PRZECZYTAJ NOTKĘ NA KOŃCU ROZDZIAŁU!!!
****
Alison P.O.V.
- Alison, telefon!
Warknęłam cicho pod nosem, wrzucając ostatnią kolorową bluzkę do pralki, nastawiając pranie i wychodząc z łazienki, poprawiając opadające na czoło włosy. Szybko zbiegłam po schodach, chcąc dotrzeć jak najszybciej do aparatu, czego skutkiem było poślizgnięcie się na ciemnej koszulce mojego brata, leżącej zaraz przy wejściu do salonu.
-Serio, Niall? Nie masz miejsca w szafie, skoro trzymasz ubrania na podłodze?- syknęłam powoli podnosząc się z ziemi i piorunując blondyna wzrokiem. – Nie patrz tak, tylko odbierz- wskazałam głową na wciąż dzwoniący telefon. Chłopak wywrócił oczami, sięgając po urządzenie i przykładając je do ucha, po czym wymownie pokazał mi środkowy palec.
- Słucham…?- rzucił, odsuwając się ode mnie jak najdalej się dało. – Tak, Alison jest tutaj… na pewno chcesz ją do telefonu? Wiesz, jest nieco… drażliwa.- zmrużyłam oczy słysząc bzdury wypadające z ust brata. Ostrożnie podeszłam do niego i za nim blondyn zdążyłby się zorientować, wbiłam wskazujący palec prosto w jego żebra, wywołując tym samym okrzyk zaskoczenia i bólu.
- Cześć Al…- rozbawiony głos Zacka został zagłuszony przez głośny lament mojego brata, za co oberwał poduszką po głowie. – Co się tam dzieje?
- To Niall… jak zwykle gra utrapionego – wywróciłam oczami siadając na kanapie, automatycznie włączając telewizor.- Coś się stało, że dzwonisz?
Kolorowy ekran zamigotał, ukazując program dla małych dzieci. Stłumiłam ciche prychnięcie, przypominając sobie, że ostatnią osobą, która korzystała z tego wielkiego pudła, był Harry z Louisem. Naprawdę nie mam pojęcia co siedzi w ich głowach: raz są poważni i ‘’w miarę’’ normalni jak na swój wiek, a chwilę później zachowują się gorzej niż populacja małp w dżungli, z tą różnicą, że te czarne i na swój sposób słodkie stworzenia, nie rzucają w siebie resztkami jedzenia i napojów. a potem usilnie starają się zrzucić winę na drugiego.
- Taaak… - westchnął przez co w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Okej, co jest grane?- Pamiętasz… obietnicę, którą ci złożyliśmy z Rickiem w szpitalu?
- Jasne, że pamiętam. Tego nie da się zapomnieć- mruknęłam prostując się i wbijając spojrzenie w okno naprzeciwko mnie. – Obiecaliście, że zajmiecie się zabójcą Ch…- dodałam, ale w połowie słowa chłopak mi przerwał, wyrzucając z siebie tylko trzy słowa:
- On nie żyje.
Zacisnęłam dłonie w pięści, czując jak moje serce zalewa fala ulgi, a chwilę później ogromny strach. Doskonale wiedziałam, co przez tą krotką wiadomość chciał mi przekazać Zack. On i Rick musieli go znaleźć, a potem… zabić.
- Zack…- wyjąkałam podnosząc się z miejsca i szybko wychodząc z salonu. Wolałam przeprowadzić tę rozmowę gdzieś, gdzie nikt nas nie podsłucha. Wątpiłam w to czy Niall potrafiłby przejść koło takiej ''informacji'' obojętnie – zabójstwo nie jest przecież rozwiązaniem. I nie ważne jest to, kim była ta osoba, nie zasłużyła na to. Przynajmniej w tej kwestii mieliśmy to samo zdanie. – Powiedz mi, że nie cierpiał.
Milczenie po drugiej stronie potwierdziło moje obawy. Kimkolwiek był ten mężczyzna, moi przyjaciele postarali się o to, aby długo umierał i wręcz błagał o śmierć. ‘’Musiał ponieść konsekwencje tego co zrobił…’’
- Wiesz, że inaczej nie mogliśmy postąpić…
- Zwariowałeś?- zawołałam siadając na schodach przed wejściem do domu i zapalając papierosa z paczki Malika, która udało mi się wyciągnąć z jego kurtki – zawsze jest wyjście, jakieś cholerne rozwiązanie! Zabicie kogoś, miało być waszą ostatnią myślą i decyzją! Nie mogliście go pobić, zastraszyć, albo coś w tym stylu? A jeżeli już z góry, tak bardzo chcieliście pozbawić go życia, mogliście przynajmniej skrócić jego męki! - zdenerwowałam się.
- On zabił Chana, Alison!- chłopak po drugiej stronie telefonu zirytował się. – Należał do naszej rodziny, był naszym przyjacielem… nie mogłem pozwolić żyć komuś, kto najnormalniej w świecie wysadził go w powietrze! I tak nie przeszedł tego co Chan. Zasługiwał na wiele więcej.
Wypuściłam z rozdrażnieniem dym, wpatrując się w swoje buty. W głębi duszy rozumiałam postępowanie chłopaka – śmierć Chana również była ciosem dla nas wszystkich, ale ja w przeciwieństwie do dwójki pozostałych, nie byłabym w stanie zabić drugiej osoby. Nie miałabym na tyle odwagi… z resztą wiem, że Chan tego by nie chciał. Zemsta zawsze była ostatnią rzeczą do jakiej posuwał się Japończyk. Najpierw negocjacje, dopiero potem uderzenie.
Mogłam się spodziewać takiego rozwiązania. Rick, Zack i Chan znali się dłużej ode mnie, przeżyli więcej niebezpiecznych historii i ucieczek przed policją. Byli bardzo ze sobą zżyci, niemal tak samo jak bracia.
- Zack…- powiedziałam niepewnie, gasząc niedopałek – Po prostu… martwię się o was. Jeżeli policja was złapie… będę obwiniała o to tylko siebie.
- Ej, mała nie waż się tak mówić! Gliny nawet się nie zorientują, że facet miał z nami styczność. Upozorowaliśmy to na zwykły wypadek drogowy. Będzie dobrze.
- Powiesz mi chociaż, kto to był? – wyprostowałam nogi, czekając, aż przyjaciel nabierze odwagi, by wypowiedzieć imię nieboszczyka. Jednak nie tego się spodziewałam.
- Bayron.
Cholera. Czy to był ten facet z wyścigu, który ze mną przegrał?
Niall P.O.V.
Zerknąłem na kanapę w salonie, spodziewając się, że zobaczę tam siedząca blondynkę, jednak po Alison nie było nawet śladu, co w danej chwili było mi wprost na rękę. Szybko przeszedłem dzielące mnie metru do kuchni, gdzie byli moi rodzice. Musieliśmy porozmawiać o Ali.
- Mamo…- zacząłem, skupiając swój wzrok na starszej kobiecie – dzwonili do mnie ze szkoły Al. Chcą znać naszą decyzję odnośnie jej dalszej edukacji.
Mama skinęła głową, zagryzając wargi i wymownie patrząc na tatę. Mężczyzna odchrząknął, składając gazetę, którą właśnie czytał i wskazał mi głową miejsce przy stole, gdzie natychmiast usiadłem, cicho tupiąc nogą, aby rozładować napięcie.
- Postanowiliśmy, że Alison będzie uczyła się w domu – usłyszałem, przez co niewidzialny ciężar spadł z mojego serca – Nie chcemy dopuścić do kolejnych sytuacji… takich jak wcześniejszych.
Skinąłem głową doskonale wiedząc co tata miał na myśli. Gwałt, hejty, śmierć przyjaciela… to wszystko wydarzyło się w naprawdę krótkim czasie i miało na dziewczynę wpływ. Nadal boi się każdego najmniejszego dotyku, ale widać, że chce zapanować nad swoim ciałem i jego reakcjami. Cotygodniowe sesje z psychologiem naprawdę jej pomagały nie tylko z ‘’wypadkiem’’, ale również z szerzącą się nienawiścią do jej osoby.
- Postanowiliście z chłopakami, co zrobicie z waszymi fanami?- tata uniósł gazetę pokazując mi ogromne zdjęcie Alison na okładce z podpisem ''Wciąż znienawidzona!'' Przełknąłem ślinę, czując jak poczucie winy powoli zaczyna mnie oblewać.
- Tak.- skinąłem głową - Ali zostanie przydzielony ochroniarz, a my… zaczynamy przywoływać fanów do porządku – mruknąłem przypominając sobie, wczorajszy Twitlonger Louisa, w którym wyjaśnił sprawę z Eleanor, oraz poprosił, aby hejterzy zostawili w spokoju Alison. Na swój sposób było to nawet śmieszne – kiedy weźmie się pod uwagę fakt, że trzeba tłumaczyć się z każdego swojego ruchu, obcym – tak naprawdę - osobom. – Mam nadzieję, że coś to zmieni. Źle się czuję z myślą, że to wszystko przeze mnie. Mogłem inaczej postąpić...- mruknąłem opierając głowę na ramionach.
- Niall – mama spojrzała na mnie karcąco – nawet się nie obwiniaj. To nie jest niczyja wina, nie mogłeś przewidzieć reakcji Directioners. Wkrótce się wszystko uspokoi, a Al wróci do normalnego życia. Zobaczysz, tylko... musimy poczekać.
Oparłem się o krzesło, starając się rozluźnić. Następnego dnia wracaliśmy na trasę koncertową, czego nie mogliśmy już w żaden sposób opóźnić. Za każdy dzień zwłoki obrywała moja siostra, a ja miałem już dosyć patrzenia na tą fale nienawiści, kierowaną w jej stronę. Musieliśmy stawić czoła wszystkim plotkom i stanowczo im zaprzeczyć. Dla dobra Alison.
Blondynka starała się unikać wszystkich możliwych mediów, nie chcąc być ciągle atakowanym. Rozważała nawet, aby powiedzieć całemu światu prawdę, dlaczego zawiesiliśmy trasę, ale w ostateczności nie chciała ryzykować. Dopiero uwolniła się od myśli, że sprawcy, którzy zaciągnęli ją za budynek szkoły tamtego dnia, mogą ja ponownie skrzywdzić. Podejrzani zostali złapani w Londynie, a kiedy potwierdzono ich DNA z DNA z nasienia, zamknięto ich w areszcie. Za kilka tygodni czeka ich rozprawa sądowa, a potem… mam nadzieję, że zgniją w więzieniu. Zasługują na to.
Blondynka starała się unikać wszystkich możliwych mediów, nie chcąc być ciągle atakowanym. Rozważała nawet, aby powiedzieć całemu światu prawdę, dlaczego zawiesiliśmy trasę, ale w ostateczności nie chciała ryzykować. Dopiero uwolniła się od myśli, że sprawcy, którzy zaciągnęli ją za budynek szkoły tamtego dnia, mogą ja ponownie skrzywdzić. Podejrzani zostali złapani w Londynie, a kiedy potwierdzono ich DNA z DNA z nasienia, zamknięto ich w areszcie. Za kilka tygodni czeka ich rozprawa sądowa, a potem… mam nadzieję, że zgniją w więzieniu. Zasługują na to.
- Niall… czy pomiędzy Louisem a Alison… coś jest?- drgnąłem słysząc cichy szept mamy. Zmarszczyłem brwi zastanawiając się nad jej pytaniem. Przecież Louis… traktuje Ali jak własną siostrę… nic do niej nie czuje. Tak mi się wydaje.
- Nie mamo – pokręciłem głową, wstając. – Nic między nimi nie ma. I nie sądzę, żeby to się zmieniło.
Louis P.O.V.
Powoli wycofałem się z przedpokoju nie chcąc, aby Niall przyłapał mnie na podsłuchiwaniu. Nie byłby zbytnio zadowolony faktem, że ‘’niechcący’’ usłyszałem jego prywatną rozmowę z rodzicami.
- Nie mamo. Nic między nimi nie ma. I nie sądzę, żeby to się zmieniło.’’
Zacisnąłem dłonie w pięści, powoli osuwając się po ścianie. On nie wiedział. Nie miał bladego pojęcia o tym co się dzieje. Nie wiedział o tym co czułem do blondynki, więc nie mogłem mieć mu za złe tego, co powiedział. A jednak... miałem ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz to, jak bardzo jest ślepy.
Niall się o nią boi, to przecież jej brat, chce dla niej jak najlepiej. Ty postąpiłbyś identycznie, gdyby to samo spotkało twoją siostrę…
Uderzyłem tyłem głowy o ścianę za mną, próbując znaleźć odpowiednie rozwiązanie, które byłoby dobre zarówno dla Alison, Nialla jak i dla mnie. Jasne, chciałem być z blondynką, ale byłem pewien, że dziewczyna tak prędko nie zgodziłaby się wkroczenie w nowy związek. Nadal boi się dotyku, a w nocy śnią się jej koszmary przez które krzyczy. Tak bardzo chciałbym jej pomóc uporać się z nimi….
- Tomlinson wyglądasz jak jedno wielkie nieszczęście – uniosłem głowę, spoglądając w ciemne tęczówki Zayna. Wywróciłem oczami, ignorując jego uwagę, pozwalając sobie jedynie na ciche prychnięcie. – Gadaj, co się dzieje?- zapytał siadając obok mnie i mocno szturchając w ramię.
- Alison – jęknąłem, wiedząc, że nie muszę nic więcej mówić chłopakowi. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego w jakim położeniu jestem, jeszcze za nim sam zacząłem podejrzewać siebie o jakiekolwiek uczucia w stosunku do naszej przyjaciółki.
Mulat parsknął śmiechem, prostując nogi i zakładając ręce za głowę. Spojrzał przed siebie, a po chwili oskarżycielko dźgnął mnie w pierś.
- Kochasz ją?- zmrużył oczy, czekając na moją odpowiedź. Skinąłem głową, nie będąc w stanie wypowiedzieć potwierdzenia na głos. Bałem się… bałem się powiedzieć jednego głupiego tak. – W takim razie Tommo, musisz się postarać. Jutro wyjeżdżamy w trasę- zrezygnowany schowałem twarz w dłonie, żałując, że koncerty zostały ponownie wznowione. Gdybym miał więcej czasu… i pewność co do jej uczuć, może wtedy... – Wstawaj, musimy wszystko przygotować! - warknąłem, kiedy silne dłonie chłopaka chwyciły mnie za ramiona i postawiły do pionu - Nie po to użerałem się z waszą zakochaną dwójką, aby teraz patrzeć jak powoli się wykańczacie – krzyknął energicznie mną potrząsając – Tylko to spieprz Louis… to osobiście cię wypatroszę i powieszę za jaja.
*********
1) Bardzo dziękuje KIDemiLovato za sprawdzenie rozdziału oraz bycie moją betą ;)
2) Odcinek ma 4 strony w Wordzie
3) Jest to OSTATNI ODCINEK. ZA TYDZIEŃ OPUBLIKUJĘ EPILOG
4) Miałam tego nie robić, ale... powstaje II część opowiadania. Link do bloga: Perdu
Jeszcze nie ma tam nic.
5) Dziękuję za 58 (!) obserwatorów *.*
6) Dziękuję za 9,2K wyświetleń na Wattpad i za zajęcie 41 miejsca w #opowiadanie :D
7) Proszę, aby następny odcinek ( epilog) skomentowali WSZYSCY.