poniedziałek, 28 lipca 2014

Niespodzianka: Imaginy!

Tak jak obiecałam: imaginy, które będą zapowiadać to co będzie się działo w kolejnych odcinkach. 
Aby wilk był syty, a owca ( w miarę ) cała: nie przywiązujcie uwagi do głównych bohaterów tych imaginów- w opowiadaniu będą zmienieni :D
Uwaga: Sytuacje opisane w imaginach: niektóre z nich będą IDENTYCZNE w opowiadaniu, w innych chodzi tyko o główny motyw. I zadanie dla Was! ( jego treść na samym końcu postu!)

A więc:.... Świętujemy 7 miesiąc istnienia bloga! 

*****
1)

Ty: Bądź ostrożny...
Li: Zawsze jestem.
Ty: ... będę tęsknić.
Li: Hej, nie płacz, ja też będę tęsknić za Tobą, księżniczko.


2)

Harry jest w trasie, kiedy dowiedział się, że twój były nie daje ci spokoju, dlatego postanowił wrócić do Ciebie jak najszybciej. Kiedy pojawia się w Londynie, dowiaduje się, że zostałaś pobita i leżysz w szpitalu, gdzie natychmiast jedzie. Na miejscu rozmawia z lekarzami o twoim stanie. 
L: Pańska dziewczyna, została ciężko pobita... to cud, że żyje.



3)

Do Zayn'a dzwoni twoja mama cała zapłakana:
TM: Zayn... [T.I]... ona... zaginęła...
Z:
*szepcze do siebie* To niemożliwe...

4) 

*opowiadasz Louisowi film, który ostatnio widziałaś*
Ty:... no i wtedy on się na nią rzucił, przygwoździł do ściany i chciał ją zgwałcić i... Lou?
Lo:
Ty: No nie, znowu...?

5)

Od kilku dni męczą cię koszmary, co noc budzisz się z krzykiem płacząc. Niall martwi się o Ciebie i stara się Ci pomóc, uspokajając w nocy:
N: Cii... spokojnie [T.I] to był tylko zły sen. Jestem tutaj, nic ci nie grozi...


6)

Liam bije się z twoim byłym, który Ci groził:



7)

Jesteś w ciąży z Zayn'em, lada chwila masz rodzić. Chłopak bardzo tęskni za swoją rodziną w Bradford, więc zmusiłaś go aby do nich pojechał. Kiedy jest na miejscu dostaje telefon od przerażonego Niall'a, który się Tobą opiekował na czas jego nieobecności:
N: ONA RODZI!!!
Zayn bez zastanowienia wsiadł do samochodu i popędził do Ciebie do szpitala.



8)

One Direction jest w trakcie wywiadu. Louis jest ciągle nieobecny i smutny, ponieważ rano z nim zerwałaś.
R: Louis jak tam u ciebie i [T.I]?
Lo: Nie ma już ''nas''...


9)

Jesteś dziewczyną Harry'ego, przez co dostajesz masę hejtów ze strony fanów. Jesteś załamana, ponieważ chciałaś, aby fani cię zaakceptowali szczególnie, że sama do nich należysz. Hazz nie może patrzeć na to jak cierpisz, dlatego podczas wywiadu prosi fanów, aby dali Ci spokój:
H: Rozumiem, że większość z Was sądzi, że [T.I] nie jest dla mnie i jest ze mną głównie dla pieniędzy, ale błagam Was... Kocham [T.I], jesteśmy razem szczęśliwi, a ona jest naprawdę cudowną osobą. Proszę zaakceptujcie w końcu ten fakt. Obrażając ją, obrażacie również mnie...



10)

R: Niall czy to prawda, że ty i [T.I] jesteście zaręczeni?
N:
R: Więc nie ma szans na to, abyście zerwali?
N:
R: Czyli nie?

N: Absolutnie nie.

*****
OK. Zdaje sobie sprawę, że imaginy nie są z najwyższej półki... ;) 
Zadanie dla Was: Jak myślicie, jaki motyw przewodni jest w imaginiach? Podpowiedź ( pewnie oczywista, ale co tam ) : W każdym imaginie jest inny motyw!

Odpowiadajcie w komentarzach!
P.S. Jeśli odgadniecie motywy, będziecie wiedzieć co się wydarzy w najbliższym czasie u Alison, a możecie być pewni... już kolorowo nie będzie :P

--------------------Rozwiązanie-----------------
Będę tutaj umieszczać tematy przewodnie każdego imagina, który JUŻ POJAWIŁ SIĘ W OPOWIADANIU i rozdział w którym go znajdziecie.

1)
 Motyw przewodni:
Wyjazd chłopców w trasę koncertową | Chapter XXIX 

Ogłoszenie/ Podsumowanie/Niespodzianka

Okej, już wszystko wiem. Na Mazury wyjeżdżam DZISIAJ W NOCY i będę tam... prawdopodobnie do 6.08. ALE 7 labo 8 mam wizytę u lekarza, więc odcinek pojawi się jakoś po 9.08.
Mam nadzieję, że będziecie czekać, a teraz zapraszam Was na małe podsumowanie:

1) Do tej pory na bloga weszło osób:

Prawie 33 tysiące... dziękuję Wam bardzo! 

2) W obserwatorach bloga do tej pory jest:

35 osób! Nie sądziłam, że będzie Was aż tyle... jesteście kochani :)

3)W sondach wzięło udział:

Swoją drogą nadal nie mogę uwierzyć, że 7 osób chce aby Al była z Niall'em... ze swoim bratem? :D

4) Odcinek, który miał do tej pory najwięcej wyświetleń to:

Chyba dostałam zawału... 

5) Odcinek który miał najwięcej komentarzy to:
a) kiedy dawałam limit komentarzy np. od 25 komentarzy...



b) kiedy ściągnęłam limit i zostawiłam od 10komentarzy....

WOW... jestem z Was dumna :D

6) Odbiorcy...

Taaaaaaak... *ociera łzę wzruszenia*
Czy mówiłam że Was kocham?

7) Opublikowanych postów, rozdziałów do tej pory:

Ogółem wszystkich postów opublikowanych na tym blogu jest: 35
Liczba rozdziałów: 28
Data założenia bloga: 28 stycznia 2014 rok.
Czyli DOKŁADNIE DZISIAJ blog ma 7 miesięcy... T.T


Naprawdę nie wiem jak Wam podziękować... minęło już 7 miesięcy a Wy nadal ze mną jesteście. 
Z racji tego, że dzisiaj przypada tak jakby ''rocznica'' wieczorem opublikuję niespodziankę dla Was... nie nie będzie to następny rozdział ( chciałabym) ale... będą to imaginy z gifami ( króciutkie), które UWAGA: BĘDĄ ZAPOWIADAĆ TO CO SIĘ WYDARZY W NASTĘPNYCH ODCINKACH! OCZYWIŚCIE IMIONA CHŁOPCÓW/ SYTUACJE BĘDĄ ZMIENIONE, ŻEBYŚCIE ZA DUŻO SIĘ NIE DOMYŚLILI... :P
Całuję Was mocno!
Charlie xx

piątek, 25 lipca 2014

Chapter XXVIII cz. 2

PRZECZYTAJ NOTKĘ NA CZERWONO NA KOŃCU ROZDZIAŁU!  

******   

     Jeszcze za nim przekroczyłam próg domu, do moich uszu dobiegły hałasy wywoływane przez chłopaków. Westchnęłam cicho otwierając drzwi i natychmiast uchylając się przed latającymi bokserkami... Hazzy...? Tak... to były chyba jego.
- Co jest kurwa?- mruknęłam wchodząc w salonu. Rozejrzałam się dokoła zdając sobie sprawę, że cała żyjąca tutaj populacja małp znajduje się teraz na piętrze, gdzie tworzą niemiłosierny bałagan. Wzruszyłam ramionami opadając na kanapę, włączając w tym samym czasie telewizor.
- Już za dwa dni rozpocznie się światowa trasa koncertowa zespołu One Direction.- mówił spiker- Emocje z dnia na dzień rosną, a fani już nie mogą się doczekać koncertów! Czy zespół nie zawiedzie swoich wielbicieli i da im naprawdę ogromne i pełne wrażeń show? Czekamy na pierwsze relacje z koncertów!
- Chyba serio ci się nudzi...- usłyszałam czyiś cichy szept koło mojego ucha. Podskoczyłam przerażona odwracając się.... Louis. Mogłam się tego spodziewać.
- Tomlinosn- syknęłam łapiąc się za serce. Już drugi raz mnie tak przeraził.- Czy tobie już całkowicie padło na mózg? To drugi raz, kiedy mnie straszysz!
     Chłopak zaśmiał się, chwytając mnie za rękę i podnosząc z kanapy. Spojrzałam na niego zdezorientowana, kiedy chwycił leżące na stoliku klucze do ''mojego'' auta i wyciągnął mnie przed dom. Skinął głową wskazując mi miejsce pasażera, a sam zajął miejsce kierowcy, odpalając silnik.
-Emmm... Lou? Gdzie jedziemy?- zmarszczyłam brwi, obserwując drogę przede mną. Kierowaliśmy się w stronę centrum miasta. Co on kombinuje?
- Musimy uczcić twój pierwszy dzień w szkole, czyż nie?- zawołał uśmiechając się pod nosem. Przekrzywiłam głowę zastanawiając się, o co może mu chodzić. W sumie... nigdy za bardzo nie rozumiałam Lou. Jego myśli chodziły innymi ścieżkami niż większości ludzi. To w końcu Tomlinson.
     Oparłam głowę na zagłówku zamykając oczy. Zostało jeszcze dwa miesiąca chodzenia do szkoły, a potem upragnione przez wszystkich wakacje. Ciekawe co będę w nie robić. Gdy mieszkałam w Anglii zawsze przyjeżdżałam do Irlandii na dwa tygodnie, aby zamulać nad basenem, a teraz?
     Podniosłam się na fotelu ściągając marynarkę i rozwiązując krawat. Niby do wakacji jeszcze kawał czasu, a jednak jest cholernie ciepło. Nie wiem co bym zrobiła, gdybyśmy nie mieli basenu w ogrodzie. Ugotowałabym się jak nic.
- Ej, księżniczko, otwórz swe oczęta...- zawołał Lou po kilku minutach. Leniwie spełniłam jego prośbę rozglądając się w koło. Staliśmy przed wielkim budynkiem z napisem ''Kręgielnia''- Chodź.- rzucił wysiadając z auta. Zdziwiona otworzyłam drzwi stając obok chłopaka, który zamykał auto. Chwycił mnie mocno za rękę ciągnąć w stronę wejścia.
     Przeszliśmy przez szeroki korytarz, aż zatrzymaliśmy się przed dobrze zbudowanym, wysokim mężczyzną ubranym w obcisły czarny t-shirt. Zmierzył nas uważnie spojrzeniem, zatrzymując swój wzrok na mnie. Zadrżałam pod jego wpływem, przysuwając się bliżej szatyna. Lou szybko objął mnie w pasie, uspokajająco gładząc mnie po ramieniu.
- Jest ze mną- rzucił chłodno, groźnie mierząc ochroniarza spojrzeniem. Nieznajomy wywrócił oczami odsuwając się od wielkich drzwi, przepuszczając nas. Odetchnęłam z ulgą, kiedy facet został za nami.- Spokojnie, robią to dla ochrony. Nieletni nie może tutaj wejść bez osoby dorosłej- wyjaśnił kierując nas w stronę kasy.- Rezerwacja na nazwisko Tomlinson- powiedział do pracownika za kontuarem. Chłopak ze znudzoną miną spojrzał w komputer wpisując coś, a następnie podając nam dwie pary butów. Zmarszczyłam brwi zaciekawiona. Skąd Lou wiedział jaki mam rozmiar?
-Chodź...- zawołał chłopak biorąc do ręki buty, a drugą ciągle oplatając mnie w pasie. Skierowaliśmy się w stronę najdalej położonego toru, który aż tak nie rzucał się w oczy. Odebrałam od szatyna buty, zmieniając je i patrząc na tor.
-Lou...- zaczęłam- nie wiem czy wiesz, ale ja nigdy nie byłam na kręglach. Nie umiem w to grać...- zerknęłam na sąsiednie tory, gdzie obcy ludzie rzucali ogromnymi kulami i zbijali stojące na samym końcu kręgle.
- Nie ma problemu, nauczę cię- uśmiechnął się do mnie, biorąc do ręki czerwoną kulę.- Najważniejszy jest zamach. Musisz tylko porządnie się zamachnąć i...- powiedział wyrzucając rękę do tyłu i szybko wypuszczając kulę na tor- upuścić ją, a potem obserwować.
     Uważnie śledziłam wzrokiem tor kuli. Łagodnie szła środkiem toru, zbijając tym samym wszystkie kręgle jakie miała na swojej drodze. 
- Twoja kolej- zawołał podając mi kolejną kulę. Wzięłam ją niepewnie do rąk podchodząc do początku naszego toru. Zagryzłam wargę analizując kolejne ruchy. Nagle poczułam ciepłe, silne dłonie na moich biodrach. Zadrżałam zdając sobie sprawę, że był to Louis. Jego dłonie przez kilka sekund gładziły skórę na moich brzuchu, przesuwając się w górę, aż do ramion. Delikatnie chwycił mnie za prawą rękę przekładając do niej kulę i wkładając moje palce w dziurki, abym mogła ją utrzymać.- A teraz... delikatnie odchyl dłoń do tyłu...- mruknął do mojego ucha, nakierowując moją rękę. Czułam jak moje policzki pieką mnie żywym ogniem. Co ten kretyn ze mną wyprawia?- I... teraz upuść- powiedział, kiedy moja ręka ponownie znalazła się nad torem. Wyswobodziłam palce z kuli, obserwując jak uderza w kręgle, zbijając wszystkie poza jedną. - Brawo! Jak na początek idzie ci doskonale!- zaśmiał się kładąc swoją głowę na moim ramieniu. 
     Uśmiechnęłam się pod nosem zerkając na niego. W tej chwili wyglądał jak małe radosne dziecko, które dostało swoją upragnioną zabawkę. Rzadko go takim widziałam, a powinien częściej się uśmiechać... tak podzielam zdanie miliona fanek, które uważają, że uśmiech Lou jest najpiękniejszy na świecie. 
- Przebijesz mnie?- zmrużyłam oczy obserwując szatyna. Przekrzywił głowę zaciekawiony.
- Rzucasz mi wzywanie?- zapytał poruszając znacząco brwiami. Zaśmiałam się, kiwając głową i podając mu do ręki kulę. Chwilę później pokręciłam głową z niedowierzaniem, widząc śmiejącego się Tomlinosna.- wszystkie zbite... pokonasz mnie?- ukłonił się.
     Wzięłam do ręki kulę i tak jak przed chwilą zrobił to Tommo, puściłam ją na tor. Chwilę później dorównałam wynikiem przyjacielowi. Graliśmy na zmianę przez dwie godziny, aż w końcu Lou oddał ostatni rzut i... wygrał.
- Tak! Wygrałem!- krzyknął podbiegając do mnie i chwytając w pasie.- WYGRAŁEM!!!- wykrzyczał okręcając się ze mną do koła. Zaśmiałam się, mocno chwytając go za szyję i oplatając swoimi nogami jego biodra.
- Puść mnie wariacie- zawołałam przez śmiech. Chłopak pokręcił głową uśmiechając się do mnie łobuzersko. O nie.- Ej Lou... proszę cię wypuść mnie- spojrzałam w jego oczy, mając nadzieję, że to podziała. Szatyn pokręcił przecząco głową.- Dobra... co chcesz w zamian?
- No jak to co? Całusa dla zwycięzcy!- uśmiechnął się, stukając palcem wskazującym w środek policzka. Prychnęłam cicho pod nosem przybliżając się do niego i spełniając jego prośbę.
     Chwilę potem stałam już prawie na własnych nogach. Dlaczego prawie? Louis mocno przyciągną mnie do swojej klatki piersiowej uważnie obserwując. Splunęłam rumieńcem wyswobadzając się z jego ramion.
-Dobra panie zwycięzco... idziemy coś zjeść, bo ta rywalizacja kompletnie mnie wymęczyła.- rzuciłam ściągając wypożyczone buty i zakładając szpilki. Po chwili wychodziliśmy z budynku, kierując się w stronę pobliskiej pizzerii. Kątem oka zerknęłam na chłopka.
     Nadal dziwiłam się, ze nie zaczepiła nas ani jedna fanka. Louis nie był przebrany, wyglądał tak jak zawsze, a mimo to, nie napadła na nas ogromna chmara rozszalałych fanek czy reporterów jak w sytuacji z Zayn'em. Zresztą tak było nawet lepiej. Nie chciałam wylądować w gazecie z dopiskiem ''siostra Horan'a''. Chcę być normalną nastolatką, tak długo jak to możliwe.
     Weszliśmy do ogromnego wnętrza pizzerii, której motywem przewodnim było USA. Pierwsze co rzuciło się w oczy to ogromna flaga stanów Zjednoczonych wisząca naprzeciwko wejścia. Amerykańska knajpka... rewelacyjnie. Skierowaliśmy się w stronę najbardziej odległego stolika nie chcąc ryzykować bliskim spotkaniem z fanami albo reporterami. Mimo, ze to tej pory nic takiego się nie zdarzyło, nadal istnieje ryzyko ich spotkania.
     Opadłam na czerwoną kanapę, a sekundę później obok mnie siedział Lou. Objął mnie ramieniem biorąc do ręki kartkę z menu. Przygryzłam wargę... wyglądał tak perfekcyjnie...
-Jaką pizze wybierasz?- zapytał szatyn wpatrując się w kartę. Szybko przeleciałam wzrokiem po spisie nie wyłapując niczego ciekawego.
- Zdaje się na ciebie- rzuciłam przeciągając się. Palce Tomlinsona radośnie łaskotały moje ramię, przyprawiając mnie o dreszcze.
- Słyszałem, że z owocami morza jest idealna- mruknął podnosząc się z miejsca i kierując się w stronę kasy. Rozejrzałam się dookoła uważnie lustrując pomieszczenie. Typowa amerykańska pizzeria. w środku oprócz nas było jeszcze kilkoro ludzi radośnie rozmawiający i zajadający się pizzą.- Będzie gotowa za 15 minut.- podskoczyłam słysząc głos chłopaka. Zaśmiał się cicho i ponownie siadł obok mnie, biorąc do ręki kosmyk moich włosów.- To jak opowiesz mi o swoim pierwszym dniu w szkole? Komu już dokopałaś?
      Wzruszyłam ramionami zaczynając opowiadać jak minął mi dzień. Louis z uwagą mnie słuchał od czasu do czasu wybuchając śmiechem. Nie mam pojęcia co go tak musiało rozbawić, ale postanowiłam go o to nie pytać.
- Państwa pizza- naszą rozmowę przerwała kelnerka, która przyniosła naszą pizzę. Zerknęłam na kobietę, która pożerała Louisa wzrokiem. Uniosłam jedną brew do góry zagryzając wargę, aby nie wybuchnąć śmiechem.
- Dziękujemy- odezwałam się. Kobieta przeniosła na mnie swój wzrok i zwęziła oczy. Mruknęła ciche ''smacznego'' i odeszła.
- Co to było?- zaśmiał się Lou biorąc do ręki jeden kawałek. Wzruszyłam ramionami, robiąc niewinną minę. Spojrzałam na pizzę, niepewnie biorąc do ręki jeden kawałek.
- Nie ma tutaj ośmiornicy?- zapytałam niepewnie odgryzając kawałek.
-Spokojna głowa... na będzie tutaj żadnego ośmionogiego stwora..- zawołał śmiejąc się. Wywróciłam oczami żując ciasto i słuchając opowiadań Lou i przygotowaniach do trasy. Nawet nie miałam pojęcia o nawale pracy przed trasą.
     Zerknęłam na kolejny kawałek pizzy zauważając bladoróżową nogę z czarnymi przyssawkami. skrzywiłam się zdejmując ją i odkładając na talerz. Szatyn spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Małże - okej, ale ośmiornica... już nie- powiedziałam. Louis wywrócił oczami mrucząc pod nosem ''dziewczyny''- Jak tam u Eleanor...?- skrzywiłam się kiedy wypowiadałam jej imię. Nie wiedziałam tej dziewczyny jakiś rok i miałam nadzieję, że nie zobaczę przez najbliższe kilka miesięcy.
- Jest w Anglii, za parę tygodni skończy studia... a potem przyleci do nas- uśmiechnął się a w jego oczach mogłam zauważyć promyki szczęścia. Tak... Louis naprawdę ją kochał....

******

     Wysoka, szczupła szatynka, wpadła do pokoju, od razu zostając przyciśnięta do ściany za jej plecami. Jej usta zachłannie poszukiwały ust drugiej osoby, a gdy je znalazły wpiły się nie, jakby nie widziały ich kilka lat. Chłopak uniósł dziewczynę za uda, a ta, aby chłopak nie stracił równowagi - oplotła swoimi nogami jego biodra.
- Jesteś pewna, ze nikt nas nie widział?- wyspał do jej ucha, pozbywając się jej bluzki.
- Tak...- jęknęła.
- A twój chłopak?- rzucił kolejne pytanie. Dziewczyna nie odpowiedziała tylko ściągnęła z niego koszulkę składając na jego klatce piersiowej zachłanne pocałunki.- Eleanor...- warknął odrywając się od niej i zmuszając do odpowiedzi.
- Jego tu nie ma Max. Jest w Irlandii... nie dowie się- wzruszyła ramionami zrzucając buty i znikając z chłopakiem w sypialni.


************

Wróciłam. Taaaak. Przepraszam, że nie było odcinka w zeszłym tygodniu... ale wpadłam w dół twórczy i nie mogłam nic napisać. Ten odcinek również nie wygląda tak jak miał wyglądać, za co przepraszam. Całkowicie schrzaniłam scenę w pizzerii... mam nadzieję, że kręgle to nieco... zamaskują :P
Dziękuję za 34 obserwatorów!

I UWAGA WAŻNE OGŁOSZENIE!!!
w przyszłym tygodniu ( nie wiem dokładnie kiedy ) jadę do babci na Mazury... tata musi się nią zaopiekować przez jakiś czas, a ja jadę tam z nim, dlatego:
1) odcinka w przyszłym tygodniu  NIE BĘDZIE
2) nie mam pojęcia czy w kolejnym tygodniu również się pojawi...
Babcia mieszka na wsi, gdzie czasami nawet zasięgu nie ma ( kill me T.T ) a o internecie mowy nie ma. Prawdopodobnie będziemy u babci 2 tygodnie, więc odcinka spodziewajcie się od 11. 08, chociaż NIC NIE OBIECUJĘ BO NIE WIEM ILE TAM BĘDZIEMY.
Mam nadzieję, że będziecie czekać... 
Postaram się jeszcze napisać w poniedziałek dokładniejsze informacje na temat mojego wyjazdu.
JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM ZA OPÓŹNIENIE Z TYM ODCINKIEM!


niedziela, 13 lipca 2014

Chapter XXVIII cz.1


***********

     Nerwowym spojrzeniem wpatrywałam się w oszklone drzwi prowadzące do piekła zwanego przez wszystkich szkołą. Raz po raz byłam szturchana przez zmierzające osoby do wnętrza budynku i obrzucona ciekawskim spojrzeniem. Już na parkingu wzbudziłam niemałe zainteresowanie swoją osobą. Może konkretnie nie ja, a samochód. Mogłam się spodziewać, że takie cacka nie jeżdżą tutaj codziennie, ale nie byłam w stanie przewidzieć reakcji uczniów. Zatrzymywali się, pokazywali mnie palcem i z niedowierzaniem wpatrywali się to we mnie, to w samochód. I ja liczyłam na to, że uda mi się dojść niespostrzeżenie do szkolnej szafki? Hahaha... dobre sobie.
     ''Ogarnij się dziewczyno! Stoisz już kilka minut na dziedzińcu. Lada chwila, a wezmą cię za chorą umysłowo!'' Westchnęłam powoli kierując się w stronę wejścia. Oczywiście tak jak pozostała część uczniów tej beznadziejnej szkoły miałam na sobie mundurek, który był ''nieco'' zmodyfikowany. Wczoraj wieczorem zadzwoniła do mnie Harriet podsuwając pomysł na ''upiększenie'' mundurku. Swoją drogą, pomysł był rewelacyjny.
     Zwykłe rajstopy zastąpiłam czarnymi zakolanówkami, a buty wymieniłam na czarne szpilki z ćwiekami z tyłu. Najdłużej wahałam się przy szmacie, która miała nazywać się ''spódnicą''. Harriet zaproponowała aby zostawić ją tak jak jest, jednak dla mnie... ona była kompletnie bez gustu, za szeroka i zdecydowanie za długa, dlatego minimalnie ją skróciłam i zwęziłam. Przynajmniej będę w tym czymś wyglądać jak człowiek. W kwestii marynarki zgodziłyśmy się bez dwóch zdań. Materiał, który był o dwa rozmiary za duży, wystarczyło zwęzić i odciąć zbędne kawałki, tak aby idealnie współgrała z spódnicą... a nie przepraszam, po poprawkach stała się spódniczką. Koszula... jako jedyna nie uległa tak ogromnej zmianie...została tylko delikatne zwężona i skrócona. Nie rozumiem dlaczego wszystkie szkoły zamawiają tak duże rozmiary dla dziewczyn. przecież wiadomo, że będziemy się w tym topić.
     Włosy lekko natapirowałam, pozwalając im łagodnie opaść na moje ramiona. A jeżeli chodzi o makijaż... Nie mogą zabronić mi chodzenia przynajmniej w podkładzie, tuszu do rzęs i błyszczyku. Powinni się cieszyć, że zrezygnowałam z większości kosmetyków, których używałam.
     Reakcja chłopaków kiedy mnie zobaczyli tego ranka w kuchni - bezcenna. Oczywiście Niall jak każdy ''rozsądny'' starszy brat zaczął krzyczeć, że nie wpuszczą mnie tak do szkoły. Szczerze? Gdyby jego wizja się sprawdziła, byłabym najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Najbardziej zaskoczyła mnie reakcja Louisa. Chłopak uważnie zmierzył mnie spojrzeniem, a na jego twarzy pojawił się bezczelny uśmieszek. Ciągle pamiętałam jego ''metodę'' na wyciągniecie ode mnie istotnych wiadomości i nie powiem, ze mi się to nie podobało, wręcz przeciwnie, ale wiedziałam, ze dla niego to nic nie znaczyło. Miał dziewczynę, sukę co prawda, ale mimo wszystko, ona nadal jest ''jedyną kobietą'' w życiu Lou.
- Alison!- z rozmyślań wyrwał mnie radosny głos Harriet- wyglądasz rewelacyjnie!- zaśmiała się obchodząc mnie dookoła.- Stara Dolly wpadnie w szał jak cię zobaczy.
- Kto to jest?- rzuciłam marszcząc brwi. Stara Dolly? Urzekające przezwisko.
- Woźna.. jest wstrętna- mruknęła dziewczyna odsuwając się ode mnie. Zmierzyłam ją spojrzeniem z ulgą stwierdzając, że wygląda podobnie jak ja. Jak widać popularni mają gdzieś zasady tej szkoły.- Okej, chodźmy. Pokaże ci szafkę, a potem resztę szkoły.
     Skierowałyśmy się w stronę rzędu szafek, z różnymi cyframi, gdzie stało już kilkanaście uczniów. Wszyscy zaciekawieni spoglądali na mnie, ale kiedy zauważali różowowłosą przy moim boku, momentalnie odwracali wzrok. Wygląda na to, że dziewczyna cieszy się tutaj niemałym szacunkiem.
     Bez problemu odnalazłam swoją własność, która będzie mi towarzyszyła przez kolejny rok. Wpisałam kod, otwierając ją i wrzucając do niej wszystkie książki jakie tylko miałam. Nie będę ich tachać ze sobą. Na drzwiczkach powiesiłam plan lekcji, zerkając na niego. Jako pierwszą lekcję mam... matematykę. No nie.
- Mamy teraz matematykę, ale spokojnie. Foster jest stary i przygłuchy, więc na jego lekcji można robić co się chce.- rzuciła moja towarzyszka bawiąc się jabłkiem.- dobra, pokaże ci salę gimnastyczną, gdzie o tej porze będą największe ciacha w szkole... i mój wkurzający brat.- mówiąc to wywróciła oczami z zażenowaniem.
     Dziewczyna w podskokach pobiegła przed siebie, a ja ledwo powstrzymując śmiech udałam się za nią. Wyszłyśmy zza łuku, gdzie znajdowało się wejście do sporej rozmiarów sali. Niepewnie weszłam do środka, od razu zauważając różową czuprynę koleżanki... chyba mogę ją tak nazwać?
- Al, chodź do nas!- krzyknęła tym samym skupiając na mnie uwagę wszystkich w sali. Dzięki Harriet, naprawdę mi kurwa pomogłaś! myślałam czując jak moje policzki stają się całe czerwone.
- Kogo moje oczy widzą? Czy to nie jest czasami nasza znajoma chłopaki?- zawołał wysoki brunet podchodząc do mnie. Spojrzałam na niego lekko przekrzywiając głowę. Gdzie ja cię widziałam kolego...
- Caleb?- rzuciłam cicho niepewna. Chłopak skinął głową tym samym wywołując na mojej twarzy uśmiech- jesteś w drużynie futbolowej? I nic nie mówiłeś?- powiedziałam zaskoczona.
- Tylko mi nie mów, że wierzysz w stereotyp ''chwalący się wszystkim kapitan drużyny''- przewrócił oczami. Zaśmiałam się kiwając głową, na co chłopak wydał z siebie jęknięcie pełne zawodu.- No nie... Miałaś rację co do tego, że nie jesteś grzeczną dziewczynką. Miałaś się tutaj pojawić półtora tygodnia temu- rzucił łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc w stronę drużyny.- Nawiałaś bratu?
- Coś w tym rodzaju... a potem wylądowałam w szpitalu, nieciekawa historia.- mruknęłam speszona.
     Siostra chłopka momentalnie znalazła się obok nas uśmiechając się w stronę brata, chwytając mnie pod ramię i odciągając od sportowca.
- Wybacz stary, ale musimy zwiedzić całą szkołę. Do zobaczenia na lunchu!- krzyknęła wyprowadzając mnie z sali. Wygląda na to, że z nimi nie da się nudzić.

~*~

     Z radością opadłam na siedzenie w swoim aucie, pozwalając zmęczonym stopom na odpoczynek. Po dość długiej wycieczce po szkole, oraz zdradzeniu mi wszystkich najświeższych plotek, dotarłyśmy na matematykę. Harriet nie żartowała. Nauczyciel kompletnie nie zwracał na nas uwagi, ciągle pisał coś po tablicy z nadzieją, że któreś z nas będzie przepisywać. 
     Pozostałe lekcje przepływały w miarę spokojnie. Kilka razy musiałam stanąć na środku klasy i przedstawić się wszystkim czego wręcz nienawidzę. Na szczęście to były tylko nieliczne wyjątki.
     Odpaliłam samochód powoli wyjeżdżając z parkinu. Harriet została na treningu cheerleaderek, tak samo jak jej brat. Ja natomiast skierowałam się w stronę domu... gdzie musiałam pożegnać się z chłopakami.


*********
PRZEPRASZAM!
Odcinek do dupy, krótki i taki.... bleeeeeee
Miał wyglądać inaczej, ale... nie za bardzo wiem co mam dzisiaj napisać.
Przepraszam jeszcze raz, że dzisiaj bez gifów i muzyki... jutro to naprawię, obiecuję ( i być może coś dopiszę do odcinka, więc sprawdzajcie!)
Mam dzisiaj naprawdę zrąbany dzień i... mam nadzieję, że zrozumiecie...
Możecie hejtować - należy mi się.
Z racji tego, że odcinek do dupy... limitu komentarzy nie ma.
Przepraszam
x

UWAGA! DOPISEK Z 14.07.14r.
SPRAWDZIŁAM ODCINEK, POPRAWIŁAM BŁĘDY, DOPISAŁAM COŚ WIĘCEJ, ALE.... NADAL JEST DO DUPY, DLATEGO ''CHAPTER XXVIII'' ZMIENIA NAZWĘ NA ''CHAPTER XXVIII CZ.1''
WYBACZCIE!

poniedziałek, 7 lipca 2014

Chapter XXVII


**************

- Możesz mi wytłumaczyć co to do cholery jest?- ryknął blondyn, kiedy tylko pojawiłam się w zasięgu jego wzroku. Stał obok nowego auta, które dostałam od Chana ze wściekłą miną. Cholera. I jak mam mu teraz wytłumaczyć, skąd je mam?
- Emm.... no wiesz. Dostałam.- mruknęłam cicho rozglądając się w koło. Za mną stała reszta One Direction, którzy wręcz pożerali wzrokiem to cudo na naszym podjeździe. Ja rozumiem, że to auto jest... rzadko spotykane, no ale ludzie. Powinni się ogarnąć. I zniknąć mi z oczu, jeżeli nie chcą oberwać, bo coś czuję, ze między mną a Niall'em będzie porządna kłótnia.
- Dostałaś?- prychnął, zbliżając się do mnie.- Od kogo? I po co?
     Westchnęłam zrezygnowana. Nie muszę mówić mu całej prawdy, nie? Mogę tylko napomknąć, że auto dostałam i tyle. Nikt nie musi od razu wiedzieć, po co mi one. I w jakim celu, znalazło się u mnie.
- Od Chana, starczy?- warknęłam w jego kierunku, wymijając go i zbliżając się do auta.- Zobaczył, że mojego starego auta nie da się już naprawić, więc dał mi jedno ze swoich, których ma na pęczki.- wzruszyłam ramionami. Błagam, odpuść Niall...
- Alison... znowu to robisz... znowu zaczynasz się ścigać.- pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Nie!- krzyknęłam. Muszę zaprzeczyć. Nikt nie może wiedzieć o zbliżającym się wyścigu. Im mniej osób o tymm wie, tym większe prawdopodobieństwo, że gliny się nie pojawią. - Nie ma żadnego wyścigu, Niall...
- Chociaż raz nie kłam- powiedział, podchodząc do mnie. W jego oczach widziałam smutek, żal... i zawód. Odsunęłam się od niego na kilka metrów, nie chcąc, aby poczucie winy mną zawładnęło. - Alison...
- Po co mam cokolwiek mówić, skoro znasz prawdę?- szepnęłam wymijając go. Zrobiłam zaledwie kilka kroków, kiedy poczułam jak chłopak łapie mnie za nadgarstek.
-Obiecałaś mi coś, Al. Obiecałaś, że nie wrócisz do tego, dlatego zgodziłem się zabrać z nami twój samochód. Rozumiem, że go zniszczyłaś i dostałaś nowy od znajomego, ale ewidentnie tutaj chodzi o coś jeszcze.Dlatego powiedz mi, kiedy jest ten wyścig?
     Zamknęłam oczy ogarniając włosy z czoła. Co mam mu powiedzieć? Jak dowie się, kiedy jest wyścig, zabierze mi auto, a na to nie mogę pozwolić. Co z tego, że w tym dniu będzie w trasie? Niall postawi całą policję na nogi, aby mnie powstrzymać.
- Jeżeli ci powiem- mruknęłam- obiecasz, że nie zawiadomisz policji i pozwolisz mi wziąć w tym udział?- spojrzałam w jego oczy. Uważnie mnie obserwował, jakby chciał dowiedzieć się dlaczego to robię.
-Nie mogę ci tego obiecać...- odpowiedział po chwili- obiecałaś, że nie będziesz się więcej ścigać. To jest niebezpieczne, możesz tam zginąć! Jak ja potem powiem o tym mamie? Pomyślałaś o tym?- rzucił odsuwając się ode mnie- ''Część mamo, Alison niestety nie żyje, bo brała udział w nielegalnych wyścigach, a na ostatnim nie dała sobie rady i miała wypadek. Tak mamo, wiedziałem o wszystkim, ale nie zrobiłem nic, aby ją powstrzymać, wybacz!''- zironizował ciągnąć się za włosy.- Czy ty myślisz? Przecież ona się załamie!
- Jak na razie żyję, Niall- warknęłam zakładając ręce na piersi. Nie ma to jak urocza kłótnia z braciszkiem z samego rana przed domem. Jeszcze brakuje mi tylko tego, aby jakiś reporter nagrał naszą ''rozmowę'' i gdzieś opublikował.- Wiem co robię, to nie jest mój pierwszy raz! Chan poprosił mnie o to nie bez powodu! Dobrze wie, że wygram!
- Powiedz mi... czy ta wygrana jest tak ważna, że wolisz ryzykować swoje życie, oraz naszej mamy?- podszedł do mnie i chwycił mocno za ramiona.- odpowiedz mi!- krzyknął potrząsając mną.
- Oczywiście że nie!- szarpnęłam się uwalniając się z jego uścisku- nic nie jest tego warte!
- Więc po co to robisz?!
     Cholera. 
- Bo do zgarnięcia jest kupę forsy!- nie wytrzymałam. Dobrze wiedział jak mnie sprowokować, aby dowiedzieć się tego czego chce. Proszę otrzymał powód dla którego to robię. Pytanie tylko co z tym zrobi?
- I tylko tyle?- zdziwił się- pieniądze... Chodzi tylko o pieniądze? Dla jednego durnego papierku jesteś w stanie zapłacić nawet życiem?!
- To nie jest byle jaki papierek, Niall. Sam doskonale o tym wiesz- mruknęłam kręcąc głową i wchodząc do domu. Wiedziałam, że wszyscy pójdą za mną. Oczywiście.
- Alison... czemu nie przyjdziesz do mnie, jeżeli potrzebujesz pieniędzy?- westchnął blondyn opadając na kanapę- przecież doskonale wiesz, że mogę ci dać ile tylko chcesz, a...
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!- przerwałam mu- to nie dla mnie są te pieniądze, tylko dla Chana i chłopaków! Ja ich nie potrzebuje, mam wystarczająco dużo zer na koncie przez rodziców, którzy sądzili, że pieniędzmi mnie ubłagają i usprawiedliwią swoją nieobecność.
- Skoro te pieniądze są dla nich, po co ty ryzykujesz? Czemu nie wystartuje ktoś inny?
- Bo jakaś działka mi przypada, a ja ją oddaje na cele charytatywne, rozumiesz? A jeżeli ja będę za kółkiem mamy największe szanse, ze wygramy- skończyłam odwracając się do niego plecami- Nie powstrzymasz mnie Niall, więc daruj sobie jakiekolwiek gierki. Biorę udział w tym wyścigu czy ci się to podoba czy nie.
     Szybkim krokiem wyszłam z salonu wbiegając po schodach na piętro. Musiałam sprawdzić czy Harriet jeszcze śpi, chociaż wątpię, aby było to możliwe. Nasze krzyki musiały ją obudzić. 
     Niepewnie stanęłam przed drzwiami do mojego pokoju i cicho zapukałam. Nic. Cisza. Nacisnęłam klamkę wchodząc do pokoju, od razu patrząc na łóżko. Było puste.
     Zmarszczyłam brwi rozglądając się w koło, aż usłyszałam szum wody dochodzący z łazienki. Dziewczyna najprawdopodobniej bierze prysznic. Westchnęłam opadając na krzesło i chowając twarz w dłonie. To nie tak miało być. To nie tak miało wyglądać. Miałam już nigdy więcej się nie ścigać, a co robię? W piątek będę siedziała za kółkiem i myślała tylko o wygranej. Rozumiem, że Chan chce wygrać całą sumę i musiał wystawić mnie. Tylko ja byłabym w stanie to zrobić: dojechać na metę jako pierwsza. Mam nadzieję, że po tym wyścigu już nie będę musiała nigdy więcej tego robić.
     Podniosłam głowę zauważając, że przede mną stoi różowowłosa okryta ręcznikiem. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Harriet, tak?- rzuciłam. Skinęła głową- Dobra... ciągle będziesz takim samym milczkiem jak wczoraj czy coś w końcu powiesz?
- Ja... - zaczęła- przepraszam, że tak nagle wczoraj wybiegałam na ulicę, na serio nie chciałam...
- Dobra, dobra, było minęło- machnęłam dłonią- Tam przyszykowałam ci ubrania, więc możesz je założyć.- wskazałam na róg łóżka- Jak się ubierzesz zejdź na dół przyszykuje śniadanie, a potem odwiozę cię do domu, zgoda?
- Zgoda...- mruknęła odwracając się o biorąc do ręki ubrania.
- Aaa jeszcze jedno!- zawołałam wychodząc z pokoju.- Jak będziesz schodzić, nie przeraź się tej piątki kretynów, którzy się tutaj szwendają. Są nieszkodliwi... ale nie jestem całkowicie pewna, kiedy byli szczepieni na wściekliznę...- dodałam uśmiechając się.
- Bracia?- rzuciła śmiejąc się.
- Panie Boże, chroń!- krzyknęłam łapiąc się za serce- Na nieszczęście albo szczęście tylko jeden z nich... reszta to jego przyjaciele, a dla mnie to wrzody na tyłku.
     Nastolatka zaśmiała się znikając w łazience. Szybko zbiegłam ze schodów, wpadając do kuchni i otwierając lodówkę. Nie miałam pojęcia co mogę zrobić na śniadanie... Miałam cichą nadzieję, że gdy postoję kilka minut przed otwartą lodówką, wpatrując się w jej zawartość, w jakiś cudowny sposób mnie oświeci i będę mieć pomysł co przygotować. Jednak... tak się nie stało. Lodówka nie oświeciła mnie. Mój plan zawiódł.
- Wasza mama zostawił naleśniki z wczoraj- usłyszałam za sobą głos Lou. Podskoczyłam, gwałtownie się odwracając. Chłopak stał w progu uśmiechając się niewinnie w moim kierunku. Zmrużył lekko oczy i przechylił głowę. Kurwa... ale on seksownie tak wygląda.... Opanuj się Evans! On ma dziewczynę, debilko!
- Tommo.... ja cię kiedyś zabiję...- warknęłam opierając się o szafki za mną, głęboko oddychając. Liczyłam do dziesięciu chcąc uspokoić rozszalałe bicie serca. Jak tak dalej pójdzie to skończę lada moment w grobie.
- Nie przesadzaj...- zaśmiał się, nieznacznie się zbliżając- Harriet jeszcze śpi?- przeczesał ręką włosy, zagryzając wargę.
- Nie, już nie. Zaraz zejdzie na śniadanie.- mruknęłam odwracając się do chłopaka plecami, pochylając się i szukając w lodówce naleśników. Chwyciłam talerz stawiając go na półce razem z sokiem pomarańczowym. Jak ja kocham mamę. Coś mi się wydaje, że za bardzo nas rozpieszcza.
     Zdawałam sobie sprawę z tego, że moje policzki są całe czerwone, od intensywnego spojrzenia chłopaka. Byłam zła na siebie, że takie wywołuje u mnie emocje przez głupie przypatrywanie się. Nie rozumiałam dlaczego on tak na mnie oddziałuje. Przecież dobrze wiedziałam, ze Louis ma dziewczynę, a zresztą znam go od kilku lat i zawsze widziałam w nim najlepszego przyjaciela. Mogłam powiedzieć mu o wszystkim, a teraz tak nagle... zaczynam się czerwienić w jego obecności i peszyć.
     Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za biodra i przysuwa do siebie. Zmarszczyłam brwi czując perfumy szatyna. Znieruchomiałam kiedy zaczął powoli jeździć swoimi dłońmi po moim brzuchu. Co on wyprawia?
- Jak wysoka jest stawka?- szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek. Zadrżałam w jego ramionach. Co jest grane?- Ile jest do zgarnięcia na wyścigu?- powtórzył, kiedy nie otrzymał odpowiedzi. Przekrzywiłam głowę, kiedy składał delikatne pocałunki na mojej szyi. Miałam problem, aby zebrać myśli i utworzyć logiczne zdanie, a to tylko przez niego!
     Jęknęłam kiedy zaczął wodzić nosem po mojej szyi. Co on wyprawia? Przecież ma dziewczynę!
- Lou...- wyjąkałam próbując uwolnić się z jego uścisku.- Pppuść mnie...
- Tylko kiedy powiesz mi ile jest do wygrania...- zacieśnił swój uścisk.
     No Evans ogarnij się! Ile mówił ci Chan, że jaka jest stawka? Wiesz to, wysil się!
- Sto tysięcy- wyjąkałam po chwili. Czułam jak szatyn uśmiecha się pod nosem i mnie puszcza. Zachwiałam się delikatnie, ale szybko zostałam przytrzymana przez dwie silne ręce. Zaskoczona spojrzałam w rozbawione oczy chłopaka.
- O to mi chodziło, Curly...- dodał całując mnie w czoło i wychodząc z pomieszczenia. Czy ktoś może mi powiedzieć co się tak właściwie właśnie stało?!

~*~

     Zmieniłam kolejne biegi w samochodzie, wyprzedając srebrne volvo. Kierowca zmrużył oczy, na co błysnęłam mu światłami, momentalnie przyśpieszając. Harry kazał mi jak najszybciej wrócić do domu. Reporterzy dowiedzieli się, że zespół przebywa w Irlandii i zaczynają powoli czekać pod naszym domem. Chłopcy chcieli się upewnić, że nikt mnie nie zobaczy i nie rozpozna.
- Okej... czyli mieszkasz w domu razem z One Direction?- zapytała siedząca obok mnie dziewczyna. Skinęłam głową- I jeden z nich jest twoim bratem?
- Tak, to Niall...- westchnęłam zaciskając mocniej dłonie na kierownicy.- Tylko proszę... nie mów nikomu, co? Nie chcę, aby ktoś się o tym dowiedział...
- Spokojnie, będę milczeć jak grób!- zawołała różowowłosa udając, że zamyka usta i wyrzuca kluczyk. Zaśmiałam się pod nosem. Znam tę dziewczynę jeden dzień, a czuję się jakbyśmy znały się od zawsze. Niewiarygodne, nie?- OK... czyli jutro idziesz pierwszy dzień do szkoły? Wiesz kto ma cię oprowadzać?
- Nie... w sekretariacie powiedzieli mi tylko tyle, że ktoś będzie na mnie czekał.
- Siedzisz obok tej osoby.- wskazała na siebie- To mnie przypadło zadanie pokazanie ci szkoły... znasz już kogoś?- czy ona pisze książkę o mnie?
-Tylko trzech chłopaków. Justin, Nick i Caleb... chyba to są ci najbardziej popularni w szkole- mruknęłam obserwując drogę za mną
- Taaak...- zaśmiała się cicho.- Justin to mój brat.
     Whoa. Wygląda na to, że mam szczęście. Od razu poznaję elitę i co lepsze... pomagam im. 
- Inaczej mówiąc poznałaś już wszystkich z elity. Wiesz kogo się trzymać.- powiedziała wskazując jeden z domów przy drodze- Tutaj mieszkam. Dziękuję za podwózkę i za pomoc wczoraj...
- Spokojnie nic się nie stało.- Uśmiechnęłam się parkując na podjeździe.
- To jest mój numer- podała mi małą karteczkę z rzędem cyferków.- Jakby co to dzwoń. To jak jutro o ósmej trzydzieści pod szkołą? Lekcje mamy dopiero od dziewiątej...
     Skinęłam głową obserwując jak wysiada i idzie w stronę domu. Chyba jutrzejszy pierwszy dzień w szkole nie będzie taki zły...

*******
Odcinek spóźniony... przez technikę -.- Pisałam wczoraj dwa razy odcinek i dwa razy laptop mi się wyłączał nie zapisując tego co już miałam... Za drugim razem uznałam, że jest już za późno na napisanie go jeszcze raz i dodanie, więc robię to teraz....
Czyżby wszyscy gdzieś wjechali tylko ja zostałam w domu? Nieee.... ja tak nie chcę :D
OK... co tu jeszcze dodać...
Ah! Blog o Liamie! Zwiastun ( już poprawiony mam nadzieję) dostanę w ręce dopiero 14, miał być 7 ale z dziwnych przyczyn się nie pojawił... Taaak.... Postaram się dzisiaj dodać jeszcze kolejny odcinek, więc możecie wejść jakoś tak wieczorem i sprawdzić, czy już jest czy nie. Jeżeli do godziny 21 nie będzie rozdziału, pojawi się on jutro!
Wakacje już trwają, a ja ich nadal nie czuje... pewnie to dlatego, że prowadzę aż 4 blogi jednocześnie, dlatego proszę o wyrozumiałość, jeżeli będę się spóźniać z odcinkami ( a tego bym nie chciała) Mam nadzieję, że uda mi się to wszystko w miarę ogarnąć i powoli ruszyć do przodu :D
Dobra, dobra... wiem są wakacje, słonko świeci, a Wam się nie chce siedzieć w domu przed komputerem i czytać tych moich nic nie wartych wypocin... Ale mam jeszcze małe ogłoszenie. Zdałam sobie sprawę, że z tej historii robi się powoli taki duuuuuuży tasiemiec, dlatego akcja powoli zacznie przyśpieszać. Już niedługo zacznie się coś dziać ( za dwa odcinki- obiecuję) więc nie będzie wiało nudą tak jak teraz... ;) A blog o Li... nie będzie aż tak długi, postaram się aby był krótszy :D

10 komentarzy = next!

odcinek nie sprawdzany, przepraszam za błędy...!
Odcinek sprawdzony!