Wow... Nie sądziłam, ze do tego dojdzie :D Mamy już 15 odcinek!
*******
Powoli normowałam swój oddech całkowicie ignorując zawroty głowy. Powolnym krokiem kierowałam się w stronę chłopaków, mając nadzieję, że będę mogła choć na chwilę odpocząć... Pobieranie krwi nie jest zbyt ciekawym doświadczeniem, szczególnie jeżeli robi się to na szybko.
Do szpitala pobiegłam natychmiast po przekazaniu mi wiadomości przez Ingrid. Plułam sobie w brodę, że wyrzuciłam brata i chłopaków z domu, gdybym przytrzymała ich kilka minut dłużej, te dziewczyny nie naskoczyłyby na nich i nie zraniłyby Nialla, a on nie wylądowałby w szpitalu... To kurwa wszystko moja pieprzona wina!
Wokół szpitala zgromadziło się kilkaset fanów, którzy płakali, krzyczeli i pocieszali się nawzajem. Ochrona próbowała to wszystko załagodzić, ale było ich za mało. W końcu jeden z nich wyciągnął krótkofalówkę i mruknął coś do niej. Po dziesięciu minutach pod budynek przyjechał zastęp policji, którzy za wszelką cenę chcieli uspokoić rozszalały tłum. Przyglądałam się temu w milczeniu, stojąc w tyle i starając się nie rzucać za bardzo w oczy.
Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Wejść normalnie do budynku, znaleźć chłopaków, dowiedzieć się co się dzieje z Niallem? A co jeżeli oni... mnie nienawidzą? Przecież to przeze mnie przylecieli z powrotem do Londynu... To przeze mnie Niall znalazł się w tamtym parku... To przeze mnie leży teraz w szpitalu i walczy o każdy oddech. Wszystko co robiłam odbijało się na nim i na jego karierze. Powinnam zniknąć z ich życia raz na zawsze, pozwolić zapomnieć... Tak będzie najlepiej.
Zamknęłam oczy, oddychając głęboko. Ja i blondyn mamy tą samą grupę krwi, więc jeżeli mogę zrobić coś, za nim całkowicie odejdę z ich życia to właśnie to: Uratuję mojego starszego, głupiego, durnowatego i wiecznie głodnego braciszka.
Z determinacją zaczęłam przepychać się przez tłum, co chwilę słysząc pod swoim adresem jakieś niewyraźne pomruki i przekleństwa. Przebiegłam pod wyciągniętym ramieniem policjanta, wbiegając w odsłonięty od fanów teren. Odwróciłam głowę patrząc na biegnącego w moją stronę policjanta z wściekłą miną. Pewnie sądził, że jestem jedną z tych rozszalałych fanek, które zrobią wszystko, aby dostać się do swojego idola. Uniosłam jedną brew zerkając na stojącego najbliżej ochroniarza. Skierował się w moją stronę i odgrodził ramieniem od obcego mężczyzny, który próbował chwycić mnie za rękę i wepchnąć z powrotem w tłum. Syknął mu coś na ucho, a ja wbiegłam do budynku.
Wiedziałam na którym oddziale leży blondyn. Już nieraz bywałam w tym miejscu, znałam go jak własną kieszeń. Skinęłam głową kobiecie siedzącej na recepcji, która uśmiechnęła się do mnie blado. Wiedziała po co tu jestem. Ona jako jedyna, oprócz oczywiście Ingrid i ''rodziców'' wiedziała, że jestem z Niall'em spokrewniona.
- Sala 348!- Zawoła za mną, podnosząc do ucha telefon.- Przykro mi, nie możemy udzielać żadnych informacji na temat naszych pacjentów.- Powiedziała poprawiając nerwowo włosy. Wbiegłam do windy, naciskając na numerek szósty. Odliczałam sekundy do wyjścia z przeklętej maszyny, a gdy drzwi otworzyły się z cichym sykiem, wybiegłam z nich i popędziłam w stronę sali, gdzie leżał teraz Horan.
Już z daleka widziałam siedzących przed nią chłopaków. Mieli poszarpane ubrania, drobne zadrapania, a w przypadku Harry'ego zabandażowaną rękę. Stanęłam w sporej odległości od nich, uważnie się przypatrując. Obok Zayn'a siedziała wysoka, szczupła blondynka, która płakała wtulając się w jego pierś. Zmrużyłam oczy rozpoznając w niej Pierre, wokalistkę Little Mix. Liam obejmował Danielle, powoli gładząc jej plecy i szepcząc jakieś uspokajające słówka na ucho. Harry wpatrywał się w swoje buty, trzymając rękę na kolanie Kendall i delikatnie je gładząc, jakby bojąc się, że zrobi coś, co może spowodować, że ona również tutaj wyląduje. Louis obejmował płaczącą Barbarę, która wpatrywała się w kogoś za szybą. Wiedziałam, że to tam musi leżeć Niall.
Do moich oczu naszły łzy. Jak mogłam być taka durna? Jak mogłam być taka samolubna, a teraz patrzeć na to, jak cierpią?! Jestem kurwa nikim. Pieprzoną egoistką...
- Państwo do Pana Nialla Horana?- Z sali wyszedł lekarz. Zebrani pokiwali głowami.- Czy jest tutaj ktoś z rodziny?
- Nie, jesteśmy jego przyjaciółmi.- Powiedział Liam, podchodząc do doktora.- Proszę nam powiedzieć, co z nim?- Wskazał głową na salę, gdzie leżał blondyn.
- Przykro mi, ale nie mogę udzielić Państwu informacji na ten temat. Procedury...- Mruknął wymijając ich. Oparłam się o ścianę powoli się po niej zsuwając. Beze mnie nie dowiedzą się niczego o stanie Nialla. Czemu ja...?
- Panie doktorze!- Zawołałam widząc zbliżającego się do mnie mężczyznę.- Nazywam się Alison Evans, jestem siostrą Nialla Horana... Wiem, że może mi Pan nie uwierzyć, dlatego... proszę bardzo- Powiedziałam wyciągając papier z informacją o adopcji dziecka z dopiskiem imion prawdziwych rodziców i rodzeństwa.- Jeżeli nadal Pan mi nie wierzy, proszę się zapytać jego przyjaciół.- Wskazałam na tłum pod salą.- Potwierdzą moje słowa.
Lekarz uważnie obserwował moją twarz. Doskonale widziałam jego zmęczenie wypisane na twarzy, jego smutne i zmęczone oczy... Westchnął wskazując dłonią drzwi obok których stałam.
- Proszę wejść do gabinetu.- Skinęłam głową zerkając na chłopców za mną. Rozmawiali między sobą, żwawo gestykulując. Zapewne wyrzucali z siebie swoją złość na lekarza.
Gabinet urządzony był bardzo skromnie. Na środku pod oknem stało szerokie biurko z dwoma krzesłami po przeciwnych stronach, na lewo pod ścianą stała leżanka i zielony parawan, a po drugiej stronie mała biblioteka z książkami. Niepewnie zajęłam miejsce na jednym z krzeseł.
- A więc tak... Stan Pana Nialla Horana jest bardzo zły.- Zaczął przeglądając jedną z teczek, które leżały na biurku.- Stracił dużo krwi, jest osłabiony, ma kilka zadrapań i siniaków, poobijane żebra... Na szczęście nie ma wstrząsu mózgu, więc jego stan nie zagraża JESZCZE jego zdrowiu.- Powiedział dając nacisk na słowo ''jeszcze''.- Niestety, nie mamy w banku krwi, tej grupy, którą Pan Horan potrzebuje, a jeżeli nie zrobimy transfuzji... No...- Zająkał się.- Można spodziewać się najgorszego.
Oparłam głowę na dłoniach i delikatnie rozmasowywałam swoją skroń. Ból głowy nasilał się z każdym słowem wypowiedzianym przez doktora. Jeżeli nie pomogę Niallowi, on umrze... A ja nie mogę na to pozwolić... Nie teraz. Nie teraz, kiedy wreszcie zdałam sobie sprawę z tego co robię.
- Pobierzcie krew ode mnie.- Powiedziałam cicho, bojąc się wypowiedzieć te słowa na głos. Doktor przerwał swój monolog, patrząc na mnie z niedowierzaniem- Mamy z bratem tę samą grupę krwi...- Dodałam.
- To wymaga zgody Pani rodziców, oraz długich przygotowywań, na dodatek musimy stwierdzić, czy faktyczne Pani grupa odpowiada...- Zaczął wyjaśniać. Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Nie obchodzi mnie to.- Warknęłam zrywając się z miejsca.- Jeżeli Pan chce, proszę bardzo, możecie zabrać próbkę mojej krwi do badań, ale na litość boską... Mój brat UMIERA!- Krzyknęłam czując jak do oczu napływają łzy. Zaczęłam szybko mrugać, chcąc się ich pozbyć.- Waszym cholernym obowiązkiem jest go RATOWAĆ! A JEŻELI MÓWIĘ, ŻE MOŻECIE POBRAĆ MOJĄ KREW, ABY URATOWAĆ NIALL'A MACIE TO ZROBIĆ! Chyba, że mam go przenieść do prywatnej kliniki?-Wściekła uniosłam brew.- Dopilnuję tego, aby wystawiono odpowiednią opinię o tym szpitalu. I nie będzie ona pochlebna, może mi Pan wierzyć...
Twarz podstarzałego mężczyzny była blada jak papier. Nerwowo przełknął ślinę, strzepując ręce. Zamrugał kilkakrotnie oczami i głośno westchnął.
-Proszę usiąść. Za chwilę przyjdzie pielęgniarka, aby pobrać próbkę krwi do badań. Wyniki będą za piętnaście minut.- Powiedział cicho opuszczając pokój. Uspokojona opadłam na krzesło, zaczynając nerwowo stukać palcami w kant biurka i co chwila patrząc na zegarek. Po chwili do środka wbiegła pielęgniarka. Nakuła mój palec, a gdy kropla krwi spłynęła na mały prostokącik wyszła. Zrobiłam to samo.
Korytarz był prawie pusty, nie licząc chłopaków i dziewczyn czatujących pod salą Nialla. W dalszym ciągu nie wiedzieli, że tutaj jestem, a ja nie miałam zamiaru do nich podchodzić. Wciąż bałam się ich reakcji. Gdyby nie ja... Nie byłoby ich tutaj.
Podeszłam do ona spoglądając na ulicę pod nami. Tłum fanów rósł w z minuty na minutę, przybywało również ochrony jak i policjantów. Karetka błyskała światłami chcąc wytorować sobie przejazd pod drzwi szpitala. Kilka kamer było wycelowane w nasze piętro, a reporterzy przekrzykiwali się w zadawaniu pytań.Oni wszyscy stali tam na dole nie mając pojęcia, jak bardzo nas to męczy. Nikt nie chciałby w tej chwili być sfotografowany. Tym bardziej Niall.
Oparłam swoje czoło o chłodną szybę, chcąc trochę ochłonąć. Byłam zdenerwowana tym wszystkim. Z chęcią zakopałabym się w pościel w pokoju i nigdzie się nie ruszała, ale nie mogę. Czy chce czy nie, muszę uratować Nialla. Jetem mu to winna, za to, że wyciągał mnie zza krat. Mimo, że był cholernie stanowczy i za każdym razem wydzierał się na mnie, nie chciał abym tam skończyła... Po policzku spłynęła pojedyncza łza, która szybko została starta... Ale nie przeze mnie.
-Alison...- Usłyszałam za sobą cichy głos i powoli się odwróciłam. Przede mną stał Louis, obserwując mnie uważnie. W jego oczach było widać smutek, żal, ból... Zagryzłam wargę czując się jeszcze gorzej.- Cii... Będzie dobrze.- Szepnął przytulając mnie. Pokręciłam głową.
- Nic nie będzie dobrze Louis...- Powiedziałam odsuwając się od niego. Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale do moich uszu dobiegł przeraźliwy pisk. Odwróciłam się w stronę źródła dźwięku, zdając sobie sprawę z tego, że odgłos pochodzi z... sali Nialla. Nogi automatycznie ugięły się pode mną i gdyby nie mocny uścisk Tomlinsona, upadłabym na kolana.- Błagam... nie...- Wyszeptałam obserwując wbiegających do sali lekarzy i pielęgniarki. Barbara zachwiała się, ale została podtrzymana przez Liama. Chłopak zaprowadził ją do krzeseł i kazał usiąść, co dziewczyna niechętnie zrobiła.
- Cicho...- Louis zaczął kołysać mnie w przód i w tył, chcąc, abym się uspokoiła.- Uratują go, Al. Zaufaj mi... To już trzeci alarm...- Dodał po chwili. Czułam jak krew odpłynęła mi z twarzy... Trzeci? Trzy razy go reanimowali?!
Z moich ust wyrwał się cichy szloch pełen rozpaczy. Pierwszy raz płakałam ze strachu, smutku, rozgoryczenia, wściekłości i bezsilności. Nie mogłam zrobić nic, aby mu pomóc. Nic!
- To moja wina...- Wyjąkałam chwytając dłonie chłopaka.- Gdyby nie ja...
- Nie wolno ci tak mówić!- Zawołał dociskając mnie do siebie jeszcze mocnej.- Nie wiedziałaś, że te dziewczyny nas zaatakują. Nawaliła tutaj ochrona, nie ty...
Gwałtownie pokręciłam głową. Czy on niczego nie rozumiał?!
- Gdybym nie uciekła, nie byłoby was tutaj i Niall nie szukałby mnie w Londynie. Gdybym was nie wyrzuciła dzisiaj z domu, nie poszlibyście do tego przeklętego parku i was by nie zaatakowano! Powinnam rozbić się wczoraj tym cholernym samochodem. Na nic innego nie zasługuje, tylko na śmierć, tylko na to!- Rozpłakałam się.
Chłopak zesztywniał. Momentalnie odwrócił mnie w swoją stronę, wbijając we mnie spojrzenie pełne gniewu.
- Nie możesz tak mówić, Alison!- Zawołał mocno mną potrząsając.- Nie mów, że chcesz umrzeć, bo to nie jest prawdą, rozumiesz? Nie możesz się obarczać za to winą, nic nie wiedziałaś. Nie podejmowałaś żadnych decyzji... Robiłaś to co uważałaś za słuszne, Niall również. Obiecaj, że nie zrobisz sobie czegoś głupiego, rozumiesz mnie? Niczego!
Niepewnie skinęłam głową, na co chłopak mocno mnie przytulił. Wsłuchiwałam się w bicie jego serca, powoli się uspokajając. Ten dźwięk zawsze działał na mnie kojąco.
- Stracił dużo krwi- Odezwałam się. Czułam jak ramiona, które mnie oplatały zesztywniały.- Jest osłabiony, ma zadrapania i siniaki, a jego żebra...Są pobijane. Wykluczyli wstrząśnienie mózgu...
- Skąd wiesz?- Usłyszałam.
-Pani Evans?- Dobiegł do mnie głos doktora, na którego nakrzyczałam. Uniosłam swój wzrok i spojrzałam na mężczyznę stojącego przede mną. Louis odsunął się ode mnie i zmarszczył brwi.- Zbadaliśmy Pani próbkę krwi. Jeżeli nadal chce być Pani dawcą...
- Chcę.- Szybko mu przerwałam. Lou, gdy to usłyszał otworzył szeroko oczy. Wiedział, że boję się igieł, pobierania krwi, zastrzyków, szczepień...
- Dobrze, proszę za mną.- Szybko odwróciłam się plecami do Lou i zawołałam:
- Przeproś ich...- Machnęłam ręką w stronę reszty zespołu.
Nie czekając na odpowiedź przyjaciela, zniknęłam w jednej z sal, gdzie stało przygotowane już specjalne krzesło. Usiadłam na nim, a pielęgniarka założyła mi opaskę uciskową.
- Pobierzemy tylko dwa litry.- Zakomunikowała przygotowując igłę. Zadrżałam i zacisnęłam dłonie w pięści.- Proszę się rozluźnić...
Niechętnie zrobiłam to, o co prosiła pielęgniarka, czekając na jej dalsze działania. W momencie, kiedy wbijała igłę, poczułam jak ktoś łapie mnie za drugą dłoń.
- Cicho, jestem tutaj...- Usłyszałam głos Lou. Uśmiechnęłam się, a po chwili cicho syknęłam. Chłopak wzmocnił swój uścisk.- To tylko kilka minut z igłą w ręce. Dasz radę.- Powiedział.
Skinęłam głową opierając się o poduszki i zamykając oczy. Nie chciałam tego widzieć. Wolałam nie.
- Dlaczego?- Rzuciłem w przestrzeń.
- Doskonale wiem, jak się boisz igieł. A to, że oddajesz ją dobrowolnie dla Nialla...- Podświadomie czułam jak kręci głową z niedowierzaniem.
- Nie sądziłeś, że kiedyś to zrobię, co?- Zaśmiałam się, ściskając mu dłoń, za każdym razem, gdy czułam lekkie ukłucie. Uch... Już czuję, że tego nie polubię.
- Prędzej podejrzewałem, że Harry będzie czterdziestolatkiem, niż ty dobrowolnie oddasz się igle.- Przekomarzał się. Fuknęłam.
-Dzięki za wiarę we mnie.
Po chwili do sali wpadła pielęgniarka.
- No... Już po wszystkim, kochana. Krew zaraz zostanie podana twojemu bratu.- Zawołała wyciągając igłę z przedramienia. Syknęłam, ale po chwili na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Zrobiłam to!
Razem z Lou wyszłam z sali i skierowałam się w stronę reszty zespołu. Podejrzewałam, że chłopak poinformował już wszystkich o stanie Nialla, ale mimo to bałam się, że zaczną mnie osądzać o to wszystko. Gdyby tak było, nie dziwiłabym się. Mieliby rację. Cholerną rację.
W głowie kręciło mi się coraz bardziej, ale dzielnie szłam przed siebie. Byłam pewna, że lada chwila wszystko minie. Pokręciłam głową, co nie było dobrym pomysłem.Przed oczami zaczęły pojawiać się mroczki. Delikatnie się zachwiałam.
-Alison!- Usłyszałam. Powoli podniosłam wzrok i zamrugałam oczami. Nic nie widziałam. Wszędzie było ciemno.- Alison... Al!- Jęknęłam cicho.
-Zayn...- Szepnęłam czując jak ktoś mną potrząsa. Wiedziałam, że gdzieś tam jest, gdzieś obok mnie. Czułam jego perfumy.
-Ja... Ja nic nie widzę...- Wyszeptałam, chwytając się za głowę. Jęknęłam cicho, kiedy nagły ból przeszył moje ciało.- Nie zostawiajcie Nialla... On...- Mówiłam coraz słabiej. Czułam jak nogi uginają się pode mną oraz jak ktoś mnie podtrzymuje. Nie miałam już na nic siły, ale chciałam, aby dopilnowali jednej rzeczy.- On... Musi dostać krew...- Wyjąkałam, całkowicie dając się pochłonąć bólowi.
-Alison! Nie rób tego...! Niech ktoś zawoła lekarza!- Coraz trudniej rozróżniałam poszczególne słowa. Uśmiechnęłam się. Pozwoliłam pociągnąć się w dół czarnej otchłani... Czyli tak wygląda śmierć?
*****
I jak? :D
P.S. Zaczynam nadrabiać czytanie blogów, więc niedługo spodziewajcie się komentarzy! :P
P.S. Zaczynam nadrabiać czytanie blogów, więc niedługo spodziewajcie się komentarzy! :P