sobota, 29 marca 2014

Chapter X


******
*Alison P.O.V.*

     Harry mocno ściskał moją rękę, ale mimo tego, ja i tak słabo to czułam. Po zdarzeniu na polanie, kiedy przypomniałam sobie scenę jaka odegrała się kiedyś w mojej szkole, miałam ochotę schować się gdzieś i nie pozwolić nikomu by mnie znalazł. Przed oczami cały czas widziałam siebie jak leżałam na podłodze pod szafkami...
     Zachwiałam się i gdyby nie nagły chwyt Styles'a- leżałabym na ziemi. Moje powieki robiły się coraz cięższe, nie miałam siły by trzymać je otwarte. W głowie okropnie mi się kręciło, a odgłosy dochodziły do mnie jakbym znajdowała się pod powierzchnią wody...
        -Alison, wytrzymaj jeszcze chwilę...- usłyszałam rozpaczliwy głos Harry'ego. Chciałam mu powiedzieć, że nic mi nie jest, żeby się nie martwił, ale nie miałam na to siły.- Kurwa, tylko nie to!- chwilę potem... Widziałam tylko ciemność.

****
*Harry P.O.V.*

     Podniosłem dziewczynę i szybkim krokiem wyszedłem z lasu. Nie miałem pojęcia czy Al straciła przytomność, czy najnormalniej w świecie zemdlała. Modliłem się w duchu, aby nic jej poważnego nie było. Horan zabiłby mnie na miejscu!
     Gdy przekroczyłem bramę nowego domu Alison, pierwszy zauważył mnie Louis. Zaczął krzyczeć do Niall'a, aby jak najszybciej zszedł do salonu, a sam podbiegł do nas. Przyłożył swoją dłoń do jej czoła i uważnie się przyjrzał blondynce.
        -Co się stało?- zapytał lekko zdenerwowany. 
        -Nie wiem... Otwórz mi drzwi...- powiedziałem. Po chwili znaleźliśmy się w salonie, gdzie położyłem siostrę Horanka. Sam blondyn pojawił się obok nas kilka sekund później.
        -Co jest Lou.. CO SIĘ JEJ STAŁO?!- krzyknął kiedy zobaczył Alison. Podszedł do niej i chwycił jej rękę.- Harry?
     Westchnąłem cicho. Dlaczego to ja, muszę zawsze wszystkim wszystko streszczać? Może dlatego, że ty wszystko wiesz? A poza tym to ty ją znalazłeś, głąbie!
        - Znalazłem ją nad jeziorem. Chwilę porozmawialiśmy i tak nawiasem mówiąc to Alison jest na ciebie mega wkurzona, Niall- spojrzałem na blondyna. Z zażenowaniem spuścił wzrok.- Gdy wracaliśmy, usłyszeliśmy czyjś krzyk, więc pobiegliśmy w tamtą stronę. Na polance leżała jakaś dziewczyna, a nad nią stał chłopak, który ją bił. Alison zajęła się nieznajomą, a ja tym gościem. Pobiłem go trochę, a potem wróciłem do dziewczyn. Al chciała ją odprowadzić do domu, ale tamta się nie zgodziła i szybko uciekła. No, a potem... Alison zemdlała w drodze powrotnej...- mruknąłem cicho.- I jeszcze jedno. Na tej polance... Znowu miała ten swój ''atak''...
     Chłopcy pokiwali głowami. Niall gładził dłoń siostry intensywnie nad czymś myśląc. Po chwili podniósł się i chwycił telefon.
        -Zanieś ją do jej pokoju, Harry. Dzwonię po lekarza. - zawołał i wyszedł z salonu. Wymieniłem z Louisem zdziwione spojrzenia, ale posłusznie ponownie wziąłem dziewczynę na ręce. Lou szedł przede mną, aby otworzyć mi drzwi do pokoju. Po kilku krokach, mogłem położyć Alison na łóżku. Wyglądała...jakby spała.
     Żaden z nas nie opuścił pokoju. Louis usiadł na dywanie obok łóżka, a ja zająłem miejsce obok niego. W pomieszczeniu panowała prawie idealna cisza- słychać było tylko nasze oddechy.
     Nie rozumiałem wiele rzeczy. Po pierwsze, dlaczego dziwne zachowania dziewczyny zaczęły się teraz? Przecież widzieliśmy się nie raz, głównie na kilka godzin, no ale... Nikt z nas nic nie zauważył. A jeżeli faktycznie było tak, jak powiedział Horan, że jego siostra została skrzywdzona, czemu żaden z nas nie zareagował? Same pytania bez odpowiedzi. Nie miałem pojęcia, co skłoniło blondynkę do takich zachowań. Bo coś musiało, prawda?
     Kolejną rzeczą, jakiej za żadne skarby nie mogłem pojąć, to to jaką nienawiścią darzy swojego brata. Z daleka widać, że Niallowi zależy na poprawieniu swoich relacji z siostrą, ale to ona wszystko niszczy. Odburkuje, zlewa prośby, ucieka, doprowadza wszystkich do białej gorączki... Sam w jej wieku nie byłem święty, miałem też o wiele więcej możliwości, bo One Direction zbijał się na szczyty, ale NIGDY nie doprowadziłem swojego rodzeństwa do takiej bezradności, jaką widzę u Niall'a. To od niego bije na kilometr.
     Nie wiedział co miał zrobić, kiedy rodzice Al dzwonili do niego z nową historyjką i jednym tym samym podsumowaniem jej wyczynów: ,, Alison jest zatrzymana''. Jego mina ani razu się nie zmienia, kiedy to słyszy. Wydawać by się mogło, że już do tego przywykł, ale tak nie jest. To go boli. Bardzo...
      Zamknąłem oczy i cicho westchnąłem. Ta dziewczyna jest dla mnie jedną wielką zagadką. Raz się wydaje miłą, wesołą i uczuciową dziewczyną, a w następnej sekundzie zmienia się w bezuczuciową, zimną i wyniosłą sukę, do której bez kija nawet nie podchodź. Może to i lepiej, że to właśnie Zayn został jej ''niańką''? Wszyscy doskonale wiedzą, że nastolatka się go boi i nikt nie wie dlaczego. Czym Malik się jej naraził?
     Nagle drzwi do pokoju ponownie się otworzyły, a do środka wpadł Niall i jakiś starszy, siwy mężczyzna. Ruchem ręki nakazał nam wyjść, co uczyniliśmy z ociągnięciem. Mam nadzieję, że Alison nic nie będzie.

*********
*Niall P.O.V.*

     Gdy dziewczyna wybiegła za bramę, natychmiast za nią ruszyłem. Chciałem ją przeprosić za to co zrobiłem. Nie chciałem jej uderzyć, ale to co zrobiła na lotnisku, potem to co powiedziała skumulowało się i nie wytrzymałem. Miałem dość jej aroganckiej postawy i tego zaczepnego uśmieszku na twarzy. Czy ona nie rozumiała, że wszystko co robię, to dla jej pieprzonego bezpieczeństwa? Nie chcę potem mieć wyrzutów sumienia, bo nie pomogłem siostrze i wylądowała za kratkami. To byłby cios poniżej pasa.
     Rozejrzałem się dookoła, ale dziewczyna zdążyła się już rozpłynąć. Przekląłem cicho pod nosem i kopnąłem najbliższy kamień. Jesteś idiotą, Horan!
     Po kilku minutach, kiedy nie zauważyłem nigdzie Alison, wróciłem na podjazd. Chłopaki byli już w środku, o czym poinformowały mnie głośnie śmiechy dobiegające z wnętrza domu. Ochrona wyciągała nasze bagaże i po kolei zanoszono je do domu. Minąłem nasz samochód i wbiegłem po schodkach. 
     Dom nie zmienił się od mojego ostatniego pobytu tutaj, a to było jakieś... pół roku temu. Pamiętam jak kupowałem ten dom i wręczałem mamie klucze. Nie chciała ich przyjąć, ale w końcu z tatą zdołaliśmy ją do tego przekonać. Obiecałem jej, że będę przyjeżdżać tutaj z chłopakami za każdym razem, gdy będziemy mieli wolne. I słowa dotrzymałem.
     Skierowałem swoje kroki do salonu, gdzie Harry własnie opowiadał jedną z tych sytuacji, które nie miały się zdarzyć na koncercie, ale jak wiadomo... Z nami wszystko możliwe.
        -... zaczynamy śpiewać, kiedy nagle Liam zbiega z podestu i wpada na Louisa. Oboje oczywiście się przewracają, co wywołuje śmiech u fanów. I piosenka poszła ładnie się paść na łące, bo nasi dwaj prowadzący wyłożyli się na środku sceny...- opowiadał Loczek, a mama siedziała na kanapie i zaśmiewała się do łez. Odwróciła się w moją stronę i szeroko uśmiechnęła.
        -Niall! Boże synuś, znowu mi urosłeś!- zawołała podbiegając do mnie.- Prosiłam, żebyś przestał tak nie rosnąć...!
     Zaśmiałem się i mocno ją objąłem.
        -Mamo, ja już nie rosnę, tylko ty... ale w przeciwną stronę.- powiedziałem, szczerząc się. Mama zmierzyła mnie srogim spojrzeniem i pogroziła palcem.
        - To, że twoja matka się kurczy, młody człowieku, nie oznacza, że możesz się z niej nabijać. Pamiętaj, że nadal mogę wlepić ci szlaban.- uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w policzek.
        - Tak, ja też się cieszę, że cię widzę...- powiedziałem i wyminąłem ją. Usiadłem na wolnym fotelu i ukryłem twarz w dłonie. Gdzie mogła pobiec Alison? Przecież, nie zna dokładnie Mullingar. A co jeśli, coś jej się stanie? Nie wybaczę tego sobie...
        - Cóż chłopcy, pewnie jesteście głodni. Zapraszam do stołu, za chwilę podam obiad.- zawołała mama i zniknęła w kuchni.
        - Powinienem szukać Al...- mruknąłem cicho.
        - Poszukamy jej po obiedzie, Niall- powiedział Zayn bawiąc się telefonem.- Jest już dużą dziewczynką, nie możemy pilnować jej na każdym kroku...
     Mulat miał rację. Nie mogę ciągle myśleć o siostrze. Odpowiada za siebie... I doskonale wie co robi. Chyba...

*

     Gdy obiad się skończył, każdy z nas rozszedł się w inną stronę i szukaliśmy Alison. Ja skierowałem się w stronę centrum, mając nadzieję, że zobaczę ją gdzieś w sklepie, albo parku. Po kilku godzinach bezsensownych poszukiwań wróciłem do domu, gdzie był już Louis. Spojrzałem na niego pytająco, a ten pokręcił głową. Westchnąłem i usiadłem na kanapie, czekając na resztę. 
     Pierwszy pojawił się Liam, ale i on nie znalazł Alison, tak samo Zayn. Pokręciłem z niedowierzaniem głową znikając w pokoju, gdzie mieliśmy swoją własną siłownię. Chwyciłem wielkie czerwone rękawice i założyłem je. Stanąłem naprzeciwko worka treningowego, mierząc go najpierw wzrokiem, a potem wymierzyłem pierwszy cios. Czerwony przedmiot odfrunął na kilka centymetrów i zaczął wracać. Zanim do mnie dotarł wymierzyłem kolejny cios ręką.
     Siłowałem się z workiem jakiś czas. Gdy czułem jak moje dłonie, wręcz pulsują, zdjąłem rękawice i odrzuciłem je w bok. Usiadłem na podłodze zamykając oczy. Co mogę zrobić, aby Alison w końcu zaczęła traktować mnie jak swojego brata?!
       - Niall, złaź szybko na dół!- usłyszałem wycie Louis'a. Z niechęcią podniosłem się z podłogi i ściągnąłem przepoconą koszulkę. W samych jeansach zszedłem do salonu, gdzie panował mały harmider.
        - Co jest Lou...- rzuciłem stając obok Liam'a. Li patrzył przerażony na środek pokoju więc podążyłem wzrokiem za nim. Na kanapie leżała blada jak śmierć Alison. Zamarłem na chwilę.- CO SIĘ JEJ STAŁO?!- zawołałem podbiegając do niej. Szybko chwyciłem jej dłoń, która  była przeraźliwie zimna. Błagam niech ona żyje! Uważnie przypatrywałem się jej klatce piersiowej. Powoli unosiła się w górę i w dół. Odetchnąłem z ulgą. - Harry?- spojrzałem na wymienionego.
     W jego oczach dostrzegłem zmieszanie pomieszane z lękiem. Podrapał się po głowie i zaczął opowiadać. Uważnie słuchałem całej historii. Czyli dziewczyna znowu miała ''atak''? Zdecydowanie coś mi tu nie gra i KONIECZNIE muszę porozmawiać z Alison. Zrobię to, gdy tylko się obudzi.
        - Zanieś ją do jej pokoju, Harry- rzuciłem i wyciągnąłem telefon- Dzwonię po lekarza.
     Szybko wybrałem potrzebny mi numer. Po kilku sekundach, ktoś po drugiej stronie odebrał telefon, a ja pokrótce opisałem całą sytuację. Lekarz obiecał, że zjawi się za kilka minut.
     Opadłem na najbliższy stołek w kuchni i zamknąłem oczy. Dlaczego Alison, do kurwy nędzy zawsze musi się w coś wpakować?!
        - Stary...- usłyszałem głos nad sobą. Otworzyłem oczy i zobaczyłem uśmiechniętego Malik'a. Uniosłem jedną brew.- Będzie dobrze... Po prostu zemdlała.
     Pokiwałem głową i znowu zamknąłem oczy. Nie miałem nawet siły na rozmowę.
        -Trzymaj.- powiedział Zayn, a chwilę potem jakiś miękki materiał wylądował na mojej twarzy. Uniosłem go i zobaczyłem, że była to moja koszulka. Bez zastanowienia włożyłem ją.
        -Dzięki- mruknąłem. Nagle po domu rozszedł się odgłos dzwonka do drzwi. Szybko poderwałem się z miejsca i z rozmachem je otworzyłem. Wpuściłem doktora do środka i skierowaliśmy się do pokoju Al.
     Lekarz wyprosił nas z pokoju, po czym zamknął drzwi. Gdy w końcu drzwi otworzyły się ponownie zerknąłem na zegarek. Czekaliśmy pół godziny. Najdłuższe pół godziny w moim życiu. Najdłuższe i najgorsze.
        - Dziewczyna zemdlała z wycieńczenia i odwodnienia. Przepisałem jej tabletki na wzmocnienie- powiedział podając mi białą kartkę.- Za niedługo powinna się obudzić, proszę wtedy dopilnować, aby coś zjadła i odpoczęła...
        - Dobrze, tak będzie.- zawołałem, oddychając z ulgą.
        - Jest jeszcze coś...- rzucił doktor i spojrzał na mnie. O nie. Nie podoba mi się ten wzrok....



*******
I jak się Wam podoba? Bo mnie nawet... :D
Dziękuję za komentarze!
A teraz radujcie się! Dobiliśmy do 10 odcinka! Yeah!
Btw. Razem z Latte Lottie prowadzimy wspólnie blog z opowiadaniem o 1D, mam nadzieję, że wpadniecie!
Pomaluj mój szary świat, swoją kolorową kredką...
Komentujcie!

piątek, 21 marca 2014

Chapter IX


******
*Alison P.O.V.*

     Powolnym krokiem przemierzałam las, czując na karku oddech Harry'ego. Styles nie spuszczał ze mnie wzroku, i badawczo obserwował każdy mój krok. Wiedziałam, że chce, abym bezpiecznie doszła do domu, ale jakoś nie miałam ochoty na powrót, a co gorsza na spotkanie z Niallem. Wciąż byłam na niego zła, za to, że mnie spoliczkował. Jaki normalny facet bije dziewczynę?! No chociaż... Horan nie jest normalny. Gdyby był, nie byłoby go w tym pieprzonym zespole.
     Trzask łamanej suchej gałązki rozniósł się echem po lesie. Przekrzywiłam głowę i zmrużyłam oczy. Czy mi się wydaje, czy na drzewie przede mną ktoś jest? Podeszłam jeszcze kilka kroków...
     Przestraszona gwałtownie odskoczyłam do tyłu i wpadłam na klatkę piersiową Harry'ego. Gdyby nie mocny chwyt chłopaka, dawno leżelibyśmy na ziemi. Z drzewa wyfrunęło stado ptaków, robiąc przy tym ogromny hałas. Spojrzałam w górę i obserwowałam jak stworzenia oddalają się od nas i lecą w kierunku zachodzącego słońca.
        - Wszystko w porządku?- usłyszałam szept loczka. Skinęłam głową i odsunęłam się od niego. Zrobiłam niepewnie kilka kroków do przodu i raptownie się zatrzymałam.
        -Harry, słyszałeś to?- rzuciłam za siebie, a po chwili Hazza znalazł się obok mnie.
        - Co takiego?- mruknął marszcząc brwi.
     Wpatrywałam się w przestrzeń przed sobą. Przed chwilą miałam wrażenie, że usłyszałam czyjś krzyk. Głośny, przerażający krzyk. Musiało mi się wydawać.
        - Nieważne. Chodźmy stąd- powiedziałam i zaczęłam ponownie iść. Miałam już dosyć lasu, chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Przeszliśmy zaledwie kilka metrów, kiedy do moich uszu ponownie dobiegł krzyk. Po reakcji Harry'ego poznałam, że on również go usłyszał.
     Bez zastanowienia, zaczęłam biec w stronę, skąd wydawał mi się dobiegać głos. Nie przejmowałam się tym, że Styles nadal stoi w miejscu. I tak za chwile zrobi to samo...
     Biegnąc zahaczyłam nogą o wystający korzeń. Przewróciłam się cicho klnąc, ale natychmiast się podniosłam i zaczęłam ponownie biec. Tym razem krzyk był głośniejszy, a ja tylko upewniłam się biegnę w dobrym kierunku. Po kilku susach wydostałam się na polanę i rozejrzałam się dookoła.
     Przede mną skulona, leżała jakaś ciemnowłosa dziewczyna, a obok niej stał chłopak, który kopał ją w brzuch. Zerknęłam na twarz dziewczyny, gdzie widać było tylko ból. Stanęłam jak wryta widząc tą scenę. Mimowolnie przypomniałam sobie podobną scenę...

*Retrospekcja*

      ,,Dzwonek na przerwę oznajmił, że mogę zabrać swoje rzeczy i zniknąć wszystkim z oczu. Szybko chwyciłam do rąk podręczniki i kurczowo je ściskając, ze spuszczoną głową wyszłam na korytarz. Dziś była środa, więc musiałam wytrzymać jeszcze dwa dni męczarni. Powoli podniosłam wzrok i zaczęłam błądzić po korytarzu. Uczniowie wpadali do szatni z różnych stron, przez co nikt nie mógł dopchać się do swoich szafek. Usiadłam pod ścianą i czekałam, aż ten cały harmider się uspokoi, a ja będę mogła niezauważalnie zabrać swoje rzeczy i wyjść z budynku.
     Hałas wokół mnie robił się coraz mniejszy, aż w końcu całkowicie ustał. Powoli podniosłam się i chwiejnym krokiem, weszłam do teraz już, pustej szatni. Wpisałam szyfr do zamka, a drzwiczki uchyliły się. Włożyłam podręczniki na półkę i ubrałam kurtkę. Gdy miałam już ją zamykać, z wnętrza wypadła fotografia. Podniosłam ją i spojrzałam na zdjęcie.
     To byłam ja i Niall. Staliśmy uśmiechnięci do aparatu, a za nami widać było ocean. To były nasze ostatnie wspólne wakacje, zaraz po tym blondyn poszedł do X-Factora i stał się gwiazdą, tym samym o mnie zapominając. Odwróciłam zdjęcie i zobaczyłam wielki niebieski napis: 
 ''Na zawsze razem. Nigdy Cię nie zostawię siostrzyczko. Kocham Cię!''
  Po moim policzku spłynęłam łza. Szybko wytarłam ją kciukiem i wściekła wrzuciłam zdjęcie do szafki i zatrzasnęłam ją. Kłamał. Przecież Niall nie potrafi nic innego robić, tylko kłamać. Obiecał, że mnie nie zostawi, a zrobił to- przy pierwszej lepszej okazji. Nigdy mu tego nie wybaczę.
     Nerwowym krokiem wyszłam z szatni i tym samym wpadając na kogoś. Zachwiałam się i upadłam na ziemię. Zamrugałam oczami i zaczęłam się tłumaczyć.
        - Przepraszam... Ja nie zauważyłam....- szybko się podniosłam i otrzepałam spodnie z kurzu. Podniosłam wzrok mając nadzieję, że zobaczę przed sobą jedną z sprzątaczek, lub samą dyrektorkę. Moja mina zrzedła, kiedy zobaczyłam... Tinę. I jej chłopaka- Brandona.
        - Masz rację, że przepraszasz, Alison...- wymruczała swoim słodkim głosem Tina. Przekrzywiła głowę i spojrzała na mnie badawczo- Wybierasz się dokądś? 
     Niepewnie skinęłam głową i zacisnęłam mocniej usta. Przez cały dzisiejszy dzień nie wpadłam ani razu na Tinę i jej świtę, więc miałam nadzieję, ze uda mi się wykaraskać z tego wszystkiego bez szwanku... Nie chwal dnia, póki się nie skończy...!
        - Oj nie wydaje mi się- powiedziała poprawiając swoje włosy. Uśmiechnęła się na widok mojej przestraszonej miny i podniosła rękę. Zamknęłam oczy, czekając, aż spadnie pierwszy cios, ale on nie nastąpił. Niepewnie uchyliłam powieki i widząc przed sobą wyciągniętą dłoń zmarszczyłam brwi.
- Wyskakuj z kasy, maleńka...- usłyszałam.
     Cofnęłam się o kilka kroków do tyłu gwałtownie mrugając oczami. Ona chce, żebym oddała jej swoje kieszonkowe?!
        - Ale...Ja nie mam...- wyjąkałam jeszcze bardziej przestraszona niż na początku. Blondynka zamknęła oczy znużona tym wszystkim i głęboko westchnęła.
        - Oj, Al... Co my teraz z tobą zrobimy?- rzuciła w przestrzeń zastanawiając się. Nagle, jednym gwałtownym ruchem ręki, uderzyła mnie, a ja z ogromną siłą wpadłam na szafki szkolne i odbiłam się od nich. W mojej głowie natychmiast można było odczuć ból. Skrzywiłam się i uniosłam rękę do głowy. Na szczęście nie lała się z niej krew.- Powtórzę jeszcze raz...- powiedziała Tina powoli się zbliżając. Jej chłopak przypatrywał się temu wszystkiemu z znudzeniem. Zerknął na dziewczynę, a potem na mnie. W jego oczach nie było współczucia.
        - Idę się wylać- mruknął i zniknął za drzwiami toalety. Ponownie skupiłam swój wzrok na blondynce. 
        - ... daj mi kasę...- warknęła w moją stronę i kopnęła mnie w brzuch. Z moich ust wydobył cię jęk i pisk. 
        - Ale ja nie nie mam...- wykrztusiłam z siebie z trudem. Skuliłam się czując kolejny cios.
        -Dawaj. Mi. Tą. Kasę.!!!- krzyknęła dziewczyna, a przy każdym słowie kopała mnie w brzuch. 
     Z moich oczu na nowo wypłynęły łzy, a z ust wydobywały się ciche jęki. Całe ciało mnie bolało, najbardziej żebra. Mam nadzieję, że są całe...
        - Kiedy ja naprawdę jej nie mam!- powiedziałam i rozpłakałam się na dobre. Tina spojrzała na mnie ze złością i chwyciła za włosy. Z moich ust wydostał się pisk.
        - Dobrze... Na jutro masz ją mieć. A teraz... dawaj swój telefon!- mówiąc to, mocno mnie szarpnęła.- No już! I nie myśl, że ktoś ci pomoże. Jesteśmy tutaj tylko my...- syknęła.
     Niepewnie sięgnęłam ręką do kieszeni i wyciągłam z niego mój nowy telefon. Blondynka mocno go chwyciła i ostatni raz mnie kopnęła w żebra. Skuliłam się, a w dziewczyna zaczęła się śmiać. Chwyciła Brandona za rękę i oboje wyszli z budynku...
     Po chwili podniosłam się, ale zaraz ponownie upadłam. Ból w podbrzuszu był do niezniesienia. Zacisnęłam zęby i ponownie wstałam podtrzymując się ścian. Chwyciłam torebkę i powoli idąc, opuściłam szkołę...''

*Koniec retrospekcji*

     Kolejny krzyk dziewczyny, przywrócił mnie do rzeczywistości. Szybko rzuciłam się chłopaka.
        - Zostaw ją, ty chuju!

**********

*Harry P.O.V.*

     Wpatrywałem się w oddalające się plecy Alison. Kurwa, Styles ogarnij dupę! Przecież, jak znowu ucieknie, Horan urwie ci jaja i powiesi! 
     Szybko ruszyłem za dziewczyną. Mogę przyznać jej jedno- skubana szybko biega. Po kilku krokach wybiegłem na polanę i zauważyłem dwa dziwne zjawiska.
     Pierwsze co zauważyłem to to, jak na trawie leży jakaś dziewczyna zasłaniając się rękoma. Nad nią stał chłopak i kopał ją w brzuch. 
     Drugie.... to Alison. Stała na skraju i wpatrywała się w parę z przerażeniem w oczach. Cała się trzęsła i była strasznie blada... Przecież ona zaraz zemdleje....
     Nagle dziewczyna zerwała się z miejsca i rzuciła na chłopaka. Oboje upadli na trawę, a Alison zaczęła okładać go pięściami. Szybko podbiegłem do nich i odsunąłem dziewczynę od nieznajomego. 
        - Zostaw go mnie, a ty się nią zajmij!- warknąłem w jej stronę i podszedłem do zbierającego się chłopaka. Zacisnąłem dłoń w pięść i kiedy ten na mnie spojrzał - oberwał. Ponownie upadł na trawę i chwycił się za bolący policzek.- Nie bije się dziewczyn, gnoju...- warknąłem w jego stronę. Odwróciłem się na pięcie i podbiegłem do dziewczyn.
       - Wszystko gra?- zapytałem Al, zatrzymując się obok niej. Nastolatka tylko skinęła głową i spojrzała na leżącą na ziemi dziewczynę.
        - Jesteś pewna Rebecco, że sama dojdziesz do domu? Może jednak cię odprowadzę?- zdziwiłem się, słysząc w głosie Al, delikatność. Od kiedy ona jest taka czuła na kogoś innego?
        - Tak...- odparła... Rebecca.- Dziękuję wam.-mruknęła cicho i po chwili zniknęła w lesie. Odwróciłem się i zmierzyłem wściekłym spojrzeniem, wciąż zbierającego się z ziemi chłopaka. Miałem ochotę jeszcze raz mu przyłożyć.
        - Harry starczy.- usłyszałem stanowczy głos Alison i czyjąś rękę ściskającą mocno mej ramię.- Wracajmy...- mruknęła.
     Niechętnie odwróciłem się do dziewczyny i mocno ją objąłem. Teraz już wiem, dlaczego na samym początku dziewczyna była taka blada. Miała jeden z tych swoich słynnych zmian nastroju. Wtedy staje się potulna na wszystko... Szczerze? Nie chcę tego widzieć jeszcze raz....

*********
Dziękuję wszystkim za komentarze!
Komentujcie!

poniedziałek, 17 marca 2014

niedziela, 16 marca 2014

Chapter VIII


   

A więc tak... Postanowiłam ściągnąć ''limity'' komentarzy. Zobaczymy ile z Was będzie komentować :P  A teraz zapraszam!
P.S. Ktoś pytał mnie czy mam tt. Podaje go tutaj: @bloom_bocz

************

     Podmuch mocnego, wiatru kolejny raz sprawił, że włosy znalazły się na mojej twarzy. Zniecierpliwionym ruchem odgarnęłam je przeklinając w duchu, że nie wzięłam gumki. Rozejrzałam się dookoła siebie i głośno westchnęłam. Podniosłam rękę do czerwonego policzka i delikatnie dotknęłam miejsca, gdzie jeszcze kilka minut temu znajdowała się ręka blondyna. Syknęłam cicho zdając sobie sprawę z tego, że to miejsce nadal mnie boli. Chociaż już nie tak mocno jak na początku.
     Podciągnęłam nogi bod brodę i oplotłam je rękoma, zaś czoło oparłam o kolana. Ten dzień od samego początku zapowiadał się na najgorszy w moim życiu. Jakoś mogłam przełknąć kolejną kłótnię z bratem, ale tego co potem zrobił nie spodziewał się nikt... ani ja, ani mama, ani żaden z członków 1D... Nikt.
     Zamknęłam oczy i wróciłam myślą do ostatnich wydarzeń... Wydarzeń, które zmieniły mój stosunek do blondyna. Obawiam się, że na gorsze...

*Retrospekcja*

     Mój wzrok badawczo rozglądał się wokół chcąc znaleźć jakieś zmiany w pomieszczeniu, jednak nic takiego nie widziałam. Salon jak i cały dom wyglądał dokładnie tak samo jak ostatnim razem, kiedy tu byłam. Uśmiechnęłam się na widok zdjęcia postawionego na półce. Zostało zrobione jakiś rok temu, kiedy ja, Greg i jego narzeczona, laliśmy się wodą z wielkich pistoletów na wodę. Zdjęcie zrobiła mama, zaśmiewając się przy okazji z naszych usilnych starań omijania strumienia wody. 
        - Niall mówił, że bardzo się zmieniłaś...- z wspomnień wyrwał mnie głos mamy. Zerknęłam na nią. W rękach trzymała ogromny kubek z herbatą, kurczowo go ściskając. Podniosłam głowę i spojrzałam w jej oczy.
        - Niall dużo mówi.- mruknęłam poprawiając się na kanapie.- Wcale mnie nie zna, nie ma prawa mnie osądzać... a non stop to robi.- prychnęłam.
        - Martwi się o ciebie- usłyszałam. Na mojej twarzy pojawił się kpiący uśmieszek. Martwi? On? Dobre sobie! Gdyby faktycznie tak było, wiedziałby o tym co się stało w mojej szkole. Wiedziałby o tym dlaczego taka jestem, co sprawiło, że taka się stałam. Ale on się o mnie martwi! Wielka mi gwiazda!
     Pokręciłam głową i strzepnęłam z spodni niewidzialny pyłek. 
        - Alison... - mama odstawiła kubek na stół i zbliżyła się do mnie. - Wiesz dlaczego jestem w stu procentach pewna, że twój brat się o ciebie martwi?- podniosłam brew - Ponieważ ściągnął cię tutaj. Chciał cię mieć na oku, więc chłopcy najpierw wpadli na pomysł, aby kupić dom w Londynie, gdzie mogliby mieszkać i przy okazji mieć cię blisko siebie. Ale po tym co zrobiłaś w klubie, Niall postanowił, żebyś przyjechała tutaj. Wiedział, że tutaj na pewno się uspokoisz. On chce dla ciebie jak najlepiej...
        - Najlepiej?!- krzyknęłam zrywając się z miejsca.- Do dlaczego mnie tutaj wysłał? Rzucił na głęboką wodę! Jest połowa drugiego semestru, a ja mam zmienić szkołę, iść gdzieś, gdzie wszyscy się znają, a ja będę tam sama. SAMA! Na dodatek kazał mi zostawić MOJE auto  W LONDYNIE! Jeżeli sądził, że po przyjeździe tutaj się zmienię, to się mylił.
     Zdenerwowana chodziłam w kółko zaciskając ręce w pięści. Jak ja tego dupka nienawidzę!
        - On ma mnie gdzieś, mamo- powiedziałam zatrzymując się przed nią. Rodzicielka skupiła na mnie swój czujny wzrok.- Przez kilka pieprzonych lat nie odezwał się ani słowem, a jak już zaczął to tylko wtedy, kiedy trzeba było wyciągnąć mnie z więzienia. Tylko wtedy. A teraz... Pojawia się jakby nigdy nic i rozkazuje mi co mam robić. Nie mam zamiaru go słuchać!
       - Alison...- mama westchnęła głośno i podniosła się. Była o kilka centymetrów wyższa ode mnie. Położyła swoje dłonie na moich ramionach i spojrzała w oczy.
       - Niall wie co robi. Musisz się go słuchać. Gdyby nie on... teraz ciebie nie byłoby tutaj. A ja nie mam zamiaru patrzeć jak moje dziecko gnije za kratkami- wyjąkała. 
     Momentalnie zwęziłam oczy. Kto jeszcze przypomni mi o tym, że o mały włos nie zostałam zamknięta w więzieniu? Odsunęłam się od mamy, chwyciłam telefon i skierowałam się w stronę drzwi.
        -Alison, dokąd idziesz?- za moimi plecami rozległ się zaniepokojony głos. Nie odwróciłam się.
       - Zaćpać się na śmierć- syknęłam.- Przynajmniej nie będziesz musiała patrzeć na mnie jak gnije za kratami.
        -Al... Nie o to mi chodziło... Porozm...- reszty zdania już nie usłyszałam. Trzasnęłam drzwiami i zbiegłam po kilku schodach. Szybkim krokiem szłam chodnikiem, chcąc znaleźć się poza posesją. Nagle ulicą przejechał czarny bus i zatrzymał się przed bramą. Drzwi rozsunęły się i wyskoczył z niego blondyn. Gdy tylko mnie zobaczył ruszył w moją stronę.
        - Co ty sobie do jasnej cholery myślałaś?!- krzyknął w moją stronę. Stanął przede mną i mierzył mnie wzrokiem z góry na dół. Był cały czerwony na twarzy. Zdaje się, że podniosłam mu ciśnienie.
        - Ale nie rozumiem o co ci chodzi...- wydęłam usta i przekrzywiłam głowę. Jak już zaczęłam go wkurzać, to trzeba to dokończyć.
        - Nie wkurwiaj mnie Alison- syknął blondyn i podszedł do mnie jeszcze bliżej.- Doskonale wiesz o co mi chodzi.
     Jego tęczówki pałały czystą nienawiścią. Widać było, że ledwo się powstrzymywał, aby czegoś nie powiedzieć. Pokręciłam głową i przewróciłam oczami. Po cholerę mu to wszystko wiedzieć?!
        - Nie mam zamiaru się z wami zadawać.- warknęłam.- Nie jestem małą dziewczynką Niall. Umiem o siebie zadbać. W przeciwieństwie do was... - zmierzyłam pozostałą czwórkę wściekłym spojrzeniem. Stali w pewnej odległości od nas i uważnie się nam przypatrywali.- Zrozum w końcu, że całego świata nie zbawisz, supermanie. A już na pewno nie mnie. Daruj sobie, kretynie. 
    Twarz Nialla zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Gwałtownie podniósł rękę i wymierzył mi siarczysty policzek. Krzyknęłam bardziej z zaskoczenia niż z bólu. Chwiejąc się odsunęłam się od niego kilka kroków. Blondyn jeszcze nigdy mnie nie uderzył. Wkurzałam go, krzyczał na mnie, ale nigdy nie podniósł na mnie ręki. Chwyciłam się za policzek i spojrzałam na niego. Wpatrywał się w swoją dłoń, jakby sam nie wiedział dlaczego to zrobił.
        - Jesteś nikim- warknęłam w jego stronę. Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.- Jesteś nikim Niall. Mam nadzieję, że szybko wyjedziesz... Nie chcę cię więcej widzieć na oczy. Nienawidzę cię.- wycedziłam ostanie zdanie i odwróciłam się na pięcie. Szybko wybiegłam z posesji i skierowałam się w stronę lasu. 
     Nie płakałam. Mam płakać, bo ten dupek mnie uderzył? Jeszcze czego...Skurwiel...

*Koniec retrospekcji*

     Objęłam się mocniej ramionami. Mimo, że do wakacji zostało kilka miesięcy i było jako tako ciepło, dzisiejszy dzień należał do tych chłodniejszych. Co z tego, że miałam na sobie kurtkę? To cholerstwo nawet nie grzeje...
      Po wyjściu z domu i niemiłym incydencie na ulicy, wbiegłam do lasu. Dość długo szłam przed siebie, aż w końcu znalazłam to miejsce. Było to małe jeziorko z pomostem, kilkoma łódkami i kamieniami. Usiadłam na jednym z nich i patrzyłam przed siebie.
     Nie miałam zamiaru wracać do domu. Gdybym tylko zobaczyła blondyna, coś bym mu zrobiła. COŚ bardzo złego. Musiałam się uspokoić.
        - Następnym razem się ubierz...- usłyszałam za sobą i gwałtownie się odwróciłam. Za mną z lasu wyłonił się Harry. Trzymał w ręku swoją bluzę, po czym zarzucił ją na moje ramiona.
        - Zabierz ją.- powiedziałam patrząc na kawałek materiału.- Teraz tobie będzie zimno. Jesteś w koszulce z krótkim rękawem.
        - Mną się nie przejmuj- machnął ręką i usiadł obok mnie. - Pokaż policzek- rzucił i chwycił mnie za podbródek odwracając moją twarz w swoim kierunku. Zmrużył oczy, kiedy dostrzegł czerwony ślad. Westchnął.- Niall nie chciał cię uderzyć.- wyrzucił z siebie w końcu. 
        - Chciał czy nie- zrobił to.- powiedziałam i odwróciłam wzrok. Jego wskazujący palec delikatnie gładził mój zaczerwieniony policzek. Syknęłam.
        - Boli cię?- zapytał momentalnie zaprzestając wykonywanej czynności. Skinęłam głową i odsunęłam się od niego. Nie chciałam na niego patrzeć. - Musimy wracać i przyłożyć lód do policzka, jeżeli nie chcesz w poniedziałek iść do szkoły z siniakiem...
       - To dopiero byłaby sensacja!- warknęłam- Nowa dziewczyna w szkole, z wielkim siniakiem na policzku, na dodatek mieszka w domu TEGO Horana.... Jakbym już za mało miała na sobie uwagi.
     Hazza wydał z siebie dziwny odgłos. Spojrzałam na niego, a on o mało się nie udusił ze śmiechu. Podniosłam brew i przyjrzałam się mu.
        - Boisz się tego, że ludzie wezmą cię za dziewczynę Horana?- zaśmiał się.
     Przewróciłam oczami i pokręciłam głową. Czy Styles udaje, czy faktycznie jest takim idiotą?
        - Nie. Nie chcę, żeby ktoś, ktokolwiek łączył mnie z wami. Większego obciachu zrobić już bym nie mogła.- powiedziałam i wstałam z miejsca.- Swoją drogą, jak mnie tutaj znalazłeś?
        - Niall kiedyś pokazał nam to miejsce. Było pierwsze na mojej liście do sprawdzenia. Wszyscy cię szukają.
     Prychnęłam. A nich sobie szukają. Ma tego dość, że każdy może uważać się za moją niańkę. Spokojnym krokiem szłam przez las, słysząc jak za mną idzie Harry. Boże... Dlaczego ja mam w życiu takiego pecha? I kiedy ten pieprzony zespół się ode mnie odwali...?!

*********

Zostawcie komentarze!

niedziela, 9 marca 2014

Chapter VII

Jestem z Was dumna. Gdy czytałam komentarze, aż się popłakałam. Jeszcze nikt nie powiedział mi tyle miłych słów! Dziękuję :*
Diana     
****************
*Alison P.O.V.*

     Mocnym szarpnięciem otworzyłam drzwi i po chwili znalazłam się przed budynkiem lotniska.  Oparłam się o ścianę i głęboko odetchnęłam. Te wspomnienia nie mogły do mnie wrócić. Nie teraz… nie po tym jak przez kilka lat robiłam wszystko, aby o tym zapomnieć.  Starałam się, aby nikt się o tym nie dowiedział…  aby to był mój sekret.
     Zamknęłam oczy i powoli uspokajałam swój oddech. Dlaczego za każdym razem, gdy któryś z nich mnie dotknie, przed moimi oczami pojawiają się tamte sceny? Przecież, oni nie są nimi. Lou ani Zayn nie chcieli nic mi zrobić, a mimo to… jestem przerażona.  Za każdym razem.
     Powoli uspokajałam się. Serce wróciło do swojego normalnego biegu, a ręce nie trzęsły się jak w febrze. Uśmiechnęłam się do siebie i powolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Wiedziałam w którą stronę trzeba iść, aby dojść do Mullingar. Miałam cichą nadzieję, że uda mi się złapać jakąś taksówkę.
     Ledwie odeszłam kilka kroków od budynku, rozległo się głośne trąbienie. Odwróciłam się i zobaczyłam wielkie,  czarne sportowe auto, a w nim trzech chłopaków. Blondyn, który siedział za kierownicą, uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
        - Gdzie idziesz, ślicznotko?- zapytał, zrównując się ze mną. Zmierzyłam go od stóp do głów. Chłopak był z bogatej rodziny. Skąd to wiem? Po jego markowych ubraniach i nowoczesnym telefonie, który miał wyjść dopiero za kilka miesięcy. Oprócz bogatych rodziców, musi mieć niezłe wtyki.
        - Do domu.- mruknęłam do niego i ruszyłam. Auto powoli jechało obok mnie.
        - Może cię podwieźć?- zaśmiałam się. Jeżeli koleś sądzi, że wsiądę do jego auta, to się grubo myli. Ja go nawet nie znam.
        - Po pierwsze, nie znam cię. Po drugie wątpię, że będzie ci się chciało jechać, aż do Mullingar- powiedziałam zezując na niego. Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
        - Po pierwsze nazywam się Caleb. Po drugie… my też mieszkamy w Mullingar, więc masz szczęście maleńka.
     Stanęłam i spojrzałam na niego. Niall prawdopodobnie by się wkurzył, gdyby się dowiedział, że wsiadłam z kimś kogo nie znam do samochodu.  Chociaż… o to mi głównie chodzi. O wkurzenie braciszka.
     Uśmiechnęłam się do Caleba i podeszłam do jego samochodu. Chłopak siedzący na tyle, pochylił się i otworzył mi drzwi. Mrugnęłam do niego i wsiadłam do auta. Po chwili maszyna ruszyła z piskiem opon.
        - Wiesz, jak ja mam na imię, ale my ciągle nie wiemy jak ty się nazywasz.- rzucił blondyn patrząc we wsteczne lusterko.
     Zerknęłam na niego. Mógł być w moim wieku... a to oznacza, że prawdopodobnie chodzi do szkoły. Coś czuję, że ten wyjazd będzie mi się opłacał.
        -Alison...- powiedziałam i odwzajemniłam jego spojrzenie.

***************

*Niall P.O.V*

     Słowa Al mnie zabolały. I miała rację. Miała cholerną rację. To ja wszystko spieprzyłem. To ja mówiłem, że nie mam innego rodzeństwa oprócz Grega. Chciałem ją chronić, przed mediami, przed reporterami, chciałem, żeby żyła normalnie tak ja kiedyś. 
     Zamknąłem oczy. Podświadomie czułem, że dziewczyna odchodzi. Nie zatrzymywałem jej. Nie chcę, żeby ponownie wytykała moje błędy, które popełniłem. I tak wiem, że zrobiłem ich naprawdę dużo.
     Nagły wrzask Malik'a spowodował, że otworzyłem oczy. Kilka metrów ode mnie Zayn trzymał Al za rękę. Mocno nią szarpnął co spowodowało to, że dziewczyna poleciała do przodu. Widziałem jak jej oczy stają się nieobecne, jak wkradł się w nie strach. Wyglądała jakby...była teraz zupełnie gdzie indziej.
     Gwałtownie podniosła nogę i przyłożyła Zaynowi w krocze. Mulat puścił ją i upadł na kolana. Dziewczyna zaś zaczęła się cała trząść i cicho jęczeć. Zrobiłem niepewnie kilka kroków w jej stronę, ale ubiegł mnie Louis. Podbiegł do dziewczyny i chwycił ją za nadgarstki. Mocno przyciągnął ją do siebie i zaczął coś szeptać do ucha. Al zaczęła się wyrywać, błagając, aby ją zostawił, ale po chwili zaczęła się uspokajać. W tym czasie Liam i Harry pomogli wstać Zaynowi. 
     Zmarszczyłem brwi. Co to miało być do cholery? Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby moja siostra się tak zachowywała. Ona... oszalała ze strachu.
     Ponownie spojrzałem na resztę, ale Alison już z nimi nie było. Szybko podszedłem do nich.
        - Co to było?- zapytałem patrząc na Louis'a.- I gdzie jest Alison?
        - Ja mam lepsze pytanie- wystękał Malik.- Kto ją nauczył dawać tak mocnego kopa w jaja?
     Cicho się zaśmiałem, ale po chwili znowu spoważniałem. Czekałem, patrząc na Lou, aż ten coś powie. On wie znaczniej więcej niż my.
       - Sam nie mam pojęcia- westchnął i podrapał się po głowie.- Wczoraj też tak miała.... Kiedy ty i Harry pojechaliście po jej samochód, chciałem od niej wyciągnąć kto ją nauczył tak prowadzić, bo to co powiedziała było po prostu jednym wielkim kłamstwem. - zaczął opowiadać- Tak samo jak Malik, szarpnąłem ją za rękę, a ona po prostu... znieruchomiała, skurczyła się, zaczęła się trząść. Wyjąkała, żebym ją puścił, a gdy to zrobiłem, zatoczyła się do tyłu i się rozpłakała. Nie mam bladego pojęcia co jest grane...
     Przekrzywiłem głowę. Coś mi tu nie gra. Alison nie reagowałaby tak agresywnie na czyjś dotyk, gdyby nie miała złych wspomnień z tym związanych. Zaraz... co?!
        - Wygląda na to, że ktoś ją skrzywdził...- powiedziałem cicho. Sam nie mogłem uwierzyć w to co mówię.- I albo nikomu o tym nie powiedziała... albo jej rodzice o tym wiedzieli i mi o tym nie powiedzieli... A prosiłem, żeby mówili wszystko.
     Pokręciłem głową zrezygnowany i skierowałem się w stronę wyjścia z lotniska. Nasze jak i bagaże Al, były już w busie. Rozejrzałem się dookoła, ale nigdzie nie zauważyłem siostry.
        - Lou, gdzie poszła Alison?- rzuciłem do przyjaciela, który pojawił się obok mnie.
        - Powiedziała, że mamy ją zostawić i wybiegła... Może Paul ją widział?- powiedział i podszedł do naszego ochroniarza. Ten zaczął żywnie gestykulować rękoma, wskazał jakieś miejsce na drodze i wzruszył ramionami. Tomlinson zbladł i wrócił do mnie.
       - I?- spojrzałem na niego.
       - Alison, wybiegła z budynku. Zaczęła iść w stronę miasta, ale podjechało jakieś czarne sportowe auto z trzema chłopakami. Chwilę rozmawiali i dziewczyna wsiadła do auta i odjechała z nimi...- powiedział niepewnie. Czułem jak moje ciśnienie gwałtownie podskakuje.
        - Co ona znowu, do kurwy nędzy wyprawia?!- zawołałem, wyciągając telefon.

********************

*Alison P.O.V.*

     Niall próbował się do mnie dodzwonić, ale za każdym razem go rozłączałam. Nie powiem... jest strasznie uparty. Chyba już dwadzieścia połączeń odrzuciłam a on nadal swoje. Westchnęłam zrezygnowana i wyłączyłam telefon.
        -Ktoś chyba się o ciebie martwi...- usłyszałam. Spojrzałam w bok na rudego chłopaka. Nazywał się Nick i był kuzynem Caleba. Chłopak siedzący przede mną nazywał się Justin, a z tego co się dowiedziałam, był ich najlepszym przyjacielem. Cała trójka chodzi do szkoły, do której ja również będę uczęszczać od poniedziałku. Tak jak podejrzewałam byli popularni. Grali w szkolnej drużynie piłki nożnej, a Caleb był jej kapitanem. Cóż... nie ma to jak poznać najpopularniejszych chłopaków w szkole, nawet jeszcze do niej nie przychodząc.
        - To tylko mój głupi, straszy brat. Myśli, że może mi rozkazywać...- zaśmiałam się. - Niech się trochę pomartwi. Małą dziewczynką już nie jestem.
        - A więc, Alison- zawołał z przedniego siedzenia Caleb.- Co sprowadza cię w nasze małe i kochane miasteczko?
        - Brat...- mruknęłam.-Uważa, że Londyn miał na mnie zły wpływ. I zmusił mnie do przeprowadzki tutaj...- poskarżyłam się.
     Chłopak gwizdnął.
        - Co ty takiego robiłaś tam, w Londynie, że przeniósł cię tutaj?!
        - Kilka razy mnie przyskrzynili, za bójki, drobne kradzieże, a ostatnio za posiadanie nielegalnego dowodu. To przez to jestem teraz tutaj...- przewróciłam oczami.
        - Uuuu... Ostra dziewczyna. Lubię takie.- uśmiechnął się.
        - Uważaj... Jeszcze wszystkiego o mnie nie wiesz...- zaśmiałam się.
     Auto powoli sunęło po asfalcie, aż w końcu minął napis ''Mullingar''. Zamknęłam oczy i chwyciłam swoją torebkę. Wyciągnęłam z niej papierosy i odpaliłam jednego. Nie musiałam się przejmować tym, że nadymię w samochodzie, bo akurat dach był złożony. Dym szybko wdarł się do moich płuc, dając mi przy tym ukojenie. Uspokoiłam się, a to było najważniejsze.
        - To na jakiej ulicy mieszkasz?- zapytał Caleb. Podałam mu adres, a po chwili znalazłam się pod moim domem. - Wow. Fajna chata.- zagwizdał.
        - Dzięki.- zawołałam i wysiadłam z auta.- Fajnie było was poznać.- uśmiechnęłam się.
        - Zobaczymy się w szkole!- zawołał Justin i po chwili auto zniknęło za rogiem. Odwróciłam się w stronę domu i powoli weszłam za ogrodzenie. Podeszłam do drzwi i cicho zapukałam. Po kilku sekundach otworzyły się z rozmachem i stanęła w nich mama.
        - Alison!- zawołała i mocno mnie uścisnęła.- Niall dzwonił. Mówił, że odłączyłaś się od nich, nawet nie wiesz jak się o ciebie martwi...- skarciła mnie.
       - Już jest OK, mamo... Potrafię o siebie zadbać.- mruknęłam wchodząc do środka.
     Witaj moje nowe, pokręcone i całkiem pojebane życie. Co ty na to, aby coś odwalić?

********************
P.S. Wiem, że tak nie wygląda dom Nialla w Irlandii. Ale powiedzmy, że Niall wybudował/kupił ten dom swoim rodzicom i w nim mieszkają.
P.S.2. Nie jestem fanką 1D i troszeczkę się nie orientuję, jeżeli chodzi o rodziców Nialla. Czy może mnie ktoś oświecić? Wiem, że jego rodzice się rozwiedli (?) ,ale nie mam pojęcia z kim Niall zamieszkał. I najważniejsze: Czy Niall utrzymuje kontakt z drugim rodzicem? Czytałam kilka wersji i wszędzie jest inaczej... 

25 komentarzy ( notka w niedzielę)

28- w środę


środa, 5 marca 2014

Chapter VI

Jak to szybko zleciało! Niedawno pisałam prolog, a tutaj już chapter VI! Dziękuję Wam za wejścia i komentarze :D
****************

*Alison P.O.V.*

     Z głośnym westchnięciem opadłam na fotel pasażerski w prywatnym samolocie One Direction. Tak, ten denny zespół posiadał własny samolot! I to nie byle jaki, tylko odrzutowiec. Oczywiście, po co mamy latać zwykłymi liniami lotniczymi, narażać się na ciekawskie spojrzenia, skoro można wsiąść w własny odrzutowiec i po kilku godzinach przyjemnego lotu być na miejscu?! Czujecie ten sarkazm?
     Podczas podróży busem na lotnisko, nie odezwałam się do nikogo. Unikałam wzroku Zayn'a, a z Niallem nie miałam ochoty gadać. Na samym początku próbował za wszelką cenę, wyciągnąć ode mnie, dlaczego wyszłam rano z domu, ale udawałam, że go nie słyszę. W końcu nie chcąc, obić mu jego buźki, za co na pewno dostałabym od jego fanek, wyciągnęłam słuchawki i pogrążyłam się w muzyce.
     Na lotnisku- całe szczęście - nie było tych Direcoś, dzięki czemu mogliśmy niezauważalnie przejść przez odprawę, a potem specjalnym bocznym wyjściem do samolotu. Widok maszyny, trochę mnie zdziwił i przeraził. Od zawsze bałam się latać samolotem, jakoś zawsze znosiłam podróże do Irlandii i z powrotem, ale to... to było coś innego. Teraz mam przy sobie pięcioro debili spod ciemnej gwiazdy.
     Gdy miałam wsiąść na pokład, zawahałam się, ale szybko się opamiętałam. To tylko głupi lot samolotem! myślałam siadając. Od razu zamknęłam oczy nie chcąc patrzeć na tych przygłupów. Znając życie zaraz coś odwalą... 
     Czułam jak ktoś siada obok mnie, ale mimo to nie otworzyłam oczu. Po perfumach poznałam, że był to Lou. Ten zapach... poznałabym wszędzie. Był nieziemski, aż chciało się podejść bliżej, aby poczuć go mocniej... STOP! Lou ma dziewczynę, opamiętaj się! Co mi dziś odpierdoliło?!

      Samolot po kilku minutach zaczął kołować. Mocno zacisnęłam palce na oparciu fotela i powoli odliczałam do dziesięciu, aby uspokoić swój oddech. Zawsze to pomagało i nie wpadałam w panikę... Starty i lądowania były, są i będą dla mnie najgorsze. 
     Gdy znajdowaliśmy się w powietrzu mogłam w końcu się rozluźnić. Oparłam głowę o nagłówek za mną i wsłuchałam się w rytm muzyki lecącej z słuchawek. Może istnieje szansa, że zasnę?
     Gdy powoli zasypiałam, obudził mnie sygnał przychodzącej wiadomości. Niechętnie otworzyłam oczy i chwyciłam telefon. Louis. Czy temu idiocie się nudzi?

,,Nie ładnie... paski są moje, zapomniałaś? Powiedzmy, że tym razem pozwolę bezczelnie skopiować mój styl, ale to pominiemy :P''


     Prychnęłam pod nosem. Jeżeli ten kretyn uważa, że będę się go pytać o pozwolenie o to jak mogę się ubrać, to grupo się pomylił. Spojrzałam na fotel obok mnie... który był pusty. Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się wokół siebie. Po chwili znalazłam swoją zgubę. Siedział z chłopakami i najwyraźniej grali w gry planszowe. Pokręciłam głową i ponownie zamknęłam oczy, chcąc w końcu zasnąć. Po kilku sekundach ponownie usłyszałam dźwięk sygnalizującą nową wiadomość.

,,Pffff.... Foch, jak możesz mnie ignorować? Zdajesz sobie sprawę z tego ile dziewczyn chciałoby być teraz na TWOIM miejscu? Siedzieć w samolocie 1D i pisać wiadomości z najprzystojniejszym facetem na świecie i dostać od niego pozwolenie na noszenie pasków... Oj zapędziłaś się księżniczko!''

      No nie... Szlag, Tomlinson!

Spierdalaj, Tomlinson! Obudziłeś mnie! Zapłacisz mi za to!

     Wkurzona wyłączyłam telefon i rzuciłam na miejsce obok mnie. Naciągnęłam mocniej sweter, który miałam na sobie i kolejny raz zamknęłam oczy. Jeżeli, znowu ktoś mi przerwie... zabiję... Zabiję na miejscu.
     Gwałtownie się ocknęłam słysząc wybuch głośnego i wesołego śmiechu. No tak. Mogłam przewidzieć, że z tymi złomami nie da się spokojnie znieść podróży. Westchnęłam i chwyciłam telefon. A na nich zemszczę się później. 
     Po upierdliwych wiadomościach Lou nie miałam już żadnej niespodzianki. Chociaż tyle dobrze. Przetarłam rękoma zmęczone oczy i rozpuściłam włosy. Wszystko mnie bolało jak po jakiejś walce.
        - Alison...- usłyszałam za sobą. Powoli odwróciłam się w stronę Harry'ego, który robił do mnie maślane oczka. - Proszę... Zagraj ze mną w karty....- wystękał.
     Wybuchnęłam śmiechem. On żartuje, prawda? Nie będę z nim grać! Nie ma mowy. Nie chcę, mieć nic wspólnego z tym zespołem, ani tym bardziej z jego członkami. Wystarczy, że z jednym z nich jestem już spokrewniona.
        -Harry- zaczęłam słodko.- Spieprzaj.
     Chłopak gwałtownie otworzył oczy na moje słowa. Chwilę później Styles klęczał przede mną i złożył ręce jak do modlitwy.
        - Alison, ja cię tak bardzo proszę...- wyjąkał- Zrobię wszystko, dosłownie wszystko, ale proszę cię... Zagraj ze mną, no...
    Tego Harry nie powinien, akurat był mówić.  W głowie zaświtała mi myśl. Przechyliłam głowę w bok i spojrzałam uważnie na chłopaka. Tak... To będzie idealna zemsta.
        - Wszystko?- zapytałam, chcąc się upewnić. A jeżeli powie, że nie?- Dokładnie wszystko?
     Żarliwie pokiwał głową, a ja wzruszyłam ramionami. Nie mogę pokazać nikomu, że mam jakiś plan. Jeszcze wszystko mogą zepsuć.
        - Dawaj, te karty. Gramy w pokera. - rzuciłam- Przegrany stawia wygranemu pizzę.
Tumblr_lnolfksxoj1qlnfkzo1_500_large
     Uśmiech na twarzy Hazzy był zaraźliwy. Chłopak zerwał się kolan i pobiegł po karty. Uśmiechnęłam się do siebie i klasnęłam w ręce. Nie dość, że mam idealną okazję, aby odegrać na wszystkich, za tą pieprzoną wyprowadzkę z Londynu, to jeszcze dostanę pizzę za dramo. Dobrze wiedziałam, że wygram. Jeszcze nigdy nie przegrałam.
     Przeciągnęłam się, podczas, gdy Harry tasował karty. Kątem oka zauważyłam, że pozostała czwórka przysiada się do nas i uważnie obserwuje. Tak... Patrzcie i podziwiajcie upadek waszego kolegi!
    Pół godziny później, radośnie się zaśmiałam prostując ręce.
       -Wygrałam! Stawiasz pizzę, kochany!- pogroziłam mu palcem. Wzrok Styles'a był bezcenny. Chyba jeszcze nigdy nie przegrał. Haha, utarłam nos Hazzie!- Jak dolecimy, to zastanowię się nad tym co masz dla mnie zrobić.
      Wygodnie oparłam się o fotel i zamknęłam oczy. Niech ten lot już się skończy!

**********

     Lądowanie przebiegło bez problemów. Z racji tego, że cały lot przesiedziałam w jednym miejscu i się nie ruszałam, gdy tylko wstałam poczułam jak wszystko zaczyna mnie boleć. Jęknęłam cicho i chwyciłam uchwyt torebki. Chwiejnym krokiem wyszłam z maszyny, a gdy stanęłam na stałym lądzie, rozprostowałam ramiona. Palce niemiło strzeliły, co wywołało grymas na twarzy przechodzącego Niall'a.
        - Wiesz, że mogłaś się ruszać w samolocie?- powiedział zatrzymując się obok mnie i obserwując.
        - Doskonale o tym wiedziałam Horan. Nie miałam ochoty, dołączać do waszej bandy debilów.- rzuciłam sarkastycznie, poprawiając torebkę. Czekaliśmy na odbiór bagaży. Wolę mieć na oku swoje rzeczy, niż potem biegać i szukać walizki.- To cud, że jeszcze ze sobą wytrzymujecie, ja mam was na karku dopiero jeden dzień, a już chce mi się rzygać, gdy was widzę...
     Blondyn zacisnął gwałtownie szczękę. Wiedziałam, że go wkurwiam tym co mówię, ale miałam do szczerze powiedziawszy w dupie. Nie będę dla nikogo miła. Szczególnie dla osoby, która udaje, że nie istniejesz przez kilka lat, a potem nagle zjawia się w twoim życiu i wywraca je do góry nogami. 
        - Alison... Nie uważasz, że najwyższa pora zakopać ten topór wojenny?- zapytał. W jego oczach dostrzegłam ból. Jaką muszę być suką bez uczuć, skoro ten wzrok mnie nie ruszył?
        - To nie ja go zbudowałam Niall.- warknęłam w jego stronę.- To, ty go zbudowałeś, a ja go postawiłam. Miej pretensje do siebie o dzisiejszą sytuację. Gdybyś inaczej się zachowywał na samym początku, gdybyś chociaż raz zadzwonił...- zaczęłam wyliczać. Czułam jak moje oczy robią się powoli mokre. Musiałam powiedzieć to co chciałam zanim się rozkleję. Nie chciałam widowiska.- Ale nie. Ty wolałeś udawać, że nie istnieję. To były twoje zasady, Horan. Ja po prostu robię to samo. Udaję, że nie istniejesz. Nie istniejesz dla mnie, od samego początku powstania waszego zespołu.
     Zdawałam sobie sprawę, że to co mówię to cios poniżej pasa, ale nie miałam zamiaru się wycofać. Nie teraz. Blondyn musi poczuć się tak samo jak ja, kilka lat temu, kiedy oglądałam pierwszy wywiad z One Direction, a Niall zaprzeczył mojemu istnieniu. To bolało. I to mocno.
     Odwróciłam się na pięcie, słysząc jak woła nas Malik. Mulat szybkim krokiem szedł w naszą stronę. Odwróciłam od niego wzrok i zaczęłam iść przed siebie. Im dalej od nich tym lepiej.
        - Alison, stój!- usłyszałam krzyk Zayn'a. Przeklęłam pod nosem, ale posłusznie się zatrzymałam.- Coś ty powiedziała Horanowi?!- wydarł się na mnie. Przewróciłam oczami i westchnęłam. No i zaczyna się cała szopka.- Coś ty powiedziała?!- chwycił mnie za rękę i szarpnął. Straciłam równowagę i poleciałam do przodu. 
        -Prawdę, Malik. Prawdę- syknęłam i szarpnęłam rękę. Chciałam ją wyrwać z zbyt mocnego uścisku chłopaka.
        - Jaką, kurwa prawdę?! Co mu nagadałaś?!
     Mulat zdenerwował się i mocno mną potrząsnął. Nagle przed moimi oczami pojawiło się wspomnienie sprzed kilku lat...

*Retrospekcja*

        - Wracaj, tutaj!- usłyszałam za sobą wrzask i głośny śmiech. Włosy zjeżyły mi się na karku ze strachu. Mój oddech już był świszczący i strasznie szybki. Serce waliło mi jak oszalałe. 
     Wbiegłam w jakiś korytarz i stanęłam w miejscu. Nigdzie nie było miejsca, aby się schować. Byłam w ślepej uliczce.
        - Szybko, jest tam!- usłyszałam pośpieszne kroki. Do moich oczu naszły łzy. Wiedziałam co zaraz się wydarzy...
     Nagle poczułam mocne szarpnięcie i wylądowałam na ścianie , uderzając o nią głową. Zakręciło mi się w niej, a do moich uszu dotarły szydercze śmiechy...

*Koniec retrospekcji *

     Nie myślałam, kiedy wykonałam ruch. Byłam cała spanikowana, owładną mną strach. Szybko podniosłam nogę i uderzyłam napastnika w krocze. Jęki chłopaka, które dobiegły do mnie, przywróciły mnie do rzeczywistości. Rozejrzałam się dookoła.
     Byłam na lotnisku w Irlandii, a chłopak, którego nieświadomie znokautowałam, okazał się być Zaynem. Szybko odsunęłam się od niego drżąc na całym ciele. Kręciło mi się w głowie, przed oczami miałam mroczki, a mój żołądek wykonywał salto. Podświadomie czułam jak ktoś do nas podbiega, jak ktoś coś do mnie mówi, jak czyjeś dłonie mnie dotykają. Zaczęłam się wyrwać, cicho jęcząc.
        - Zostaw mnie, proszę nie dotykaj mnie- wyszeptałam, chcąc się wyrwać z obcych rąk.
        -Alison, uspokój się. Al!- czyjś głos dobiegał do mnie jakby z daleka. To nie powinno się było stać. To wspomnienie nie miało prawa do mnie wrócić. Nie miałam prawa o nim pamiętać...
     Po moich policzkach spływały łzy. Ktoś mnie objął. Po perfumach poznałam, że to Lou. 
       - Ciii.... maleńka, no już... Nic ci nie grozi, on nie chciał nic ci zrobić- usłyszałam.
     Powoli zaczynałam wracać do świata rzeczywistego. Powoli podniosłam głowę i zamknęłam oczy. 
        -Zostawcie mnie.- szepnęłam cicho i wybiegłam z płyty lotniska. Nikt nie próbował za mną biec.


**********************

TADAM! Było 18 komentarzy? Nie.... Bo aż 20! Dziękuję Wam!

Kolejny odcinek - 20 komentarzy ( środa)
23 -||- ( niedziela)
Liczę na Was!

niedziela, 2 marca 2014

Chapter V

Tak jak obiecałam. Jest 13 komentarzy?... Nawet 15! Dziękuję wam :*


********

*Alison P.O.V.*

     Nagły huk zbudził mnie z mojego lekkiego i czujnego snu. Gwałtownie podniosłam się, co skutkowało sturlaniem z miękkiego i ciepłego łóżka. Po kilku sekundach bezczynnego leżenia i zbierania myśli,  z westchnięciem oparłam rękę na szafce nocnej i naparłam na nią. Bez porządnej kawy z samego rana, nie myślę, więc całkowicie zapomniałam o tym, że szafka  nie wytrzyma mojego ciężaru. Jednak... było już za późno. Komoda przechyliła się, uderzając mnie w nogę i przygniatając przy okazji stopę. 
        - KURWA MAĆ! - wydarłam się na cały dom mając głęboko w dupie to, że pobudzę resztę domowników. O ile już nie są na nogach, co innego mogło mnie zbudzić, jak nie piątka idiotów?! Powoli odsunęłam szafkę i rozmasowałam bolącą stopę. Na moje szczęście nie było tam nic ciężkiego.- Nie ma to jak piękny początek dnia - warknęłam do siebie powoli kuśtykając do walizek. Otworzyłam jedną z nich i wyciągłam czerwone rurki i białą koszulkę z krótkim rękawkiem w niebieskie paski. Chwyciłam jeszcze białe conversy i skierowałam się do łazienki. Jednym szybkim ruchem rozczesałam włosy, zaplatając je w luźnego warkocza. Usta musnęłam pomadką i spojrzałam na siebie w lustrze.
     Makijażu dzisiaj wyjątkowo postanowiłam nie nakładać, skoro czeka mnie kilku godzinna podróż samolotem. Swoją drogą, dlaczego tak szybko pogodziłam się z myślą, że muszę opuścić Londyn? Co ten Horan ze mną wczoraj zrobił?!
     Kolejny huk dobiegający z dołu, zmusił mnie do wyjścia na korytarz. Zbiegłam po schodach i wpadłam do kuchni, gdzie... stał mój brat z patelnią w ręce. Zmrużyłam oczy, gdy dostrzegłam na niej żółtą maź oraz kilka potłuczonych talerzy. Kątem oka zauważyłam jak Hazza wymyka się z pomieszczenia. Czy to czasami nie jest ulubiona zastawa mamy?
        - Co ty odpierdalasz Horan?- warknęłam w kierunku blondyna, który pokręcił tylko głową. Ach... Wiem co to oznacza. Zaraz się komuś oberwie...!
       -STYLES!!!- jego wrzask potrafi obudzić umarłego.- COŚ TY KUŹWA NAROBIŁ? MIAŁEŚ TYLKO POSTAWIĆ TALERZE NA STOLE!!!
     Zaśmiałam się pod nosem. Jeżeli zdenerwujesz Horanka z samego rana... masz przejebane. Nie chciałabym być teraz w skórze Hazzy... ani teraz, ani nigdy w życiu.
     Wściekły wzrok brata skierował się w moją stronę, na co wywróciłam oczami. Mnie tym nie przestraszysz kolego!
      Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej jogurt. Chwyciłam czystą łyżeczkę z szuflady i już miałam wyjść z pomieszczenia, kiedy zatrzymał mnie głos Niall'a:
        - To wszystko?- Zapytał zdziwiony. Kiedy mu ta złość tak szybko przeszła? Jeszcze chwilę temu, był gotowy zabić na miejscu Harry'ego- To jest twoje całe śniadanie?- wskazał na jogurt,wymachując patelnią. Tak, jeszcze wyżej! Za chwilę będziesz zbierał jej zawartość ze ścian!
     Zmarszczyłam brwi, patrząc na trzymaną przeze mnie rzecz. Według mnie, to było aż za dużo.
        -Taaak- powiedziałam - Macie przerąbane. To była ulubiona zastawa mamy- mruknęłam wskazując na porozbijane talerze. Szybko wyszłam z kuchni i usiadłam na kanapie w salonie. Chwyciłam pilot i jednym guzikiem włączyłam telewizor. 
     Wiadomości... czyli nuda, sport... znowu nuda, kulinaria...  nuda do kwadratu... znowu wiadomości... aż zabrakło mi słów, aby je określić. W końcu zniesmaczona tym, że nic ciekawego o tej porze nie leci, zostawiłam na wiadomościach. Staczasz się, Alison. Od kiedy oglądasz wiadomości?
        - Księżniczka już wstała?- usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Malik'a stojącego w
progu. Jednym ramieniem opierał się o framugę i uważnie mnie obserwował. Czy przez jeden dzień nie może sobie odpuścić? Nie jestem jakimś drogocennym okazem w muzeum, którego trzeba pilnować dzień i noc.
        -Tak, Jej Wysokość raczyła zejść z łóżka- mruknęłam i wróciłam do oglądania dennych wiadomości. Akurat wspominali coś, o spadkach notowań na giełdzie.- Gdyby nie mój niedorozwinięty brat i pieprzony Styles jeszcze bym spała. Ale oczywiście... zachciało im się rzucać talerzami! Pojeby...- dodałam po chwili.
     Jeżeli w Irlandii, codziennie rano będę mieć takie pobudki, poproszę tatę, żeby pozwolił zamieszkać mi w ogrodzie. Albo u sąsiadów. W najgorszym razie zamieszkam pod mostem. Ja tam będę się chciała wyspać!
        - Oj, nie marszcz tak swojego czółka, bo jeszcze ci zmarszczki wyskoczą.- zaśmiał się Malik. Wciągnęłam głośno powietrze. Natychmiast musiałam wyjść, jeżeli cały zespół One... coś tam, chce być w jednym kawałku. Doskonale wiedzieli co zrobić, żeby wkurzyć mnie z samego rana. Najbardziej Malik.
     Szybko wyłączyłam telewizor i wyrzuciłam pusty pojemnik po jogurcie do kosza. W kuchni, Niall kłócił się z Harrym o stłuczone talerze. W normalnej sytuacji stałabym tam i obserwowała rozwój wydarzeń, mając w duchu cichą nadzieję, że ktoś utrze nosa blondynowi. Byli tak sobą zajęci, że nawet mnie nie zauważyli. I bardzo dobrze, tym lepiej dla mnie.
      W przedpokoju chwyciłam czarną skórzaną kurtkę z której wyciągnęłam słuchawki. Nie zwracając uwagi na wołania Zayn'a z salonu, który kazał mi wrócić, wyszłam z  domu, głośno trzaskając drzwiami. Miałam dość tego domu wariatów. Nie dość, że zmuszają mnie do wyjazdu z kraju, to jeszcze rodzice nawet nie wyrazili chęci, żeby się ze mną pożegnać. Nienawidzę takiego życia.
     Szłam ulicami Londynu słuchając muzyki z mojego telefonu. Chciałam jak najlepiej zapamiętać Londyn. Nie mam pojęcia, czy jeszcze kiedyś tu wrócę. Chciałabym. To w końcu tutaj się wychowałam, tutaj mam przyjaciół, tutaj byłam szczęśliwa...Niestety... mój kochany braciszek musiał to wszystko dokładnie spieprzyć. Jak zawsze.
   
     Gdy mijałam Big Ben, wizytówkę Londynu, musiałam się na chwilę zatrzymać. Miałam wiele wspomnień związanych z tym miejscem.  Doskonale pamiętałam jak to tutaj się ukrywałam, gdy zwiewałam ze szkoły. Uśmiechnęłam się na tę myśl. Te czasy już nie wrócą... niestety... albo może stety?
     Zostały mi jeszcze dwa lata nauki, którą dokończę w Irlandii. Nawet nie chcę myśleć o tym, jakie będę musiała nosić mundurki. Widziałam te okropne ubrania i już wiem, że się nie polubimy. Nie ma szans.
     Zegar wskazywał godzinę siódmą rano. Nigdy tak wcześnie nie byłam na nogach. Zawsze wstawałam koło ósmej... Pokręciłam głową i szłam dalej przed siebie. Chciałam odwiedzić jeszcze Ingrid.  Muszę się pożegnać. Chociaż zanim to zrobię, idę o zakład, że dziewczyna strasznie mnie zwyzywa, za to, że wyciągam ją z łóżka o tej porze.
     Kilkadziesiąt minut później stałam już przed domem rudowłosej. Wyciągnęłam telefon i odłączyłam od niego słuchawki. Wybrałam numer do dziewczyny i czekałam, aż ta odbierze.
        - Nosz, kurwa, ja pierdolę kobieto! Czy ciebie do samego końca pojebało? Po chuja dzwonisz do mnie o tej pierdolonej porze?!- a nie mówiłam? Ta dziewczyna ma naprawdę ostry język, a to, w porównaniu z nią... to jeszcze nic.
        - Złaź na dół. Jestem pod twoim domem.- rzuciłam tylko i się rozłączyłam. Nie musiałam długo czekać. Po kilku sekundach, drzwi otworzyły się z rozmachem i wybiegła przez nie nastolatka. Jej długie, proste, rude włosy, były w kompletnym nieładzie, a oczy, gdyby tylko mogły zabijać- pozbawiłyby w tej chwili życia kilka osób znajdujących się najbliżej. Czyli mnie.
        - Chciałam się pożegnać Ingrid- mruknęłam wbijając wzrok w swoje stopy.- Wyjeżdżam do Irlandii. Na stałe... jak na razie.
     Słyszałam jak dziewczyna wciąga głośno powietrze i wypuszcza je ze świstem. Chyba się zdenerwowała.
        - To pomysł Nialla?- usłyszałam, po dość długiej ciszy. Niepewnie podniosłam na nią wzrok. Była blada jak ściana. Wiedziałam, że jest wściekła. Westchnęłam i pokiwałam głową odpowiadając na jej pytanie. Zamknęła oczy i pokręciła głową.- Czy on zawsze musi wpieprzać się w nasze życie? Czemu to zrobił?
        - Nie wiem. Może uważa, że Londyn ma na mnie zły wpływ... Zresztą gówno mnie to obchodzi. Jestem wkurzona na niego i na cały ten porąbany zespół. - zawołałam siadając na schodach. Wkurwia mnie to, że blondyn wszędzie wciska swój nos.- Masz fajkę? Ja swoje zostawiłam w domu, a muszę zapalić bo oszaleję.- wystękałam chwytając się za głowę.
     Rudowłosa pokiwała głową i znikła we wnętrzu domu. Po chwili rzuciła we mnie paczką naszych ulubionych papierosów. Wyciągnęłam jednego i podpaliłam. Dym nikotynowy, który poczułam w płucach, cudownie mnie uspokajał.
        - Kiedy jedziesz?- zapytała Ingrid siadając obok mnie i zapalając swojego papierosa. Po chwili z jej ust wydobył się obłok dymu.
        - Dzisiaj.- pokręciłam głową.- A konkretniej to zaraz. O dziewiątej mamy samolot.
     Siedziałyśmy na schodach i żadna z nas się nie odzywała. Chciałyśmy nacieszyć się sobą, póki jeszcze możemy. Po kilku minutach, wrzuciłyśmy resztki papierosów do popielniczki obok schodów. Powoli wstałam z miejsca i odwróciłam się do rudowłosej.
        - Będziesz do nas wpadać, prawda?- powiedziałam mocno ją obejmując.
        - Nie ma bata. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.- zaśmiałyśmy się.- Masz pisać, dzwonić i tak dalej. Będę tęsknić za tobą. Imprezy bez ciebie to już nie będzie to samo.
        - Nie przeginaj. Znajdziesz kogoś innego- szturchnęłam ją. Po chwili spoważniałam.- Ja też będę tęsknić. Nawet nie wiesz jak bardzo.
     Ostatni raz spojrzałyśmy na siebie, po czym rudowłosa zniknęła w domu. Westchnęłam i powolnym krokiem ruszyłam w drogę powrotną. Nie uśmiechało mi się, zostawianie tego wszystkiego. Ja tego nie chciałam... ale moje zdanie już się nie liczy.
        - Hej, Evans!- usłyszałam. Spojrzałam w stronę skąd dobiegał głos. Malik. Znowu.- Wsiadaj, mała...- wskazał głową na miejsce pasażera. Delikatnie uniosłam brew. Czy on na serio chciał, żebym wsiadła do samochodu? Swoją drogą skąd się tutaj wziął?!- No, dalej... Jak tego nie zrobisz, wsadzę cię siłą- dodał widząc jak się waham. Nie miałam wyboru. Mulat tak łatwo nie odpuszcza.
     Gdy zapięłam pas, chłopak ruszył. Nie odzywaliśmy się do siebie. Miałam w dupie nawet to, że prawdopodobnie mnie śledził. Po pożegnaniu z Ingrid, czułam się jakby wszystkie emocje ze mnie uleciały. Właśnie... Ingrid...
     Do moich oczu naszły łzy. Mocno zacisnęłam powieki, nie pozwalając im wypłynąć. Nie chcę, żeby Zayn widział jak płaczę. Nie zniosłabym myśli o tym, że widział jaka jestem słaba. Nie dam mu tej cholernej satysfakcji.
        - Ali....- zerknęłam niepewnie na niego. Patrzył w moją stronę, a jego wzrok był zmartwiony.... i smutny.- Wiem, że nie chcesz opuszczać Londynu... Ale zrozum... tam będzie lepiej. Uwierz mi. - powiedział uważnie obserwując moją reakcję.- Zresztą wszyscy tam będziemy, pomożemy ci.
     Pokiwałam głową. Kiedy ja stałam się taka...potulna? Jeszcze wczoraj na wieść o tym, że będę miała przy sobie tą piątkę chłopaków, wpadłabym w szał. A teraz... nawet nie zagryzłam warg. Cholera jasna! Co jest ze mną, nie tak?!
     Mulat zbliżył się do mnie i mocno objął. Odruchowo cała się spięłam, ale gdy poczułam, że jego uścisk był silny i bezpieczny, powoli rozluźniłam swoje ciało.
        - Wypłacz się, malutka. Wiesz, że łzy pomogą. Nie możesz tego trzymać w sobie.- szepnął mi do ucha. Skąd on wiedział, że lada chwila wybuchnę płaczem? I czemu nazwał mnie malutka?
     Jak na zawołanie po moich policzkach zaczęły spływać łzy, mocząc przy okazji koszulkę chłopaka. Odkąd pamiętam zawsze trzymałam Zayn'a na dystans. Nigdy tak bardzo mu nie ufałam. Wzbudzał we mnie jakiś taki... lęk. A teraz... siedziałam w jego samochodzie, pozwalając mu się obejmować i na dodatek płakałam na jego piersi. Chyba wczorajsza rozmowa z Lou mi zaszkodziła.
     Po kilku minutach, gdy już się uspokoiłam, odsunęłam się od chłopaka. Spojrzał w moje oczy i delikatnie się uśmiechnął.
        - Masz- podał mi chusteczkę, a ja szybko starłam ślady łez. Nie mogę pozwolić na to, żeby Niall widział, że płakałam. - A teraz uśmiechnij się i wracamy do domu.- zaśmiał się i włączył silnik. Ciekawe, kiedy zjechał na pobocze? I znowu nic nie zauważyłam!
        - Zayn...- powiedziałam cicho. Chłopak spojrzał na mnie pytająco- Piśnij komuś tylko słówko, o tym co się tutaj stało, to własnoręcznie ukręcę ci jaja, zrozumiano?- uśmiechnęłam się wrednie.
     Mulat pokręcił głową.
        - No i wróciła nasza, stara Alison.- skwitował pod nosem i zaczął pogwizdywać do piosenki lecącej z radia.

***********

     Szybko przekroczyłam próg pokoju, potykając się o nadal walające się walizki. Myślałam, że Niall już je zabrał!
        -Niall!- krzyknęłam, zbierając się z podłogi.- Miałeś zabrać te cholerne walizki!
     Po chwili w pokoju pojawił się blondyn. Spojrzał na mnie, a potem na wskazane przeze mnie rzeczy. Gdy zobaczył, cały stos bagaży, otworzył usta ze zdumienia.
        - Więcej, tego nie miałaś?- wyjąkał drapiąc się po głowie.
        - Jak widać nie. Jadę tam na stałe, więc logiczne, że muszę zabrać WSZYSTKO!- powiedziałam, chwytając torebkę i zbiegając ze schodów.
      Na dole wszyscy się krzątali jak w mrowisku. Harry latał po salonie, zakładając spodnie, zapinając koszulę i rozmawiając przez telefon jednocześnie. Louis niósł w rękach kilka pudełek z czymś pomarańczowym w środku... Hmmm... to chyba były marchewki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w ustach trzymał już jedną i żuł. Liam'a nigdzie nie było, więc pewnie krzątał się gdzieś na górze i zbierał resztę rzeczy chłopaków. Zayn zaś,w przebranej już koszulce, stał przed lustrem w przedpokoju, z grzebieniem i lakierem w ręku i układał sobie fryzurę. Idioci. Po prostu idioci.
     Nagle usłyszałam ogromny huk. Zerknęłam w stronę salonu, gdzie na podłodze leżał Harry. Widocznie musiał się potknąć o własne nogi. Pokręciłam głową widząc jego marne próby wstania.
     Zbiegłam z ostatnich kilku schodów i podeszłam do niego. Dzisiaj wyjątkowo będę dla wszystkich miłą osobą, chociaż oni nie koniecznie są tacy sami dla mnie. Posadziłam Hazzę na kanapie i pochyliłam się nad nim. Szybko zapięłam mu koszulę i zawiązałam buty. Normalnie jak dziecku. Chociaż tyle dobrze, że spodnie miał już włożone. 
     Jego zdziwiony wzrok, palił moją skórę. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
        - Nie przyzwyczajaj się. To się już nie powtórzy.- mruknęłam i uciekłam do kuchni. Zgarnęłam z blatu wodę i włożyłam do torebki. Wygląda na to, że jako jedyna jestem gotowa.
     Pewnym krokiem wróciłam do przedpokoju, gdzie po schodach schodził Niall i Liam z moimi walizkami. Zaśmiałam się na ten widok. Chyba nie zapomnę go do końca życia. Po prostu czysta komedia!
        - OK!- zawołał Liam będąc już na samym dole i przekazując moje rzeczy jednemu z ochroniarzy. Współczuję facetowi. - Wszyscy są? Zwarci i gotowi?
     Każdy pokiwał głową. Chwilę później chłopcy byli już na podjeździe i pakowali się do wielkiego busa. Ostatni raz rozejrzałam się po moim już byłym domu. Przeżyłam w nim kilka lat. Ciężko mi go tak zostawić. Z głośnym westchnięciem wyszłam przed dom i zamknęłam drzwi na klucz. Pora zacząć nowe życie.

***********
Najdłuższy odcinek jaki tutaj pisałam :P A w nim pojawiło się coś co na pewno ucieszy tych, którzy sądzą, że Al i Zayn będą razem :D 

15 komentarzy = Nowy odcinek ( niedziela)

18 komentarzy = Nowy odcinek ( Środa )

Dacie radę? xD