chciał pogadać o jednej dziewczynie w której się zakochał.- skłamałam.- Pojechałam do niego, gadaliśmy, potem odwiozłam go do domu... i... tyle.
- Nie wierzę ci- odezwał się mężczyzna stojący obok biurka, uważnie mi się przypatrując.- Brałaś udział w nielegalnych wyścigach. Odpowiesz za to.


********
*- Dla wyjaśnienia: Ja sama należę do grupy Larry Shipper i naprawdę nie hejtuję Eleanor.

Bardzo przepraszam za:
1) jakość tej notki ale niestety jestem chora i nie myślę, niestety
2) Bardzo krótki odcinek- przepraszam Was :(
3) Tydzień temu nie było odcinka, ponieważ miałam awarię w domu. Przyjaciółka potrzebowała mojej pomocy i... tak wyszło :(

+ chcę Wam podziękować. Za co? Otóż... za to:
( kliknijcie to się powiększy )

Padłam na zawał, kiedy to zobaczyłam. Dosłownie. Nie mam pojęcia jak mam wam dziękować za tyle wejść w CIĄGU JEDNEGO DNIA!
Kocham Was :D



niedziela, 7 września 2014

Chapter XXXIII

****

Alison P.O.V.

     Kolejny raz podrzuciłam telefon w powietrze, szybko go łapiąc. Przyjrzałam się dokładnie obudowie i szybce, zauważając niewielkie rysy na folijce, którą już dawno powinnam wymienić. Zmrużyłam oczy naciskając klawisz blokady, skupiając swój wzrok na tapecie. Śpiący Lou... nie byłabym sobą, gdybym nie umieściła takiego pięknego widoku na zdjęciu. I tak... całkiem przypadkiem ustawiłam ją sobie jako tapetę, nie miało to nic wspólnego z tym co do niego czuję... cholera.
     Moje uczucia względem szatyna nie zmalały jak sądziłam, wręcz przeciwnie - wzrosły. Coraz trudniej było mi się kontrolować przed tym, aby nie chwycić go za rękę i przytrzymać, albo pocałować. Zagryzałam mocno wargi za każdym razem, kiedy się do mnie zwracał, albo patrzył. Cholernie trudno było mi opanować przyśpieszone bicie serca, poprzez nieznośnie urządzenie przypięte do mnie. Za każdym razem, kiedy niekontrolowanie zaczęło pikać, miałam ochotę zapaść się pod ziemię i modlić się o to, aby nikt nie wpadł na to, dlaczego moje serce przyśpiesza za każdym razem, kiedy Louis znajduje się obok mnie.
     Zerknęłam na godzinę, ponownie blokując telefon i opierając głowę o poduszki. W sali szpitalnej na chwilę obecną przebywałam sama, jednak doskonale wiedziałam, że długo to nie potrwa. Lada chwila wpadnie któryś z chłopaków, albo ich dziewczyn, które zaraz po tym jak dowiedziały się o moim kolejnym już pobycie w szpitalu, spakowały najpotrzebniejsze rzeczy i przyleciały do Irlandii. Byłam zła na siebie, że przez moją głupotę, wszyscy się zlecieli, aby mieć na mnie oko i wspierać w tych trudnych chwilach. Gdybym nie podcięła sobie nadgarstków w łazience, do niczego by nie doszło i nie leżałabym teraz tutaj, tylko w swoim łóżku i użalała się nad sobą.
     Czasami przyłapywałam się na tym, że myślałam o Chanie. Brakowało mi tego radosnego Japończyka i plułam sobie w brodę, że przywiozłam go do domu. Mogłam pojechać okrężną drogą, powiedzieć, żeby nocował u mnie, cokolwiek, aby tylko nie wszedł do tego przeklętego domu. Chan nie był zły, owszem ścigała go policja, był poszukiwany, ale nigdy nie skrzywdził nawet muchy, zawsze starał się wszystkim w okół siebie pomóc, był dla mnie... jak starszy brat.
     Ponownie spojrzałam na wyłączony telefon, marszcząc brwi, kiedy ekran wesoło zamigotał sygnalizując wiadomość tekstową. Niechętnie wzięłam go do ręki, przesuwając palcem i czytając wiadomość.
''W jakiej sali leżysz?''
     Znieruchomiałam wpatrując się w nadawcę. Zack. Cholera, co on tu robi? I skąd wie, że jestem w szpitalu?
'' Skąd wiesz, że jestem w szpitalu?''
     Nie minęła nawet minuta, kiedy otrzymałam wiadomość zwrotną. Zack był zniewalająco szybki w odpisywaniu na SMSy. Czasami było to niemal błogosławieństwem, a niekiedy przekleństwem.
''Dowiesz się. Gadaj, chyba, że mamy wydusić to z tej uroczej pielęgniarki? Nie chcemy tracić czasu na niepotrzebne gówno...''
     Zrezygnowana, podałam przyjacielowi numer sali, czekając aż się zjawi z swoim towarzyszem. Nie miałam pojęcia kogo postanowił ciągnąć ze sobą, aż do Irlandii, a ciekawość zżerała mnie od środka. Niecierpliwe wpatrywałam się w drzwi prowadzące do mojej sali, nie chcąc przegapić, kiedy metalowa klamka opadnie w dół. 
     Kilka sekund później drewniana powłoka uchyliła się, a ja mogłam zobaczyć zmęczoną twarz bruneta i zdenerwowaną szatyna. Zamrugałam zaskoczona oczami orientując się, że za ogromnym chłopakiem, znajduje się o wiele chudszy i niższy mężczyzna z zarostem na twarzy. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się kogo on mi przypomina a po chwili...
- Erick!- wyrwało mi się, a na twarzy wymienionego pojawił się zmęczony uśmiech. Szybko przeszedł dzielące nas kilka metrów i mocno mnie przytulił. Zaskoczona nieśmiało objęłam chłopaka za szyję, zamykając oczy. Jak mi tego brakowało...
- Co ci przyszło do tej głupiej głowy?- wyrzucił z siebie, odsuwając mnie na długość swoich ramion.- Po jaką cholerę podcięłaś sobie żyły?
- Ja...- jąkałam się. Nie miałam bladego pojęcia co mam powiedzieć chłopakom. Cholera- czułam się winna...
- Winna?- zagrzmiał Zack siadając na krześle obok łóżka i krzyżując ręce na piersiach.- Czemu miałabyś czuć się winna?
- Bo gdybym przyjechała kilka minut później Chan by żył!- wykrzyczałam, czując jak łzy powoli zbierają mi się do oczu.
- Alison...- mruknął patrząc w moje oczy.- Ty nie zbiłaś Chana. W jego domu podłożona była bomba, reagująca na ruch, więc nawet gdybyście przyjechali później i tak by wybuchła z chwilą, kiedy Chan otworzył drzwi, Nic nie mogłaś na to poradzić.
     Spuściłam głowę, oplatając rękoma kolana i zaciskając mocno dłonie w pięści. Przez cały pobyt tutaj, starałam się trzymać z dala tematu śmierci Japończyka, ale jak widać... najprościej będzie jak się z nim zmierzę. Z moich ust wyrwał się cichy szloch, a urządzenie monitorujące pracę serca, zaczęło nieznośnie pikać.
- Uspokój się... nie możesz się tym przejmować bo się wykończysz...- usłyszałam. Wzięłam głęboki wdech, starając uspokoić rozszalałe serce.- Posłuchaj mnie...- poczułam jak wielkie i silne dłonie Zacka chwytają mnie za ramiona.- Wiem, że nie chcesz do tego wracać, ale musisz... musimy dowiedzieć się, kto za tym stoi. Opowiedz nam wszystko od samego początku.
     Podniosłam głowę wpatrując się w ciemne oczy chłopaka. Wiedziałam, ze Chan był również jego przyjacielem i zasługuje na to, aby dowiedzieć się jak zginął. Jeżeli uda im się znaleźć tego, który go zabił... będę im wdzięczna.

Niall P.O.V.

     Mocniej ścisnąłem kaptur wchodząc do szpitala. Wokół mnie kręciło się kilkoro reporterów, którzy z niewiadomych źródeł, dowiedzieli się, że One Diretion kręciło się po tych korytarzach. westchnąłem zrezygnowany, uświadamiając sobie, że trzeba będzie wyłożyć większą sumę pieniędzy, aby nikt nie pisną ani słowa o Alison.
     Nie wstydziłem się siostry. Wręcz przeciwnie, byłem z niej cholernie dumny, jednak... nie chciałem, aby przez moją sławę cierpiała. Doskonale wiem, co by się działo, gdyby media dowiedzieli się o jej istnieniu - wszędzie, gdziekolwiek by się ruszyła, byłaby obserwowana przez paparazzi, zostałaby wystawiona na języki, wszyscy by ja zaczęli krytykować... A gdyby dowiedzieli się, że została zamieniona w szpitalu, zaraz po urodzeniu -  dopiero byłaby wojna. Wszystko to co do tej pory robiłem, było z troski o Alison.
     Nigdy, nie mogłem być tak dumny z dziewczyny co teraz. Miała zniewalająco silną psychikę, sądziłem, że po śmierci swojego przyjaciela i bycia tego świadkiem - zamknie się w sobie, przez co będę musiał zostać na dłużej w Mullingar, aby do niej dotrzeć. A tym czasem, owszem, starannie unikała tematu wypadku, ale nie wyglądała na tak zdesperowaną, aby odciąć się od wszystkich.
     Zamrugałem oczami, przekraczając próg windy i wciskając guzik z odpowiednim piętrem gdzie leżała blondynka. Zrzuciłem z głowy kaptur przeglądając się w lustrze i poprawiając swoje zmierzwione włosy. Uśmiechnąłem się do swojego odbicia i niedbale oparłem się ramieniem o ścianę, odliczając kolejne piętra.
     Winda w końcu wydała z siebie charakterystyczny dźwięk i powolnym krokiem wyszedłem z niej kierując się w stronę korytarza pokoju Al. Po kilku metrach zatrzymałem się pod salą dziewczyny zaglądając do niej przez okienko, marszcząc brwi.
     Tyłem do mnie siedziało dwóch mężczyzn, którzy z niezmierną ciekawością przysłuchiwali się słowom blondynki. Jeden z nich, siedzący bliżej mnie, ubrany był w skórzaną kurtkę, która opinała jego mięśnie. Co chwilę rozluźniał i zaciskał dłoń, starając się opanować emocje. Jego towarzysz. wyglądał na zwykłego cherlaka bez mięśni. Widać było po jego postawie, że jest zmęczony i zdenerwowany. 
     Twarz Alison była cała blada z czerwonymi plamami na policzkach. Widziałem jak z jej oczu wypływają łzy i mocno zaciska dłoń na kołdrze. Zmrużyłem oczy zauważając jej trzęsącą się rękę. Kimkolwiek byli nieznajomi, zrobili coś przez co Ali... się popłakała.
     Zacisnąłem zęby, robiąc kilka kroków do przodu. Pora to zakończyć. Wyciągnąłem rękę, aby nacisnąć klamkę i...
- Pan Horan?- Do moich uszu dobiegł głos lekarza prowadzącego. Odwróciłem się i skinąłem głową.- Czy poświęci mi Pan chwilkę? Chcę omówić wyniki badań...- rzucił, a ja niepewnie zerknąłem na salę obok. Dziewczyna, wycierała policzki z łez, a jeden z mężczyzn usiadł obok niej i objął ramieniem. 
- Oczywiście.- mruknąłem wchodząc za lekarzem do gabinetu.

Alison P.O.V.

     Odetchnęłam głęboko, starając się uspokoić. Powrót do wydarzeń z kilku poprzednich godzin, nie był przyjemny, ale wiedziałam, że jestem to winna chłopakom. Kiedy tylko opuścili salę, chwyciłam poduszkę, przystawiłam ją do twarzy i krzyknęłam tak głośno jak tylko mogłam. Nie powiem, żebym poczuła się lepiej, ale chociaż pozbyłam się większość negatywnych emocji.
     Jakieś dziesięć minut po wyjściu Zacka i Ericka do sali wpadł uśmiechnięty Niall. Zmierzyłam go uważnie spojrzeniem, stwierdzając, że musiał się czegoś dowiedzieć. Blondynek, usiał na krześle i spojrzał na mnie przekrzywiając głowę.
- Co jest?- zapytałam po kilku minutach milczenia. Ciekawość jednak wzięła górę.
- Rozmawiałem z twoim lekarzem- rzucił klaszcząc w dłonie. Uniosłam zaskoczona brwi. Zachowywał się jak małe dziecko.
- I?- dodałam, kiedy nie kontynuował.
- Iiiii.... jutro z samego rana, zabieram cię do domu!- wykrzyczał uśmiechając się. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, a po chwili zaczęłam się głośno śmiać z wygibasów brata. Latał po całej sali i cieszył jak małe dziecko z otrzymanego właśnie lizaka.- A więc... jutro zabieram cię na zakupy i nie znoszę sprzeciwu!- krzyknął kiedy w końcu się uspokoił.
     Wzruszyłam ramionami. I tak mu nie odmówię... nie ma szans.

*********
Okej.... a więc...
1) Przepraszam, że odcinka nie było w środę. Zaczęła się szkoła ( a idź do diabła) a ja jestem w 2 LO więc weszły mi już rozszerzenia ( polski, historia, angielski ) i szczerze mówiąc mam ogromy nawał prac. Pierwszy tydzień a ja już mam zapowiedzianą kartkówkę, sprawdzian i wypracowanie + 27 lektur do przeczytania T___T
2) Postaram się jakoś wbić na kilka godzin w środy i MOŻE dodać odcinek, ale nie obiecuję. Kiedy tylko ten szał minie, obiecuję, że będę dodawać więcej :D
3) Blog o Dan i Liamie... A więc... nie wyrobiłam się z nowym odcinkiem - przepraszam. Prace nad blogiem ruszą, kiedy otrzymam nowy szablon :P
4) Ponownie zabieram się za zakładkę SPAM... spokojnie, zaczynam wszystko ogarniać.
5) Ktoś zasugerował, abym zaczęła publikować opowiadanie również na wattpadzie... Czy ktoś może mi powiedzieć co to dokładnie jest? >.< 
6) Mam prośbę do Was. Czy możecie napisać co sądzicie o moim blogu? Tak szczerze? I czy historia zaczęła Was nudzić, czy ( jeszcze ) nie....
Dziękuję!
7) Ogłaszam konkurs, na dalsze losy Al. Piszcie w komentarzu, jak myślicie co się wydarzy w kolejnym odcinku, a ja najciekawszy pomysł wybiorę i na jego podstawie napisze odcinek :D
8) Blogspot zaczyna coś zmieniać... najpierw czcionka, teraz panel... Ja nie chce!!

18 komentarzy = next!